< Rozdział XI >
MGK dał mi siły do pisania tego rozdziału 🙏🏼
Piosenka powyżej ☝🏼
Chyba pierwszy raz w życiu cieszyłam się z powrotu do pracy. Kilka ostatnich dni było tak zwariowanych i depresyjnych, że powoli traciłam życiową siłę.
Brakowało mi również towarzystwa Noah i Steph, z którymi nie widziałam się przez cały weekend. Mogłabym przysiąc, że od naszego ostatniego spotkania minęło wiele miesięcy, a nie niecałe trzy dni.
- A co ty taka wesoła? - usłyszałam rozbawiony głos Stephanie za swoimi plecami.
Przerwałam układanie sztućców do szuflady i odwróciłam się w jej kierunku, zakładając ręce na piersi.
- Skąd wiesz, że wesoła? - zapytałam, uśmiechając się lekko. Nie zaprzeczałam, chciałam wiedzieć, skąd wzięła swoje podejrzenia.
- Odkąd tylko przyszłaś do pracy, nucisz coś pod nosem, kręcisz biodrami, uśmiechasz się do każdego - zamilkła na chwilę i szeptem dodała: - nawet do Alice, co w twoim przypadku nie jest normalne - zaśmiała się.
Wywróciłam teatralnie oczami, aczkolwiek musiałam przyznać jej rację. Byłam naprawdę szczęśliwa. Pierwszy raz od dłuższego czasu.
- To jego sprawka - powiedziała pewnie, przyglądając mi się z wyższością.
- Co? Nie... - mruknęłam, rumieniąc się lekko. Steph zaśmiała się głośno, widząc moje zaczerwienione policzki. - Znam go dopiero niecały weekend! Weź się ogarnij! On mi się nawet nie podoba... - skłamałam, aby nie wyjść na idiotkę. Naprawdę nie wiedziałam, co sądzić o Blake'u. Za krótko go znałam, aby go oceniać, a tym bardziej, coś do niego czuć.
- Kto się komu nie podoba? - zapytał Noah, zatrzymując się obok Steph. Najprawdopodobniej był w połowie drogi do stolika klienta, ponieważ w prawej ręce trzymał talerz z parującym jedzeniem.
- Nikt się nikomu nie podoba - odparłam, uśmiechając się sztucznie w jego kierunku. - Ciekawski nos do kawy.
Chłopak zmarszczył lekko brwi i wystawił język w moją stronę. Następnie prychnął i odszedł z dumnie uniesioną głową. Obserwowałam go przez chwilę z głupim uśmieszkiem na ustach, aby następnie powrócić do Stephanie, która uporczywie mi się przyglądała.
- No co? - mruknęłam i ponownie rozpoczęłam układanie sztućcy. W końcu praca sama się nie wykona, nieważne jak bardzo bym tego chciała.
Usłyszałam, jak dziewczyna prycha pod nosem i odchodzi, stukając głośno obcasami o posadzkę. Uśmiechnęłam się triumfalnie pod nosem.
***
- Nie pokażę się tak na mieście! - krzyknęłam, przeglądając się swojemu lustrzanemu odbiciu z przerażeniem w oczach.
- Nie dramatyzuj! - usłyszałam w zamian. - Mogę wejść?
Mruknęłam cicho, niechętnie wpuszczając Blake'a do przymierzalni. Dla obserwatora z zewnątrz mogłoby to wyglądać z lekka dwuznacznie...
- Co ci się w tym stroju nie podoba? - zapytał, przyglądając mi się badawczo. Ręce skrzyżował na piersi, a brodę podtrzymywał na dłoni, przybierając pozę myśliciela.
- Wszystko! - odparłam błyskawicznie. - Przecież w tym się nie da oddychać!
Sukienka, którą miałam na sobie wyglądała naprawdę cudownie na szczupłym manekinie... Lecz niestety, nie na mnie.
Czarna miniówka z obszernym dekoltem i głębokim wycięciem na plecach. Podkreślała mój lekko zaokrąglony brzuszek oraz tłusty tyłek, który ostro zarósł podczas ostatnich dwóch i pół miesięcy. Jakby tego było mało, wyglądałam w niej niczym grubiutki karzełek, który zagubił się w czasoprzestrzeni...
Czyli normalnie.
- Wyglądam strasznie! - załamałam się, chowając twarz w dłoniach. Do oczu zaczęły napływać słone łzy, które lekko podrażniały moje wyschnięte spojówki. Przetarłam je dłońmi, aby zminimalizować ból... Nie był to najlepszy pomysł. Idealny makijaż poszedł się paść. - Na dodatek się jeszcze rozmazałam! Zajebiście! Żyć, nie umierać! - wrzeszczałam na głos, wymachując energicznie rękami.
- Uspokój się, kobieto! - syknął Blake, chwytając mnie mocno za ramiona i odwracając w swoją stronę. - Możesz się opanować?
- Uhm... - mruknęłam niechętnie, robiąc minę zbitego pieska.
Chłopak posłał mi pocieszający uśmiech, po czym wyszedł z przebieralni, zostawiając mnie samą. Moja mina?
Bezcenna.
- A ty gdzie!? - krzyknęłam za nim, kiedy zdążyłam się otrząsnąć z odrętwienia.
- Zaczekaj tam! - odkrzyknął i ruszył w głąb sklepu.
Tyle go widziałaś.
Westchnęłam głośno i oparłam się o białą ścianę, z której zsunęłam się na ziemię. Usiadłam z podkulonymi nogami i sukienką podwiniętą powyżej górnej partii ud.
Po raz kolejny zaczęłam się zastanawiać, gdzie popełniłam błąd w swoim życiu. Cicho wzdychałam, starając się opanować łzy napływające do oczu...
Ale z ciebie mazgaj... Albo cały czas ryczysz albo się nad sobą użalasz... Zdecyduj się wreszcie!
- Już jestem! - usłyszałam wesoły głos Blake'a zza kotary, po czym ujrzałam jego uśmiechniętą twarz. - I przyniosłem ci pare całkiem fajnych rzeczy.
Wystarczyła sekunda, abym stanęła na proste nogi z niedowierzaniem na twarzy. Ten facet naprawdę miał wyczucie stylu.
- J-jak? - zająknęłam się, przeglądając ciuchy, które mi przygotował. - Jesteś gejem!?
Chłopak spojrzał na mnie wzrokiem typu 'r u fuckin' kiddn' me!?'. Momentalnie pożałowałam swojego pytania. W końcu nie każdy mężczyzna, który się dobrze ubierał musiał być gejem.
- Przepraszam - burknęłam cicho, czerwieniąc się. Mój tok myślenia, często przerastał samą mnie.
- Musiałem się nauczyć do tej pracy - odpowiedział beznamiętnie, po czym zasunął zasłonę, pozostawiając mnie samą ze stertą ubrań.
W tamtym momencie zaczęłam zastanawiać się, ile zdesperowanych dziewczyn miało go przede mną?
Pewnie więcej niż mogłabym przypuszczać... Lub policzyć na palcach dwóch rąk.
Rozebrałam się zza ciasnej kiecki i wzięłam w dłoń pierwszą lepszą bluzkę. Szybko założyłam ją na siebie i spojrzałam w lustro. Była prosta, o kolorze khaki, czyli jednym z moich ulubionych. Pasowała w sam raz. Do tego nie podkreślała brzucha, lecz sprawiała, że sylwetka wydawała się smukła i szczupła. Idealna.
Od dawna nie byłam na takich zakupach. W sumie, gdyby się nad tym dłużej zastanowić, w ciągu swojej "depresji" (nie okłamujmy się, ludzie miewają większe problemy niż ja) nie robiłam nic, co w jakiś sposób, mogłoby poprawić mi humor. Zazwyczaj po powrocie do domu, upijałam się do nieprzytomności, a potem płakałam i znowu piłam... I tak każdego, jebanego dnia.
Dlatego mogę spokojnie stwierdzić, iż Stephanie w jakimś sensie, uratowała mnie przed zniszczeniem swojego życia. W końcu, to ona wpadła na pomysł "chłopaka do wynajęcia".
- Wybrałaś już coś? - zawołał Blake, przerywając moje rozmyślania.
- Uhm... Tak! - odparłam niepewnie, rozglądając się nerwowo dokoła. Moje myśli wybiegły tak daleko wstecz, że kompletnie zapomniałam o przymierzeniu reszty cichów. Dlatego, aby nie marnować więcej czasu, chwyciłam pierwszą kupkę z brzegu i odsłoniłam kotarę.
- To są rzeczy, które mi się podobają - powiedziałam, uśmiechając się sztucznie i wpychając chłopakowi do rąk przypadkowo wybrane ubrania. - Możesz zanieść je już do kasy, ja za chwilę dojdę.
Blake obserwował mnie przez chwilę z lekkim uśmieszkiem na ustach, jednakże nic nie powiedział i ruszył w wyznaczonym przeze mnie kierunku.
Dopiero po sekundzie zorientowałam się, że przez cały ten czas miałam na sobie jedynie bluzkę, a lustro za mną, odbijało mój tyłek w pełnej okazałości... Pocieszyłam się faktem, że przynajmniej był zakryty różowymi bokserkami w białe owieczki.
Idiotka, idiotka, idiotka...
Moja podświadomość, jak zawsze musiała dorzucić swoje trzy centy.
Szybko się zebrałam, ściągnęłam ukochaną bluzkę i zastąpiła ją jeansową koszulą, a na nogi włożyłam czarne rurki (sprawiały, że tyłek nie wyglądał w nich, aż tak źle). Następnie przeczesałam palcami krótkie brązowe włosy, przeglądając się w lustrze. Nie wyglądałam tragicznie. A to już coś.
Na stopy nałożyłam czarne trampki i wyszłam z przymierzalni, trzymając w dłoni swoją zdobycz.
- Już jestem - powiedziałam uśmiechnięta, stając w kasie obok Blake'a. Miałam wrażenie, że bardziej przypominałam jego córkę, aniżeli "dziewczynę". Ten facet miał prawie dwa metry wzrostu! Przy moim metrze sześćdziesiąt, to naprawdę robiło wrażenie.
- Płaci pan kartą czy gotówką? - zapytał młody człowiek, przyglądając nam się z zaciekawieniem.
- Kartą - odparł beznamiętnie Blake, podając młodzieńcowi złoty przedmiot.
Poczułam się naprawdę dziwnie. Nie dość, że chłopak sprzątał mi w mieszkaniu, dobierał ciuchy, to jeszcze płacił za moje zakupy... A poznaliśmy się dopiero trzy dni temu!
- Blake, naprawdę nie musisz - odparłam spokojnie, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka.
- Holly, już to omawialiśmy - mruknął, posyłając mi spojrzenie nieznoszące sprzeciwu.
- Okej - odparłam, unosząc ręce w geście kapitulacji. - Rób, co chcesz.
- Dziękuję - powiedział, uśmiechając się w taki sposób, że byłam w stanie ujrzeć jego urocze dołeczki.
Nawet nie spostrzegłam, kiedy wyszliśmy ze sklepu z dwiema torbami nowych ubrań. Uśmiech na mojej twarzy był większy, niż to możliwe.
Jednakże coś, a raczej ktoś musiał przerwać tę chwilową sielankę.
- Holly? - usłyszałam za sobą znajomy głos. Po moich plecach przeszły ciarki, a ręce zaczęły się pocić w ciągu sekundy... Kiedy go ostatnim razem spotkałam, mój organizm reagował w zupełnie inny sposób, niż w tamtym momencie.
Powoli zaczęłam się odwracać w kierunku źródła dźwięku. Dłonie zacisnęłam w pięści, a usta same złączyły się w równą linię. Nerwowo nabierałam powietrza w płuca, nie mogąc się nim nasycić.
- To naprawdę ty! - w naszą stronę zmierzał Daniel ze swoją nową dziunią.
Ubrany w jeansy i koszulę w kratę, wyglądał okropnie, jak zawsze. Lecz jego nowa dupcia była jeszcze gorsza.
Ledwo dawała radę za nim nadążyć na piętnastocentymetrowych szpilkach, w czerwonej, cekinowej sukience, którą co chwile musiała zaciągać w dół, oraz czarnych (na sto procent farbowanych) włosach do pasa. Jednakże to jej twarz była najstraszniejsza i bałam się, że patrzenie na nią dłużej niż dwie sekundy sprawi, iż mój mózg dozna niodwracalnych uszkodzeń.
- Witaj, Danielu - odparłam rzeczowym tonem, unosząc dumnie głowę do góry.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał wesoło, przejeżdżając mnie wzrokiem od stóp do głów. - Schudłaś?
Ty pieprzony debilu! Weź się wreszcie ode mnie odpierdol i daj żyć! Już wystarczająco mi życie spierdoliłeś!
- Nie - burknęłam beznamiętnie, krzyżując ręce na piersi.
- Hmm... No cóż... - zmieszał się lekko, jednakże nie na długo. - Ach, zapomniałbym. Tino to jest moja była, Holly. Holly, to jest moja dziewczyna Tina.
Czy mogę mu już urwać ten tępy łeb!?
Dziewczyna wyciągnęła rękę w moją stronę, jednakże nie uścisnęłam jej. Za bardzo bałam się zarażenia głupotą.
- Miło mi - odparłam w zamian, siłując się na normalny ton.
- Kochanie, kim są ci ludzie? - usłyszałam ciepły głos Blake'a, a następnie poczułam jego dużą dłoń na swojej talii. Zrobiło mi się gorąco.
- Blake'u to jest mój były, Daniel. Danielu, to jest mój chłopak Blake. - powiedziałam, uśmiechając się szeroko. Satysfakcja, jaka ogarnęła moje ciało była tak ogromna, iż bałam się czy nie rozerwie mnie od środka. Widok zaskoczenia i niedowierzania na twarzy Daniela był bezcenny.
- T-twój chłopak? - zająknął się, robiąc wielkie oczy.
- Tak, co w tym dziwnego? - zapytałam, przytulając się bokiem do Blake'a i układając głowę na jego piersi. Dzięki temu byłam w stanie usłyszeć, jak szybko biło jego serce.
- Nic - burknął Daniel, a jego mina momentalnie zrzedła. Teraz to ja byłam górą.
- Musimy się już zbierać, skarbie - powiedział słodko Blake, całując mnie w czubek głowy. - Nie możemy się spóźnić na naszą romantyczną kolację.
Zachichotałam cicho, obserwując kątem oka zachowanie Daniela. Mężczyzna, jakby bardziej zbladł, a jego pewność siebie prysnęła niczym bańka mydlana.
- Miło było poznać! - powiedziałam na koniec i ruszyłam z Blake'iem w stronę parkingu. Nasze dłonie były ze sobą splecione.
- Zobaczymy się jeszcze kiedyś!? - usłyszałam krzyk Daniela za nami. Nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się triumfalnie w stronę "mojego chłopaka". Odpowiedział tym samym.
~~~
Wow! Jest to jeden z dłuższych rozdziałów, jeżeli nie najdłuższy xd
Mam ogromną nadzieję, że Wam się podobał ;)
Napiszcie w komentarzu, co o nim sądzicie ^^
W szczególności chciałam podziękować er5ato, która swoim komentarzem dodała mi mnóstwo weny do pisania <3 Dziękuję kochana!
Oczywiście nie tylko ona się do tego przyczyniła, ponieważ każdy Wasz komentarz i gwiazdka są dla mnie warte "więcej niż tysiąc słów" :') !
Życzę wszystkim dużo weny i powodzenia ^^
Do następnego!
♥️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro