Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37


— Nie mam teraz czasu, muszę się zająć Victorią — oznajmiam i zaczynam klepać moją żonę po policzku. Jak się obudzi to będę mógł odetchnąć z ulgą. — Nich stąd spierdala — o ile z całej rodziny Altran Victorię dopuściłem do siebie to tego kretyna jej brata nie potrafię zdzierżyć. To zwykły nieudacznik i karierowicz. Nic sobą nie reprezentuje.

— Mówiłem, że nasza ostatnia rozmowa przebiegła dość pozytywnie. On jest dobrze w stosunku do ciebie nastawiony. A zależy mu tylko na tym by sprawdzić jak się ma jego siostra. Może by wreszcie przekonał swojego ojca żeby przestał ciągle przysyłać swoich ludzi.

— To omów to z nim — mówię żeby go zbyć. Torii powoli zaczyna otwierać oczy. Cholera jak dobrze, że to tylko taka krótka utrata świadomości. Głaszczę ją po policzku i całuję w czoło. — Tak bardzo mnie wystraszyłaś kochanie. Jesteś pewnie bardzo zmęczona po tym jak w ostatnich dniach bardzo mało spałaś, teraz jednak osobiście zadbam o to byś wypoczęła.

— To może sam chociaż z nim porozmawiaj — a ten znowu swoje. Czy nie widzi, że Victoria jest ważniejsza niż ten jej głupi brat.

— To niech sobie przyjdzie kiedy indziej.

— Co się stało? — pyta moja ślicznotka. Widać, że jest zdezorientowaną.

— Źle się poczułaś, ale to już nie ważne. Teraz się tobą zaopiekuje.

— Victoria twój brat tu jest — mówi Louis, a ja pierwszy raz w życiu mam ochotę go zamordować. Jak on może ją dekoncentrować w takiej chwili. Takie emocje nie są jej teraz potrzebne.

— Alex? Gdzie? — chce się podnieść, ale ja jej na to nie pozwalam kładąc dłoń na jej klatce piersiowej.

— To nie jest czas na takie rzeczy.

— Muszę porozmawiać z bratem żeby uspokoił tatę — widząc jej determinację zabieram dłoń, a ona powoli się podnosi. — Dam radę, Alex mnie zbytnio nie zna, więc na pewno się nie domyśli, że coś mi dolega — bierze kilka głębszych oddechów, a następnie bardzo powoli wstaje.

Naprawdę tu musi chodzić o stres, bo w innym wypadku tak szybko by do siebie nie doszła.

— Mam nadzieję, że mimo wszystko nie myślisz, że pozwolę ci z nim wrócić do domu — i chociaż chcę się teraz nią zaopiekować to na pewno nie dopuszczę do tego by odeszła. Jeśli czegoś spróbuje to mimo wszystko poniesie konsekwencje. Tej sprawy nie zamierzam bagatelizować.

— Wiem.

— Wpuść go do salonu — mówię do Louisa, a on natychmiast wychodzi. Niech sobie nie myśli, że to co zrobił zostanie bez żadnych konsekwencji. Victoria powinna teraz odpoczywać, a nie zajmować sobie głowę rozmową z bratem.

Wyciągam dłoń w jej stronę i choć spodziewałem się, że ona ją odtrąci to ją chwyta. Idziemy bardzo powoli, uważam na nią na schodach, bo nie chcę by się potłukła. Na szczęście jej brata jeszcze nie ma, więc Vicky ma czas by sobie usiąść.

Ja na pewno bym od razu się domyślił, że coś jej dolega, ale tylko dlatego, że znam ją doskonale i bardzo uważnie obserwuje.

— Siostrzyczka! — woła ten idiota na jej widok. — Chodź się przytulić — Victoria powoli wstaje, a on od razu porywa ją w swoje ramiona. A następnie robi coś co jest dla mnie prawdziwym szokiem. Całuję ją w usta.

Nie jest to mocno długi pocałunek, ale nie powinien robić takich rzeczy. Przecież to jego siostra do cholery!

— Jeszcze bardziej blada niż zwykle.

— Czule się mną opiekowała — odzywam się by przypomnieć o swojej obecności. — Właśnie miała odpocząć, ale twoja wizyta jej przeszkodziła. Mam nadzieję, że długo nie będziesz jej zajmował.

Uśmiecha się dalej ją obejmując. Cholernie mi się to nie podoba. Nie powinien, ale czuję się zazdrosny.

— Na pewno mój widok bardzo ją ucieszył. Zawsze umiałem poprawić jej humor.

Jeśli on się nie zamknie to naprawdę żywy stąd nie wyjdzie.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro