43
Jemy kolacje, a Harry nie przestaje mnie obserwować co muszę przyznać jest cholernie krępujące.
— Możesz przestać? — pytam, bo mam dość jego natrętnego spojrzenia.
— Lubisz sałatki i wszelkiego rodzaju zdrowe jedzenie, ale nigdy nie mogłaś znieść oliwek, a teraz się nimi zajadasz — to już wiem do czego on dąży. Sądzi, że iż biorę do ust nadziane serem oliwki to oznacza to, że jestem w ciąży. Chyba dostał jakieś obsesji.
— Chwilowa zachcianka, nic więcej — tłumaczę i specjalnie wbijam widelec w oliwkę i wkładam ją do ust.
— Nigdy nie mdlałaś bez powodu — szkoda, że nie pomyśli o tym, że sam się do tego przyczynia. Dostarcza mi tyle stresu, że nic dziwnego, że straciłam przytomność. Nie ma powodu by doszukiwać się w tym jakiegoś głębszego sensu. — Ze mną spałaś bez zabezpieczenia, a z tamtym?
— Tylko ty miałeś mnie bez żadnego zabezpieczenia.
Uśmiecha się, widocznie poczuł się przez to wyjątkowo. Niepotrzebnie, po prostu tyle on mnie zmusił do seksu. W każdym innym wypadku miałam możliwość podjęcia decyzji.
— Maddy! — woła tę cholerną służącą. Przynajmniej wreszcie nauczyłam się jej imienia. A ona zjawia się natychmiastowo. Ja pewnie mogłabym drzeć się na cały głos, a ona by nie zareagowała. — Idź do apteki i kup kilka najbardziej wiarygodnych testów ciążowych.
Wstaje od stołu, bo mam już tego dość. Po jaką cholere on to robi? Przecież ja nie jestem w ciąży! A nawet jeśli to nic to nie znaczy. Doktor mi powiedział, że najpewniej będę miała wielkie problemy z utrzymaniem w sobie dziecka, więc wolę nie robić sobie nadziei na coś co nie jest mi dane.
Nie chcę znowu cierpieć.
Po kilkudziesięciu minutach Harry wkracza do naszej sypialni z reklamówką w dłoni. Tylko raz na niego spoglądam i wracam do czytania kolorowego czasopisma.
— Vicky proszę byś tego nie utrudniała — głośno wzdycham i odkładam gazetę. Wstaje i biorę od niego tę reklamówkę i idę do łazienki.
Pov Harry
Wiem, że może niepotrzebnie robię sobie nadzieję, ale zdążyłem się już mocno nastawić na posiadanie dziecka z Victorią. Sądzę, że los daje mi szansę bym mógł stworzyć prawdziwą rodzinę z moją słodką Torii. A ona chociaż obecnie nie jest do mnie pozytywnie nastawiona to na pewno by zmieniła zdanie jakby nosiła mojego dziecko. Zaczęłoby zależeć jej na naszych relacjach.
Wraca po kilku minutach i przenosi się na swoje wcześniejsze miejsce czyli na łóżko. Znowu chwyta do ręki gazetę. Podziwiam ten jej spokój. Siadam na brzegu łóżka i chwytam jej nóżki, a następnie zaczynam masować. Chcę by znowu pragnęła mojego dotyku.
— A nie mogłabyś spróbować się dogadać z moim ojcem, bardzo mi na tym zależy
— Pomyślimy nad tym — dużo bardziej bym wolał by się odcięła od tej swoje zakłamanej rodziny. Dobrze wiem, że jej ojciec specjalnie by ją przeciwko mnie nastawiał.
— Czyli jak zwykle nie — prycha i zabiera swoje nogi.
Mija kolejne kilka minut, a ja maszeruje do łazienki by sprawdzić jaka jest prawda. Spoglądam na testy i wszystkie pokazują te sam wynik. Victoria nie jest w ciąży.
I chociaż to nie było nic pewnego to ja już sobie wyobraziłem swojego dzidziusia. Opuszczam łazienkę, bo nie chcę na to dłużej już patrzeć.
— Miałaś rację — mówię i szybko opuszczam także naszą sypialnie. Nie chcę słuchać tak Victoria naśmiewa się ze mnie, że miała rację. Zbiegam po schodach, bo muszę się napić, nim jednak dochodzę do mojego gabinetu to widzę w oknie jakiś zamieszanie na podwórku.
Znowu przyjechał ktoś z rodziny Altran.
Chcąc nie chcąc wychodzę i szybko podchodzę do Louisa, który kłóci się z moim teściem i jakimś chłopakiem.
— Możesz już odejść — mówię do szatyn. Sam sobie z nimi dam radę. On jedynie kiwa i odchodzi. — Po co tu przyjechałeś?
— Po Victorię? Gdzie on jest i w jakim stanie? — czyli synalek się przyznał, że doniósł na Vicky. Mam nadzieję, że się o nią martwił.
— Robi to co lubi najbardziej czyli szuka dla siebie nowych ubrań. Wybrała mnie i nie tęskni już za tobą. Wracaj do siebie i o niej zapomnij.
— Victoria cię nienawidzi — mówi do mnie ten chłopaka, a ja już wiem, że to właśnie jest ten pieprzony Theo. Cały czas patrzy na mnie wyzywająco.
Nim jednak mam możliwość coś mu odpowiedzieć to on wyciąga nóż i wbija go w samo serce ojca Torii. On upada, a ja do niego doskakuje i staram się jakoś zatamować krwawienie.
Moja ukochana nie zniesie jego śmierci. To jednak wydaje się bezcelowe, bo to bardzo głęboka rana.
— Właśnie zabiłeś jej ojca — dopiero jak widzę swoje zakrawione dłonie to dociera do mnie sens jego słów.
I nagle do moich uszu dociera głośny krzyk Victorii.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro