[14]. Imprezka urodzinowa.
Było to nie lada wyzwanie, ale wszystko było prawie gotowe do świętowania urodzin dzieci. Andrea miała już skończony rok, a Kai miał jeszcze miesiąc, jednak postanowili zrobić wspólną imprezę dla rodziny i przyjaciół.
Na szczęście, Zayn i Niall udostępnili ich wspólne, większe mieszkanie na ten dzień. Sami mając w zanadrzu małą niespodziankę. Po całym salonie były rozrzucone balony, a dzieci siedziały na dywanie z urodzinowymi czapeczkami.
Rodzina Louisa zdążyła już dotrzeć na miejsce. Harry cudownie dogadywał się z rodzeństwem jak i rodzicami Louisa, co było naprawdę wspaniale i kochane. Sami Tomlinsonowie kochali tak samo mocno wnuczkę, jak i wnuczka.
Niall siedział w kuchni na blacie, miał na sobie bluzę Zayna i zamiast pomagać Louisowi, zaczepiał swojego narzeczonego. To było u nich normą, szatyn się nie dziwił temu. Był przyzwyczajony do tego, choć ostatnie miesiące u Zayna i Nialla były dość emocjonujące i wybuchowe.
- Wiecie co? - zaczął Louis, odkradając zapalniczkę na bok - Cieszę się, że się nie kłócicie.
- Kłótnie nie mają sensu. - blondyn podwinął swoje rękawy, spoglądając spod rzęs na ciemnookiego.
- Ale i tak odwołaliście ślub. - nie rozumiał tego.
- Przełożyliśmy. - przewrócił oczami Zayn.
- To to samo! - fuknął, kiedy do kuchni dołączył z lekka zdezorientowany Harry.
- Pobierzemy się przecież, tylko za rok. - wyjaśnił blondyn, ponownie przyciągając do siebie narzeczonego.
- Mhm. - wywrócił oczami. Czuł, że ci nie mówili całej prawdy - Kochanie, twoja rodzina już jest? - zwrócił się do bruneta, spoglądając na duży tort. Świeczki się już paliły.
- Tak, czekają w salonie. - potwierdził zadowolony. To była taka pierwsza impreza.
Louis uśmiechnął się szerzej i wyszedł po prostu z kuchni, by przywitać się ze swoją przyjaciółką, jak i rodzicami bruneta. Pamiętał, jak Gemma była w szoku, że są razem, w poważnym związku.
Gemma mogła być spokojna i wiedziała, że Louis to dobry chłopak, który nie zrobi krzywdy jej bratu. Wszyscy goście byli w środku, a dzieci w ramionach babć. Przyszedł cza by przynieść tort i zaśpiewać sto lat.
Atmosfera była cudowna, ale o ile Andrea wydawała się być podekscytowana to Kai wyglądał na odrobinę przestraszonego. Louis widząc minę synka, zabrał go od Jay i przytulił mocno do siebie. Jego instynkt rodzicielski po prostu nie pozwalał nie zareagować. Chłopiec wtulił się w szatyna i schował swoją twarz w zagłębienie jego szyi.
- Kochanie. - zaśmiał się, głaszcząc delikatnie małe plecki - Tata niesie tylko pyszne apu dla ciebie.
Kai spojrzał na bruneta i mimo wszystko wrócił do poprzedniej pozycji. Bliscy rozczulili się na to, a najbardziej Harry, który stanął z tortem przy dzieciach. Andrea pierwsza zdmuchnęła świeczki, robiąc przy tym niesamowicie zabawną minę. Oklaski rozniosły się po całym salonie, nim przyszła pora dla chłopca, który z niepewną miną i małym dmuchnięciem zdmuchnął ogień ze świeczki.
Oboje zostali posadzeni na krzesełkach i dostali po małym kawałku ciasta, które mogli zjeść swoimi rączkami. Louis pomógł Harry'emu dzielić ciasto dla bliskich, by nikt nie musiał długo czekać.
Rozmowy nie miały końca, dzieciaki były za to całkowicie brudne, ale Harry i Louis spodziewali się tego. Na szczęście wzięli ze sobą zapasowe ubranka. Lottie z Gemmą chętnie przebrały maluchy. Tomlinson nie mogąc dłużej znieść braku dotyku drugiego mężczyzny, po prostu usiadł na kolanach bruneta.
- Nie chce się wierzyć, że mają już rok. - szepnął do szatyna.
- Ja też, jeszcze pamiętam te pierwsze dni naszej znajomości... - oparł się wygodniej, również szepcząc.
- I moje nastawienie? - zaśmiał się Harry. Po tylu miesiącach naprawdę w żaden sposób nie żałował swojej ciąży. Nie mógłby. Ona mimo wszystko dała mu tak wiele.
- To najbardziej. - zaśmiał się, spoglądając na ich rodziny - Ciesze się, że wszyscy się ze sobą dogadują.
- Ja też i to bardzo. - pocałował kark Tomlinsona, wzrokiem przyglądając się wszystkiemu. Mieli wielkie szczęście.
- A jeszcze rok temu bałem się, że zostanę sam z dzieckiem. - przyznał Louis, kręcąc głową.
- Wiesz, że ja też? Byłem przerażony i moja reakcją obronną było olewanie myśli o ciąży. - pierwszy raz nie bał się tego przyznać na głos.
- Ale mamy teraz siebie, taka niespodzianka. - ścisnął większą dłoń, która wciąż leżała na jego ciele.
- Co chłopaki kombinują? - spytał widząc jak Niall i Zayn o czymś zawzięcie dyskutują.
- Sam nie wiem. - pokręcił głową - Ciągle coś mi w nich nie pasuje.
- Poza tym jest ciepło, a Niall siedzi w tej bluzie. - skrzywił się, czując dziwne dreszcze, które przeszły przez całe jego ciało.
Liam kręcił się po domu, zagadując wszystkich poklei. Był okropnie towarzyską osobą.
- Harry, a kiedy zamierzasz zrobić ten ważny krok? - nagle zagadała Gemma, wyrywając ich z tej jednej należącej tylko do nich bańki - Wszyscy mają na nazwisko Styles, oprócz Louisa. - uniosła brew. Chciała jak najlepiej dla swojego przyjaciela, jak i jedynego braciszka.
- W swoim czasie, który wybiorę ja. - odparł.
Serce Louisa zabiło mocniej na słowa Gemmy. Harry mocniej przyciągnął mniejsze ciało i ułożył brodę na ramieniu szatyna.
- Chcę by to zrobił z swojej woli, Gemma. - dodał szatyn - A nie z przymusu posiadania nazwiska.
- Po prostu... Czasem trzeba tę żabę pchnąć, bo sam nie pomyśli. - zaśmiała się.
Tomlinson oddał śmiech, tak jak kilka innych osób. Louis co jakiś czas spoglądał na dzieci barwiące się z jego rodzeństwem.
- Tak bardzo jakbym chciał zostać, muszę już lecieć. - odezwał się Liam.
- Już? - wydął dolną wargę Louis i wstał, by przytulić trochę za długo przyjaciela.
Harry po chwili, sam objął Payne'a, po czym przyciągnął za biodro swojego partnera.
- W takim razie może zanim Liam wyjdzie... - Zayn spojrzał na blondyna.
Payne stanął w miejscu i spojrzał na przyjaciół, jak i reszta gości. Raczej Zayn z Niallem dziś byli wyjątkowo cicho.
- Pomożesz kochanie? - Niall uniósł ręce prosząc, aby mulat zdjął z niego bluzę.
Malik prędko mu pomógł, blondyn już po chwili był w białej przylegającej koszulce, która ukazywała jego mały ciążowy brzuszek.
- Jesteś... - Louis wskazał na wypukłość.
- Czwarty miesiąc, wiemy od trzech tygodni. - przyznał Horan.
- I tyle ukrywaliście? - zdziwił się Harry.
- Gratulacje! - Louis za to zawolał i przytulił przyjaciół, chcąc dać im wiele swojej miłości.
- Dziękujemy! - pisnął Niall.
W salonie jakby się zrobiło trzy razy głośniej, każdy składał życzenia Zaynowi i Niallowi, przez co dzieci zaczęły płakać. Harry od razu zareagował starając się uspokoić dwójkę jednocześnie. Harmider panował jeszcze przez parę minut, aż dzieci miały upragniony spokój, jak i czerwone i mokre policzki. W końcu Harry położył maluchy w sypialni Nialla i Zayna, gdzie udało się je uśpić.
- My też będziemy się zbierać. - odezwała się Jay - Mark nie lubi prowadzić po nocy...
- Już? - jęknęły bliźniaczki.
- Dziewczynki. - skarcił je ojciec - Ładnie pożegnajcie się.
- Pa Boo. - Daisy przytuliła brata.
Pożegnania zawsze były ciężkie, zwłaszcza, jak rzadko widziałeś swoją rodzinę. Po chwili zrobiło się spokojnie, zostali tylko Louis i Harry, oraz Zayn i Niall.
- Może zostaniecie na noc? - zaproponował Zayn, który zabrał się za sprzątanie naczyń.
- A dzieciaki? - spytał Louis.
- Mogą spać między wami. - wzruszył ramionami Niall. Nie widział w tym żadnego problemu.
- Dla mnie to w porządku. - wtrącił się zielonooki, to brzmiało nawet lepiej.
Louis przystał na to, w końcu mieli jeszcze wiele do sprzątania, a byli też już zmęczeni. Mimo wszystko, mieli bardzo przyjemny dzień, który spędzili wśród swoich bliskich. Porządki zajęły im trochę ponad godzinę, nim mogli się przygotować i położyć w łóżkach.
Dzieciaki cały czas spały, ale co się dziwić. Miały dzień pełen wrażeń. Louis złapał rękę swojego chłopaka, otaczając ramieniem przy tym drobne ciałka.
- Kocham was tak bardzo. - szepnął Harry.
- Ja was też.- przyznał - Mocno, mocno.
- Dobranoc. - ziewnął.
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro