Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

85


— Victorio oświecisz mnie o co w tym wszystkim chodzi? Naprawdę zaczynam się martwić.

Jestem zła na Alexa, bo postawił mnie teraz przed faktem dokonanym.

— Byłam u lekarza, bo ostatnio bardzo źle się czułam, na miejscu zrobili mi badania krwi i inne i od razu otrzymałam diagnozę.

— Co ci jest kochanie? Jesteś na coś chora? — ma bardzo zmartwiony wyraz twarzy.

— Nie — szybko zaprzeczam. — To nie jest żadna choroba. Po utracie dziecka bardzo szybo zaczęliśmy ze sobą sypiać i niestety żadne z nas nie pomyślało o tym by się zabezpieczyć. A w takim okresie najłatwiej zajść w ciążę i to właśnie mi się przydarzyło.

Zmartwienie na jego twarzy od razu zamienia radość. Szeroko się uśmiecha i łapie mnie za rękę.

— Przecież to jest niewyobrażalne szczęście. Kochanie wreszcie mieli dziecko, przecież tego chciałaś. Oboje chcieliśmy.

— I oboje pewnie przeżyjemy kolejne rozczarowanie. Jak pewnie zauważyłeś tak jak mam tendencję to tracenia ciąży. Czemu teraz miałoby być inaczej — nie jestem w stanie usnąć tego dziecka, pozostaje mi tylko czekać na nieuniknione.

— Bo wreszcie nie będę cię bił. Oboje przecież wiemy jak cię traktowałem, ale teraz to się zmieni. Jeśli uderzę cię teraz gdy jesteś w ciąży masz mnie zabić. Masz mnie zastrzelić bym już nigdy nie skrzywdził tych, których kocham. A ty i moje dziecko jesteście dla mnie najważniejsi — może i jestem cholernie naiwna, ale mu wierzę, a przynajmniej chce wierzyć, że on już nigdy nie zrobi mi krzywdy.

— Myślisz, że tym razem nam się uda? — pytam z nadzieją. Do tej pory sądziłam, że już dawno ją porzuciłam, ale podobno ona umiera jako ostatnia. A ja przecież nadal jestem młoda.

— Nie ma innej opcji. A teraz chodźmy na dół, bo trzeba uczcić tę nowinę najlepszym szampanem. Dla ciebie oczywiście soczek — śmieje się na jego słowa.

Oby wreszcie wszystko zaczęło się układać.

Kilka miesięcy później.

— Nie wierzę w to co się dzieje — mówi do mnie Harry jak wiąże mu krawat. Za niecałą godzinę musimy pojawiać się w kościele gdzie ma się odbyć ślub Lydii i Alexa. Ich przygodny seks zmienił się w coś poważniejszego z czego naprawdę jestem zadowolona. Już na pierwszy rzut oka widać, że siostra Harry'ego uwielbia mojego brata i on też jest z nią szczęśliwy.

— Oboje są dorośli i wiedzą co robią. Najgorsze jest to, że na zdjęciach ślubnych będę wyglądała jak jakiś wieloryb.

Mam na sobie piękna niebieską długą suknię, którą pokreśla mój wielki brzuch. Dekolt jest w kształcie litery V.

— Kochanie nosisz w sobie bliźniaki.

Patrzę na niego wściekle. Jak on śmie!

— Nie zaprzeczyłeś!

— Bo ilekroć to robię to ty się wściekasz i mówisz, że jestem ślepy. A ja nie chcę doprowadzać do konfliktu.

Odchodzę od niego i wsuwam na nogi buty.

— Nie masz czegoś na płaskim obcasie? — przewracam oczami na jego słowa. On naprawdę nie ma poczucia stylu ani gustu.

— Bądź ty już lepiej cicho — odpowiadam mu, a następnie idę do Lydii. Na samym początku poprosiła mnie o bycie świadkiem, ale musiałam odmówić. Zostało mi dwa i pół tygodnia do terminu porodu i moja obecność na weselu była bardzo niepewna.

Na szczęście moje dzieci nie postanowiły wiwinąć mi takiego numeru.

Pukam do drzwi, a jak słyszę pozwolenie to wchodzę do środka. Lydia jest już ubrana w suknie ślubną bez ramiączek w stylu princessy. Na całej sukni są ozdoby z kryształków. W koka ma wpięte kryształowe ozdoby i welon.

— Wyglądasz pięknie — odwraca się do mnie i zauważam, że ma łzy w oczach. — Tylko nie waż się płakać, bo zrujnujesz makijaż. A do tego nie można dopuścić.

Uśmiecha się, a następnie zbliża się do mnie i mnie przytula.

— Dzięki tobie mój brat jest szczęśliwy i spotkałam mężczyznę mojego życia. Kocham Alexa i w ogóle mi nie przeszkadza to, że ma niewielkie problemy psychiczne. Nikt przecież nie jest idealny.

Dopiero po chwili się od siebie odsuwamy.

— Alex zawsze pragnął być kochanym, a ja i ojciec nie sprostaliśmy jego oczekiwaniom. Teraz jednak wszystko się zmieniło, wszyscy jesteśmy kochającą rodziną.

***
— Musimy już jechać, bo się spóźnimy — pogania nas Harry. Wstaje i kanapy, ale po chwili znowu na niej ląduje, bo atakuje mnie ostry ból brzucha.

— Wszystko okej? — pyta Lydia, ale ja po kolejnej fali bólu wiem, że poród właśnie się zaczyna.

— Jedzcie do kościoła, a mnie zaraz ktoś zawiezie do szpitala.

— Mowy nie ma — sprzeciwia mi Harry. — Muszę z tobą być.

— Miałeś być razem z Lydią.

— Ja sobie poradzę, jedzcie, bo dzieciom bardzo się śpieszy.

Liczę na waszą opinię i czeka na was już epilog

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro