Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

76


Zazwyczaj nie robię mocno kryjącego makijażu, bardziej staram się nad podkreśleniem oczu i ust. Teraz jednak nie mam wyjścia, mam trupio bladą cerę i  mocno podkrążone oczy. Mi samej ciężko na siebie patrzeć. Sam korektor nie wystarczy. Do przebrania wybieram coś wygodnego i znowu wciągam na sobie leginsy. Zakładam na nogi trampki i narzucam lekką futrzaną karmelową kurtkę. Wyglądam jakbym szła na spacer. I dobrze, nikt nie musi wiedzieć, że zamierzam spotkać się z moim bratem.

Przerzucam przez ramię torebkę i wychodzę z pokoju.

Skoro jestem tu z własnej woli to nie zamierzam pytać się o pozwolenie na wyjście.

A poza tym Harry stracił prawo do mówienia mi co mam robić po tym jak zamiast mnie wybrał tę przeklętą służącą. Ona umrze i to w bardzo bolesny sposób.

Schodzę na dół i kieruję się do wyjścia.

— Victoria — dociera do mnie damski głos, a jak się odwracam to widzę idącą w moją stronę Lydie. — Gdzie się wybierasz?

— Muszę się przewietrzyć, a poza tym to zatankuje auto — co z tego, że mam trzy czwarte baku.

— Od tego mamy pracowników — tym razem słyszę głos mojego męża.

— Jestem też głodna, a wolę już nic tu nie jeść, bo nie mam ochoty na kolejną wizytę w szpitalu.

— Każe ci przywieść jedzenie z najlepszej restauracji.

— Mam ochotę na pizzę i to zjedzoną w miłym towarzystwie, więc wezmę na miejscu, będę za kilka godzin, w razie co dzwoń — nie zwracając uwagi na nic idę dalej. Tym razem nie zamierzam odpuszczać. Spotkanie z Alex'em jest dla mnie ważne.

— Czemu tak się zachowujesz? — Harry też się nie poddaje i podąża za mną. — Rozumiem, że cierpisz, ale przestań się nade mną wyżywać. To ci w niczym nie pomoże.

— A ty dlaczego nie chcesz ukarać tej, która zawiniła. To nie ty czułeś jak ono ze mnie wypływało. Nie martw się jednak na razie nie mam zamiaru od ciebie odchodzić — komunikuje i znowu zaczynam iść. Mój marsz nie trwa jednak długo, bo on chwyta mnie za ramię.

— Na razie? — pyta z bólem w głosie.

— Musimy sprawdzić czy w ogóle jeszcze do siebie pasujemy.

***
Jak podjeżdżam do miejsca, w którym umówiłam się z Alex'em to on już na mnie czeka. Tak jak obiecał jest sam. Opiera się o swoje auto. Jest to bardzo rzadko uczęszczany las za miastem.

Opuszczam samochód i niepewnie do niego podchodzę.

— Szczerze to uważałem, że mnie wystawisz.

— Naprawdę zależy mi na dobrej relacji z tobą — jeszcze bliżej do niego podchodzę.

On mi się dokładnie przygląda.

— Masz mocny makijaż, więc albo znowu cię pobił lub długo płakałaś. Powiedz co się dzieje.

— Znowu straciłam dziecko. Kolejny raz nie dałam rady utrzymać ciąży i to przez jakieś pierdolona zioła, które dodawała mi do jedzenia jego pieprzona służącą. Przez cholerne przyprawy dziecko umarło.

Alex w ciszy się we mnie wpatruje. Aż wreszcie łączy nasze palce.

— Czyli byłaś w ciąży jak mieszaliśmy razem. Czemu mi nie powiedziałaś, przecież nie zrobiłbym ci krzywdy.

— Sama nie wiedziałam — przytulam się do niego, w pierwszej chwili jego ciało się spina, lecz po chwili sam też mnie obejmuje. — Czemu życie musi być dla mnie takie okrutne?

Nagle jednak do moich uszu docierają dźwięki nadjeżdżających samochodów. Spoglądam zaskoczoną na Alexa.

— Wybacz mi siostrzyczko.

Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro