[17] Nie czuje tego zupełnie.
Louis i Harry odetchnęli wychodząc z sali sądowej. Było po wszystkim i mogli byc w końcu spokojni. Louis dalej drżał, gdy tylko zobaczył ponownie Nicka. Cała sytuacja wróciła ze zdwojoną siłą. Nawet kiedy wyszli, Louis mocno trzymał dłoń Stylesa.
- Już go nie ma w naszym życiu kochanie. - szepnął brunet.
- Nie zbliży się do Kaia. - potwierdził, chcąc jak najszybciej wyjść z tego budynku.
- Nie ma do tego prawa. - szli szybko przez korytarze.
- Kocham cię. - odparł, chcąc mu przypomnieć
- Też cię kocham. - zapewnił go.
Ich samochód był na szczęście blisko zaparkowany, więc szybko się do niego przedostali. Wsiedli do niego i przez chwilę siedzieli w milczeniu.
- Ja... Jestem teraz szczęśliwy - zaczął Louis, kładąc dłoń na jego udzienn
- Ja też kochanie - przykrył jego rękę swoją.
- Co teraz robimy? Dzieci są u twojej rodziny. - zmarszczył brwi.
- Możemy robić cokolwiek. - rzucił.
- Co z domem? - ostatnio brali więcej zleceń, by zarobić na wszystko przez co czasem mieli mało czasu na sen.
- Ruszyli z pracami. - mruknął.
- Dawno ruszyli, ale mi chodzi o to co już jest zrobione. - wolną ręką zapiął pasy.
- Sciany są postawione z tego co wiem. - odparł.
- Nasz dom - westchnął z uznaniem - Jeszcze parę miesięcy ciężkiej pracy i uda nam się.
- Tak, damy radę. - pochylil się żeby pocałować Louisa.
Szatyn uśmiechnął się, oddając pocałunki.
- Co robimy? - spytał.
- Kompletnie nie mam pomysłu. - wyznał, zmieszany.
- Dom, idziemy coś zjeść czy do Zayna i Nialla?
- Niall jest w ostatnich tygodniach ciąży, nie sądzę, że to dobry pomysł. - uświadomił młodszemu
- W takim razie co? - odpalił auto.
- Na budowę chyba nie. Pewnie jeszcze pracują. - zagryzł dolną wargę
- Pracują. - skinął.
- Może ich sprawdzimy? - zaproponował jednak.
- W sumie czemu nie. - przyznał.
Louis oparł się wygodniej o fotel i westchnął. Ostatnio zaczynał go brzuch boleć, przez ten stres. Ruszyli w odpowiednią stronę, muzyka grała w tle, a ulice były w miarę puste. Warunki atmosferyczne ostatnich miesięcy, były bardzo dobre, dzięki czemu prace szły bardzo sprawnie. Po chwili byli na miejscu, robotnicy się nie ociagali. Prace szły dobrze, wspaniale było zobaczyć swoje cztery ściany, które każdego tygodnia były bliżej do zamieszkania. Weszli na plac budowy i rozejrzeli się, wszystko było coraz bardziej realne.
- Hazz. - Louis złapał dużą dłoń - Ten projekt jest naprawdę wspaniały!
- Nie myślalem że wyjdzie tak dobrze. - przyznał.
- Masz talent. - odparł całkowicie szczerze, stając na palcach, by pocałować malinowe wargi.
Harry od razu oddał pocałunek i pogłębił go.
- Mmm, Hazz. - zachichotał, odsuwając się - Trzeba porozmawiać z kimś głównym.
- Zaraz znajdziemy. - pocałował różowy policzek.
Tomlinson poczuł jak bardziej się robił czerwony i po prostu objął narzeczonego.
- Kontrola? - krzyknął ktoś koło nich.
- Oczywiście, jesteście na to gotowi? - zaśmiał się Harry, kojarzył niektórych pracowników.
- Śmiało. - zachęcał ich kierownik budowy.
Podeszli do mężczyzny i Harry, jako większy znawca wypytywał kierownika o różne rzeczy. Wyglądało na to że prace rzeczywiście szły w dobrym tempie. Louis uważnie wszystkiego słuchał, z delikatnym uśmiechem.
- Przed wakacjami się wyrobimy? - upewniał się Harry.
- Mamy tygodniowe wyprzedzenie, jeśli tak dalej pójdzie to nawet wcześniej. - poprawił swój kask i spojrzał na budynek.
- Cudownie. - uśmiechnął się.
Louis odłączył się od nich i po cichaczu obszedł budynek w bezpiecznej odległości. Harry dogadal wszystko i dopiero zorientował się że Louis zniknął.
- Wow. - szepnął Tomlinson i usiadł na pniu, przyglądając się jak niektórzy pracowali
- Loueh? - krzyknął brunet.
- Oi Oi! - szatyn wyprostował się, jednak nie ruszył się z miejsca. Niektórzy się zaśmiali w tle
- Jesteś. - uspokoił się.
Tomlinson zachichotał, na jego nagłe pojawienie się na tyłach.
- Zniknąłeś. - mruknął.
- Oops? - zachichotał
- Zadowolony? - spytał.
- Bardzo mocno, moje oczy nie mogą się od tego oderwać. Jestem szczęściarzem, mając takiego faceta. - jego głos był czuły i delikatny
- Bez ciebie niczego by tu nie było. - odparł.
- Oj tam, oj tam. Ja tylko miałem pieniądze. - wzruszył ramionami
- I działkę Lou. - stanął obok narzeczonego.
- Wystarcza mi to, że zrobiłeś tak wspaniały projekt i dajesz mi i dzieciom swoją miłość. - złapał go za kark iem.
- Kocham was bardzo. - złapał biodra starszego.
- A my ciebie Hazz. - spojrzał na bok i wskazał mu na dodatkowy, mniejszy budynek - Jednak się zdecydowałeś?
- Tak, spodobał mi się ten pomysł. - przyznał.
- Kiedy bedziesz gotowy, umeblujesz go i założysz własną firmę. - pocałował go w policzek.
- Taki mam zamiar. - przymknął powieki.
- Co teraz? - mruknął w jego ucho.
- Jestem głodny. - stwierdził.
- Wracamy do domu? - zaoporonował, zeskakując z pnia.
- Tak myślę. - przyznał.
- Okej. - zgodził się i ruszył prędko do samochodu, bo zrobiło mu się zimno.
Harry śmiejąc sie poszedł za starszym chłopakiem.
- Szybciej, szybciej. - podskakiwał przy samochodzie, który był zablokowany
- Może nie otworze auta? - droczył się.
- Sadysta, swojemu narzeczonemu? - fuknął z uśmiechem.
- Właśnie jemu. - bawił się kluczykami.
- Harreh. - zrobił maślane oczka.
- Weź je sobie. - uniósł rękę w górę.
Louis zmrużył oczy i podszedł do młodszego, na szczęście byli za całymi robotami, więc mógł to zrobić.
- O tak, proszę pana. - uścisnął jego krocze, przez co ten się skulił, a on wziął zwycięsko klucze.
- Osz ty. - skrzywił się.
- No ja. - uśmiech nie schodził z jego ust, kiedy odblokował auto.
Harry wyprostował się i kilka razy podskoczył.
- Zabolało? I dobrze, bo miało. - usiadł na swoim miejscu.
- Uh, trochę. - usiadł na swoim miejscu.
- W domu, cię należycie przeproszę. - obiecał, zapinając swoje pasy.
- Mam taką nadzieję. - uśmiechnął się pod nosem.
- Aż przestało bolec? - uniósł brew, kładąc dłoń na udzie bruneta
- Da się wytrzymać. - mruknął.
- Może i jestem mniejszy, ale jak na czymś mi zależy, to zrobię wszystko. - odparł niewinnie, kiedy Styles wycofywał.
- Wszystko? - zaśmiał się.
- Mhm. - również zachichotał.
- Zapamiętam. - ruszył w stronę ich domu.
- Mówisz, po co? - odpiął swoją kurtkę, bo ogrzewanie aż za dobrze działało.
- Może kiedyś się przyda. - wzruszył ramionami.
- Wierzysz w to, że prawie dwa lata jesteśmy razem? - zmienił gładko temat
- Ale ten czas szybko leci. - przyznał.
- Wiesz, że od razu mi się spodobałeś... Ale twoja ciąża, myślałem że wiesz... - uniósł ręce w górę.
- Miałem podobnie, myślałem że ty i Zayn. - zaśmiał się.
- Nie chciał mnie puszczać samego, a sam dużo marudził. - pokręcił głową.
- Mnie Liam wręcz wepchnął na zajęcia. - mruknął.
- Ale to było dobre dla nas. - odparł szczęśliwe.
- Tak, ale pamiętam jak byłem wściekły na mamę i Liama, że zaplanowali to za moimi plecami.
- Oh kochanie. - ścisnął mocniej jego udo - Ale wyszło ci to na dobre.
- Wyszło. - przyznał mu rację.
- Choć dziwi mnie to, że Kai nie czuł, że to do ciebie ma mówić mama. - przyznał, chłopiec od razu zaczął tak nazywać Louisa.
- Myślę, że trochę patrzył na Andree. - zastanowił się.
- Pewnie tak. - panna Styles zaczęła prędzej mówić od brata.
- Ale mnie to bardzo cieszy. - uśmiechnął się.
- No ja myślę, ale ty naprawdę nie chciałeś być jego mamą? Wiesz, nie masz tego instynktu? - pierwszy raz odważył się zapytać.
- Nie czuje tego zupełnie. - przyznał się.
- Okej, rozumiem to. Na szczęście ja to mam. - byli coraz bliżej ich bloku.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. - westchnął.
- Jesteś przystojnym mężczyzną, łatwo byś kogoś znalazł...
- Ale mam ciebie. - powiedział.
Louis potwierdził uśmiechem i odpiął pasy, zapiął kurtkę i wyszedł z samochodu
- Zimno. - wzdrygnął się.
- A ze mnie się śmiałeś. - fuknął Tomlinson.
- Za ciepło w aucie było. - mruknął.
Prędko przedostali się do budynku, a potem na odpowiednie piętro.
- Jak dobrze w domu. - brunet zdjął kurtkę.
- Mocno jesteś głodny? - dopytał Louis, samemu się rozbierając.
- Jak wilk w sumie. - przyznał.
- Więc najpierw obiad, potem przyjemności. - mruknął odchodząc do kuchni.
- Mhm. - poszedł za szatynem.
Louis przeglądał szafki i w końcu postanowił zrobić krem brokułowy. Harry w tym czasie przejrzał jeszcze raz plany ich nowego domu.
- Harry, Harry, Harry. - Louis mówił wolno, pół godziny później, kiedy wszedł do salonu z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
- Tak? - został wyrwany z zamyślenia.
- Ile razy trzeba cię wołać? Obiad gotowy. - uniósł delikatnie kącik ust.
- Idę. - schował wszystkie papiery.
Tomlinson wrócił do kuchni i po prostu zaczął jeść. Harry po chwili dołączył do niego i zabrał się za swoją porcje.
- Czym się tak zamyśliłeś? - spytał narzeczonego, ciekawy.
- Nic wielkiego, wszystko jest w porządku. - uśmiechnął się.
- Mam nadzieję. - westchnął i splótł ich nogi pod stołem.
- Pycha. - pochwalił starszego.
- Staram się. - odparł szczęśliwe.
- Widzę. - skinął.
W miłej atmosferze zjedli posiłek, co jakiś czas spoglądając w zielone oczy. Harry posprzątał po nich i zmył naczynia. Louis przyczepił się do silnych pleców i schował głowę w łopatce mężczyzny. Brunet uśmiechnął się pod nosem i dokończył to co robił. Louis nucił przytulny. Uwielbiał to ciepło od drugiego ciała. Zieolonooki skończył i odwrócił się przodem do swojego narzeczonego.
- Co teraz robimy? - Louis stanął na palcach i ułożył ręce na karku bruneta
- Chyba coś mi obiecałeś. - upomniał się.
- Doprawdy? Nie pamiętam. - zagryzł dolną wargę.
- Gdzie moje przeprosiny. - mruknął.
- Przepraszam?
- Tylko? - uniósł brew.
- Spełnienić pana zachciankę? - zaproponował niewinnym głosem.
- Jaką chce?
- Jaką chcesz. - zachęcał młodszego.
- Rozbierz się dla mnie. - jego oczy pociemniały.
- Tutaj? Czy gdzieś indziej? - nie skomentował zachcianki Stylesa
- Jak wolisz. - oblizał wargi.
Louis cofnął się i złapał dłoń Harry'ego, nim kręcąc kusząco biodrami poprowadził ich do sypialni. Brunet uśmiechał się szeroko na poczynania swojego narzeczonego. Louis popchnął partnera na ich łóżko, nim odsunął się i kręcąc biodrami, nucił cicho melodię. Zaczął zdejmować górną część ubioru. Harry podparł sie na łokciach i pożerał narzeczonego wzrokiem. Mniejszy miał uroczą, ale seksowną minę, kiedy przejechał ręką po całej swojej nagiej klatce piersiowej, by powoli odpiąć spodnie, nim zrobił obrót.
- Mój seksowny narzeczony. - skomentował chcąc się podnieść do niego.
Szatyn zrefleksował się i nie pozwolił mu wstać.
- Najpierw się rozbiorę, potem zrobisz ze mną wszystko co nedziesz chciał.
- Okej. - odchrząknął.
Szatyn wrócił do prezentowania swoich atutów, rozbierając się przy tym. Harry skłamałby mówiąc, że Louis go nie pociąga. Najzwyczajniej w świecie podniecił się patrząc tylko swojego narzeczonego.
- Teraz... - nagi Louis usiadł na padołku Harry'ego, dzięki czemu czuł sporą wypukłość pod sobą - Możesz się mną zająć. - jęknął.
- Z największą przyjemnością. - pozbył się swojej koszuli.
A jeśli resztę dnia i nocy się kochali, to była tylko ich wyłączna sprawa.
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro