[15]. Nie martw się.
Poprosimy o aktywność to postaramy się dodać szybciej kolejny!
Louis się wiercił na siedzeniu pasażera. Niedawno zostawili dzieci u rodziców Harry'ego i właśnie jechali zobaczyć, jak zostały wylane fundamenty ich domu. Brunet trzymał dłoń na udzie chłopaka i wystukiwał rytm na materiale jego spodni. Miał nadzieję, że ludzie zrobili wszystko zgodnie z jego planami.
Mężczyźni byli nieźle podekscytowani całym czekającym ich etapem, to było nowe doświadczenie, a Harry zaczął bardzo dobrze zarabiać w firmie, która go zatrudniła bez zająknięcia.
- Mam nadzieję, że porządnie oczyścili teren. - mruknął Styles.
- Obiecali, że się wyrobią. - złapał większą dłoń - Nie martw się.
- Zależy mi na tym projekcie. - nie było się co dziwić, to mimo wszystko była trudniejsza robota. Ten dom nie był dla obcych osób, a dla ich rodziny. Wszystko musiało wyglądać perfekcyjne.
- A spróbowałoby nie! To nasz dom, Hazz. - fuknął z uśmiechem na ustach.
Brunet przewrócił oczami i ścisnął udo Louisa.
- Kochasz mnie. - skrzywił się na mocny uścisk.
- Oczywiście, że tak. - cofnął rękę na kierownicę. Czekały ich już ostatnie zakręty przed ziemią należącą do Louisa.
Stanęli przed działką, która była uprzątnięta i ogrodzona. Harry podszedł do chłopaka i złapał jego dłoń. Musiał wszystkim pokazywać, że to drobne i urocze stworzenie było tylko i wyłącznie jego.
- Taka zmiana. - pokręcił głową, spoglądając ze szczęściem na bruneta i okrył się bardziej kurtką, było coraz bliżej grudnia.
Weszli na teren działki, na której były widoczne fundamenty.
- Znam ten plan na pamięć. - uśmiechnął się zielonooki.
- To kochane. - odparł, poruszając się za młodszym, widział wielkie pole ich przyszłego domu.
- Zapraszam na wycieczkę. - zaśmiał się.
Wcześniej oczywiście ustalił z kierownikiem budowy, gdzie i jak mogą się poruszać. Tu chodziło o bezpieczeństwo.
Louis uważnie chodził za brunetem i słuchał jego koncepcję, uwielbiał to robić, widząc w zielonych oczach te ogniki.
- A tu, tylko piętro wyżej, będzie nasza sypialna z łazienką i garderobą. - Styles w pewnym momencie się zatrzymał i spojrzał w niebo.
- I balkon, prawda? - podążył swoim wzrokiem za tym drugiego mężczyzny.
- Dokładnie tak i będzie wychodził na ogród, żebyśmy mogli w razie co spoglądać na dzieci. - odparł.
- Kocham tę myśl. - przytulił się do jego boku, z leniwym uśmiechem.
- Ja też, to będzie takie na prawdę nasze. - przyznał.
- Nasz dom. - te słowa były bardzo ciężkie, ale w ten przyjemny sposób.
- Brzmi poważnie, prawda? - spojrzał na starszego, unosząc brew w górę.
- Tak. - stanął na palcach i zrobił z ust dzióbek z wiadomych przyczyn.
Potrzebował poczuć na sobie ponowny nacisk tych cudownych malinowych, a zarazem grubych warg. Harry z uśmiechem pochylił się, by połączyć na chwilę ich usta.
- Mmm... - mruknął zadowolony.
Harry oderwał się od starszego i zrobił krok do tyłu. Louis zmarszczył brwi, patrząc na mężczyznę.
- Loueh? Kocham cię i nasze dzieci też. Wszystko dzieje się dość szybko... - uśmiechnął się dość niepewnie, układając ponownie wszystko w swojej głowie.
- Też cię kocham. - odparł z uśmieszkiem - Mi to nie przeszkadza, wiesz o tym...
- Wiem, mi też. Ale chciałbym pójść krok dalej. - uklęknął i wyjął z kurtki małe pudełeczko.
- Cholera. - szepnął i zasłonił usta dłonią. Nie wyobrażał sobie tego w najśmielszych snach.
- Louisie Wiliamie Tomlinsonie, czy zostaniesz moim mężem? - wiedział, że szatyn nie lubił długich przemówień. Zawsze powtarzał, że miłość można ukazywać poprzez gesty, nie słowa.
- Oczywiście, że tak! - wykrzyknął i opadł na kolana, by pocałować mocno bruneta.
Harry objął narzeczonego i oddał od razu pocałunek.
- Kocham, kocham, kocham. - mówił między muśnięciami, które nawet tym delikatnym spotkaniem, potrafiły przysporzyć ich o dreszcze.
- Ja ciebie też. - zaśmiał się, opierając swoje czoło o to należące do Louisa.
Louis wystawił odpowiednią dłoń do przodu. Harry wsunął na palec, skromny, ale ładny pierścionek z małym oczkiem. Louis westchnął z uznaniem na to. Był bardzo szczęśliwy.
- Wstańmy, bo jeszcze mi się przeziębisz. - odparł, wszystko na czym mu zależało w tym dniu, wyszło jak należy.
- Już, już. - pierwszy wstał, nim wystawił rękę w stronę partnera.
Brunet wstał i ponownie przytulił szatyna, cieszył się, że Louis powiedział "tak".
- Czuję się, jak we śnie. - wyszeptał w pierś Harry'ego
- Ja też kochanie. - pocałował starszego w czoło.
Louis spojrzał jeszcze raz na całą wylewkę i westchnął ze szczęściem. W ich życiu działo się tyle dobrego.
- Mam nadzieję, że na wiosnę się wprowadzimy. - mruknął Harry.
- Wątpię, jeśli zima nas zaatakuje. - był z lekka sceptyczny.
- Może będzie łagodna. - westchnął.
- Trochę za późno się, za to wzięliśmy, co? - pokręcił głową.
- Nie byliśmy w stanie wcześniej Lou. - przeczesał dłonią włosy szatyna.
- Wiem. - uniósł odrobinę kącik ust -
Boje się, że oszczędności na wszystko nie starczy. - przyznał mniejszy.
- Uch, mam nadzieję, że to co zarabiam da radę. - zmieszał się.
- Ja może wezmę więcej do tłumaczenia. - zaproponował też.
- I tak dużo pracujesz Lou i jeszcze dzieci. - przymknął oczy.
- Jakoś dam radę, by było tu idealnie. - nie chciał szczędzić na jakimś pocieszeniu.
- Wezmę więcej pracy do domu. - odparł Harry.
- Razem damy radę. - był tego pewny, stanął na palcach i ponownie połączył ich usta.
- Co powiesz na domową randkę, jak za czasów ciąży? - zaproponował Harry.
- Mmm, tak. Mamy całe dwa dni dla siebie. - zanucił szczęśliwe, ciągnąc starszego do wyjścia.
- Zamówimy coś, zrobimy sobie kąpiel. - planował na głos.
- Będziemy mogli zająć się sobą. - jego głos był taki delikatny, jak jeszcze nigdy.
- Tego nam trzeba. - otworzył drzwi od auta przed narzeczonym.
Louis prędko wsiadł i zapiął swoje pasy. Włączył też ogrzewanie. Brunet po chwili zajął swoje miejsce i ruszył w stronę ich mieszkania.
Kola 💚💙💚💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro