Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28.

Klaus Adornetto

Patrzę jak Emma je śniadanie. Zastanawia mnie, czy obrała nową taktykę i milczeniem chce mi zrobić na złość. Ewidentnie testuje moją cierpliwość. 

-Wkurwiasz mnie. - burczę 

Podnosi na mnie wzrok, a jej lodowate spojrzenie napotyka moje.

-Ciebie zawsze wszystko wkurwiało. - stwierdza

-Dawna Emma nigdy by się w ten sposób do mnie nie odezwała. - odpowiadam

-Że niby w jaki?! - prycha 

-Wulgarny, bezczelny... - wymieniam

Trzymając widelec wstaje z krzesła oburzona.

-Czy do ciebie jeszcze nie dotarło, że nie jestem twoją starą Emmą?! Człowieku! Zdradzając mnie przyczyniłeś się do jej śmierci. Tamtej już nie ma. Obecna nie będzie potulna, miła i ufna. - oświadcza

-Akurat, to już zauważyłem. - potwierdzam

-Więc powiedz mi po co ci jestem potrzebna?! Chcesz mnie w starej wersji, ale nie dostaniesz jej. Oszczędź sobie niepotrzebnych problemów i mnie wypuść. - żąda

Wybucham śmiechem i też wstaję z krzesła. Dzieli nas mały stolik, a moja uwaga skupia się na przedmiocie, który Emma tak kurczowo ściska w dłoni.

-Odłóż go. - mówię

Od razu orientuje się o co mi chodzi. Na jej ustach pojawia się irytujący mnie uśmieszek.

-A jak tego nie zrobię, to co? - pyta

-Radzę ci mnie nie prowokować. - ostrzegam

-Jeszcze kilka minut temu nie miałam takiego zamiaru. - stwierdza

Marszczę brwi czując, że za chwilę wydarzy się coś czego nie brałem pod uwagę. Lekko pochylam się ku niej nad blatem stolika. 

-Grzecznie proszę po raz ostatni. Oddaj mi ten pieprzony widelec.

Wyciągam po niego dłoń.


Emma

Mój oddech przyspiesza, a serce pod wpływem skoku adrenaliny bije mocniej. Nie pozwalam sobie na zastanawianie się, czy to co zaraz zrobię jest rozważne. Szybkim ruchem wbijam widelec w wyciągniętą ku mnie dłoń Klausa. Na jego twarzy najpierw dostrzegam szok i niedowierzanie, a potem grymas bólu. 

-Kurwa mać!

Do moich uszu dociera jego gardłowy wrzask, gdy wyciągam widelec, a z rany tryska mu krew. Wszystko dzieje się w przeciągu kilku sekund. Dwa kroki i jest już obok mnie, ale ja biorę kolejny zamach i nim zdąży zareagować wbijam go w jego ramię. Niestety sprawną ręką chwyta mój nadgarstek i wykręca mi rękę co sprawia, że obracam się do niego tyłem, a widelec wypada mi z dłoni. Popycha i przyciska mnie do ściany. Nie robi tego delikatnie i przez całe moje ciało przechodzi jakby błyskawica bólu. Mimo, to próbuję się wyswobodzić, ale z marnym skutkiem. Obrażenia, które mu zadałam wcale go nie osłabiły. Czuję jego wściekły oddech na swoim karku, a potem swoje usta przykłada do mojego ucha. Wzdrygam się.

-Przesadziłaś, a teraz gorzko tego pożałujesz. 

-Nie boję się Ciebie! - krzyczę

Nie wiem jak, ale zranioną dłonią chwyta moją drugą rękę i ją również wykręca za moje plecy. Czuję jak na nadgarstkach zaciska mi trytytkę, a potem płynnym ruchem odwraca mnie ku sobie. Mój wzrok kieruję na powiększająca się plamę krwi na jego koszulce. Sekundę później kątem oka dostrzegam zbliżającą się do mojego policzka zaciśnięta pięść. Zderzenie z nią sprawia, że moja głowa bezwładnie przechyla się w bok, a w ustach czuję metaliczny posmak krwi. Następnie Adornetto  podcina mi kopnięciem nogi i padam jak długa na podłogę. Mając związane ręce za plecami nie mam jak zamortyzować upadku, a moja głowa z pustym echem odbija się od zimnych desek. Tracę przytomność.


Klaus Adornetto

Widząc, że zemdlała postanawiam opatrzyć rany, które mi zadała. Idę do łazienki i z szuflady pod umywalką wyjmuję apteczkę. Takie obrażenia, to dla mnie nic. Miewałem gorsze. Oczyszczam rany sprawnie i szybko, a gdy wracam do kuchni widzę, że Emma próbuje się doczołgać do drzwi głównych.

-Nie tak szybko. Jeszcze z tobą nie skończyłem. - oznajmiam 

Podchodzę do niej, chwytam za kostki i przyciągam ku sobie. Próbuje mnie kopnąć, ale robię unik. Żeby się już, to nie powtórzyło unieruchamiam jej stopy. Ona jednak nie daje za wygraną i nadal próbuje ze mną walczyć. Moja pięść znów ląduje na jej policzku. Czuję satysfakcję, gdy do moich uszu dociera jęk jej bólu. Przysuwam krzesło, biorę ją pod pachy i sadzam na nim. Z jej ust spływa stróżka krwi. Ocieram ją kciukiem. 

-Nie dotykaj mnie. - szepcze

Staję przed nią wyprostowany, a ręce splatam na klatce piersiowej. 

-Po co ci, to było? -pytam

Podnosi na mnie wzrok. W jej oczach widzę ból związany z ciosami, które jej zadałem. Dostrzegam też żarząca się dalszą wolę walki.

-Nie złamiesz mnie. Nigdy ci nie ulegnę. - odpowiada

-To się jeszcze okaże. - stwierdzam

-Możesz mnie bić, torturować, sprawiać ogromny ból, ale to mnie nie zadziała. Prędzej umrę niż będę twoja.

W jej głosie słyszę pewność i zaczynam mieć wątpliwości, czy to wszystko ma sens. Odkąd ją porwałem nic nie idzie zgodnie z moim planem. Emma nie zachowuje się tak jak myślałem. 

-Skoro wolisz śmierć od życia ze mną, to proszę bardzo. Nie mogę cię mieć, to ty nie będziesz miała szczęśliwego życia ze Starkiem, ani nie zobaczysz jak dorasta twoja córka. - zapewniam ją

-Stark cię dopadnie. Zemści się za mnie, a naszą córkę wychowa na silną kobietę. Możesz mnie zabić bo wiem, że on wtedy na pewno zabije ciebie. 

-Och Emmo jaka ty  jesteś naiwna. On jest taki sam jak ja. Nie jest zdolny do żadnych uczuć. Odbiorę mu ciebie, a on patrząc na waszą córkę będzie sobie, to wszystko przypominał. Demony będą go dręczyć do końca życia. 

-Da sobie z tym radę. 

-Twoja wiara w niego mnie zadziwia. Dam ci jeszcze jedną szansę. Żyjesz ze mną i masz gwarancję, że dzięki temu on nie będzie odtrącał córki bo skupi się na jej dobrym wychowaniu mając nadzieję, że cię kiedyś odnajdzie. Oczywiście, to nigdy nie nastąpi. Bądź wybierasz śmierć, a gdy cię znajdzie martwą jego mroczne ja przejmie nad nim kontrolę. Zapomni wtedy o waszej córce bo pochłonie go chęć zemsty. Wybieraj.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro