Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25.

— Powiedziałeś, że nigdzie dzisiaj nie idziesz. — Obruszył się Kim, gdy Jeongguk pod wieczór oznajmił mu, że wychodzi.

— Cały dzień przecież byłem w domu — westchnął brunet. — Idę tylko na chwilę do Yoongiego, to prawie nic, Hyungie. — Ubrał czapkę i poklepał się po głowie. — Razie dwa i będę, tylko zaniosę mu zeszyty i myk, jestem w domu.

Mógłbyś mu wysłać zdjęcia – pomyślał Tae, ale się już nie odezwał. Nie chciał sprawiać wrażenia, jakby próbował go odciągnąć od najlepszego przyjaciela, tym bardziej, że miało mu to zająć tylko chwilę.

Skinął głową na znak, że rozumie

(chociaż nie rozumiał)

i położył się znowu na łóżku. Czuł się zmęczony, pomimo przespania prawie dziesięciu godzin w nocy i jeszcze kilku po południu.

— Gukie? — Zapytał cicho, patrząc jak drugi pakuje zeszyty do torby. Gdy uzyskał mruknięcie, kontynuował. — Co robiłem w nocy? — Zaciskał dłonie na kołdrze, czując jak zaczynają mu się pocić. Ze stresu. Nie wiedział, co może usłyszeć.

— Spałeś i około trzeciej poszedłeś do łazienki — odparł, zgodnie z prawdą zresztą.

Nie pamiętam.

— No tak. Pamiętam. — Uśmiechnął się słabo. Nie chciał mówić, że tak naprawdę jedyne, co sobie przypominał, to to, gdy kładł się spać i rano się obudził. Tak samo zmęczony, jakby noc nie istniała. Krótka przerwa pomiędzy dniem, nieprzynosząca upragnionego spokoju. I tak codziennie, ciągle, ciągnąca się nieskończoność.

— Będę do godziny. — Podszedł do blondyna i pocałował go w czoło. — Gdyby się coś działo, idziesz do mamy albo dzwonisz do mnie, okej?

— Okej — odparł, dostając w zamian szeroki uśmiech Jeona.

Wcale nie okej.

~+~

— Taehyungie, wychodzę na zakupy, chcesz coś? — Pani Jeon weszła do pokoju, kierując swoje pytanie do siedzącego na parapecie Kima.

Jest jebana dwudziesta, macie jakiś spisek?

— Nie — odparł krótko, wyglądając za okno. Na dworze już było ciemno, nic dziwnego, w końcu to charakteryzowało listopad. Mimo wszystko cała ta otoczka jesieni wywoływała nieprzyjemne uczucie u blondyna. Atmosfera sprawiała, że czuł, jakby miało się wydarzyć coś złego, jakby coś gdzieś się czaiło.

— Będę do godziny.

Do godziny.

Skinął głową na znak, że zrozumiał. Nic go już to nie obchodziło, wszystko udało mu się ogarnąć, zamknąć tak jak chciał.

Zeskoczył z parapetu i poszedł do łazienki. Światło mocno podrażniło jego oczy, przez co zrobił dziwną minę i przygryzł już i tak pokaleczoną wargę.

— Cieszę się, że wszystko się tak potoczyło — szepnął, dotykając palcami zimniej tafli lustra. Wpatrywał się w swoje odbicie bardzo uważnie, znajdując każdą niedoskonałość, zdobiącą jego ciało. Przymrużał lekko oczy, jakby próbował na siebie patrzeć z innej perspektywy. — Jeongguk był moim szczęściem. Jego rodzina pozwoliła poczuć mi się dobrze. Dlaczego ty mi nie pozwoliłeś? Dlaczego postanowiłeś zamieszkać we mnie, beze mnie? Ośmieszyłeś mnie przed najważniejszymi ludźmi w moim życiu. Zniszczyłeś ich. Zniszczyłeś mnie. Dlatego teraz ja zniszczę ciebie.

Dziwnie spokojnie, bez nerwów zaciskających swoje pęta w żołądku Kima, wyciągnął z kieszeni dresów strzykawkę. Podwinął rękaw bluzy i przybliżył ją do skóry, z lekkim zafascynowaniem patrząc jak gładko wchodzi w ciało, a zawartość maleje i maleje, aż do całkowitej pustki.

Z lustra patrzył na niego jeszcze siedemnastolatek z kołtunami na blond włosach, mocnymi cieniami pod oczami i spierzchniętymi, pogryzionymi ustami. Z cerą bladą, z przebarwieniami i nieogolonym, lekkim zarostem, bo przecież nie miał czasu, żeby z nim coś zrobić.

— Jeongguk nie będzie zły. W końcu robię to dla niego.

~+~

— Taehyung wró- Ah, śpisz sorki. — Jeongguk od razu zgasił światło i przebrał się w pierwsze lepsze dresy, żeby móc położyć się obok blondyna.

Pocałował go z zimne czoło, a że samemu czuł się dość zmęczony, zasnął od razu, bez większych problemów.

Problem pojawił się dopiero rano, gdy wystraszony nie mógł dobudzić Kima, a gdy przewrócił go na plecy, to spomiędzy warg i z nosa zaczęła cieknąć krew barwiąc na ciemnoczerwono białe prześcieradło.

— Taehyung? Co do kurwy? — Stęknął, patrząc na karteczkę, na której leżał Kim. Odwrócił ją i zamarł.

Żebyś już nigdy nie miał problemów, którego mnie przytulasz.

Dziękuję, za ten czas, przez który ze mną byliście i wytrwaliście w tym opowiadaniu.

Kłamstwem byłoby, gdybym powiedziała, że zawsze było dobrze. O wiele częściej plułam sobie w brodę, że w ogóle zaczęłam je pisać, że ktoś je czyta (chociaż na każdy komentarz i gwiazdkę reagowałam uśmiechem). Czułam się zobowiązana do skończenia go i przysięgam, że sama sobie złamałam na nim serce wiele razy. Zżyłam się z bohaterami, odczuwałam ich emocje, czego jednak nie potrafiłam do końca ukazać, żebyście również mogli to zrobić.

Oficjalnie skończyłam cards. Boli, ale jestem dumna, bo do tego opowiadania przyłożyłam się bardzo mocno. Mam nadzieję, że w jakimś stopniu się wam podobało.

Jak zwykle liczę bardzo na wasze opinie. Napisałam całe ff, które jest do waszego wglądu, więc wy nie wstydźcie się napisać co o nim myślicie.

Ah I jeszcze jedno –

interpretacja dowolna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro