[2] Nie chcę psuć waszego związku.
Bardzo prosimy o komentarze! Jesteśmy ciekawe jak wam się podoba ☺️
Louis siedział sam w swoim mieszkaniu, koszulkę miał podwiniętą i co jakiś czas naciskał palcem na napiętą skórę, by poczuć kopnięcia swojej córeczki. Mała jak na zawołanie reagowała, wypychając skórę szatyna. Tomlinson chichotał na to i uśmiechał się lekko. Kochał bycie w ciąży, ale brakowało mu partnera.
Oliver wydawał się naprawdę dobrym kandydatem na partnera jego życia, ale kiedy wpadli... Po prostu zostawił go samego. Mówiąc, że będzie płacił alimenty na dziecko, więcej nic. Myślał, że maleństwo ich zbliży jednak wszystko stało się na opak. Mimo to Louis miał zamiar oddać dziecku, całą swoją miłość.
Do jego głowy wpadł też przystojny brunet z lekcji rodzenia. Ich sytuacje były podobne, jednak zastanawiał się, jak to możliwe, że jest w ciąży... Nie będąc pasywnym. Miał zamiar się dowiedzieć, ale tylko jeśli lepiej pozna chłopaka.
Wydawał się on być niezadowolony z bycia w ciąży, a był podobnie daleko do Louisa. Przymknął oczy i mruknął coś pod nosem, nagle nabrał ochoty na czekoladę, jednak nie miał takowej w mieszkaniu.
Wiedział, że Zayn nie będzie zły za zawrócenie mu głowy. Nigdy nie był, a jak już to udawał by za chwilę zrobić to, o co go Louis poprosił. Wykręcił jego numer z zagryzioną wargą i czekał na odzew.
- Tak Lou? - usłyszał znajomy głos.
- Zee? Będziesz tak dobrym wujkiem i kupisz nam dwie czekolady z pełnymi orzechami? - mówił dziecinnym głosem.
- Gdzie twoje zdrowe odżywianie? - spytał bez emocji.
- Czasem mogę zjeść coś słodkiego, no dalej wujku, kup małej księżniczce! - próbował go przekonać.
- Coś jeszcze kupić? - upewniał się, odpuszczając.
- Nie, po prostu przyjedź, mała tęskni za wujkiem. - wolną ręką masował napiętą skórę.
- Będę od razu po pracy. - obiecał. Nie mógł nie pomóc przyjacielowi.
- Kochamy cię. - zawołał szczęśliwie - I weź z domu ciuchy na przebranie, zostajesz u nas na noc. - dawno nie mieli takiego przyjacielskiego nocowania. Trzeba było to nadrobić.
- Nie rządzisz się za bardzo? - zaśmiał się.
- Zaynie, kochasz nas. - zacmokał szczęśliwie - I zrobiłem twoje ulubione ciaaastooo. - humor ciężarnego kompletnie się poprawił po złych wspomnieniach.
- Okej, ciasto mnie kupiło. - powiedział poważnie.
- Wiedziałem. - zwycięski uśmiech wstąpił na jego twarz - Do zobaczenia.
- Będę koło siedemnastej. - obiecał.
- Oi oi! - zawołał, nim się pożegnali.
Louis wstał ze swojego miejsca i poszedł do łazienki załatwić potrzebę, mała uciskała pęcherz i szatyn czasami szalał chodząc co raz do łazienki. Kiedy wyszedł, poszedł do sypialni. To była pora drzemki i odpoczynku dla jego pleców i stóp. Mała chyba przyznała mu rację nie kopiąc rodzica.
Wygodnie ułożył się na łóżku i opatulił kołdrą. Przymknął powieki i prędko zasnął. Dopiero obudził go ktoś bawiący się jego włosami. Na początku mocniej nakrył się kołdrą, nie chcąc otwierać oczu.
- Zayney. - jęknął, gdy ten go odkrył.
- No już. Ile można spać? - mruknął, nie poddając się.
- Czepiasz się, ja mogę. - ziewnął i przyległ do ciała przyjaciela. Zadowolony mruknął na ciepło drugiego ciała.
- Wiem, że poszedłeś spać po moim telefonie, więc twoja drzemka, to już dobre trzy godziny. - przejechał dłońmi po karmelowych kosmykach.
- Jestem w ciąży, dziecko wymaga. - tłumaczył mu, jeszcze sennym głosem.
- No już, mam to o co prosiłeś i więcej. - zapewnił go. Nie chciał by ten przespał cały dzień, a potem w nocy cuda niewidy wyczyniał.
- Więcej? - z jękiem uniósł się i spojrzał na mulata.
Jedzenie zawsze przekonywało do wszystkiego, wcześniej taki nie był... Póki nie zaszedł w nieplanowaną ciążę.
- Tak, ale żeby się dowiedzieć musisz wstać. - zaśmiał się.
- Ugh, zły Zaynie. - zsunął z siebie całkowicie kołdrę.
- Chodź leniu, w nocy nie będziesz mógł spać. - odsunął się i sam wstał.
Chwilę później pomógł też młodszemu i złapał go w biodrze. Louis pod nosem marudził, ale kompletnie to ignorował. Po co sobie szargać nerwy, osobą którą targają hormony. Nie wyobrażał sobie, jakby przeżył ciążę. Już po chwili wyszli z jego sypialni.
- Mam dwie czekolady, marchewkę, soki i przyniosłem obiad. - wskazał na styropianowe pojemniki.
- Kocham cię! - zawołał szczęśliwie, z iskierkami w oczach.
W tym dniu setki razy to powtarzał, ale Zayn mu tego nie wypominał. Jego męskość chlubiła się w tych słowach.
- Jak się dziś czujesz? - spytał, wyjmując jedzenie.
- Plecy i stopy, jak zwykle. - skrzywił się.
- Uroki maluszka. - zauważył, wiele się nauczył przy szatynie. Z jednej strony ta wiedza była bezcenna.
Louis usiadł na niewygodnym krześle i zaczął masować swój brzuch. Nie musiał odpowiadać, wiedział to - Jak było w pracy?
- Dobrze, ale dużo roboty. - nie chciał narzekać, ale ciche westchnięcie wyszło spomiędzy jego warg.
- Robisz w końcu tatuaże. - przypomniał mu z chichotem - Co tam pysznego na obiad przyniosłeś?
- Ten makaron, który tak lubisz. - wziął dwa widelce i pudełka.
- Kocham. - zabrał jedno, otworzył i zaczął jeść. Niemal jęknął, na pyszny smak, który rozszedł się po jego języku.
- Kochasz mnie, bo inaczej siedziałbyś pewnie na samych kanapkach. - pokręcił głową.
- Wiesz, że ciężko mi gotować z brzuchem i bolącymi stopami. - skrzywił się i wydął dolną wargę.
- Wiem dlatego tu jestem. - przyznał. Starał się być dobrym przyjacielem.
Ciężarny uśmiechnął się szerzej, kończąc swój posiłek. Cieszył się, że w młodości poznał Malika i zaczął z nim się dogadywać. Na nikogo lepszego nie mógł trafić. Tego był pewny w stu procentach.
- Kiedy kolejne zajęcia w szkole rodzenia? - spytał mulat.
- Jutro, są dwa razy w tygodniu. - przypomniał starszemu, sięgając ręką po czekoladę.
- I nie muszę już tam być? - upewnił się.
Szatyn szczerze się zaśmiał - Na jutrzejszych nie. - otworzył opakowanie i wziął jeden rządek czekolady od razu do buzi.
- Chyba, że powinienem pójść cię pilnować? - uniósł brew.
- Co, dlaczego? - zmieszał się.
- Ten chłopak z ostatnich zajęć jest dość dziwny. - przyznał.
- Chodzi ci o Harry'ego? - zauważył trafnie - Dlaczego? - przecież ten mężczyzna był naprawdę spokojny, ale widać było, że nie był za bardzo zaaferowany ciążą.
- Patrzył się dziwnie, plus jego podejście do ciąży. - wyjaśnił, potwierdzając trochę myśli szatyna.
- Podejście do ciąży? Wyjaśnij. - uważnie go słuchał, zapychając swoje usta słodkością.
- Znaczy, nie wyglądał do końca... Jakby pogodził się z tym, że jest w ciąży. - wzruszył ramionami.
- Nie każdy cieszy się ze swojej ciąży, nie znamy jego historii. - nie chciał powiedzieć o tym, co sam wiedział.
- Uważaj na niego. - poprosił.
- Co ty taki troskliwy, Zaza? - skinął jednak głową. Nie wchodził w głębsze dyskusje.
- Zawsze byłem, jeśli chodzi o ciebie. - patrząc na te wszystkie lata. Była to prawda.
- Aw. - rozczulił się - Dlatego będziesz jej chrzestnym.
- Obraziłbym się, gdyby było inaczej. - powiedział poważnie.
- Oj wujek. - odsunął od siebie puste opakowanie i skrzywił się, kiedy dziecko zrobiło się nad wyraz aktywne.
- Mała znowu wariuje? - spytał ciemnooki. Był wzrokowcem, prędko zauważał takie rzeczy.
- Tak. - westchnął, masując swój brzuch.
- Podziwiam cię, że to znosisz. - stwierdził.
Nawet gdyby miał możliwość, nie wiedział, czy chciałby być w ciąży i nosić dziecko przez dziewięć miesięcy w swoim brzuchu.
- Zobaczysz jak kiedyś Nialla zapłodnisz. - fuknął - Ty tylko część z tych rzeczy widzisz.
- Nie bój się, na dzieci jeszcze będziemy mieli czas. - zaznaczył brunet.
- Jesteście trzy lata razem, zrozum, jak Niallowi włączy się instynkt macierzyński to nie będzie przebacz. - mówił szczerze, łapiąc rękę Zayna.
- Wiem Louis, rozmawialiśmy o tym i naprawdę mamy czas zanim Niall zajdzie w ciążę. - powiedział poważnie.
- Nie chcesz być tatą? - zmrużył oczy.
- Chcę, ale teraz obaj pragniemy spełnić się zawodowo i mieć trochę czasu tylko dla nas. - wyjaśnił z ich punktu widzenia.
Tomlinson pokiwał głową - Załapiecie trochę praktyki z małą, kiedy się urodzi...
- Masz zamiar rozbić z nas niańki? - zaśmiał się mulat.
- A jak. - oddał uśmiech - Sam sobie nie poradzę. - mówiąc te słowa, posmutniał.
- Nie jesteś sam Lou... - Zayn odparł bez wahania.
- Nic nie rozumiesz. - pokręcił głową, nim wstał i poszedł kaczkowatym chodem do salonu.
- Loueh... - Zayn od razu poszedł za przyjacielem.
Mniejszy usiadł na kanapie i westchnął patrząc na swój ogromny brzuch. No może trochę przesadzał, nie był obiektywny.
- Lou? Wiesz, że jesteś silny? I, że wychowasz ją najlepiej na świecie? - brunet usiadł obok niego i objął czule drobne ciałko.
- Ale będę sam! A dziecko potrzebuje ojca! - rzadko pozwalał sobie na panikę, przecież nie mógł się stresować. Wewnętrznie wiedział, że da radę sam dobrze wychować maluszka. Jego malutką córeczkę.
- Znajdziesz jeszcze kogoś. - obiecał.
Chciał szczęścia Tomlinsona. Miał ochotę zamordować Olivera za to wszystko, co zrobił młodszemu. Pierdolony tchórz.
- Tak. - mruknął z sarkazmem, ale dlaczego w jego głowie pojawiły się zielone oczy?
- Poważnie Lou, jesteś miły, zabawny, uroczy. - wymieniał Zayn.
- Jeszcze Ni będzie zazdrosny. - nie mógł nie skomentować.
- Czasami mi wytyka ilość czasu, spędzonego z tobą. - przyznał, co było wielkim błędem.
Louis skrzywił się - Przperaszam, że potrzebuję tyle pomocy... On też by mógł tu przyjść, ja naprawdę nie chcę zepsuć waszego związku.
- Nie psujesz Lou spokojnie, mam wszystko pod kontrolą. - zapewnił go.
- Wróć do Ni, ja dam radę sam się sobą zająć. - nie chciał się popłakać, nie teraz.
- Niall kończy pracę za godzinę, więc nie martw się o to. - poprosił.
- Pójdź po niego, ucieszy się. - stawiał na swoim, cudem jego głos nie łamał się. Nie potrafił spojrzeć na starszego.
- Dobrze w porządku. - nie chciał się sprzeczać.
Tomlinson odetchnął i uśmiechnął się nikle.
- Pamiętaj, że jak coś jestem pod telefonem. - przypomniał mu, wstając.
- Tak, tak. Dziękuję za wszystko. - pomachał mu.
Po chwili drzwi mieszkania Louisa zatrzasnęły się, a on został sam. No prawie, nie licząc córeczki w jego brzuszku.
- To co mała, obejrzymy chyba coś. - westchnął, próbując złapać pilot z drugiego końca kanapy. Dziewczynka jak na zawołanie zafundowała mu kopniaka blisko żeber - Owh, ale nie tak mocno, kochanie. - poprosił.
W końcu rozłożył się wygodnie na kanapie i w pewnym sensie nie mógł się doczekać kolejnego dnia. Mimo, że tylko zamienił parę słów z brunetem, był bardzo ciekawy jego osoby. Jego zachowania... Słowa, postawy. Szatyn chciał go rozgryźć.
Kola 💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro