Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

62


— Porozmawiamy o tym jak wytrzeźwiejesz. Teraz się z tobą nie dogadam — komunikuje, a następnie kieruję się w stronę schodów. Pójdę do gościnnego i za kilka godzin znowu spróbuję się z nim porozumieć. W głębi serca jest mi przykro, że gdy ja robiłam wszystko by się uwolnić go on się zabawiał z dziwkami.

— Nie uciekaj ode mnie skarbie — podąża za mną. Łapię mnie za rękę, a następnie do siebie przyciąga. Wpadam na jego tors. — Ciągle wyrywasz mi się z rąk. A ja mam już tego dość.

— Robiłam wszystko by si ciebie dołączyć. Nie jest moją winą, że Alex oszalał i nie chciał mnie wypuścić. Szkoda, że nie przyszło ci do głowy by sprawdzić przez ten czas co się ze mną dzieje — mam już serdecznie dość tych jego pretensji. Przecież to nie ja pieprzyłam się z kim popadnie.

— Tyle razy mnie oszukałaś, więc jakoś bardzo mnie nie dziwiło, że znowu nie dotrzymałaś słowa. A teraz pewnie po jakimś czasie kolejny raz odejdziesz. Złamiesz mi serce, sprawisz, że znowu nie będę mógł funkcjonować — jego dłonie zaciskają się na moich ramionach. To boli, jednak bardziej mnie ranią jego słowa. On o wszystko oskarża mnie. Nie widzi swoich błędów.

Ilekroć uciekłam to nie zrobiłam tego bez powodu.

Najwidoczniej zbyt szybko zapomniałam o tym ile razy podniósł na mnie rękę bez żadnego powodu. Jak wrzeszczał, że mnie nienawidzi tylko dlatego, że znoszę nazwisko Altran. Jak zabił moje nienarodzone dziecko.

— Skoro tak bardzo mnie nie chcesz to mogę stąd odjechać. Sama sobie poradzę z Alex'em. Byłam przekonana, że między nami coś jeszcze może być, ale skoro nie chcesz go nie zamierzam ci się narzucać. Poradzę sobie sama.

— Mieliśmy być razem dopóki śmierć nas nie rozdzieli. A póki co wolę byś żyła — puszcza jedno z moich ramion i zaczyna mnie ciągnąć na górę. Może powinnam, ale mu się nie opieram. Tym bardziej, że ciągnie mnie do swojej sypialni.

— Ta rozmowa naprawdę powinna się odbyć jak przetrzeźwiejesz.

— Skończ już wreszcie gadać — wypycha mnie do pomieszczenia, a następnie zamyka drzwi. — Przygotowałem się na twój powrót — nim zdążam mu odpowiedzieć to on rzuca mnie na łóżko. Szybko wyciąga parę kajdanek z szafki i bardzo zręcznie mnie w nich zapina. Jestem unieruchomiona.

— Rozkuj mnie do cholery — rozkazuje. Czuję się zupełnie tak jakbym trafiła z deszczu pod rynnę. A Alex przynajmniej nie robił mi żadnej krzywdy.

— Tak powinien z tobą zrobić od razu po tym jak cię odzyskałem. To by było najrozsądniejsze.

Zajmuje miejsce obok mnie. Jego usta błądzą po moim policzku.

— Jakbym cię oszukiwała to na pewno bym tu nie powróciła. Dlaczego mi do cholery nie wierzysz? — dyskusja z nim teraz nie ma sensu, lecz nie potrafię teraz siedzieć cicho.

— To co myślę nie jest ważne. Teraz już jesteśmy razem — Po krótkiej chwili Harry zasypia, a ja jestem zmuszona do leżenia w tej cholernie niewygodniej pozycji. Jestem na siebie wściekła, że zamiast samej spróbować walczyć z Alex'em to postanowiłam pójść na łatwiznę. Ni cholery mi się to nie udało.

Jak się budzę to już jest dzień. Ze snu wyrywa mnie wiercenie się Harry'ego.

— Śpij Torii, jest jeszcze wcześnie — ja jednak się rozbudzam i próbuję podnieść. Nie udaje mi się to, bo nadal jestem unieruchomiona.

— Rozkuj mnie — proszę go. Do tej pory już powinna mu wrócić jasność umysłu.

— Nie mój skarbie, doskonale pamiętam co wczoraj mówiłem i dalej utrzymuje swoje zdanie. Nie możesz mieć zbyt wiele luzu i wolności, bo wtedy zaczynasz sobie na zbyt wiele pozwalać.

Liczę na waszą opinię

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro