Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30


Podtrzymuje Harry'ego, który z ledwością utrzymuje się na nogach. Samochód zawraca, a ja dokładnie patrzę na ranę na brzuchu mojego męża. To była kula przeznaczona dla mnie gdyby Harry mnie nie przesunął w bok to ja bym dostała w plecy.

— Nie martw się to wygląda na bardzo powierzchowaną ranę — pocieszam go chociaż sama nie wiem czy to na pewno prawda. Nie znam się zbytnio na medycynie i nie potrafię ocenić sytuacji. — Zaraz zadzwonię po karetkę i będzie dobrze.

Nie jestem już w stanie utrzymać Harry'ego, więc powoli osuwamy się na ziemię. Ja jednak go nie puszczam. Nie mogę go teraz zostawić.

— Wiedziałem, że to pułapka, nie mogłem pozwolić by stała ci się krzywda — mówi słabym głosem. Pierwszy raz widzę go w takim stanie i chociaż powinnam czuć satysfakcją, że teraz to on cierpi to nie umiem. Najwyraźniej nie jestem taka zepsuta jakbym chciała. — Kocham cię.

— Nie przemęczaj się — proszę go.

Chwytam za telefon i dzwonię do jednego z swoich ludzi i przekazuje mu polecenie, ma wezwać prywatną karetkę, która przewiezie Harry'ego prywatnego szpitala, gdzie zajmą się nim w najlepszy sposób.

Kończę połączenie i swoją uwagę skupiam całkowicie na Harrym. On jest teraz dla mnie najważniejszy.

— Jeśli teraz umrę to wiedz, że bardzo cię kocham. Nasze relacje nie wyglądały tak jak powinny i wiem, że to jednie moja wina, ale... — przerywam mu, bo nie chcę by tracił niepotrzebnie siły. On musi się teraz oszczędzać.

— Później mi to powiesz. Jak już dojdziesz do siebie, a ja będę cię odwiedzać — na jego twarzy pojawia się słaby uśmiech. Jest jednak bardzo blady.

— Obiecujesz?

— Tak.

***
Chodzę w kółko po szpitalnym korytarzu, nie potrafię usiedzieć w miejscu. Nie wydaje mi się by Harry doznał poważnych obrażeń, lecz i tak się bardzo boję. W tej chwili jestem nawet zadowolona, że jesteśmy nadal małożeństwem, bo będę informowana o jego stanie na bieżąco.

— Victoria!  — dociera do mnie głos ojca, a po chwili znajduje się już w jego ramionach. — Jesteś cała? W żaden sposób nie oberwałaś — dokładnie skanuje moje ciało. — Dorwę i zabiję wszystkich którzy postanowili zrobić ci krzywdę. Nikomu to nie ujdzie na sucho.

— Dobrze — mówię dokładnie to co chce usłyszeć, bo nie mam siły na zastanawianie się.

— No to wracajmy już do domu, potrzebujesz odpoczynku po tym wszystkim — chwyta mnie za rękę i ciągnie w stronę wyjścia. Ja jednak się zatrzymuje. W tej kwestii nie ustopię, nie zostawię Harry'ego samego.

— Jak chcesz to idź, ja muszę tu zostać.

— Ale po co? — dziwi się tata. — Jeśli chcesz to przekupię kogo trzeba i on już się nie obudzi. A ty będziesz poza wszelkimi podejrzeniami. Zostaniesz bogatą wdową, która od nikogo nie będzie zależeć.

Czyli już go Alex przenamówił. Ja jednak nie jestem taka niewdzięczna i nie pozwolę zabić Harry'ego, który ucierpiał ratując moje życie i zdrowie. Gdybym dostała w kręgosłup to na zawsze mogłabym być kaleką.

— Może to dziwnie zabrzmi, ale ja nie chcę jego śmierci. Teraz zależy mi tylko na tym by wyzdrowiał.

— On nie zasługuje na twoje zaangażowanie.

Może i to prawda, ale w tej chwili mnie to nie interesuje.

Mam już mu odpowiedzieć by wracał do domu, lecz moją uwagę przykuwa idący w moją stronę lekarz.

Ignoruje swojego ojca i szybko do niego podbiegam.

— Co z moim mężem?

— Pan Styles miał bardzo dużo szczęścia — zresztą tak ja zawsze. — Kula nie uszkodziła żadnego ważnego narządu, więc wystarczyło ją wyjąć i oczyścić ranę. Powinien szybko dojść do siebie — uśmiecham się na jego słowa. To jest dokładnie to co chciałam usłyszeć.

Doktor odchodzi, a ja czuję, że za mną stoi ojciec.

— Jak słyszałaś jemu nic nie jest. Nie jesteś, więc tu do niczego potrzebna.

— Nie ruszę się stąd — zapewniam.

— Jak Theo się dowiedział, że ktoś próbował cię zabić to wpadł w szał. Jeśli nie pojedziesz do niego to on jak zwykle narobi sobie kłopotów.

Cholera i co tu robić.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro