Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[26] Ważne, że się kochacie.

Przed pracą sprawdziłam, po pracy wstawiam 😂 Życzymy miłego czytania! I czym więcej komentarzy tym szybciej kolejny!

Kolejny dzień powitał Louisa śniadaniem do łóżka, co było prawdziwa niespodzianką.

- Kochanie? - jego głos wyrażał jego mocne zdziwienie.

- Coś zrobiłem nie tak? - spanikował obserwując to co przygotował.

- Nie, nie ale... Jak? Przecież nie lubisz gotować - spojrzał na pełną tacę, kiedy złapał dwie większe ręce.

- Chciałem zrobić ci przyjemność - odparł.

- I zrobiłeś - odparł szczęśliwie.

- To się cieszę - usiadł obok niego.

- Naleśniki, truskawki i banany do tego sok, kocham cię - ucałował policzek młodszego.

- Zdrowo dla was - uśmiechnął się.

- Tak... Ale rozumiem, że zjesz z nami? - spytał męża

- Oczywiście - przytaknął - Ale większość dla ciebie.

- Jak bardzo większość? - nie chciał wiedzieć, jak bardzo będzie musiał się zmuszać, by wszystko zjeść.

- Ile potrzebujesz, coś w kuchni jeszcze zostało - zapewnił go.

- Hazza, ale ja nie wiem, czy zjem połowę z tego - uświadomił męża o co mu chodziło i wziął w końcu do rąk sztućce.

- Smacznego - cmoknął w jego stronę.

Louis zaczął jeść, pod czujnym wzrokiem męża, w połowie wymiękł, tak jak myślał, ale widząc wzrok męża wcisnął w siebie jeszcze dwa naleśniki i kilka truskawek. Harry jadł razem z nim, był zadowolony z tego co zrobił.

- Musisz częściej gotować - oznajmił pełny już szatn.

- Nie wiem czy byś tego chciał - zaśmiał się.

- Ale to było pyszne! - zawołał i ponownie go pocałował, ale tym razem w usta.

- Naleśniki nauczyła mnie robić Gemma, nic innego nie wychodzi mi dobrze - skrzywił się.

-  Nauczymy cię - obiecał, jeszcze raz smakując malinowe usta.

Brunet kontynuował pocałunek i jeszcze go pogłębił. Louis pozwalał mu na wszystko z zadowolonym mruknięciem.

- Jak dziś samopoczucie? - spytał.

- Mamy się dobrze, tato - odparł z delikatnym uśmiechem i odsunął się od młodszego

- To dobrze, jeśli mają dziś rodzice przyjść.

- Zapomniałem ich zaprosić na kilka dni! - zawołał

- Spokojnie Loueh, napisałem sms - przeczesal jego włosy.

- Okej - odetchnął.

- Jeszcze musimy coś ogarnąć dla twoich rodziców - zebrał wszystko na tacę.

- Teraz są na tym wyjeździe...  Musimy poczekać - pokiwał głową

- No jasne - skinął i wziął wszystko do zmycia.

- Ja się nie ruszam z łóżka - zawołał starszy z leniwym uśmiechem

- Jak najbardziej jestem za - rzucił.

Louis poprawił się na łóżku i przytulił do poduszki. Harry posprzątał wszystko dokładnie i wrócił do swojego męża.

- Wspólna kąpiel? -zaproponował mężowi szatyn

- Jednak chcesz wyjść z łóżka?

- Tak, ale jeśli nie chcesz to mogę iść sam - wzruszył ramionami.

- O nie, nie, nie - oblizał wargi.

- No nie wiem - droczył się, kiedy wstał.

- Sam zaproponowałeś - uniósł brew.

- No w sumie - powoli odpinał koszulę męża, kiedy szedł do ich łazienki.

Harry cały czas asekurował szatyna, nie chciał żeby potknął się i żeby cokolwiek się stało. Kiedy Louis pochylił się by włożyć korek do wanny, złapał nagle się brzegu z syknięciem, bo głowa go mocno zabolala, przez pochylenie się.

- Loueh - brunet posadził męża na zamkniętej toalecie.

- Głowa - skrzywił się.

- Niedobrze - westchnął Harry - Może wrócimy do szpitala.

- Nie - pokręcił głową - Zapomnieliśmy kupić te leki, może to dlatego?

- Cholera, pójdę po nie - powiedział poważnie.

Louis delilatnie skinął głową, starając się nie ruszać z miejsca.

- Poczekaj pomogę - chwycił pod ramię męża.

- Dziękuję - powoli przedostali się do sypialni.

Brunet pomógł mu się położyć i okrył starszego kocem. Louis przymknął oczy i starał się głęboko oddychać, by jakoś zniwelować ból.

- Chcesz wody?

- Nie, nie tylko proszę pojedź po te leki.

- Dasz radę na chwilę zostać sam? - martwił się.

- Jak coś będę dzwonić... Ale nie wiem gdzie jest mój telefon - otworzył oczy i spojrzał na męża.

- Jest na szafce - sięgnął i położył go na poduszce obok niebieskookiego.

- Dziękuję - poprawił pozycję i cicho syknął. Ból nie ustępował.

- Naprawdę mi się to nie podoba - skrzywił się.

- Mi też nie, ale nie chce do szpitala - skrzywił się.

- Jeśli po lekach nie przejdzie to nie będzie innego wyboru - pokiwał głową.

- Cholera nie - jęknął

- Proszę, cokolwiek by się działo dzwoń, ja postaram się wrócić jak najszybciej - chciał mieć to za sobą.

- Dobrze, obiecuję - mówił szczerze

Harry pochylil się żeby zostawić pocałunek na czole starszego i wyszedł. Dla Louisa strasznie się dłużył. Ból nie chciał zejść. Młodszy Styles uwinął się w dwadzieścia minut i dosłownie wpadł do domu. Wziął butelkę wody i od razu skierował się do sypialni. Szatyn leżał na boku, z nietęgą miną.

- Jestem skarbie - młodszy usiadł na brzegu łóżka.

- Hazz - odetchnął z ulgą - Masz wszystko?

- Tak, mam kochanie. Usiądziesz na chwilę?

Szatyn usiadł z krzywą miną i spojrzał na męża. Młodszy podał mu leki i do tego butelkę z wodą. Louis prędko je połknął i popił wodą, nim odłożył butelkę i się z powrotem położył.

- Mam nadzieję że szybko pomogą - gładził plecy szatyna.

- Mmm, ja też - przytulił się do uda męża.

Harry nie ruszał się z miejsca cały czas będąc przy Louisie. Martwił się o niego, a właściwie o nich. Mijały kolejne ciężkie minuty, a Louisowi się nie poprawiało. Harry był już gotowy do zabrania męża do szpitala, kiedy szatyn w końcu usiadł.

- Puściło, w końcu puściło Hazz.

- Tylko bez gwałtownych ruchów skarbie - zastrzegł.

- Spróbuję - obiecał i przytulił się do niego poprawnie - Tak się bałem, że nie przestanie boleć

- Ja też Lou. Chcesz się wykąpać? - spytał Harry.

- Tak, bardzo.

Brunet nie pytając, wziął starszego na ręce i zniósł do łazienki, gdzie posadził go na blacie szafki. Louis nie komentował tego, wiedział że to wszystko dla dobra jego i maluszka. Harry zaczął przygotowywać kąpiel, a gdy woda się juz lała ostrożnie rozbierał męża.

- Czuję się jak dziecko - nie protestował.

- Czasem trzeba - uszczypnął pulchny policzek.

Louis wywrócił czule oczami i po chwili został przetronsportowany do wanny. Ciepla woda otulila jego ciało, a słodki zapach uderzył w niego.

- Przyjemnie - zrobił miejsce dla męża.

Brunet sam się rozebrał i usiadł za szatynem.

- Hazza, muszę ci coś pokazać - wyznał Louis, sam to niedawno zauważył.

- Tak? - mruknął.

- Jak wiesz, zawsze miałam mały brzuszek - wywrócił oczami.

- No wiem. - westchnął, bo to była obsesja starszego.

- No więc...  - złapał dużą dłoń i położył na swoim brzuszku, który nie był już miękki i mały, tylko twardy i mały. Bardziej napięty.

- Maleństwo robi sobie miejsce - zachwycił się.

- Tak - jego głos był czuły i delikatny.

- Kocham to - pocałował szyję Louisa.

- Ja też - odchylil delikatnie głowę.

- Ciekawe czy jest chłopcem czy dziewczynką - mamrotał przy skórze starszego.

- Chciałbym chłopca z twoimi loczkami i dołeczkami, ale moimi  oczami - wyznał

- I twoim noskiem - wyjął rękę z wody i zostawił pianę na czubku nosa męża.

Louis zrobił zeza i zachichotał.

- Nasza idealna mieszanka - szepnął młodszy.

- Chciałbym - na prawdę podobała mu się ta myśl.

- Nie za chłodna woda? - upewniał się.

- Idealna - zapewnił.

- Przeziębienie teraz nie wskazane - mruknął.

- To włącz jeszcze ciepłą wodę - wywrócił czule oczami

- I tak musimy niedługo wyjść - odparł.

- Prawda - obmywał swoje nagie ciało wodą.

- Moi rodzice niedługo będą z Kaiem i Andreą.

Louis ucieszył się, co nawet było po nim widać, w końcu nie widział swoich dzieci przez dwa dni. Harry pierwszy wyszedł z wanny, wytarł się dokładnie i ubrał. Louis wyjął korek i sam zaczął ostrożnie i powoli wychodzić.

- Lou... Poczekaj... - interweniował loczek.

- Okej, okej - ponownie usiadł, nie chcąc by ten był zły.

Brunet przygotował dla męża czyste i ciepłe ubrania, po czym pomógł mu. Starszy już po paru minutach był suchy i stał w czystych i ciepłych ubraniach.

- Chyba zamówię dziś jakiś obiad, co? - westchnął poprawiając włosy Louisa.

- Jeśli uważasz, że to dobry pomysł... Ale twoja mama to napewno wyczuje - skrzywił się.

- Wiem, ale masz lepszy pomysł? - rzucił.

- Nie, bo nie dasz mi gotować - pokręcił głową.

- Nie dam - potwierdził.

- Ja to rozumiem - ponownie przytulił się do męża - Kocham cię.

- Kocham cię - przymknął oczy na przyjemne ciepło.

Stali tak dłuższą chwilę, po prostu przytuleni do siebie.

- Co będziemy chcieli jeść? - spytał spoglądając na zegarek.

- Nie wiem, ale coś dobrego - odparł.

- Coś wymyślimy - mruknął - Chcesz się położyć?

- A muszę? - weszli do sypialni i spojrzał na łóżko

- Dobrze by było żebyś nabrał sił zanim będziemy mieli gości - stwierdził.

- Okej, dobrze - trochę niechętnie wrócił do łóżka.

- Dla waszego dobra - uśmiechnął się brunet.

- Tatuś troskliwy - zanucił.

- Zawsze - skinął.

Louis tylko mruknął i przymknął oczy. Odpoczynek, to odpoczynek. Harry poczekał aż starszy zasnął i zaczął trochę sprzątać w mieszkaniu zanim mieli pojawić się rodzice. Przy odpowiedniej porze, zamówił też jedzenie do domu. Sam wewnetrznie stęsknił się za swoimi dziećmi, ale ten wypadek... Jego Louis i nienarodzone dziecko. Rodzice zdążyli przyjechać, kiedy Louis jeszcze spał. Andrea i Kai rzucili się na tate od razu po przekroczeniu progu.

- Tatuś! - zawołali razem, kiedy Styles podniósł trzylatków.

- Ja też skarby. Dobrze się bawiliście u dziadków?

- Baba włączyła nam bajki i i dużo się z nami bawiła! - mówił podekscytowany Kai.

- To super - skinął i odstawił dzieci.

- Gdzie mama? - Andrea zaczęła szukać wzrokiem szatyna - Nie kocha nas? - wydała dolną wargę, która zaczęła drżeć.

- Mamusia bardzo was kocha, ale śpi teraz - wyjaśnił dziewczynce.

Anne i Robin pokręcili na to głową.

- Jak się czuje? - spytała kobieta, w końcu przytulając syna.

- Teraz lepiej, ale jeszcze rano było kiepsko - skrzywił się.

- Co się stało? - zainterweniował Robin, kiedy rozebrali się z wierzchnich ubrań. Oczywiście dorośli pomogli dzieciom.

- Bolała go głowa, ale wykupiłem leki i śpi, więc powinno być dobrze - mruknął.

- Hazza, dzieci? - zaspany Louis zszedł powoli po schodach - Anne, Robin?

- Mama! - pisnął Kai i ruszył w stronę szatyna.

- Mój mały chłopiec - uśmiechnął się delikatnie i ostrożnie ukucnął, by przytulić dziecko.

Andrea do nich dołączyła, a Harry uśmiechnął się na ich przywitanie. Louis złożył pocałunki na policzkach dzieci nim wstał i podszedł do rodziców Harry'ego, by ich uściskać. Wszyscy przeszli do salonu, Harry przygotował napoje w czasie gdy Louis rozmawiał z gośćmi. Powoli i wyraźnie tłumaczył, jak doszło do wypadku, słysząc, że chcą poznać jego stronę wydarzeń. Brunet po chwili wrócił i usiadł blisko męża obejmując go.

- Ale koniec końców, jesteśmy cali - wyznał, ponownie zapominając o liczbie mnogiej.

- Jesteście? - Anne oczywiście to wyłapała.

- Oops? - zagryzł dolną wargę Louis i spojrzał na męża - Kochanie?

- Będziecie dziadkami po raz kolejny? - zaśmiał się brunet.

- I to pewne - również się zaśmiał Louis.

- Kochani! - uśmiechnęła się Anne - Gratulacje, dobrze że maleństwu nic się nie stało.

- Prawie nic - potwierdził szatyn.

- Skoro rzucamy nowinkami jest jeszcze coś - wyznał Harry.

- W Vegas się pobraliśmy - tym razem zabrał głos Louis.

- Robin? Czemu mnie to nie dziwi? - westchnęła brunetka.

- Nasz syn już taki jest - objął żonę - Gratulacje, ale zrobicie coś dla rodziny?

- Tak oczywiście - zapewnił ich Harry.

Dla rodziców Harry'ego to wciąż był lekki szok. Dzieci niczego nieświadome się bawiły ze sobą.

- Okej, okej - mruknęła Anne - Dużo informacji na raz.

- Tak tyci? - Louis zrobił małą odległość między palcami.

- Troszkę więcej - pokręciła głową.

- O tyle - powiększył troszkę odległość.

- Idę odebrać jedzenie - mruknął Harry kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Harry miał zawsze dwie lewe ręce do gotowania - Robin się zaśmiał.

- I mu tak zostanie chyba - dodała Anne.

- Zrobił dziś nam pyszne naleśniki - bronił męża, Louis

- Gemma go kiedyś nauczyła - skinęła kobieta.

- I robi je stanwoczo lepej ode mnie - pozwolił dzieciom wejść na swoje kolana.

- Tylko ostrożnie Lou - poprosiła pani Styles.

- Oczywiście - powiedział delikatnie - Jak będzie coś mi nie pasować, to ich zdejme.

Andrea spojrzała się pytająco na mamę.

- Nic córeczko - pocałował małą w czoło.

Dziewczynka na szczęście nie dopytała. Harry po chwili zaprosił wszystkich do stołu, który był już przygotowany.

- Em, kochanie? - Louis zwrócił się do męża, kiedy dzieci nie chciały z niego zejść.

- Do tatusia - podszedł brunet.

- Tatuś! - jedynie Andrea dała się przekupić i zeszła z kolan mamy.

- Kai? - mruknął zieolonooki.

- Mamusia jest zmęczona kochanie, będziesz koło niej. Dobrze? - szatyn przeczesał loczki synka.

- Okej - wydął dolną wargę, w czasie kiedy siostra z dziadkami poszla do stołu.

Harry przeszedł z chłopcem do jadalni i posadził go koło Louisa. Szatyn spojrzał na to co wybrał mąż i mruknął zadowolony, życząc wszystkim smacznego. Harry pomógł dzieciom pokroić wszystko, tak żeby mogły jeść samodzielnie. Dorośli jedli, a Harry co jakś czas pomagał najmłodszym. Brunet starał się wyreczac Louisa, naprawdę martwił się o męża.

- Kto ogólnie wpadł na ten szybki ślub? - pod koniec posiłku zadała pytanie Anne.

- To była wspólna decyzja mamo - mruknął brunet.

- Ale ktoś to musial wymyślić - trzymała na swoim

- Mamo - jęknął.

- To był mój pomysł - wyznał Louis, mając dość tej zabawy.

- Louis tylko zasugerował, a decyzję podjęliśmy razem - stał przy tym uparcie.

- Kochanie... - westchnął starszy

- To prawda Lou - mruknął.

- No dobrze, już dobrze - przerwał to wszystko Robin - Ważne, że się kochacie.

- Oczywiście że tak - brunet zaczął sprzątać.

- Pomogę ci - zaproponował Louis, nim pomyślał.

- Siedź Loueh - rzucił Harry.

- Dobrze, już dobrze - westchnął i sięgnął po chusteczki, by wytrzeć twarzyczki dzieci.

- Żebyś ty w domu był kiedyś tak pomocny - zażartowala Anne.

Louis zachichotał, kiedy Harry jęknął i powiedział głośne:

- Mamo!

- Juz nic nie mówię. - uniosla ręce.

- Na jak długo zostaniecie? - Louis bardzo się cieszył na dłuższą obecność teściów.

- Wstępnie cztery, może pięć dni - odezwał się Robin.

- Idealnie - uśmiechnął się - Miły rodzinny czas.

Andrea sama zeszła z krzesełka ostrożnie, Kai chcąc iść w jej ślady zawahał się. Robin w ostatniej chwili go złapał, na co dziecko podziękowało dziadkowi.

- Kiedyś zawału z nimi dostanę - sapnął Louis.

- Nie pozwolę na to - Harry obiął od tyłu męża.

- Możemy się rozpakować i mieć chwilę dla siebie? - spytał Robin po tym jak wstał.

Harry jak i Louis nie mieli nic przeciwko.

-  Chociaż ja wam pokaże odpowiedni pokój - Louis wstał.

- Świetnie - skinęła Anne.

Louis jak powiedział, tak zrobił. Harry usiadł w salonie mając na oku dzieci. Oczywiście, maluchy po dłuższej chwili też były śpiące i zmęczone. Brunet najpierw wziął córeczkę i zaniósł ją do jej pokoiku, a następnie to samo zrobił z synkiem. W pewnym momencie zaczął się martwić o Louisa, który wciąż nie wracał. Brunet zaczął go szukać po domu, na końcu sprawdził ich sypialnie. Jak się okazało, szatyn szukał czegoś w ich garderobie.

- Loueh? - zdziwił się brunet.

- Twój tata zapomniał piżamy, nie mogę nic znaleźć - pochylił się bardziej.

Harry oblizał usta i przygryzł wargę nie skupiając się na słowach męża.

- Ooo mam. Woah za szybko - ugięły się pod nim kolana.

- Oj Lou... - posadził męża na łóżku - Ja to zaniosę.

- Ale już mi nic nie jest - wydął dolną wargę - Lekko zakręciło mi się w głowie.

- Za moment wracam - wyszedł z sypialni.

- Cały Styles - burknął Louis i ściągnął z siebie spodnie, nim położył się do ich łóżka.

Harry po chwili wrócił do męża i uśmiechnal się na zastany widok.

- Nie uśmiechaj się tak, ja po prostu cię przejrzałem - poinformował młodszego.

- Mnie? - uniósł brew.

- Chyba mam jednego męża - udał, że się zastanwia z delikatnym uśmiechem.

- Chyba? - położył się obok szatyna.

- No nie wiem - wciąż się droczył.

- To chyba ja o czymś nie wiem?

- No dobrze - spojrzał w zielone oczy - Jesteś drugi.

- A kto jest pierwszy? - zmarszczył czoło.

- Nick Grimshaw - zagryzł dolną wargę.

- Kto?

Louis zaśmiał się głośno, widząc minę bruneta.

- Louis - upomniał się.

- Jesteś jedyny Hazza - przypomniał mu i przytulił się do jego ciała.

- No mam taka nadzieje - pokręcił głową.

- Tylko ty masz moje serce w ten sposób i tylko tobie składałem przysięgę małżeńską - mówił z czułością w głosie.

- Cudowna chwila - brunet wrócił myślami do Vegas.

- Tak, tego dnia szaleliśmy - był zrelaksowany, gdy czuł silne ciało partnera.

- To prawda - mruknął.

- Ale wiesz już co i jak z autem i firmą? -  był ciekawy.

- Jeszcze nie do końca - przyznał.

- Mój wujek - chrząknął - Sprzedaje lekko używane samochody, naprawdę dobrych marek.

- Możemy przejść się i obejrzeć - skinął.

- W tym problem  - zagryzł dolną wargę - On mieszka za Londynem.

- Może pożyczę auto od taty - mruknął.

- Okej - skinął głową.

Harry bawił się leniwie włosami męża, uwielbiał takie chwile, które dzielili tylko między sobą.

- Nie poszedłeś dziś do pracy - zauważył w pewnym momencie Louis.

- Powiedziałem, że chce urlop do końca tygodnia - odparł.

- Dziękuję - szepnął.

- Nie ma za co - pocałował czoło starszego.

- Kocham cię - ułożył jego dłonie na swoim brzuszku.

- Kocham was - uśmiechnął się.

Szatyn przymknął oczy. Leki na niego wpływały. Brunet już nic więcej nie powiedział, masował delikatnie skórę na brzuchu Louisa. Po chwili też usłyszał spokojny i miarowy oddech partnera. Sam się wtedy odprężył, miał nadzieję że leki szatyna wystarcza do rana i ten będzie mógł spokojnie się wyspać.

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro