58
— Znasz mnie dobrze bracie i na pewno wiesz, że nie znoszę gdy ktoś podejmuje za mnie decyzję — mówię do Alexa podczas śniadania. Od dwóch dni zostałam całkowicie odcięta od świata zewnętrznego. Nie mogę skontaktować się z Harrym przez co on jest pewnie na mnie wściekły, bo sądzi, że kolejny raz go zostawiłam.
— Ale tak jest dużo lepiej. Ty jesteś znana z tego, że podejmujesz pochopne nierozważne decyzję. Jak choćby małżeństwo z Harrym Stylesem. Strach pomyśleć co mógłby z tobą robić jakbyś znowu do niego pojechała. Nie raz cię przecież maltretował.
— Owszem — zgadzam się z nim. — Po tym jak opowiedziałeś o moim związku z Theo myślałam, że mnie zabije. Cudem się uratowałam, więc jak widzisz bardzo dobrze umiem o siebie zadbać — przykładam szklankę z sokiem pomarańczowym do ust i biorę dwa małe łyki.
Ja naprawdę nie chcę go krzywdzić, a konfrontacja właśnie do tego by doprowadziła.
— Nie rozmawiajmy już o nim siostrzyczko — zręcznie zmienia temat.
— Okej to weźmy się wreszcie za prowadzenie interesów. Nadal nie dopełniliśmy formalności z przekazaniem ci części mojego spadku — oczywiście obecnie nie mam zamiaru tego robić. Potrzebuję się jednak od niego wyrywać. A przy pomocy Harry'ego tak go unieszkodliwić by nie stała mu się żadna krzywda. Mimo wszystko go kocham. To mój jedyny brat.
— Podpisz mi pełnomocnictwo i dzięki temu będę mógł wszystkim zarządzać.
— Nie ma mowy. Tyle czasu musiałam walczyć o to by ojciec zaczął mnie traktować jak równą sobie. Nie zrezygnuje z tego co mi się udało osiągnąć.
— Chętnie cię od tego odciążę.
— Tylko, że to nie jest dla mnie żaden problem. I w tej kwestii nie chcę słyszeć nawet słowa dyskusji — odkładam widelec, bo jakoś straciłam wszelki apetyt. Nie pozwolę mu się zamknąć w złotej klatce.
— No dobrze, jutro sprawdzę tu prawnika i notariusza. Nie będziemy przecież jeździć od jednego do drugiego — wstaje podchodzi do mnie i składa pocałunek na moim czole, a następnie gdzieś idzie.
Teraz to już jestem stuprocentowo pewna, że wolę być u Harry'ego.
***
Przechadzam się po magazynie zastanawiając się jak mogłam być taka głupia i się nie zorientować, że Alex pozbywa się wszystkich wiernych mi ludzi. Rozpaczałam i zajmowałam się tym zdrajcą Theo, a wtedy mój brat robił swoje. Chociaż jego czyny nie świadczą o tym, że on jest jakoś bardzo szalony. Osiągnął dokładnie to co sobie zamierzył.
Czyli przejął całkowitą kontrolę nad moim życiem.
Nagle dostrzegam młodego chłopaka. Wydaje się być w moim wieku lub odrobinę starszy.
— Podejdź tu — wołam go. Sądzę, że jest tu dla pieniędzy. A takich bardzo łatwo prze namówić na swoją stronę.
— A pani to? — on w ogóle mnie nie zna. Trzeba haj najszybciej to zmienić.
— Victoria Altran główna dziedziczka tego wszystkiego, a ciebie pewnie zatrudnił mój brat — pośpiesznie kiwa głową. Biedny wystraszony chłopiec. Coś mi się wydaje, że źle łatwością mi się uda go omotać. — Tak się składa, że ostatnio straciłam mojego astystenta i teraz potrzebuję zaufanego człowieka. I ty wydajesz mi się odpowiedni do tego — mówię zalotnym tonem uśmiechając się do niego.
— Oczywiście wykonam każdy pani rozkaz — i właśnie o to mi chodzi.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro