[26] Ważne, że się kochacie.
Przed pracą sprawdziłam, po pracy wstawiam 😂 Życzymy miłego czytania! I czym więcej komentarzy tym szybciej kolejny!
Kolejny dzień powitał Louisa śniadaniem do łóżka, co było prawdziwa niespodzianką.
- Kochanie? - jego głos wyrażał jego mocne zdziwienie.
- Coś zrobiłem nie tak? - spanikował obserwując to co przygotował.
- Nie, nie ale... Jak? Przecież nie lubisz gotować - spojrzał na pełną tacę, kiedy złapał dwie większe ręce.
- Chciałem zrobić ci przyjemność - odparł.
- I zrobiłeś - odparł szczęśliwie.
- To się cieszę - usiadł obok niego.
- Naleśniki, truskawki i banany do tego sok, kocham cię - ucałował policzek młodszego.
- Zdrowo dla was - uśmiechnął się.
- Tak... Ale rozumiem, że zjesz z nami? - spytał męża
- Oczywiście - przytaknął - Ale większość dla ciebie.
- Jak bardzo większość? - nie chciał wiedzieć, jak bardzo będzie musiał się zmuszać, by wszystko zjeść.
- Ile potrzebujesz, coś w kuchni jeszcze zostało - zapewnił go.
- Hazza, ale ja nie wiem, czy zjem połowę z tego - uświadomił męża o co mu chodziło i wziął w końcu do rąk sztućce.
- Smacznego - cmoknął w jego stronę.
Louis zaczął jeść, pod czujnym wzrokiem męża, w połowie wymiękł, tak jak myślał, ale widząc wzrok męża wcisnął w siebie jeszcze dwa naleśniki i kilka truskawek. Harry jadł razem z nim, był zadowolony z tego co zrobił.
- Musisz częściej gotować - oznajmił pełny już szatn.
- Nie wiem czy byś tego chciał - zaśmiał się.
- Ale to było pyszne! - zawołał i ponownie go pocałował, ale tym razem w usta.
- Naleśniki nauczyła mnie robić Gemma, nic innego nie wychodzi mi dobrze - skrzywił się.
- Nauczymy cię - obiecał, jeszcze raz smakując malinowe usta.
Brunet kontynuował pocałunek i jeszcze go pogłębił. Louis pozwalał mu na wszystko z zadowolonym mruknięciem.
- Jak dziś samopoczucie? - spytał.
- Mamy się dobrze, tato - odparł z delikatnym uśmiechem i odsunął się od młodszego
- To dobrze, jeśli mają dziś rodzice przyjść.
- Zapomniałem ich zaprosić na kilka dni! - zawołał
- Spokojnie Loueh, napisałem sms - przeczesal jego włosy.
- Okej - odetchnął.
- Jeszcze musimy coś ogarnąć dla twoich rodziców - zebrał wszystko na tacę.
- Teraz są na tym wyjeździe... Musimy poczekać - pokiwał głową
- No jasne - skinął i wziął wszystko do zmycia.
- Ja się nie ruszam z łóżka - zawołał starszy z leniwym uśmiechem
- Jak najbardziej jestem za - rzucił.
Louis poprawił się na łóżku i przytulił do poduszki. Harry posprzątał wszystko dokładnie i wrócił do swojego męża.
- Wspólna kąpiel? -zaproponował mężowi szatyn
- Jednak chcesz wyjść z łóżka?
- Tak, ale jeśli nie chcesz to mogę iść sam - wzruszył ramionami.
- O nie, nie, nie - oblizał wargi.
- No nie wiem - droczył się, kiedy wstał.
- Sam zaproponowałeś - uniósł brew.
- No w sumie - powoli odpinał koszulę męża, kiedy szedł do ich łazienki.
Harry cały czas asekurował szatyna, nie chciał żeby potknął się i żeby cokolwiek się stało. Kiedy Louis pochylił się by włożyć korek do wanny, złapał nagle się brzegu z syknięciem, bo głowa go mocno zabolala, przez pochylenie się.
- Loueh - brunet posadził męża na zamkniętej toalecie.
- Głowa - skrzywił się.
- Niedobrze - westchnął Harry - Może wrócimy do szpitala.
- Nie - pokręcił głową - Zapomnieliśmy kupić te leki, może to dlatego?
- Cholera, pójdę po nie - powiedział poważnie.
Louis delilatnie skinął głową, starając się nie ruszać z miejsca.
- Poczekaj pomogę - chwycił pod ramię męża.
- Dziękuję - powoli przedostali się do sypialni.
Brunet pomógł mu się położyć i okrył starszego kocem. Louis przymknął oczy i starał się głęboko oddychać, by jakoś zniwelować ból.
- Chcesz wody?
- Nie, nie tylko proszę pojedź po te leki.
- Dasz radę na chwilę zostać sam? - martwił się.
- Jak coś będę dzwonić... Ale nie wiem gdzie jest mój telefon - otworzył oczy i spojrzał na męża.
- Jest na szafce - sięgnął i położył go na poduszce obok niebieskookiego.
- Dziękuję - poprawił pozycję i cicho syknął. Ból nie ustępował.
- Naprawdę mi się to nie podoba - skrzywił się.
- Mi też nie, ale nie chce do szpitala - skrzywił się.
- Jeśli po lekach nie przejdzie to nie będzie innego wyboru - pokiwał głową.
- Cholera nie - jęknął
- Proszę, cokolwiek by się działo dzwoń, ja postaram się wrócić jak najszybciej - chciał mieć to za sobą.
- Dobrze, obiecuję - mówił szczerze
Harry pochylil się żeby zostawić pocałunek na czole starszego i wyszedł. Dla Louisa strasznie się dłużył. Ból nie chciał zejść. Młodszy Styles uwinął się w dwadzieścia minut i dosłownie wpadł do domu. Wziął butelkę wody i od razu skierował się do sypialni. Szatyn leżał na boku, z nietęgą miną.
- Jestem skarbie - młodszy usiadł na brzegu łóżka.
- Hazz - odetchnął z ulgą - Masz wszystko?
- Tak, mam kochanie. Usiądziesz na chwilę?
Szatyn usiadł z krzywą miną i spojrzał na męża. Młodszy podał mu leki i do tego butelkę z wodą. Louis prędko je połknął i popił wodą, nim odłożył butelkę i się z powrotem położył.
- Mam nadzieję że szybko pomogą - gładził plecy szatyna.
- Mmm, ja też - przytulił się do uda męża.
Harry nie ruszał się z miejsca cały czas będąc przy Louisie. Martwił się o niego, a właściwie o nich. Mijały kolejne ciężkie minuty, a Louisowi się nie poprawiało. Harry był już gotowy do zabrania męża do szpitala, kiedy szatyn w końcu usiadł.
- Puściło, w końcu puściło Hazz.
- Tylko bez gwałtownych ruchów skarbie - zastrzegł.
- Spróbuję - obiecał i przytulił się do niego poprawnie - Tak się bałem, że nie przestanie boleć
- Ja też Lou. Chcesz się wykąpać? - spytał Harry.
- Tak, bardzo.
Brunet nie pytając, wziął starszego na ręce i zniósł do łazienki, gdzie posadził go na blacie szafki. Louis nie komentował tego, wiedział że to wszystko dla dobra jego i maluszka. Harry zaczął przygotowywać kąpiel, a gdy woda się juz lała ostrożnie rozbierał męża.
- Czuję się jak dziecko - nie protestował.
- Czasem trzeba - uszczypnął pulchny policzek.
Louis wywrócił czule oczami i po chwili został przetronsportowany do wanny. Ciepla woda otulila jego ciało, a słodki zapach uderzył w niego.
- Przyjemnie - zrobił miejsce dla męża.
Brunet sam się rozebrał i usiadł za szatynem.
- Hazza, muszę ci coś pokazać - wyznał Louis, sam to niedawno zauważył.
- Tak? - mruknął.
- Jak wiesz, zawsze miałam mały brzuszek - wywrócił oczami.
- No wiem. - westchnął, bo to była obsesja starszego.
- No więc... - złapał dużą dłoń i położył na swoim brzuszku, który nie był już miękki i mały, tylko twardy i mały. Bardziej napięty.
- Maleństwo robi sobie miejsce - zachwycił się.
- Tak - jego głos był czuły i delikatny.
- Kocham to - pocałował szyję Louisa.
- Ja też - odchylil delikatnie głowę.
- Ciekawe czy jest chłopcem czy dziewczynką - mamrotał przy skórze starszego.
- Chciałbym chłopca z twoimi loczkami i dołeczkami, ale moimi oczami - wyznał
- I twoim noskiem - wyjął rękę z wody i zostawił pianę na czubku nosa męża.
Louis zrobił zeza i zachichotał.
- Nasza idealna mieszanka - szepnął młodszy.
- Chciałbym - na prawdę podobała mu się ta myśl.
- Nie za chłodna woda? - upewniał się.
- Idealna - zapewnił.
- Przeziębienie teraz nie wskazane - mruknął.
- To włącz jeszcze ciepłą wodę - wywrócił czule oczami
- I tak musimy niedługo wyjść - odparł.
- Prawda - obmywał swoje nagie ciało wodą.
- Moi rodzice niedługo będą z Kaiem i Andreą.
Louis ucieszył się, co nawet było po nim widać, w końcu nie widział swoich dzieci przez dwa dni. Harry pierwszy wyszedł z wanny, wytarł się dokładnie i ubrał. Louis wyjął korek i sam zaczął ostrożnie i powoli wychodzić.
- Lou... Poczekaj... - interweniował loczek.
- Okej, okej - ponownie usiadł, nie chcąc by ten był zły.
Brunet przygotował dla męża czyste i ciepłe ubrania, po czym pomógł mu. Starszy już po paru minutach był suchy i stał w czystych i ciepłych ubraniach.
- Chyba zamówię dziś jakiś obiad, co? - westchnął poprawiając włosy Louisa.
- Jeśli uważasz, że to dobry pomysł... Ale twoja mama to napewno wyczuje - skrzywił się.
- Wiem, ale masz lepszy pomysł? - rzucił.
- Nie, bo nie dasz mi gotować - pokręcił głową.
- Nie dam - potwierdził.
- Ja to rozumiem - ponownie przytulił się do męża - Kocham cię.
- Kocham cię - przymknął oczy na przyjemne ciepło.
Stali tak dłuższą chwilę, po prostu przytuleni do siebie.
- Co będziemy chcieli jeść? - spytał spoglądając na zegarek.
- Nie wiem, ale coś dobrego - odparł.
- Coś wymyślimy - mruknął - Chcesz się położyć?
- A muszę? - weszli do sypialni i spojrzał na łóżko
- Dobrze by było żebyś nabrał sił zanim będziemy mieli gości - stwierdził.
- Okej, dobrze - trochę niechętnie wrócił do łóżka.
- Dla waszego dobra - uśmiechnął się brunet.
- Tatuś troskliwy - zanucił.
- Zawsze - skinął.
Louis tylko mruknął i przymknął oczy. Odpoczynek, to odpoczynek. Harry poczekał aż starszy zasnął i zaczął trochę sprzątać w mieszkaniu zanim mieli pojawić się rodzice. Przy odpowiedniej porze, zamówił też jedzenie do domu. Sam wewnetrznie stęsknił się za swoimi dziećmi, ale ten wypadek... Jego Louis i nienarodzone dziecko. Rodzice zdążyli przyjechać, kiedy Louis jeszcze spał. Andrea i Kai rzucili się na tate od razu po przekroczeniu progu.
- Tatuś! - zawołali razem, kiedy Styles podniósł trzylatków.
- Ja też skarby. Dobrze się bawiliście u dziadków?
- Baba włączyła nam bajki i i dużo się z nami bawiła! - mówił podekscytowany Kai.
- To super - skinął i odstawił dzieci.
- Gdzie mama? - Andrea zaczęła szukać wzrokiem szatyna - Nie kocha nas? - wydała dolną wargę, która zaczęła drżeć.
- Mamusia bardzo was kocha, ale śpi teraz - wyjaśnił dziewczynce.
Anne i Robin pokręcili na to głową.
- Jak się czuje? - spytała kobieta, w końcu przytulając syna.
- Teraz lepiej, ale jeszcze rano było kiepsko - skrzywił się.
- Co się stało? - zainterweniował Robin, kiedy rozebrali się z wierzchnich ubrań. Oczywiście dorośli pomogli dzieciom.
- Bolała go głowa, ale wykupiłem leki i śpi, więc powinno być dobrze - mruknął.
- Hazza, dzieci? - zaspany Louis zszedł powoli po schodach - Anne, Robin?
- Mama! - pisnął Kai i ruszył w stronę szatyna.
- Mój mały chłopiec - uśmiechnął się delikatnie i ostrożnie ukucnął, by przytulić dziecko.
Andrea do nich dołączyła, a Harry uśmiechnął się na ich przywitanie. Louis złożył pocałunki na policzkach dzieci nim wstał i podszedł do rodziców Harry'ego, by ich uściskać. Wszyscy przeszli do salonu, Harry przygotował napoje w czasie gdy Louis rozmawiał z gośćmi. Powoli i wyraźnie tłumaczył, jak doszło do wypadku, słysząc, że chcą poznać jego stronę wydarzeń. Brunet po chwili wrócił i usiadł blisko męża obejmując go.
- Ale koniec końców, jesteśmy cali - wyznał, ponownie zapominając o liczbie mnogiej.
- Jesteście? - Anne oczywiście to wyłapała.
- Oops? - zagryzł dolną wargę Louis i spojrzał na męża - Kochanie?
- Będziecie dziadkami po raz kolejny? - zaśmiał się brunet.
- I to pewne - również się zaśmiał Louis.
- Kochani! - uśmiechnęła się Anne - Gratulacje, dobrze że maleństwu nic się nie stało.
- Prawie nic - potwierdził szatyn.
- Skoro rzucamy nowinkami jest jeszcze coś - wyznał Harry.
- W Vegas się pobraliśmy - tym razem zabrał głos Louis.
- Robin? Czemu mnie to nie dziwi? - westchnęła brunetka.
- Nasz syn już taki jest - objął żonę - Gratulacje, ale zrobicie coś dla rodziny?
- Tak oczywiście - zapewnił ich Harry.
Dla rodziców Harry'ego to wciąż był lekki szok. Dzieci niczego nieświadome się bawiły ze sobą.
- Okej, okej - mruknęła Anne - Dużo informacji na raz.
- Tak tyci? - Louis zrobił małą odległość między palcami.
- Troszkę więcej - pokręciła głową.
- O tyle - powiększył troszkę odległość.
- Idę odebrać jedzenie - mruknął Harry kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Harry miał zawsze dwie lewe ręce do gotowania - Robin się zaśmiał.
- I mu tak zostanie chyba - dodała Anne.
- Zrobił dziś nam pyszne naleśniki - bronił męża, Louis
- Gemma go kiedyś nauczyła - skinęła kobieta.
- I robi je stanwoczo lepej ode mnie - pozwolił dzieciom wejść na swoje kolana.
- Tylko ostrożnie Lou - poprosiła pani Styles.
- Oczywiście - powiedział delikatnie - Jak będzie coś mi nie pasować, to ich zdejme.
Andrea spojrzała się pytająco na mamę.
- Nic córeczko - pocałował małą w czoło.
Dziewczynka na szczęście nie dopytała. Harry po chwili zaprosił wszystkich do stołu, który był już przygotowany.
- Em, kochanie? - Louis zwrócił się do męża, kiedy dzieci nie chciały z niego zejść.
- Do tatusia - podszedł brunet.
- Tatuś! - jedynie Andrea dała się przekupić i zeszła z kolan mamy.
- Kai? - mruknął zieolonooki.
- Mamusia jest zmęczona kochanie, będziesz koło niej. Dobrze? - szatyn przeczesał loczki synka.
- Okej - wydął dolną wargę, w czasie kiedy siostra z dziadkami poszla do stołu.
Harry przeszedł z chłopcem do jadalni i posadził go koło Louisa. Szatyn spojrzał na to co wybrał mąż i mruknął zadowolony, życząc wszystkim smacznego. Harry pomógł dzieciom pokroić wszystko, tak żeby mogły jeść samodzielnie. Dorośli jedli, a Harry co jakś czas pomagał najmłodszym. Brunet starał się wyreczac Louisa, naprawdę martwił się o męża.
- Kto ogólnie wpadł na ten szybki ślub? - pod koniec posiłku zadała pytanie Anne.
- To była wspólna decyzja mamo - mruknął brunet.
- Ale ktoś to musial wymyślić - trzymała na swoim
- Mamo - jęknął.
- To był mój pomysł - wyznał Louis, mając dość tej zabawy.
- Louis tylko zasugerował, a decyzję podjęliśmy razem - stał przy tym uparcie.
- Kochanie... - westchnął starszy
- To prawda Lou - mruknął.
- No dobrze, już dobrze - przerwał to wszystko Robin - Ważne, że się kochacie.
- Oczywiście że tak - brunet zaczął sprzątać.
- Pomogę ci - zaproponował Louis, nim pomyślał.
- Siedź Loueh - rzucił Harry.
- Dobrze, już dobrze - westchnął i sięgnął po chusteczki, by wytrzeć twarzyczki dzieci.
- Żebyś ty w domu był kiedyś tak pomocny - zażartowala Anne.
Louis zachichotał, kiedy Harry jęknął i powiedział głośne:
- Mamo!
- Juz nic nie mówię. - uniosla ręce.
- Na jak długo zostaniecie? - Louis bardzo się cieszył na dłuższą obecność teściów.
- Wstępnie cztery, może pięć dni - odezwał się Robin.
- Idealnie - uśmiechnął się - Miły rodzinny czas.
Andrea sama zeszła z krzesełka ostrożnie, Kai chcąc iść w jej ślady zawahał się. Robin w ostatniej chwili go złapał, na co dziecko podziękowało dziadkowi.
- Kiedyś zawału z nimi dostanę - sapnął Louis.
- Nie pozwolę na to - Harry obiął od tyłu męża.
- Możemy się rozpakować i mieć chwilę dla siebie? - spytał Robin po tym jak wstał.
Harry jak i Louis nie mieli nic przeciwko.
- Chociaż ja wam pokaże odpowiedni pokój - Louis wstał.
- Świetnie - skinęła Anne.
Louis jak powiedział, tak zrobił. Harry usiadł w salonie mając na oku dzieci. Oczywiście, maluchy po dłuższej chwili też były śpiące i zmęczone. Brunet najpierw wziął córeczkę i zaniósł ją do jej pokoiku, a następnie to samo zrobił z synkiem. W pewnym momencie zaczął się martwić o Louisa, który wciąż nie wracał. Brunet zaczął go szukać po domu, na końcu sprawdził ich sypialnie. Jak się okazało, szatyn szukał czegoś w ich garderobie.
- Loueh? - zdziwił się brunet.
- Twój tata zapomniał piżamy, nie mogę nic znaleźć - pochylił się bardziej.
Harry oblizał usta i przygryzł wargę nie skupiając się na słowach męża.
- Ooo mam. Woah za szybko - ugięły się pod nim kolana.
- Oj Lou... - posadził męża na łóżku - Ja to zaniosę.
- Ale już mi nic nie jest - wydął dolną wargę - Lekko zakręciło mi się w głowie.
- Za moment wracam - wyszedł z sypialni.
- Cały Styles - burknął Louis i ściągnął z siebie spodnie, nim położył się do ich łóżka.
Harry po chwili wrócił do męża i uśmiechnal się na zastany widok.
- Nie uśmiechaj się tak, ja po prostu cię przejrzałem - poinformował młodszego.
- Mnie? - uniósł brew.
- Chyba mam jednego męża - udał, że się zastanwia z delikatnym uśmiechem.
- Chyba? - położył się obok szatyna.
- No nie wiem - wciąż się droczył.
- To chyba ja o czymś nie wiem?
- No dobrze - spojrzał w zielone oczy - Jesteś drugi.
- A kto jest pierwszy? - zmarszczył czoło.
- Nick Grimshaw - zagryzł dolną wargę.
- Kto?
Louis zaśmiał się głośno, widząc minę bruneta.
- Louis - upomniał się.
- Jesteś jedyny Hazza - przypomniał mu i przytulił się do jego ciała.
- No mam taka nadzieje - pokręcił głową.
- Tylko ty masz moje serce w ten sposób i tylko tobie składałem przysięgę małżeńską - mówił z czułością w głosie.
- Cudowna chwila - brunet wrócił myślami do Vegas.
- Tak, tego dnia szaleliśmy - był zrelaksowany, gdy czuł silne ciało partnera.
- To prawda - mruknął.
- Ale wiesz już co i jak z autem i firmą? - był ciekawy.
- Jeszcze nie do końca - przyznał.
- Mój wujek - chrząknął - Sprzedaje lekko używane samochody, naprawdę dobrych marek.
- Możemy przejść się i obejrzeć - skinął.
- W tym problem - zagryzł dolną wargę - On mieszka za Londynem.
- Może pożyczę auto od taty - mruknął.
- Okej - skinął głową.
Harry bawił się leniwie włosami męża, uwielbiał takie chwile, które dzielili tylko między sobą.
- Nie poszedłeś dziś do pracy - zauważył w pewnym momencie Louis.
- Powiedziałem, że chce urlop do końca tygodnia - odparł.
- Dziękuję - szepnął.
- Nie ma za co - pocałował czoło starszego.
- Kocham cię - ułożył jego dłonie na swoim brzuszku.
- Kocham was - uśmiechnął się.
Szatyn przymknął oczy. Leki na niego wpływały. Brunet już nic więcej nie powiedział, masował delikatnie skórę na brzuchu Louisa. Po chwili też usłyszał spokojny i miarowy oddech partnera. Sam się wtedy odprężył, miał nadzieję że leki szatyna wystarcza do rana i ten będzie mógł spokojnie się wyspać.
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro