77
— Co to ma znaczyć? — pytam się brata jak zauważam, że z jednego z dwóch samochodów wysiada stary Horan. Próbuję się także odsunąć od brata, ale on zacieśnia swój uścisk.
— To wszystko jest dla naszego dobra, mi zależy tylko na tym by cię odzyskać skarbie. Przy mnie nic ci nie grozi.
— Dawno się nie widzieliśmy Victorio — mówi radosnym tonem ten stary podstępny dziad. Wykorzystał chwilę, że Alex był sam i go podszedł. A ja też jestem głupia, jak mogłam przyjechać na odludzie wiedząc, że mój brat ma problemy psychiczne.
— W ogóle nie tęskniłam. Nie wiem czego tu szukasz, ale ja już wracam do domu — szarpie się z bratem. — Puszczaj mnie do cholery!
— Zaraz eskortuje was do domu Victorio. A tam podpiszesz papiery rozwodowe by móc poślubić mojego syna. Chyba, że wolisz owdowieć. Niestety ostatnim razem się nie udało, ale tym razem wynajmę kogoś kto lepiej strzela — czyli to on stoi za zamachem na mnie.
— Chciałeś mnie zabić — warczę w jego stronę.
— Ależ nie Victorio ty byłaś jedynie przynęta by pojawił się tu Styles. Tobie nic nie groziło.
— Od początku obiecywałem, że cię uwolnię od Harry'ego Stylesa — czyli to wszystko zaplanował mój brat.
Jestem na tyle głupia, że niczego nie zauważyłam.
Alex wpycha mnie do jednego z samochodów, a następnie ze mną siada. Za kierownicą siedzi nieznany mi mężczyzna. Musi być jednym ze sługusów Horana.
— Doskonale pamiętam jak powiedziałeś Horan'ówi, że nie jesteś sutenerem i nie zamierzasz mnie wydawać za jego syna. Szybko zmieniłeś zdanie bracie. — wiem, że to mało prawdopodobne, ale próbuję przemówić do jego sumienia. Kurwa jestem jego jedyną siostrą. Chyba zależy mu chociaż odrobinę na mnie.
— Nie przejmuj się, ustaliłem warunki i będziecie mieszkać ze mną. Przypilnuje by tym razem nikt cię nie krzywdził.
On naprawdę jest głupi jeśli sądzi, że podejmuje tu jakiekolwiek decyzję. Przecież oni najpierw zabiją jego, a jak ja już wszystko odziedziczę to wtedy pozbędą się także mnie by synalek Horana zyskał majątek Harry'ego i mojego ojca.
— Niall cię zapłodni, a ja dopilnuje byś donosiła dziecko. Ja nie pozwolę by cokolwiek ci się stało — dotyka mojego policzka, a ja mam ochotę się rozpłakać. On naprawdę w to wszystko wierzyć.
Mój brat swoim szaleństwem doprowadzi nas wszystkich do śmierci.
Zostaje zamknięta w swoim pokoju. Oczywiście torebka została mi odebrana bym nie mogła się skontaktować z Harrym. Mam nadzieję, że tym razem nie pomyśli, że znowu od niego uciekłam.
Słyszę przekręcanie zamka i jestem pewna, że to Alex, lecz po otwarciu drzwi do mojej sypialni wchodzi młodszy Horan. Ten, który udawał tego miłego. Ja pierdole, ale byłam głupia skoro dałam mu się tak zwieść.
— Spierdalaj stąd albo dostaniesz w mordę — nie mam zamiaru się z nimi cackać. Dopóki nie wezmę z nim ślubu nic mi nie grozi. Jemu zależy tylko na mojej kasie.
— Wiem co sobie teraz myślisz, ale to naprawdę nie jest tak.
— A niby jak! — wykrzykuje wchodząc mu w słowa. Irytuje mnie jak jasna cholera.
—Owszem podobasz mi się o chciałbym cię poślubić, ale nie w ten sposób. Nie chcę cię do niczego zmuszać.
On myśli, że udając słodkiego i naiwnego chłopca da radę mnie kolejny raz zwieźć. Aż tak głupia to ja nie jestem.
— Zejdź mi z oczu, bo robi mi się niedobrze jak na ciebie patrzę — warczę w jego stronę, a on nic nie mówiąc wychodzi. Oczywiście przekręcając za sobą zamek bym nie mogła opuścić pomieszczenia.
Kurwa, chyba jeszcze nigdy nie byłam w tak wielkich tarapatach jak teraz.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro