Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[19] Spokojnie Lou. To tylko zabawa.

Harry siedział już w samochodzie z Kaiem i Andreą, czekali tylko na Louisa który chciał jeszcze raz dokładnie sprawdzić mieszkanie. Mieli je sprzedać, a nie chcieli by nowi nabywcy dostali jakąś niespodziankę po nich. Styles już wyciągał komórkę, aby zadzwonić po narzeczonego. Mieli opóźnienie o dobre piętnaście minut, a musieli podpisać odbiór domu. Na szczęście Louis w tym momencie wyszedl z klatki, niosąc ze sobą kwadratową rzecz.

- Nareszcie. - mruknął Harry.

- No co? - westchnął Louis, trzaskając drzwiami

- Długo, mamy opóźnienie Loueh. - odpalił silnik.

- Ale mamy album! Z naszymi zdjęciami. - przyznał z uśmiechem, pokazując rzecz.

- Gdzie on był, że o nim zapomnieliśmy? - spytał zdziwiony.

Wylądował pod naszym łóżkiem, nie wiem w jaki sposób. - pokręcił głową.

- Też nie mam pojęcia. - zmarszczył czoło.

- Jedźmy kochanie. - poprosił, podkręcając klimatyzację.

Styles bez słowa ruszył w stronę ich nowego domu, dzieciaki cała drogę gaworzyły i próbowały zwrócić uwagę Louisa na siebie. Andrea, jak i Kai znali coraz więcej słów, co było straszliwe urocze. W końcu dojechali, wszystko było wysprzatane i gotowe do ich wprowadzenia się.

- Wow, Harry. - Louisowi aż zabrakło dech w piersiach - Tu jest wspaniale! - wysiadł z samochodu, jego usta były rozdziawione.

- To prawda, weźmiesz Kaia? - poprosił.

- Dobrze, dobrze. - zostawił album w środku i już po dwóch minutach miał syna w ramionach.

Weszli do środka, wszystko było gotowe i aż biło nowością. W kuchni czekał kierownik budowy, aby odebrali dom. Postawili dzieci na ziemi, by przytulić się z mężczyzną i podziękować mu za cudowną robotę. Obaj złożyli podpisy w odpowiednich. Miejscach i otrzymali po komplecie kluczy oraz jedne awaryjne.

- Kai! Andrea, nie biegać. - Louis prędko złapał dzieci, gdy te chciały uciec

- Małe urwisy? - zaśmiał się mężczyzna.

- Nawet bardzo, odkąd się nauczyli chodzić. - przyznał Harry, spoglądając na Louisa, który wziął dzieci na ręce.

- Bliźniaki? - zagadnął kierownik, robiąc głupie miny do dzieciaków, kiedy na niego spojrzały.

- Nie, córka jest dwa miesiące starsza. - przyznał Styles.

Mężczyzna uniósł brew zaskoczony, ale nic nie powiedział. W końcu pożegnali się i zostali sami, ich rodzina we własnym domu.

- Harry? Mówiłem, że cię kocham? - zaczął niewinnie Louis - To tak jak bardzo cię kocham, mógłbyś przynieść kojec dla dzieci?

- Też cię kocham i już idę. - pokręcił głową na szatyna.

Tomlinson cmoknął i z dziećmi na rękach poszedł do salonu. Wszystko było takie nowoczesne, połączone z ciemnym drewnem. Louis to kochał. Brunet niedługo potem wrócił i od razu rozłożył kojec dla dzieci.

- Mama, nie kokoi. - jeczał Kai, nie lubił być uwięziony, wolał broić.

- Kochanie posiedzicie razem. - wskazał na dziewczynkę - Potem pobawimy się. - odparł szatyn.

Na razie musieli przynieść ostatnie rzeczy i je poukładać. Kai był wyraźnie obrażony, ale bez marudzenia opadł pupą na materac. Andrea czując jego humor, z małym uśmiechem przytuliła brata. Była bardzo mądrą dziewczynką. Louis uśmiechnął sie na zachowanie dzieci i skierował się do auta, by pomóc narzeczonemu. Prędko uwinęli się z torbami i rzeczmi, rozkładając je w odpowiednich miejscach, to na dole, to na górze. Mieli tu o wiele więcej miejsca więc rozłożenie wszystkiego było bułką z masłem.

- Hazza! - Louis dosłownie rzucił się w ramiona narzeczonego ze śmiechem.

- Loulou. Zadowolony? - złapał starszego.

- Bardzo, kocham cię. - zaplątał nogi na biodrach młodszego.

- Też cię kocham, całym sobą. - odparł.

Szatyn połączył ich wargi z szerokim uśmiechem.

- Coż za ekscytacja. - zaśmiał się Harry.

- A jak! - zeskoczył na ziemię - Chodźmy do dzieci.

- Okej. - pocałował jeszcze raz narzeczonego.

Zeszli razem na dół, gdzie okazało się, że rodzeństwo spało.

- Oni też mają dzień pełen emocji. - mruknął brunet.

- Chyba tak. - westchnął, tuląc się w silny bok.

- Ciekawe jak zareagują na oddzielne pokoje. - zastanawiał się zieolonooki.

- Byleby nie płakali. - aż złapał się za głowę.

- Zobaczymy jak to będzie, do tej pory nie mieli wyboru. - mruknął Harry.

- Hazza, miałeś coś mi powiedzieć.- przypomniał partnerowi

- Oh, prawda. - uśmiechnął się szeroko.

Louis odsunął się i pociągnął bruneta na wygodny narożnik.

- No mów.

- Dostałem awans w pracy. - pochwalił się.

Louis otworzył szerzej oczy, nim uśmiechnął ie i pochlając się pocałował mocno bruneta.

- Jestem cholernie dumny.

- I będę pracował raczej w domu, ewentualnie jeździł tylko żeby zobaczyć domy czy mieszkania. - odparł.

Louis pisnął, bo uwielbiał mieć ukochanego blisko siebie, nawet jeśli by pracował w biurze.

- Chyba jesteś zadowony. - zaśmiał się.

- Bardzo, bardzo! Będziemy mieli ciebie blisko siebie! - lekko uniósł głos.

- W dużej mierze tak. - uwielbiał patrzeć na takiego Louisa, pełnego życia.

Szatyn po prostu wdrapał się na jego kolana.

- Mój zdolny mężczyzna.

- Tylko twój. - zapewnił niebieskookiego.

- Kocham cię. - powtórzył, cmokając go w pulchne wargi.

- Kocham cię bardziej. - droczyl się.

- Nie możliwe. - kręcił czule głową.

- Możliwe. - szepnął

- To nie prawda. - kłócił się, poruszając się na kolanach bruneta.

- Prawda. - złapał biodra chłopaka.

Louis uśmiechnął się szczęśliwe.

- Na prawdę jesteśmy na swoim, bez upierdliwych sąsiadów, skarżących się na płaczące dzieci.

- Tak. - zaśmiał się - Miałem dość tej kobiety.

- A kto nie? - sapnął - Chyba żaden z sąsiadów jej nie lubił.

- Katorga. - pokręcił głową - Jestem szczęśliwy, mamy własną ziemię i dom. Nikt nam nie będzie truł życia

- Dzieci mogą krzyczeć i biegać do woli. - przyznał.

- Ale bez przesady  - pokręcił nosem

- A jak dzieci pojadą do babci, kto inny będzie mógł być tak głośny jak mu się podoba. - przygryzl wargę.

- Oh, ma pan marzenia, panie Styles? - zarumienił się obficie.

- Zdecydowanie tak, trzeba ochrzcić nasza sypialnie. I nie tylko. - dodał.

- Mm - zachichotał - Podoba mi się to - zapewnił

- Mam taką nadzieję. - polaskotal swoim nosem szyję narzeczonego.

- Kochanie. - zachichotał, podskakując w górę.

- Mmmm. - mruknął duszac w sobie sapnięcie.

- Łaskoczesz. - poruszył biodrami, by usiąść wygodniej.

- Tak miało być. - złapał jego boki.

Louis zagryzł dolną wargę na jego ruch i po prostu przytulił się. Harry wsunął dłonie pod koszulkę starszego i przejechał opuszkami palców przez skórę szatyna. Tomlinson zamruczał z uznaniem, czując zwinne ręce partnera. Młodszy po chwili zjechał w dół wysuwając palce, lekko pod materiał spodni Louisa.

- Nie zapędzaj się - zamruczał

- Jestem grzeczny. - zamrugał parę razy.

- Twoje ręce nie są? - wywrócił oczami,wiedząc że ten nie widzi

- One znalazły tylko wygodne miejsce. - mruknął niewinnie.

- Moje pośladki?

- Dół pleców. - poprawił go.

- Tak, tak, ale twoje palce przedostaja się niżej. - zauważył

- Poważnie? - słychać było że tylko próbuje być poważny.

- Yup. - uderzył ze śmiechem większą dłoń - Niegrzeczny.

- Jeśli to jest niegrzeczne to... - nie dokończył czując uszczypniecie w bok.

- Bądź grzeczny Harold. - skarcił go - Nasze dzieci tu są. - nigdy nie miał problemu, by nazwać tak Kaia.

- Dobrze mamusiu. - przewrócił oczami.

- Dobrze, tatusiu. - dał nacisk na drugie słowo, nie wiedząc o tym, jak zadziała to na bruneta.

Harry nie wytrzymał w końcu i jęknął zamykając oczy.

- Hazza? - Louis uniósł brew zaskoczony i spojrzał na partnera, odsuwając się przy tym

- Umm, tak? - speszył się..

- Czy ty... Nie powiedziałeś mi o swoim fetyszu? - mówił bardzo wolno

- Nie do końca, bo sam nie byłem tak wczesniej nazywany i no... - plątał się.

- Czy ty, em.... Chcesz bym ja cię tak nazywał? - mówił teraz spokojniej, łapiąc jego twarz w swoje ręce

- A jak ty do tego podchodzisz? - spojrzał na szagh a.

- Kochanie, to jak na to zareagowałeś, było bardzo... Seksowne.

- Nie chce niczego na siłę. Jeśli coś takiego wyjdzie to w porządku. - stwierdził brunet.

Louis puścił jego policzki i pochylił się do jego ucha.

- Ale mi to odpowiada, tatusiu.

- Louis będę miał problem w spodniach. - zaschło mu w gardle.

- Dzieci śpią, zrób nianie i pójdziemy do sypialni, co na to powiesz tatusiu? - przygryzl płatek jego ucha.

- A przed chwilą dostawałem po łapach za bycie Niegrzecznym. - mruknął.

- Zmieniłem zdanie, ale skoro nie chcesz... - zsunął się z jego kolan - To idę rozłożyć rzeczy w kuchni.

- O nie, nie. Teraz ci nie odpuszczę. - złapał go za rękę i posadził spowrotem.

- Jesteś pewny? -  mimo wszystko się nie wyrywal

- Do sypialni raz. Ja za chwilę dołączę.

Louis zadrżał na srogi głos partnera, zagryzł mocno policzek od wewnątrz i prędko wykonał polecenie narzeczonego. Harry tak jak powiedział Louis, ustawił nianię i zostawił koło dzieci. Po czym prędko wbiegł na górę i skierował się do sypialni.

Szatyn nie zawiódł bruneta. Był nagi, wypiety na ich ogromnym, nowym łóżku. Młodszy prawie zachłysnął się powietrzem na spotykany widok, ale nie miał powodów do narzekania. Louis oparł się wygodniej i nie wiedząc o wejściu partneta, zaczął się leniwie rozciągać. Harry chwilę obserwował narzeczonego, po czym odchrząknął z założoymi rękami. Louis pisnął i wyjął z siebie palce, nim spojrzał na bruneta, wykrzywiajac przy tym szyję.

- I kto tu jest niegrzeczny ? - uniósł brew.

- Nigdy wcześniej ci to nie przeszkadzało... - zmieszał się odrobinę.

- A wiesz, że niegrzeczni dostają karę? - ciągnął dalej.

- Więc lubisz karać? - przewrócił się na plecy - Więc ukarz mnie tatusiunn

- Chodź tu. - usiadł na brzegi łóżka

Louis usiadł, poczym wstał i podszedł do narzeczonego, ruszając przy tym kusząco biodrami. Harry jednym ruchem przełożył go sobie przez kolana, słysząc tylko pisk zaskoczenia.

- Hazza? - sapnął starszy, łapiąc rękoma silne uda.

- Spokojnie Lou. To tylko zabawa. - odparł.

- Ufam Ci. - zrelaksował się

Brunet głaskał delikatna skórę na pośladkach starszego i obserwował go. Louis zamruczał, bardziej wypinając się i przymknął oczy. Na ustach Harry'ego zagościł mały uśmieszek, po czym sprzedał pierwszego, lekkiego klapsa szatynowi.

- Och. - jęknął, ale nie z bólu. Spodobało mu się to.

Ręka bruneta ponownie gładziła pośladek, który zrobił się różowy. Louis podskoczył czując nagły, kolejny klaps. Ale bardzo mu się to spodobało.

- Jest okej? - głos Harry'ego był spokojny i pełen troski.

- Kocham to, nie sądziłem... Ale, działaj dalej. - potrzasnął swoimi atutami.

- Ktoś tu jest zachłanny. - mruknął.

- Tylko ty to sprawiasz. - szepnął.

Brunet zostawił na pośladkach szatyna jeszcze cztery klapsy i na tym zakończył. Złapał rękoma biodra Louisa i zmienił jego pozycję tak, że teraz na nim siedział okrakiem. Pośladki starszego piekły delikatnie, a Harry był wpatrzony w niego błyszczącymi oczami.

- Lubisz to? - spytał Louis, zaplatając ręce za karkiem bruneta, jego oczy również błyszczały. To wszystko było takie nowe i dobre.

- To coś nowego, wiadomo nie na codzień, ale miła odmiana. - przyznał.

- Kocham cię. - odparł i połączył ich usta

- Ja ciebie też, całego ciebie.

Louis zaczął rozpinać koszulę brueta, kiedy z niani usłyszeli płacz syna.

- Nie, nie, nie. - jęknął Styles.

- Jeśli szybko się nim zajmiesz, to może dokończymy. - mu też się to nie podobało, kiedy po prostu zszedł z kolan narzeczonego.

- Daj mi chwile. - poprawił włosy.

Louis wspiął się na ich łożko i po prostu przytulił się do poduszki. Brunet zadziwiająco szybko wrócił do narzeczonego.

- Przepychali się z Andreą, ale już po wszystkim...

- Śpią dalej? - upewnił się statszy, spoglądając na wyraźny problem w spodniach Harry'ego.

- Tak, mamy jeszcze troszkę czasu. - w drodze do łóżka zdejmował koszulę.

Już po chwili był nagi i górował nad swoim mniejszym partnerem. Tym razem musieli się powstrzymywać, ale przyjemność nie była przez to mniejsza. Kochali się i to było w tym wszystkim najważniejsze.

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro