Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[25] Hormony...

Niespodzianka?

- Wszystko masz? - dopytał Harry.

Louis rozejrzał się i pokiwał głową.
- A i Harry?

- Tak? - mruknął i spojrzał na męża.

- Mam tu dla ciebie - podszedł do poduszki i wyjął spod niej USG - Nasze dziecko.

- Kruszynka - oczy młodszego zabłyszczały.

- Tak - zagryzł dolną wargę i oddał mu wydruk.

- Dziękuję kochanie - pocałował krótko szatyna.

- Nie ma za co, schowaj to sobie - polecił

Brunet od razu umieścił wydruk w portfelu. Starszy uśmiechał się na to szeroko. Kochał swojego męża i jego reakcje.

- Gotowy? - spytał.

- Już tak - złapał za kurtkę i nałożył ją na siebie.

- Kai okropnie tęskni - odparł.

- Moje małe dziecko - sapnął.

- Oh, odbierzemy ich jutro?

- Tak, tak myślę - skinął i wziął torbę starszego.

Louis po chwili się o niego oparł i powoli poszli po wypis. Lekarz przypomniał im jeszcze najważniejsze zalecenia i pozwolił im udać się do domu. Harry obiecał, że będzie wszystko pilnować uważnie.

- Zamówiłem taksówkę - odparł kiedy byli przy wyjściu.

- Teraz  jesteśmy bez samochodu, przepraszam - skrzywił się.

- Przestań Lou, już rozglądam się za czymś nowszym - uspokoił go.

Szatyn pociągnął nosem, ale pokiwał głową

- To ja powinienem cię przepraszać - westchnął.

- Obaj mamy troszkę winy - skrzywił się.

- Tak, ale to ty byłeś w niebezpieczeństwie - mruknął otwierajac drzwi od taksówki.

- Wiem, ale jesteśmy cali - spiął się, kiedy wstał do środka. Nie potrafił tego powstrzymać.

Brunet wsiadł z drugiej strony i zapiął pasy starszego, a potem swoje. Kiedy ruszyli, Louis ścisnął ręce na swoich udach i starał się spokojnie oddychać.

- Lou? - Harry wyciągnął dłoń w jego stronę.

- Ja... Boję się? - z jego ust wyszło jakby pytanie.

- Mogłem się domyślić - skinął.

Louis przymknął oczy i złapał mocno dłoń Harry'ego, którą ścisnął z jeszcze większą siłą, kiedy skręcali. Harry przyjmował wszystko co Louis mu dawał, aż nie dojechali pod dom. Louis na trzęsących się nogach wysiadł. Brunet szybko uregulował wszystko i chwycił starszego pod rękę.

- Nie sądziłem, że tak zareaguję - szepnął, łapiąc się mocno jego ciała

- Stres pourazowy kochanie.

- Nie chcę go - jęknął.

- Przejdzie, a jeśli nie pójdziemy do specjalisty - obiecał.

Louis skinął głową i z ulgą wszedł do domu, nawet jeśli nie bylo go tylko dobę w domu. W środku panowała niezwyczajna cisza, zazwyczaj Kai i Andrea, zapelniali cały dom swoimi postami.

- Do sypialni? - upewnił się starszy

- Tak, jak najwięcej odpoczynku dla ciebie - przyznał.

- Nie chcę - jęknął i rozebrał się z ciuchów wierzchnich nim poszedł bardzo niechętnie na schody.

- Loulou - westchnął brunet.

- Jak będę zajmować się dziećmi? Albo gotować? - dramatyzował.

- Pomogę ci, plus wizyty u lekarza i będziemy obserwować jak twój organizm na wszystko reaguje.

- Będę bezużyteczny - otworzył drzwi od ich sypialni.

- Nie mów o sobie w ten sposób - upomniał go Harry.

- Ale tak się czuję - usiadł na ich łóżku.

- Niepotrzebnie - kucnął na przeciwko niego i ujął jego dłonie - Kocham cię i masz w brzuszku nasze maleństwo.

- Ja ciebie też kocham - odparł spokojnie - Ale boję się kolejnych dni.

- To normalne Lou, jesteś po wypadku. Ale przejdziemy przez to razem.

- Położymy się? Przez tę noc nie mogłem spać bez twoich ramion wokół mnie - wyznał.

- Oczywiście kochanie - zgodził się.

Louis patrząc wprost w zielone oczy zaczął się powoli rozbierać do bokserek. Harry poszedł w jego ślady, uchylił okno, wpadło świeże powietrze i wrócił do łóżka. Louis niemal od razu ich przykrył i przytulił się do silnego ciała. Harry bawił się włosami starszego, tak jak wiedział, że ten lubi.

- Moje szczęście - westchnął szatyn, kładąc swoją nogę na biodrze Stylesa.

- Tylko twoje - mruknął.

Rozmawiali po cichu przez dłuższy czas, nim zmozyl ich sen.

💙💙💙

Gdy Louis się obudził, był sam w ich duży łóżku. Miejsce obok niego było zimne, co oznaczało że Harry wstał już dobrą chwilę temu. Zmarszczył brwi i usiadł na łóżku, sięgnął po koszulę bruneta z szafy i wyszedł po cichu z sypialni. Słyszał stlumiony głos męża, ale nie mógł go zlokalizować. Łapiąc się ramy powili zszedł na doł.

- Jest zmeczony mamo - westchnął brunet do telefonu - Śpi.

Szatyn trochę pewniej wszedł do kuchni i przytulił się po cichu do pleców męża.

- Okej. Jak chcecie - westchnął i przykrył dłoń starszego swoją.

Szatyn nic  nie mówił, nie chcąc mu przeszkadzać w rozmowie.

- My jesteśmy cały czas w domu, jutro tylko chcemy odebrać dzieci - odparł.

Chwilę później brunet odłożył telefon na blat. Starszy mruknął, nim zabrał głos.

- Twoja mama?

- Tak. Już wstałeś? - odwrócił się do męża.

- Tak - skrzywił się na brak ciepła - Wyczułem brak twojej obecności.

- Nie chciałem ci rozmawiać nad uchem - przyznał.

- Rozumiem, co mówiła? - zaciekawił się, siadając przy stole.

- Chcą nas odwiedzić i pytała się jak się czujesz - odparł.

- Oh, to może przyjadą jutro? - mruknął do męża.

- Przyjadą i przywiozą dzieci. - mruknął.

- Zostaną na noc? - nie zauważył, jak zaczął głaskać swój brzuszek. To była jego podświadomość

- Nie wiem, nie pytałem o to - wzruszył ramionami.

- Miło by było, może zadzwonię ich zaprosić? Co na o tym myślisz, ty narazie pracujesz, a twoi rodzice mi pomogą.

- W porządku, jeśli chcesz - skinął - Powiemy im od razu o wszystkim.

- Kocham cię - odparł, wciąż masując skórę.

- Kocham cię też. - uśmiechnął się.

Louis oddał uśmiech, nie wiedząc co było jego przyczyna

- Potrzebujesz czegoś? - spytał.

- Mam ochotę na ciasto, może zaraz zrobię jedno.

- Jesteś na siłach? - dopytał.

- Nic nie mów, jak nie myślę, to nie czuje -  skarcił męża.

- Przepraszam - mruknął.

- Nie masz za co, kochanie... Ale mógłbyś wyjąć cięższe rzeczy z szafek potrzebne do tiramisu.

- Tiramisu? - spojrzał na męża.

- No tak, tiramisu. Coś nie tak? - niebieskooki spojrzał na młodszego nie rozumiejąc co złego jest w tej słodkości.

- Lou, kawa jest w nim - mruknął.

Do niebieskich oczu napłynęły łzy.

- To... To nie chcę ciasta.

- Loueh - jęknął brunet.

- No co? - zmarszczył nos i wstał, podszedł do lodówki, którą płynnym ruchem otworzył.

- Hormony... - westchnął.

Louis fuknął i wyjął czekoladowy serek.

- Masz zamiar być obrażony?

- Nie - odparł, sięgając po łyżeczke z szafki, jak i zdjął górną folijkę, którą wrzucił.

- Właśnie widzę - westchnął.

- W poprzedniej ciąży też miałeś takie humorki? - pokręcił głową i objął starszego.

- Nie wiem - powiedział z łyżeczką w buzi - Spytaj Zee...

- Spytam na pewno - mruknął.

- Przecież nie jest tak źle! - próbował się bronić.

- Nie denerwuj się Lou, tylko się drocze - zapewnił go.

Szatyn dokończył serek i odsunął się od męża, by wyrzucić opakowanie, jak i włożyć do zlewu łyżeczkę.

- Przepraszam.

- Kochanie - mruknął - Kanapa i film? - zaproponował.

- I tuli? - zrobił maślane oczy łapiąc większą dłoń.

- Z tobą zawsze - skinął.

Więc zrobili to, poszli razem do salonu, gdzie spędzili bardzo miły czas razem. Harry trzymał męża mocno w swoich ramionach. Mimo tego wypadku... Dobrze im zrobił czas tylko we dwójkę.

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro