Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

< Rozdział VIII >

Witam w kolejnym rozdziale,
dzisiaj wyjątkowo bez muzyki, której i tak nikt nie słucha xd
✌🏻✌🏼✌🏽✌🏾✌🏿

Pogodzenie pracy z chłopakiem do wynajęcia, nie zawsze bywało takie proste, jak mogłoby się wydawać.

Czasami późne siedzenie w kawiarni dawało o sobie znać, co nie pozwalało mi na dłuższe spotkania z Blake'iem. Zdarzało się również, że to jemu nagle coś wypadło i nie mógł poświecić dla mnie wystarczającej ilości czasu...

Pierwszy dzień był totalną porażką. Chłopak rozpoczął naszą współpracę od sprzątania mojego mieszkania, aby móc w spokoju nade mną pracować...

***

- Boże... Dziewczyno! Co ty tutaj masz!? - usłyszałam przerażony głos Blake'a, dochodzący z mojej sypialni.

Zdziwiona, rzuciłam wcześniej pozbieraną przez siebie odzież na ziemię i ruszyłam w kierunku blondyna.

- Co się stało? - zapytałam, przekraczając próg pokoju.

W pierwszym momencie nie zauważyłam, gdzie znajdował się Blake. Zaczęłam myśleć, że może przeraziła go ilość syfu, który panował w pokoju i uciekł nim byłam w stanie go zauważyć.

- Możesz mi łaskawie wytłumaczyć, co to, do jasnej cholery jest? - zapytał oburzony, wykopując się spod mojego łóżka. W ręce trzymał stare opakowanie po zupce chińskiej.

- Stare opakowanie po zupce chińskiej. - Odparłam zgodnie z prawdą, wzruszając lekko ramionami.

Mężczyzna wstał i wyprostował się, ukazując w pełnej okazałości. Zanim rozpoczęliśmy sprzątanie, zdążył przebrać się z eleganckiego garnituru w szare spodnie dresowe, biały podkoszulek oraz czarne Nike'i.

Blondyn zrobił zniesmaczoną minę, kiedy przyglądał się staremu pudełku, zarośniętemu grzybem wszelkiego rodzaju. Miał szczęście, że założył wcześniej rękawiczki ochronne, ponieważ nie byłam pewna, czy od tego nie nabawiłby się jakiejś (jeszcze) niewykrytej choroby.

- Jakim cudem udało ci się wychodować coś takiego!? - spoglądał z niedowierzaniem to na mnie, to na pudełko w swojej dłoni.

- Masz przed sobą mistrzynię chaosu i nieporządku - odparłam cwanie, uśmiechając się sztucznie i wypinając dumnie pierś do przodu. Jednakże w środku paliłam się ze wstydu.

Mój Boże... Z kim ja żyję!?

- Od dzisiaj nie jesz śmieciowego żarcia - oświadczył z powagą, wyrzucając zagrzybiały kubełek do niebieskiego, stulitrowego worka na śmieci.

What the fuck!?

- Że co, proszę? - zapytałam, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.

- Czy ja mówię niewyraźnie? - mruknął, nie obdarzając mnie spojrzeniem.

No, kolego... Tak to my się nie będziemy bawić.

- Przepraszam bardzo, ale jeżeli dobrze pamiętam, to nie płacę ci za zmianę mojej diety, lecz za to abyś udawał mojego chłopaka - burknęłam urażona, krzyżując ręce na piersi.

Nikt mi nie będzie mówił, co mogę, a czego nie mogę jeść!

Blake odwrócił się w moim kierunku i wykonując jeden duży krok, znalazł się przede mną, przewyższając mnie o półtorej głowy.

- Posłuchaj mnie uważnie, ponieważ nie będę się powtarzał - odparł spokojnie, świdrując mnie swoim błękitnym spojrzeniem. - Może i nie płacisz mi za bycie swoim dietetykiem, ale uwierz, że żaden facet nie poleci na kobietę, która siedzi w domu i obżera się fast foodami. - Zakończył wyniośle, po czym jak gdyby nigdy nic, powrócił do swojej pracy.

Ja natomiast nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca, w który stałam przez dobre pięć minut. Co ten facet ze mną robił?

Może dorosłą i dbającą o siebie kobietę? Uruchom wreszcie te trybiki w swojej mózgownicy!

W otępieniu powróciłam do swojego zajęcia, nie mogąc się otrząsnąć z tego, co usłyszałam.

Jemu naprawdę zależało na tym, abym podobała się innym mężczyznom?

No raczej!? W końcu za to mu zapłaciłaś, czyż nie?

No właśnie niekoniecznie...

***

Sprzątanie mojego mieszkania zeszło nam do wieczora. Byłam wyczerpana po nieprzespanej nocy oraz wszystkich emocjach związanych z przybyciem Blake'a. Wreszcie coś zaczęło się dziać z moim życiem.

Dochodziła godzina dwudziesta druga, kiedy spoczęliśmy na mojej kanapie, która pod górą ubrań okazała się być jasnozielona. Było to niesamowite odkrycie, zważywszy na to, że nie widziałam jej od dwóch miesięcy.

- Jestem wykończona - mruknęłam, masując pulsujące bólem skronie.

- Nic nie mów - odparł Blake, rozkładając się na drugiej połowie kanapy. - Miałem wielu klientów w tym zawodzie, ale ty jesteś jedynym przypadkiem, który okazał się być tak dramatyczny.

- Mam się czuć wyróżniona? - odparłam żartobliwie, nie przywiązując zbyt dużej wagi do jego słów.

- W pewnym sensie - mruknął, zamyślając się na chwilę.

Nie miałam zamiaru przerywać jego rozmyślań, dlatego siedziałam w milczeniu oczekując na chęć rozmowy z jego strony.

- Posłuchaj - rozpoczął, przyciągając moją uwagę - nie rozpoczęliśmy naszej współpracy najlepiej - kiwnęłam głową na znak, że go rozumiem - dlatego chciałbym, abyśmy zaczęli od nowa.

Nareszcie coś się zaczęło dziać.

- To jest bardzo dobry pomysł - odparłam, uśmiechając się wesoło. - Wreszcie zacząłeś gadać z sensem!

Blake wywrócił oczami na moje stwierdzenie, ale po chwili również się lekko uśmiechnął.

- Obmyśliłem już plan na najbliższy tydzień - zmniejszył odległość pomiędzy nami, co wywołało u mnie lekki dyskomfort... W końcu nie miałam do czynienia z "prawdziwymi" facetami (Noah się nie liczył) od dwóch miesięcy! - Jutrzejszy i następny dzień poświęcimy na ogarnięcie twojego mieszkania - zatrzymał się na chwile, aby sprawdzić, czy go uważnie słuchałam - Następnie odwiedzimy centrum handlowe, ponieważ twoja garderoba świeci pustkami. Potem myślałem o jakiś dodatkach do domu...

- Hola, hola! - zatrzymałam go, patrząc na niego jak na wariata. - Nie jestem milionerką, żeby szastać pieniędzmi na prawo i lewo! - skrzywiłam się lekko, zakładając ręce na piersi.

- Nie zapłacisz za to ani centa - odparł spokojnie, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Przez chwilę nie rozumiałam, co chciał przez to powiedzieć. Dlatego po prostu przyglądałam się mu z nieodgadnionym spojrzeniem. Kiedy w końcu mnie olśniło...

- Ty chcesz za mnie zapłacić!? - krzyknęłam zaskoczona, podnosząc się gwałtownie z kanapy.

- Co? - odparł zdezorientowany. - Nie ja, głuptasie! - zaśmiał się szczerze i musiałam przyznać, że było to naprawdę przyjemne. - Nasza agencja oferuje każdej klientce i klientowi zmiany związane z umeblowaniem jego mieszkania. Było to zapisane w papierach, które wcześniej dostałaś i powinnaś przeczytać... Przeczytałaś?

- Coś tam przeczytałam... - mruknęłam, siadając z powrotem na kanapie, czując jak gorący rumieniec wpływa na moją twarz.

Taki wstyd...

Blake nie odpowiedział. Po prostu uśmiechał się głupkowato w moim kierunku, co powoli zaczynało mnie bardzo irytować.

- Co? O co ci znowu chodzi? - zapytałam lekko zdenerwowana, nie wytrzymując dłużej tej niepewności.

- Mi? O nic. - Odparł, szczerząc się. - Po prostu nie mogę się doczekać, aż usłyszę twoją historię.

~~~

Przybywam do Was, szybka niczym Zygzak Mc'Queen!

Nie spodziewaliście się mnie tak szybko, co?

Uwielbiam być zaskakująca 8)

Dziękuję Wam bardzo za czytanie tej książki i za tysiąc wyświetleń!

Bez Was bym tego nie osiągnęła, za co jestem bardzo wdzięczna
❤️❤️❤️

Do następnego!
💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro