Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

< Rozdział XI >

MGK dał mi siły do pisania tego rozdziału 🙏🏼
Piosenka powyżej ☝🏼

Chyba pierwszy raz w życiu cieszyłam się z powrotu do pracy. Kilka ostatnich dni było tak zwariowanych i depresyjnych, że powoli traciłam życiową siłę.

Brakowało mi również towarzystwa Noah i Steph, z którymi nie widziałam się przez cały weekend. Mogłabym przysiąc, że od naszego ostatniego spotkania minęło wiele miesięcy, a nie niecałe trzy dni.

- A co ty taka wesoła? - usłyszałam rozbawiony głos Stephanie za swoimi plecami.

Przerwałam układanie sztućców do szuflady i odwróciłam się w jej kierunku, zakładając ręce na piersi.

- Skąd wiesz, że wesoła? - zapytałam, uśmiechając się lekko. Nie zaprzeczałam, chciałam wiedzieć, skąd wzięła swoje podejrzenia.

- Odkąd tylko przyszłaś do pracy, nucisz coś pod nosem, kręcisz biodrami, uśmiechasz się do każdego - zamilkła na chwilę i szeptem dodała: - nawet do Alice, co w twoim przypadku nie jest normalne - zaśmiała się.

Wywróciłam teatralnie oczami, aczkolwiek musiałam przyznać jej rację. Byłam naprawdę szczęśliwa. Pierwszy raz od dłuższego czasu.

- To jego sprawka - powiedziała pewnie, przyglądając mi się z wyższością.

- Co? Nie... - mruknęłam, rumieniąc się lekko. Steph zaśmiała się głośno, widząc moje zaczerwienione policzki. - Znam go dopiero niecały weekend! Weź się ogarnij! On mi się nawet nie podoba... - skłamałam, aby nie wyjść na idiotkę. Naprawdę nie wiedziałam, co sądzić o Blake'u. Za krótko go znałam, aby go oceniać, a tym bardziej, coś do niego czuć.

- Kto się komu nie podoba? - zapytał Noah, zatrzymując się obok Steph. Najprawdopodobniej był w połowie drogi do stolika klienta, ponieważ w prawej ręce trzymał talerz z parującym jedzeniem.

- Nikt się nikomu nie podoba - odparłam, uśmiechając się sztucznie w jego kierunku. - Ciekawski nos do kawy.

Chłopak zmarszczył lekko brwi i wystawił język w moją stronę. Następnie prychnął i odszedł z dumnie uniesioną głową. Obserwowałam go przez chwilę z głupim uśmieszkiem na ustach, aby następnie powrócić do Stephanie, która uporczywie mi się przyglądała.

- No co? - mruknęłam i ponownie rozpoczęłam układanie sztućcy. W końcu praca sama się nie wykona, nieważne jak bardzo bym tego chciała.

Usłyszałam, jak dziewczyna prycha pod nosem i odchodzi, stukając głośno obcasami o posadzkę. Uśmiechnęłam się triumfalnie pod nosem.

***

- Nie pokażę się tak na mieście! - krzyknęłam, przeglądając się swojemu lustrzanemu odbiciu z przerażeniem w oczach.

- Nie dramatyzuj! - usłyszałam w zamian. - Mogę wejść?

Mruknęłam cicho, niechętnie wpuszczając Blake'a do przymierzalni. Dla obserwatora z zewnątrz mogłoby to wyglądać z lekka dwuznacznie...

- Co ci się w tym stroju nie podoba? - zapytał, przyglądając mi się badawczo. Ręce skrzyżował na piersi, a brodę podtrzymywał na dłoni, przybierając pozę myśliciela.

- Wszystko! - odparłam błyskawicznie. - Przecież w tym się nie da oddychać!

Sukienka, którą miałam na sobie wyglądała naprawdę cudownie na szczupłym manekinie... Lecz niestety, nie na mnie.

Czarna miniówka z obszernym dekoltem i głębokim wycięciem na plecach. Podkreślała mój lekko zaokrąglony brzuszek oraz tłusty tyłek, który ostro zarósł podczas ostatnich dwóch i pół miesięcy. Jakby tego było mało, wyglądałam w niej niczym grubiutki karzełek, który zagubił się w czasoprzestrzeni...

Czyli normalnie.

- Wyglądam strasznie! - załamałam się, chowając twarz w dłoniach. Do oczu zaczęły napływać słone łzy, które lekko podrażniały moje wyschnięte spojówki. Przetarłam je dłońmi, aby zminimalizować ból... Nie był to najlepszy pomysł. Idealny makijaż poszedł się paść. - Na dodatek się jeszcze rozmazałam! Zajebiście! Żyć, nie umierać! - wrzeszczałam na głos, wymachując energicznie rękami.

- Uspokój się, kobieto! - syknął Blake, chwytając mnie mocno za ramiona i odwracając w swoją stronę. - Możesz się opanować?

- Uhm... - mruknęłam niechętnie, robiąc minę zbitego pieska.

Chłopak posłał mi pocieszający uśmiech, po czym wyszedł z przebieralni, zostawiając mnie samą. Moja mina?

Bezcenna.

- A ty gdzie!? - krzyknęłam za nim, kiedy zdążyłam się otrząsnąć z odrętwienia.

- Zaczekaj tam! - odkrzyknął i ruszył w głąb sklepu.

Tyle go widziałaś.

Westchnęłam głośno i oparłam się o białą ścianę, z której zsunęłam się na ziemię. Usiadłam z podkulonymi nogami i sukienką podwiniętą powyżej górnej partii ud.

Po raz kolejny zaczęłam się zastanawiać, gdzie popełniłam błąd w swoim życiu. Cicho wzdychałam, starając się opanować łzy napływające do oczu...

Ale z ciebie mazgaj... Albo cały czas ryczysz albo się nad sobą użalasz... Zdecyduj się wreszcie!

- Już jestem! - usłyszałam wesoły głos Blake'a zza kotary, po czym ujrzałam jego uśmiechniętą twarz. - I przyniosłem ci pare całkiem fajnych rzeczy.

Wystarczyła sekunda, abym stanęła na proste nogi z niedowierzaniem na twarzy. Ten facet naprawdę miał wyczucie stylu.

- J-jak? - zająknęłam się, przeglądając ciuchy, które mi przygotował. - Jesteś gejem!?

Chłopak spojrzał na mnie wzrokiem typu 'r u fuckin' kiddn' me!?'. Momentalnie pożałowałam swojego pytania. W końcu nie każdy mężczyzna, który się dobrze ubierał musiał być gejem.

- Przepraszam - burknęłam cicho, czerwieniąc się. Mój tok myślenia, często przerastał samą mnie.

- Musiałem się nauczyć do tej pracy - odpowiedział beznamiętnie, po czym zasunął zasłonę, pozostawiając mnie samą ze stertą ubrań.

W tamtym momencie zaczęłam zastanawiać się, ile zdesperowanych dziewczyn miało go przede mną?

Pewnie więcej niż mogłabym przypuszczać... Lub policzyć na palcach dwóch rąk.

Rozebrałam się zza ciasnej kiecki i wzięłam w dłoń pierwszą lepszą bluzkę. Szybko założyłam ją na siebie i spojrzałam w lustro. Była prosta, o kolorze khaki, czyli jednym z moich ulubionych. Pasowała w sam raz. Do tego nie podkreślała brzucha, lecz sprawiała, że sylwetka wydawała się smukła i szczupła. Idealna.

Od dawna nie byłam na takich zakupach. W sumie, gdyby się nad tym dłużej zastanowić, w ciągu swojej "depresji" (nie okłamujmy się, ludzie miewają większe problemy niż ja) nie robiłam nic, co w jakiś sposób, mogłoby poprawić mi humor. Zazwyczaj po powrocie do domu, upijałam się do nieprzytomności, a potem płakałam i znowu piłam... I tak każdego, jebanego dnia.

Dlatego mogę spokojnie stwierdzić, iż Stephanie w jakimś sensie, uratowała mnie przed zniszczeniem swojego życia. W końcu, to ona wpadła na pomysł "chłopaka do wynajęcia".

- Wybrałaś już coś? - zawołał Blake, przerywając moje rozmyślania.

- Uhm... Tak! - odparłam niepewnie, rozglądając się nerwowo dokoła. Moje myśli wybiegły tak daleko wstecz, że kompletnie zapomniałam o przymierzeniu reszty cichów. Dlatego, aby nie marnować więcej czasu, chwyciłam pierwszą kupkę z brzegu i odsłoniłam kotarę.

- To są rzeczy, które mi się podobają - powiedziałam, uśmiechając się sztucznie i wpychając chłopakowi do rąk przypadkowo wybrane ubrania. - Możesz zanieść je już do kasy, ja za chwilę dojdę.

Blake obserwował mnie przez chwilę z lekkim uśmieszkiem na ustach, jednakże nic nie powiedział i ruszył w wyznaczonym przeze mnie kierunku.

Dopiero po sekundzie zorientowałam się, że przez cały ten czas miałam na sobie jedynie bluzkę, a lustro za mną, odbijało mój tyłek w pełnej okazałości... Pocieszyłam się faktem, że przynajmniej był zakryty różowymi bokserkami w białe owieczki.

Idiotka, idiotka, idiotka...

Moja podświadomość, jak zawsze musiała dorzucić swoje trzy centy.

Szybko się zebrałam, ściągnęłam ukochaną bluzkę i zastąpiła ją jeansową koszulą, a na nogi włożyłam czarne rurki (sprawiały, że tyłek nie wyglądał w nich, aż tak źle). Następnie przeczesałam palcami krótkie brązowe włosy, przeglądając się w lustrze. Nie wyglądałam tragicznie. A to już coś.

Na stopy nałożyłam czarne trampki i wyszłam z przymierzalni, trzymając w dłoni swoją zdobycz.

- Już jestem - powiedziałam uśmiechnięta, stając w kasie obok Blake'a. Miałam wrażenie, że bardziej przypominałam jego córkę, aniżeli "dziewczynę". Ten facet miał prawie dwa metry wzrostu! Przy moim metrze sześćdziesiąt, to naprawdę robiło wrażenie.

- Płaci pan kartą czy gotówką? - zapytał młody człowiek, przyglądając nam się z zaciekawieniem.

- Kartą - odparł beznamiętnie Blake, podając młodzieńcowi złoty przedmiot.

Poczułam się naprawdę dziwnie. Nie dość, że chłopak sprzątał mi w mieszkaniu, dobierał ciuchy, to jeszcze płacił za moje zakupy... A poznaliśmy się dopiero trzy dni temu!

- Blake, naprawdę nie musisz - odparłam spokojnie, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka.

- Holly, już to omawialiśmy - mruknął, posyłając mi spojrzenie nieznoszące sprzeciwu.

- Okej - odparłam, unosząc ręce w geście kapitulacji. - Rób, co chcesz.

- Dziękuję - powiedział, uśmiechając się w taki sposób, że byłam w stanie ujrzeć jego urocze dołeczki.

Nawet nie spostrzegłam, kiedy wyszliśmy ze sklepu z dwiema torbami nowych ubrań. Uśmiech na mojej twarzy był większy, niż to możliwe.

Jednakże coś, a raczej ktoś musiał przerwać tę chwilową sielankę.

- Holly? - usłyszałam za sobą znajomy głos. Po moich plecach przeszły ciarki, a ręce zaczęły się pocić w ciągu sekundy... Kiedy go ostatnim razem spotkałam, mój organizm reagował w zupełnie inny sposób, niż w tamtym momencie.

Powoli zaczęłam się odwracać w kierunku źródła dźwięku. Dłonie zacisnęłam w pięści, a usta same złączyły się w równą linię. Nerwowo nabierałam powietrza w płuca, nie mogąc się nim nasycić.

- To naprawdę ty! - w naszą stronę zmierzał Daniel ze swoją nową dziunią.

Ubrany w jeansy i koszulę w kratę, wyglądał okropnie, jak zawsze. Lecz jego nowa dupcia była jeszcze gorsza.

Ledwo dawała radę za nim nadążyć na piętnastocentymetrowych szpilkach, w czerwonej, cekinowej sukience, którą co chwile musiała zaciągać w dół, oraz czarnych (na sto procent farbowanych) włosach do pasa. Jednakże to jej twarz była najstraszniejsza i bałam się, że patrzenie na nią dłużej niż dwie sekundy sprawi, iż mój mózg dozna niodwracalnych uszkodzeń.

- Witaj, Danielu - odparłam rzeczowym tonem, unosząc dumnie głowę do góry.

- Co ty tutaj robisz? - zapytał wesoło, przejeżdżając mnie wzrokiem od stóp do głów. - Schudłaś?

Ty pieprzony debilu! Weź się wreszcie ode mnie odpierdol i daj żyć! Już wystarczająco mi życie spierdoliłeś!

- Nie - burknęłam beznamiętnie, krzyżując ręce na piersi.

- Hmm... No cóż... - zmieszał się lekko, jednakże nie na długo. - Ach, zapomniałbym. Tino to jest moja była, Holly. Holly, to jest moja dziewczyna Tina.

Czy mogę mu już urwać ten tępy łeb!?

Dziewczyna wyciągnęła rękę w moją stronę, jednakże nie uścisnęłam jej. Za bardzo bałam się zarażenia głupotą.

- Miło mi - odparłam w zamian, siłując się na normalny ton.

- Kochanie, kim są ci ludzie? - usłyszałam ciepły głos Blake'a, a następnie poczułam jego dużą dłoń na swojej talii. Zrobiło mi się gorąco.

- Blake'u to jest mój były, Daniel. Danielu, to jest mój chłopak Blake. - powiedziałam, uśmiechając się szeroko. Satysfakcja, jaka ogarnęła moje ciało była tak ogromna, iż bałam się czy nie rozerwie mnie od środka. Widok zaskoczenia i niedowierzania na twarzy Daniela był bezcenny.

- T-twój chłopak? - zająknął się, robiąc wielkie oczy.

- Tak, co w tym dziwnego? - zapytałam, przytulając się bokiem do Blake'a i układając głowę na jego piersi. Dzięki temu byłam w stanie usłyszeć, jak szybko biło jego serce.

- Nic - burknął Daniel, a jego mina momentalnie zrzedła. Teraz to ja byłam górą.

- Musimy się już zbierać, skarbie - powiedział słodko Blake, całując mnie w czubek głowy. - Nie możemy się spóźnić na naszą romantyczną kolację.

Zachichotałam cicho, obserwując kątem oka zachowanie Daniela. Mężczyzna, jakby bardziej zbladł, a jego pewność siebie prysnęła niczym bańka mydlana.

- Miło było poznać! - powiedziałam na koniec i ruszyłam z Blake'iem w stronę parkingu. Nasze dłonie były ze sobą splecione.

- Zobaczymy się jeszcze kiedyś!? - usłyszałam krzyk Daniela za nami. Nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się triumfalnie w stronę "mojego chłopaka". Odpowiedział tym samym.

~~~

Wow! Jest to jeden z dłuższych rozdziałów, jeżeli nie najdłuższy xd

Mam ogromną nadzieję, że Wam się podobał ;)
Napiszcie w komentarzu, co o nim sądzicie ^^

W szczególności chciałam podziękować er5ato, która swoim komentarzem dodała mi mnóstwo weny do pisania <3 Dziękuję kochana!

Oczywiście nie tylko ona się do tego przyczyniła, ponieważ każdy Wasz komentarz i gwiazdka są dla mnie warte "więcej niż tysiąc słów" :') !

Życzę wszystkim dużo weny i powodzenia ^^

Do następnego!
♥️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro