7.
Jeongguk nadal płakał.
Może inaczej.
Jeongguk zwyczajnie wył w poduszkę. Fakt, że był weekend dawał mu tylko wolną rękę do siedzenia w pokoju. Próbował opanować swoje emocje, tak jak złamane serce. Próbował.
— Zostaw mnie — mruknął zduszonym głosem do Yoongiego, który zdenerwowany tym, że brunet ciągle go olewał, przyszedł do niego.
I został zaskoczony, bo spodziewał się widoku Guka przechodzącego kolejne poziomy w grze, a nie Guka z opuchniętymi od płaczu, policzkami.
— A może tak łaskawie powiedziałbyś mi, co się stało, a nie kazał sobie iść? Specjalnie się do ciebie fatygowałem.
— Nikt ci nie kazał — odburknął ciemnowłosy, na co Min wywrócił oczami.
— Tak jak nikt nie kazał mi przychodzić, tak nikt mnie nie będzie stąd wyrzucać, więc mów sobie co chcesz.
— Możesz zadbać o Taehyunga? — zapytał brunet zduszonym głosem, a kilka łez wypłynęło z jego oczu wsiąkając w poduszkę. — Proszę?
— Czemu miałbym? Chodzi o Tae? Pokłóciliście się? — dopytywał Min, będąc coraz bardziej zmartwionym stanem przyjaciela, który znowu zaczął się rozklejać.
— Można tak powiedzieć. Po prostu Tae przechodzi ostatnio trudny czas i zadbajcie, żeby nic mu się nie stało, okej? Przecież się przyjaźnimy, to normalne, że się martwię. — Szybko dopowiedział, próbując się usprawiedliwić, chociaż zdawał sobie sprawę, że Yoongi był dość podejrzliwy i na pewno już swoje się domyślił.
— Chyba wiesz trochę więcej niż my.
I Jeongguk mu opowiedział.
Nie, nie o ostatniej sytuacji, kiedy tak zwyczajnie dostał kosza. Opowiedział mu o tym jak przyszedł do blondyna, a ten zachowywał się dziwnie, leżąc na ziemi i nie dając znaku życia. Opowiedział mu o swoich podejrzeniach, podczas gdy wiedział przekrwione oczy Kima i worki pod oczami.
— Myślałem, że to po prostu zmęczenie. — Wyznał Min, przerywając cieszę pomiędzy nimi. — No wiesz. Wszyscy jesteśmy padnięci ciągle, ale nie wiedziałem, że to mogłoby wyglądać u niego... Aż tak.
— Dlatego proszę, mógłbyś to dla mnie zrobić? Chociaż bardziej dla Tae.
— Możemy, Guk. Przecież ty nadal się z nim przyjaźnisz, prawda?
***
— Kim Taehyung, złaź tutaj do cholery! — Usłyszał krzyk matki z kuchni. Miał nadzieję, że uda mu się go olać i nie wychodzić z pokoju, jednak gdy znowu usłyszał swoje imię, zsunął się z łóżka i zszedł na dół.
— Co? — burknął niezadowolony, gdy stanął w progu pomieszczenia. Pani Kim nie nie odpowiedziała, tylko wskazała palcem na naczynia, które blondyn zostawił po sobie, gdy zjadł obiad. — Jezu i co? Tylko po to mnie wolałaś? Sama nie mogłaś tego umyć?
— Jak ty się do mnie w ogóle odzywasz, gówniarzu, co? Nie jestem służącą, a ty mógłbyś zacząć dbać o to, co się dzieje wokół ciebie.
Taehyung zmielił w ustach przekleństwo i wyminął kobietę, podwijając rękawy koszuli, którą miał na sobie. Wsadził dłoń do zimnej wody, żeby znaleźć korek i ją wypuścić, a później nalać nową.
— Nie możesz umyć tych paru naczyń w tej wodzie? — Prychnęła brązowowłosa, widząc poczynania syna. — O nic nie dbasz Taehyung, kompletnie o nic. Kiedyś będziesz tego żałował.
Kim zacisnął dłonie w pięści, a gdy usłyszał trzask drzwi wyjściowych poczuł jak łzy zaczynają mu spływać po policzkach.
— Tak mamo — wymamrotał cicho. — Wiem. Już wszystko i tak zjebałem.
prawdopodobnie przez jakiś czas nie będzie rozdziałów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro