68
Zawsze starałam się sprawiać wrażenie silnej czy innych osobach, a zwłaszcza pracownikach, a teraz zalewam się łzami przy Nero, tego, którego zawsze uważałam za niezłego popaprańca.
— Ile dzieci poroniłaś? — pyta dalej na mnie spoglądając.
— To moje drugie i uprzedzam kolejne pytanie, oba były Harry'ego — dobrze, że to się stało teraz jak nie ma mojego męża. Uda mi się to ukryć i on nie będzie o niczym wiedział. Nie obwini mnie za śmierć kolejnego dziecka.
— A jak Styles na to wszystko reaguje? Mamy się czego bać? — nic dziwnego, że boi się konsekwencji. Harry ma straszną opinię i to zasłużoną.
— On się o niczym nie dowie. Za pierwszym razem udało mi się to ukryć do czasu aż sama mu o tym nie opowiedziałam. Teraz też nic nie zauważy, jak wróci to pomyśli, że mam po prostu wahania nastroju co sobie wytłumaczy tym, że jestem kobietą.
— Jeśli tego chcesz — odpowiada. Ściąga materac z łóżka i właśnie w tej samej chwili drzwi do pomieszczenia zostają gwałtownie otwarte. Wpada przez nie ta przeklęta służąca Maddy.
Jej wzrok od razu kieruję się na zakrwawione prześcieradło i materac.
— Pod nieobecność szefa sprowadziłaś sobie kochanka i jeszcze dokonałaś aborcji jego dziecka — co ta bezczelna kretynka wygaduje.
— Jak śmiesz tak mówić o swojej pani! — Nero łapie ją za ramię i mocno ściska. — Skoro do tej pory nie nauczyłaś się szacunku to musisz ponieść tego konsekwencje — rzuca nią o podłogę. — Może ją powiesimy — mówi, a następnie wyciąga cienki sznurek z kieszeni.
— Po cholere nosisz sznur w kieszeni?
— Nigdy nie wiadomo co się może człowiekowi przydać. A ona musi zdechnąć za co mówi na twój temat — Maddy chce coś powiedzieć, ale ten kopie ją w brzuch przez co zaczyna się zwijać z bólu.
— Zabierz ją stąd i gdzieś zamknij, bo mam teraz ważniejsze sprawy na głowie.
— Okej — odpowiada, a następnie uderza ją tak, że od razu traci przytomność i wynosi z mojej sypialni. W ogóle nie jest mi jej żal, to ona na samym początku starała się utrudnić mi tu życie, a teraz jeszcze postanowiła się nade mną pastawić w takiej chwili.
Powoli się podnoszę i podchodzę do szafki gdzie leży poduszka z moim dzieckiem. Krew, która pokrywa jego malutkie ciało już zaschła. Ma trzy może cztery centymetry, ale wygląda jak maleńki człowiek.
Czemu ja nie mogę urodzić dziecka?
Tyle jest kobiet, które pozbywają się dzieci, a ja oddałabym wszystko by mieć takie maleństwo.
— Nie dokładaj sobie jeszcze więcej bólu. Powiedz gdzie, a ja je pochowam — mówi Nero po powrocie.
— Nie — stanowczo się sprzeciwiam. — Ja jestem matką i to jest mój obowiązek. Sprawdź jednak czy ktoś się tam nie płęta. Jest późno, ale nikt nie może mnie zobaczyć.
Rozglądam się za jakąś szkatułką gdzie mogłabym ułożyć dziecko. Chcę by było pochowane tak samo jak poprzednie. Ta z biżuterią powinna się nadawać. Jest dodatkowo wyścielona niebieskim aksamitem.
Wyrzucam z niej klejnoty, których i tak praktycznie nie noszę i biorę szkatułkę.
Podchodzę do dziecka i biorę je w dłonie, trzymam przez chwilę i wkładam do środka.
— To ja pójdę po ten szpadel i upewnię się, że wszyscy już śpią — komunikuje, a następnie znowu wychodzi. Podchodzę do szafki koło łóżka i wyciągam z niej komórkę. Odblokowuje i widzę nieodebrane połączenia od Harry'ego i wiadomości.
Od Harry:
Czemu nie odbierasz kochanie?
Od Harry:
Vicky mam nadzieję, że wcześniej się położyłaś albo wyciszyłaś telefon, bo naprawdę zaczynam się martwić. Jak to odczytasz to daj mi znać.
Nie jestem w stanie z nim rozmawiać, więc decyduję się na smsa.
Do Harry:
Nie martw się, po prostu zasnęłam oglądając film i dopiero się obudziłam. Jutro porozmawiamy, bo dalej chce mi się spać. Kocham cię.
Teraz tylko trzeba poczekać na Nero i pochować moje dziecko.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro