[25] Hormony...
Niespodzianka?
- Wszystko masz? - dopytał Harry.
Louis rozejrzał się i pokiwał głową.
- A i Harry?
- Tak? - mruknął i spojrzał na męża.
- Mam tu dla ciebie - podszedł do poduszki i wyjął spod niej USG - Nasze dziecko.
- Kruszynka - oczy młodszego zabłyszczały.
- Tak - zagryzł dolną wargę i oddał mu wydruk.
- Dziękuję kochanie - pocałował krótko szatyna.
- Nie ma za co, schowaj to sobie - polecił
Brunet od razu umieścił wydruk w portfelu. Starszy uśmiechał się na to szeroko. Kochał swojego męża i jego reakcje.
- Gotowy? - spytał.
- Już tak - złapał za kurtkę i nałożył ją na siebie.
- Kai okropnie tęskni - odparł.
- Moje małe dziecko - sapnął.
- Oh, odbierzemy ich jutro?
- Tak, tak myślę - skinął i wziął torbę starszego.
Louis po chwili się o niego oparł i powoli poszli po wypis. Lekarz przypomniał im jeszcze najważniejsze zalecenia i pozwolił im udać się do domu. Harry obiecał, że będzie wszystko pilnować uważnie.
- Zamówiłem taksówkę - odparł kiedy byli przy wyjściu.
- Teraz jesteśmy bez samochodu, przepraszam - skrzywił się.
- Przestań Lou, już rozglądam się za czymś nowszym - uspokoił go.
Szatyn pociągnął nosem, ale pokiwał głową
- To ja powinienem cię przepraszać - westchnął.
- Obaj mamy troszkę winy - skrzywił się.
- Tak, ale to ty byłeś w niebezpieczeństwie - mruknął otwierajac drzwi od taksówki.
- Wiem, ale jesteśmy cali - spiął się, kiedy wstał do środka. Nie potrafił tego powstrzymać.
Brunet wsiadł z drugiej strony i zapiął pasy starszego, a potem swoje. Kiedy ruszyli, Louis ścisnął ręce na swoich udach i starał się spokojnie oddychać.
- Lou? - Harry wyciągnął dłoń w jego stronę.
- Ja... Boję się? - z jego ust wyszło jakby pytanie.
- Mogłem się domyślić - skinął.
Louis przymknął oczy i złapał mocno dłoń Harry'ego, którą ścisnął z jeszcze większą siłą, kiedy skręcali. Harry przyjmował wszystko co Louis mu dawał, aż nie dojechali pod dom. Louis na trzęsących się nogach wysiadł. Brunet szybko uregulował wszystko i chwycił starszego pod rękę.
- Nie sądziłem, że tak zareaguję - szepnął, łapiąc się mocno jego ciała
- Stres pourazowy kochanie.
- Nie chcę go - jęknął.
- Przejdzie, a jeśli nie pójdziemy do specjalisty - obiecał.
Louis skinął głową i z ulgą wszedł do domu, nawet jeśli nie bylo go tylko dobę w domu. W środku panowała niezwyczajna cisza, zazwyczaj Kai i Andrea, zapelniali cały dom swoimi postami.
- Do sypialni? - upewnił się starszy
- Tak, jak najwięcej odpoczynku dla ciebie - przyznał.
- Nie chcę - jęknął i rozebrał się z ciuchów wierzchnich nim poszedł bardzo niechętnie na schody.
- Loulou - westchnął brunet.
- Jak będę zajmować się dziećmi? Albo gotować? - dramatyzował.
- Pomogę ci, plus wizyty u lekarza i będziemy obserwować jak twój organizm na wszystko reaguje.
- Będę bezużyteczny - otworzył drzwi od ich sypialni.
- Nie mów o sobie w ten sposób - upomniał go Harry.
- Ale tak się czuję - usiadł na ich łóżku.
- Niepotrzebnie - kucnął na przeciwko niego i ujął jego dłonie - Kocham cię i masz w brzuszku nasze maleństwo.
- Ja ciebie też kocham - odparł spokojnie - Ale boję się kolejnych dni.
- To normalne Lou, jesteś po wypadku. Ale przejdziemy przez to razem.
- Położymy się? Przez tę noc nie mogłem spać bez twoich ramion wokół mnie - wyznał.
- Oczywiście kochanie - zgodził się.
Louis patrząc wprost w zielone oczy zaczął się powoli rozbierać do bokserek. Harry poszedł w jego ślady, uchylił okno, wpadło świeże powietrze i wrócił do łóżka. Louis niemal od razu ich przykrył i przytulił się do silnego ciała. Harry bawił się włosami starszego, tak jak wiedział, że ten lubi.
- Moje szczęście - westchnął szatyn, kładąc swoją nogę na biodrze Stylesa.
- Tylko twoje - mruknął.
Rozmawiali po cichu przez dłuższy czas, nim zmozyl ich sen.
💙💙💙
Gdy Louis się obudził, był sam w ich duży łóżku. Miejsce obok niego było zimne, co oznaczało że Harry wstał już dobrą chwilę temu. Zmarszczył brwi i usiadł na łóżku, sięgnął po koszulę bruneta z szafy i wyszedł po cichu z sypialni. Słyszał stlumiony głos męża, ale nie mógł go zlokalizować. Łapiąc się ramy powili zszedł na doł.
- Jest zmeczony mamo - westchnął brunet do telefonu - Śpi.
Szatyn trochę pewniej wszedł do kuchni i przytulił się po cichu do pleców męża.
- Okej. Jak chcecie - westchnął i przykrył dłoń starszego swoją.
Szatyn nic nie mówił, nie chcąc mu przeszkadzać w rozmowie.
- My jesteśmy cały czas w domu, jutro tylko chcemy odebrać dzieci - odparł.
Chwilę później brunet odłożył telefon na blat. Starszy mruknął, nim zabrał głos.
- Twoja mama?
- Tak. Już wstałeś? - odwrócił się do męża.
- Tak - skrzywił się na brak ciepła - Wyczułem brak twojej obecności.
- Nie chciałem ci rozmawiać nad uchem - przyznał.
- Rozumiem, co mówiła? - zaciekawił się, siadając przy stole.
- Chcą nas odwiedzić i pytała się jak się czujesz - odparł.
- Oh, to może przyjadą jutro? - mruknął do męża.
- Przyjadą i przywiozą dzieci. - mruknął.
- Zostaną na noc? - nie zauważył, jak zaczął głaskać swój brzuszek. To była jego podświadomość
- Nie wiem, nie pytałem o to - wzruszył ramionami.
- Miło by było, może zadzwonię ich zaprosić? Co na o tym myślisz, ty narazie pracujesz, a twoi rodzice mi pomogą.
- W porządku, jeśli chcesz - skinął - Powiemy im od razu o wszystkim.
- Kocham cię - odparł, wciąż masując skórę.
- Kocham cię też. - uśmiechnął się.
Louis oddał uśmiech, nie wiedząc co było jego przyczyna
- Potrzebujesz czegoś? - spytał.
- Mam ochotę na ciasto, może zaraz zrobię jedno.
- Jesteś na siłach? - dopytał.
- Nic nie mów, jak nie myślę, to nie czuje - skarcił męża.
- Przepraszam - mruknął.
- Nie masz za co, kochanie... Ale mógłbyś wyjąć cięższe rzeczy z szafek potrzebne do tiramisu.
- Tiramisu? - spojrzał na męża.
- No tak, tiramisu. Coś nie tak? - niebieskooki spojrzał na młodszego nie rozumiejąc co złego jest w tej słodkości.
- Lou, kawa jest w nim - mruknął.
Do niebieskich oczu napłynęły łzy.
- To... To nie chcę ciasta.
- Loueh - jęknął brunet.
- No co? - zmarszczył nos i wstał, podszedł do lodówki, którą płynnym ruchem otworzył.
- Hormony... - westchnął.
Louis fuknął i wyjął czekoladowy serek.
- Masz zamiar być obrażony?
- Nie - odparł, sięgając po łyżeczke z szafki, jak i zdjął górną folijkę, którą wrzucił.
- Właśnie widzę - westchnął.
- W poprzedniej ciąży też miałeś takie humorki? - pokręcił głową i objął starszego.
- Nie wiem - powiedział z łyżeczką w buzi - Spytaj Zee...
- Spytam na pewno - mruknął.
- Przecież nie jest tak źle! - próbował się bronić.
- Nie denerwuj się Lou, tylko się drocze - zapewnił go.
Szatyn dokończył serek i odsunął się od męża, by wyrzucić opakowanie, jak i włożyć do zlewu łyżeczkę.
- Przepraszam.
- Kochanie - mruknął - Kanapa i film? - zaproponował.
- I tuli? - zrobił maślane oczy łapiąc większą dłoń.
- Z tobą zawsze - skinął.
Więc zrobili to, poszli razem do salonu, gdzie spędzili bardzo miły czas razem. Harry trzymał męża mocno w swoich ramionach. Mimo tego wypadku... Dobrze im zrobił czas tylko we dwójkę.
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro