Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.

[2015 słów, przygotujcie się na mnie, miłego czytanka]

Taehyung leżał na łóżku, okryty po uszy kołdrą, a Jeongguk kucał na ziemi, tak by mieć jego głowę tuż przy swojej.

— Czujesz się chociaż trochę lepiej? — zapytał miękko, odgarniając wilgotną grzywkę z czoła młodszego.

Nie chciał pokazać po sobie jak bardzo nadal jest przerażony stanem Taehyunga, jednak jego drżące ręce wszystko zdradzały.

Gdy usłyszał huk z łazienki, wiedział, że coś się stało. Miał cichą nadzieję, że Kim zrzucił kosmetyczkę, mydło, cokolwiek, jednak gdy wszedł i zobaczył nieprzytomnego blondyna, leżącego pod prysznicem, poczuł jak coś w nim pęka. W końcu obiecał go chronić. Doskonale widział szczotkę, na były jeszcze śladowe ilości krwi i ranę na jego brzuchu, którą delikatnie okrył innym mniejszym ręcznikiem i trochę przycisnął dłonią. Większym zaś wytarł ciało chłopaka.

— Przepraszam Gukie — odezwał się Taehyung, przerywając ciszę trwającą pomiędzy nimi. — Nie chciałem... Uhm... Żebyś to widział.

— Oszalałeś? — zapytał brunet z niedowierzaniem, wpatrując się w twarz Taehyunga. — To chyba ja powinienem przeprosić. Dopiero co powiedziałem, że będę cię chronił, a tu... — Przerwał, czując jak głos mu się łamie i łzy napływają do oczu.

— Teraz to ty oszalałeś — fuknął niezadowolony siedemnastolatek i podciągnął się do siadu. Nie spuszczając wzroku z twarzy Jeongguk, odszukał jego dłoń leżącą na materacu i splótł ich palce razem. — Nie oczekuję od ciebie, żebyś pilnował mnie dwadzieścia cztery na dobę, Guk. Nie oczekuję, żebyś w ogóle mnie chronił. — Przerwał i przysunął dłoń starszego do ust delikatnie ją muskając. — Po prostu chciałbym, żebyś mnie kochał.

Godzinę zajęło Jeonggukowi namówienie młodszego na pójście do swojego domu. Najpierw zapierał się rękami i nogami, później tylko rękami, a w końcu odpuścił i pozwolił na spakowanie swojej torby.

— Ale w sumie po co? — zapytał, wrzucając swoją bieliznę do plecaka. Widząc niezrozumiały wzrok Jeona, wytłumaczył.
— Po co mam się pakować? Przecież wrócę na noc.

— Ach — westchnął brunet, rumieniąc się delikatnie i pocierając dłonią kark. — Chcę, żebyś pojechał ze mną na rocznicę do dziadków. Mają czterdzieści lat po ślubie i hehe. Nie zbliżaj się Taehyung, przecież to nic złego! — zawołał, widząc jak ten zaczyna się do niego zbliżać z przymrużonymi oczami. I pewnie gdyby nie refleks Guka, to blondyn mógłby się na niego rzucić. Może niekoniecznie z zamiarem zrobienia mu poważnej krzywdy, ale z zamiarem pokazania mu, że ten pomysł nie przypadł mu do gustu.

Mimo wszystko Jeongguk złapał go za ręce i unieruchomił je przy bokach ciała Kima. Cmoknął go szybko w środek ust, powodując rumieńce na obu buziach.

— Już ci lepiej? No to jedziemy.

I na nic się zdały protesty Taehyunga, przeplatane śmiechem z powodu łaskoczącego go Jeona. Nawet się nie spostrzegł, a już siedział w samochodzie z kwaśną miną, obok zadowolonego Guka.

— Nie stresuj się — rzucił pociaszająco, kładąc dłoń na kolanie blondyna. — Przecież na ich trzydziestce też byłeś.

— Miałem siedem lat — wypomniał mu Taehyung, strzepując dłoń starszego, która powoli wędrowała coraz wyżej. Nawet jeśli poczuł nutkę podniecenia, to nie chciał, nie mógł tego zrobić. — Ale pamiętam jak wymiotowałeś po zjedzeniu specjalnego dania zrobionego przez ciotkę Kang. Płakałem wtedy ze śmiechu. — Zaśmiał się, a brunet wywrócił oczami, jednak mimo wszystko uśmiechnął się pod nosem.

— Z całego spotkania zapamiętałeś właśnie to?

— Dokładnie. — Taehyung poprawił kosmyk, który uporczywie przykrywał mu lewe oko i usadowił się wygodniej na fotelu. Odwrócił głowę w stronę okna i patrzył na domy i ludzi, którzy zostawali w tyle, ustępując o wiele bardziej przeludnionym krajobrazom. Czuł jak wypełnia go spokój i radość, że nie siedzi sam w czterech ścianach i może z kimś porozmawiać, dotknąć, przytulić, bo jest obok.

Chciałby czuć się tak już zawsze.

.-.

— Oh, wnusiu! — Zawołała pani Jeon, mocno go przytulając. Taehyung otworzył szerzej oczy na ten gest. Faktyczne zapomniał, jak bardzo uczuciową kobietą była babcia Guka.

— O, i Taehyungie! Tak się cieszę, że również przyjechałeś, taki elegant z ciebie. A jak wyrosłeś! — Równie mocno go przytuliła i potarmosiła policzki.

— A u Gukkie, przyjechałeś samochodem? Ale z ciebie już duży chłopak jest, a jeszcze niedawno to na rowerze ledwo jeździłeś!

— Daj im spokój, Gyuhee, niech trochę ochłoną. — Pan Jeon pojawił się obok małżonki. Przywitał się szybko z chłopakami i objął ją wokół pasa.

— Niedawno zrobiłem — odparł Jeon, uśmiechając się lekko. Nie chciał wspominać, że było to jakiś tydzień temu i tak naprawdę już zapomniał większość znaków.

— A zostaniecie na noc? Mogłabym wam przygotować pokój i wtedy... — Zaczęła swój wywód znowu, jednak tym razem w połowie przerwał jej mąż.

— Spójrz, Gyu. — Wskazał głową na samochód, który został zaparkowany pod płotem. — Czy to nie Kyeon? Może pójdziesz się z nią przywitać?

— Faktycznie! — zawołała babcia Jeon i pognała w stronę nowo przybyłych. Wszyscy trzej odetchnęli cicho z ulgą. Tak mocno jak ją kochali, tak nie potrafili wytrzymać w jej towarzystwie zbyt długo, będąc ciągle bombardowanymi nowymi informacjami.

— Jeongguk, a ten — szepnął po chwili długiego milczenia blondyn, gdy upewnił się, że nie było wokół nich ani babci, ani dziadka. — Ty masz prezent, prawda?

— Pewnie, ze tak.

— Musisz mi później powiedzieć ile mam ci oddać. — Uśmiechnął się lekko, czując ulgę, że o tym teraz pomyślał. Inaczej plułby sobie w brodę, gdyby przypomniałoby mu się to w domu.

— Nie gadaj głupot. — Obruszył się Jeongguk, marszcząc brwi. — Skoro cię tutaj zaprosiłem, a do tego na ostatnią chwilę, to nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy. A poza tym. — Objął dłonie Taehyunga swoimi. — Załóżmy, że jestem głową naszej dwuosobowej rodziny i ja się zajmuję kwestiami pieniężnymi.

— To głupie — odparł Kim, wzruszając ramionami. — Jesteśmy ze sobą jeden dzień.

— Psychicznie jestem z tobą o wiele dłużej.

Blondyn tylko uśmiechnął się pod nosem, jednak poczuł ukłucie wyrzutów sumienia. W końcu gdyby go nie było, Jeongguk nie musiałby cierpieć tyle czasu i zajmować sobie nim głowy.

Ale jeśli chodziło o Taehyunga, Jeongguk wiedział, że warto cierpieć.

*,*

Jeongguk nie spodziewał się, że będzie tak niewielu gości. Jego babcia lubiła otaczać się rodziną i każdy pretekst był dla niej dobry, żeby zorganizować duże przyjęcie.

Dlatego teraz patrząc na dwudziestu ludzi, łączenie z nim i Taehyungiem, czuł się dziwnie.

Wzruszył tylko ramionami i odsunął krzesło Tae, by ten mógł usiąść, a sam stanął za nim i położył dłonie na jego barkach, czując jak bardzo są spięte.

— Czym się tak denerwujesz? — zapytał, pochylając się lekko do przodu. Widział jak Kim skubie skórki przy paznokciach i przygryza wargę.

— Niczym.

— Taehyung — powiedział ostrzegawczo i usiadł obok, przysuwając krzesło jak najbliżej.

— Po prostu dawno nie widziałem się z nikim z twojej rodziny i trochę się stresuję — wymamrotał cicho, patrząc uparcie w talerz leżący naprzeciw niego.

Jeongguk zaśmiał się cicho i położył dłoń na tej blondyna, szturchając palec wskazujący, który ciągle napasował kciuka.

— Daj spokój, dobrze wiesz, że cię uwielbiają, nawet bardziej niż mnie.

— Jasne.

— Mówię poważnie. — Na dowód prawdziwości swoich słów, przyłożył dłoń do serca. — A już na pewno babcia. W sumie to ona nalegała, żebym zabrał cię ze sobą, bo dawno cię nie widziała.

Taehyung popatrzył na Jeongguka z powątpieniem.

— Jesteś pewny, że to ona zaczęła?

— No. — Brunet trochę się zmieszał, a na jego policzkach wystąpił ledwie zauważalny rumieniec. — Może ja coś tam napomknąłem raz czy dwa.

— Już ci wierzę. — Kim przewrócił oczami, jednak nie mógł powstrzymać tego ciepła rozlewającego się w podbrzuszu. — Boże, patrz. — Wskazał głową na drugi koniec stołu, a Jeongguk podniósł głowę. Zaśmiał się, widząc swojego piętnastoletniego kuzyna, który po względnym upewnieniu się, że nikt nie patrzy, nalał sobie wódki do kieliszka i wypił wszystko duszkiem.

— Coś pięknego.

— Wszyscy zaraz będą pijani — westchnął Tae, zakładając ręce na piersi.

— A dopiero leci druga godzina odkąd przyjechaliśmy. No, ale jest okazja, to trzeba ją opić. — Jeon wyszczerzył zęby, widząc uniesioną brew młodszego.

— Żono! — Obaj jak na zwołanie odwrócił głowy w kierunku głosu, który, jak się okazało, należał do pana Jeona. Jego małżonka dopiero co wróciła z kuchni, gdzie prawdopodobnie przygotowywała kolację. — Przynieś kieliszka.

— Przecież mama właśnie usiadła. — Żachnęła się matka Jeongguka.

— To niech powie, to sam przyniosę.

Jeongguk zaśmiał się i sięgnął po butelkę coli, nalewając jej sobie i Tae.

— Czemu mama? — zapytał cicho blondyn, gdy Guk przestał pić.

— Hm?

— Chodzi mi o to, że... No wiesz, twoja mama nie jest córką pani Gyu, a i tak nazywa ją mamą.

— Ach. — Jeongguk uśmiechnął się lekko. — Po prostu to u nas takie normalne. Mówić po imieniu nie wypada, pani głupio brzmi, a mamo brzmi rodzinnie i pokazuje, że faktycznie jesteśmy razem. Nigdy nie pytałeś.

Kim wzruszył ramionami, ale poczuł jak trochę pogorszył mu się humor. Jego rodzina była przeciwieństwem rodziny Guka. Nawet jeśli wszyscy traktowali go jak swojego, on nie potrafił się tak czuć.

— W końcu babcia dalej próbuję cię namówić, żebyś skończył z panią, ale ty jesteś upartą dupą i się nie dajesz.

— Oczywiście, że nie. — Taehyung wypchał policzki powietrzem. — Poza tym nie wypada.

— Już wypada — powiedział pewnie Guk, puszczając oczko do zarumienionego  Kima. — A tak poza tym to...

Nie dokończył, bo ktoś pociągnął go do tyłu. Zaskoczony chłopak uderzył nogą w stołek Taehyunga i już chciał zacząć krzyczeć, gdy nad uchem usłyszał głos swojego wujka.

— No co, już nie przychodzisz do wujka, Gukkie? — przytulił zażenowanego chłopaka. — Cześć, Tae. — Pomachał w stronę blondyna, który tylko mu skinął, patrząc ze złośliwym uśmiechem na Jeona. — A wracając do ciebie. — Zwrócił się do bruneta. — Nawet się przywitać nie przyjdziesz! Kiedyś to tylko wujek to, wujek tamto, kupowałem ci żelki i oglądaliśmy razem anime, a teraz co? Wstyd, Jeongguk. — Poczochrał go po głowie i kontynuował. — A ja pamiętam jak się urodziłeś wiesz? A ty to pamiętasz?

— Pewnie — odburknął sarkastycznie Jeon, próbując nie patrzeć na czerwonego ze śmiechu Taehyunga.

— Byłeś taki malutki i przy wszystkich płakałeś, a przy mnie nie, ha!

— Co ty robisz mojemu dziecku? — Obok nich pojawiła się mama Jeongguka.

— O, właśnie rozmawiam o nim. Pamiętasz jak się urodził...

— No, dzięki mnie chyba.

—... Był taki malutki i ciągle płakał.

— Mamo — jęknął błagalnie nastolatek, spoglądając na rodzicielkę.

— Weź ty idź do swojego syna może, bo ciągle coś tam podpija pod stołem. — Zaproponowała, klepiąc w rękę brata odrobinę za mocno.

— Co robi?! — zapytał głośno, odpychając od siebie Jeongguka, który poleciał do przodu i wylądował na duszącym się ze śmiechu Taehyungu.

Pognał na drugi koniec pokoju i po chwili wszyscy troje mogli słyszeć kazanie, które zaczął prawić swojemu dziecku.

— Chyba trochę przesadził z alkoholem — stwierdziła mama Jeongguka, wzruszając ramionami. — Jak zawsze. Jak się bawisz Taehyung?

— Wspaniale — odparł słabo, próbując się trochę uspokoić po napadzie śmiechu. Czuł, że bolą go całe policzki i brzuch, ale nadal podśmiewywał się z obrażonego Guka.

Pani Jeon porozmawiała jeszcze chwilę z nimi, po czym odeszła w stronę kuchni, prawdopodobnie pomóc w przygotowaniu kolacji.

— Idziemy na zewnątrz? — zapytał Jeongguk, korzystając z chwili wolnego, gdy akurat z nikim nie rozmawiają.

— Można — przytaknął Kim i wstał równocześnie ze starszym.

Po drodze zostali zatrzymani przynajmniej dwa razy, więc na dwór wyszli prawie godzinę później niż planowali.

Był przyjemny, wrześniowy wieczór. Słońce zachodziło, ustępując miejsca Książycowi i niezliczonej ilości gwiazd.

Chłopcy przeszli przez ogród, kierując się w stronę białej huśtawki. Dawała ona przyjemny widok na wrzosy, astry i dalie, pieczołowicie chronione i dbane przez babcię Jeongguka. Po bokach i z tyłu ławki były posadzone kolorowe aksamitki.

— Jeongguk — powiedział ostrzegawczo, gdy po usadowieniu się, ten od razu objął go ramieniem.

— Daj spokój, nikt nas nie zauważy. Robi się ciemno, a poza tym nikomu nie będzie chciało się tutaj przychodzić.

— A jak ktoś będzie chciał się przewietrzyć?

— To wyjdzie przed sam dom, a nie pójdzie na tyły. A nawet jeśli, to nie robimy nic złego.

Taehyung tylko odetchnął, nie chcąc się już dalej kłócić. Czuł wiele wątpliwości, ale nie miał siły na argumenty starszego.

Zebrał się chłodny wiatr, a Kim delikatnie zadygotał, czując jakby na jego rozgrzane ciało został wylany kubeł zimnej wody.

W przeciwieństwie do Jeongguka, zostawił swoją marynarkę na oparciu krzesła.

— A widzisz — powiedział uśmiechnięty Jeon i bez zastanowienia wciągnął na swoje kolana blondyna, mocno go obejmując. — Normalnie dałbym ci moją marynarkę, ale tak przynajmniej mam powód, żeby cię poprzytulać.

Kim prychnął, kręcąc głową, jednak jakby po chwili się rozmyślił i cmoknął szybko jeonowy policzek.

— Nie przyzwyczajaj się — stwierdził szybko, widząc jak ten otwiera usta, żeby coś powiedzieć. — Musisz sobie zasłużyć.

— Wolałbym w usta. — Wykrzywił usta w podkówkę. — No co, nie dasz mi? Swojemu najlepsiejszemu chłopakowi na świecie? — Zaczął szturchać nosem policzek młodszego. — No Taehyungie.

— Ktoś nas zauważy.

Jeongguk tylko pokręcił głową i złączył ich usta w słodkim pocałunku, od razu wkradając się językiem do buzi Kima.

Tego wieczoru oświetlał ich Księżyc i przyglądały się miliardy gwiazd.

🦉 <~ to jest pani sowa. przylatuje mi do pokoju wraz z waszymi opiniami o rozdziałach. nie dajcie jej się nudzić, napiszcie co sądzicie, a ona mi dostarczy.

buziaki, trzymajcie się! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro