52
Harry za nic ma moje uczucia, jakby go interesowało to co czuję to na pewno nie przyjeżdżałby tutaj. Mam ochotę wziąć pistolet i po prostu go zastrzelić. To by było najbardziej odpowiednie po tym co on zrobił z moim ojcem.
— Niech pani wraca do środka — mówi Wiliam.
— Vicky! — woła Harry i wychodzi z samochodu. Po jego sposobie marszu widać, że jest pod wpływem alkoholu. Harry naprawdę rzadko tak mocno się upija.
— Sama sobie z nim poradzę — komunikuje, a następnie wbrew wszelkiemu rozsądkowi do niego podchodzę. Uśmiecha się do mnie. Ja jednak tego nie odwzajemniam.
— Tak bardzo za tobą tęsknię kochanie. I się martwię, że zrobią ci tu jakąś krzywdę — powoli się do mnie zbliża.
— Bez obaw to ty jesteś najlepszy w krzywdzeniu mnie. Doskonale wiedziałeś jak bardzo kocham ojca, a jednak go zabiłeś. Czemu? Bo nie spełniłam twojego żądania i nie okazało się, że jestem w ciąży? Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że te testy wyszły negatywnie, bo wiem, że i następne dziecko byś mi zabił. Ty nie potrafisz niczego innego jak zabijanie tych, których kocham! — w oczach pojawiają mi się łzy. Te wszystkie wspomnienia są takie bolesne.
— Nie wierzysz mi, ale twoje cierpienie mnie boli. I choć wiele razy miałem do tego okazję to nigdy nie zrobiłem nic co by zagroziło życiu twojego ojca. Chciałem, ale nie potrafiłem go zabić. Musisz mi w to uwierzyć — patrzy mi prosto w oczy. Wydaje się taki szczery. Widocznie wszedł na nowy poziom oszukiwania.
— Chciałbym, ale nie jestem jeszcze na tyle głupia. Wracaj do domu i daj mi wreszcie ten cholerny rozwód. Chcę wreszcie zacząć życie od nowa.
— I związać się z mordercą własnego ojca. To ten Theo go zabił! Sypiasz z mordercą swojego ojca! — wrzeszczy i jeszcze bardziej się do mnie zbliża. Nie cofam się, ale dobrze wiem, że ochroniarze są już gotowości.
— Co ty tu robisz?! — nagle do moich uszu dociera podniesiony głos Theo. Dobrze, że się tu pojawił. — Nie dość ją skrzywdziłeś!?
— Przyznaj się do tego co zrobiłeś! Pieprzony nic nie warty sługus Alexa — teraz wzrok Harry'ego jest całkowicie skupiony na brunecie. — Zabiłeś go pewnie dlatego, że, nie chciał by Victoria była ze zwykłym pracownikiem, który nie ma jej niczego do zaoferowania. Ja przynajmniej mam nazwisko i pozycje. Nasze rodziny owszem były skonfliktowane, ale przynajmniej potrafiłem zapewnić zonie godne życie. Ty byłbyś jedynie pasożytem żerującym na Victorii.
— W odróżnieniu od ciebie nigdy jej nie skrzywdziłem. Odkąd tylko wróciłeś do jej życia to ona tylko cierpi. Zniknij wreszcie z naszego życia!
— To ty mieszasz się tam gdzie nie trzeba. Nic nie warty śmieć, który nie zna swojego miejsca.
Theo jest wściekły, dopiero co spiął się ze mną przez Nialla, a teraz jeszcze dochodzi konfrontacja z Harrym. Najwidoczniej to dla niego zbyt wiele jak na jeden dzień.
— Zasługuje na nią bardziej niż ktokolwiek.
— Po co tu przyjechałeś? — komunikuje Alex. Najwidoczniej któryś z ochroniarzy musiał go o wszystkim poinformować. — Już nie raz mówiłem, że nie sprzedam ci siostry — Alex podchodzi do mnie i owija swoje ramię wokół mojego pasa. Wiem, że chce mi tym dodać otuchy.
— Naprawdę cię nie docieniałem. Chociaż nadal nie mam pojęcia do czego ty dążysz. Skoro pozwoliłeś na zabójstwo własnego ojca to po co ci siostra.
— Ty już do końca zwariowałeś, jedyne czego pragnę to uwolnić Victorię od ciebie — oznajmia, a następnie pcha mnie na podwórko. — Nie powinnaś z nim rozmawiać, a tym bardziej pozwalać by on był tak blisko ciebie. To było szalenie niebezpieczne.
Nie mówię tego na głos, ale ja czuję, że on nie zrobiłby mi krzywdy. A na pewno fizycznie.
Ktoś ma pomysł co takiego może kombinować Alex. Liczę też na wasze komentarze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro