11
— Wstawaj Torii — rozbudza mnie głos Harry'ego. Mrugam kilka razy, a następnie czuję jak on kładzie mi tacę zjedzeniem na moich nogach.— Mam dla ciebie śniadanie, jeśli ci się nie zmieniły preferencje kulinarne to powinno ci smakować.
— Nie trzeba było — odpowiadam wpatrując się w kanapki z szynką i pomidorem, a także białą kawę. Mam nadzieję, że nikt nie nasypał tam cukru.
— To w ramach zadośćuczynienia za to co cię wczoraj spotkało. Chociaż to nie moja wina, że moi ludzie cię nie znają — jak zwykle szuka winy we mnie. To takie proste. Siada też na brzegu łóżka.
— Kanapki nic tu nie zmienią. Jeśli chcesz poprawić mi humor to podpisz papiery rozwodowe. W torebce mam jeszcze kilka egzemplarzy
Z niedowierzaniem patrzę na niego. Długo się jednak nie waham tylko odstawiam tacę z jedzeniem na szafkę. I szybko podchodzę do leżącej na sofie torebce. Wyciągam z niej jeden egzemplarz pozwu. Biorę też długopis. Musi przecież czymś to podpisać, a następnie z uśmiechem na ustach mu to wręczam.
Harry wczytuje się w dokument, a następnie go drze. Chwyta mnie też za nadgarstek i do siebie przyciąga.
— Mówię to już któryś raz, mam nadzieję, że ostatni, my się nigdy nie rozwiedziemy, jedyne co zakończy nasze małżeństwo to będzie śmierć. I to twoja jeśli nie przestaniesz mi ciągle podnosić ciśnienia — nic mu nie odpowiadam, a on jeszcze bardziej mnie do siebie przyciąga i wolną ręką ściska moją szczękę.
— Odpowiadaj mi skarbie.
— Nawet na to nie licz. Ja nie będę z tobą — to nie jest to co on chce ode mnie usłyszeć, ale nie zamierzam mu potakiwać. Skończył się już ten czas.
Nagle popycha mnie na łóżku i ledwo powstrzymuje się przed krzykiem zaskoczenia. Zwisa nade mną, jedną ręką unieruchamia moje dłonie nad głową, a druga dalej spoczywa na mojej szczęce. Choć po chwili zjeżdża ona na moją szyję.
Nie ściska jednak zbyt mocno.
— Twoje zachowanie coraz bardziej mnie irytuje. Zamiast wdzięczności za to, że jesteś dobrze traktowana choć naprawdę na to nie zasługujesz. Po denerwuj mnie jeszcze trochę, przysięgam, że zrobię tak, że będziesz się trzęsła na sam dźwięk mojego podniesionego głosu. Wtedy naprawdę dostaniesz powód żeby mnie znienawidzić.
— Już cię nienawidzę — komunikuje pewnie, a on w ramach zemsty tak mocno zaciska rękę, że od razu tracę oddech. Rozchylam usta, a on upaja się widokiem tego jak ponownie udało mu się mnie zniewolić.
— Nie masz do tego powodów. To co się stało ponad trzy lata temu nie ma już znaczenia — puszcza mnie, a ja biorę głęboki wdech i zaczyna kasłać. Odwykłam już od takiego traktowania. A Harry ma bardzo silne dłonie, Theo traktuje mnie w zupełnie inny sposób. On interesuje się tym co ja czuję. Mój ból nie sprawia mu przyjemności. — Przestań to wszystko rozpamiętywać, bo nigdy nie dojdziemy do porozumienia. A nam obojgu powinno na tym zależeć.
Na usta ciśnie mi się kilka gorzkich słów, ale ich nie wypowiadam. Nie chcę znowu chodzić posiniaczona.
Harry się ze mnie zsuwa, a ja od razu się podnoszę, nie lubię przy nim leżeć. On ma wtedy jeszcze większą przewagę nade mną.
— Tak jak wczoraj powiedziałem to, że wczoraj pozwoliłem ci tu spać to była sytuacja jednorazowa i już nigdy nie będzie miała miejsca. Liczę też, że od dziś zaczniesz się zachowywać jak moja żona. Mów służbie co ma robić, interesuj się tym co się ze mną dzieje i gdzie się znajduję.
— Skoro tak to chcę odzyskać komórkę i mieć kontakt ze światem zewnętrznym. Nie chcesz mnie wypuszczać to pozwól mi chociaż dzwonić do mojej rodziny. To chyba nie jest żadna zbrodnia.
— Zachowuj się tak jak należy, a wtedy zobaczymy — mówi i wychodzi.
A to w jego języku znaczy nie.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro