Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

Noah 

Odwracam się i kogo widzę? Tą, która ostatnio tak zaprząta moje myśli. Ubrana jest w biały fartuch lekarski. Ciemne blond włosy ma związane w luźny kucyk. Na twarzy zero makijażu. Duże zielone oczy wyrażają zdziwienie na mój widok. Oboje na kilka sekund zamieramy w bezruchu. Ona jednak szybko wraca do rzeczywistości i podchodzi do mojej matki. 

-Pani Saro, mam już wyniki. - mówi pewnym głosem

Nie mogę oderwać od niej wzroku. Co się ze mną dzieje?!

-Jaka diagnoza? - pyta moja matka

-To był atak migreny, który spowodowało prawdopodobnie przemęczenie. - tłumaczy

-Mówiłem, że za dużo pracujesz. Tak, to jest jak nie chcesz mnie słuchać. - żali się ojciec

Moja matka przewraca oczami, co wywołuje u zielonookiej uśmiech na twarzy.

-Zalecam odpoczynek. Wypisałam już receptę. Jeżeli poczuje pani, że zbliża się silny ból głowy, to proszę niezwłocznie wziąć przepisany lek.

-Dobrze Pani Doktor.

-Czyli mogę już zabrać żonę do domu? - dopytuje ojciec

-Jak najbardziej. - odpowiada

-Mógłbym chwilę z Panią porozmawiać na osobności? - pytam wtrącając się do rozmowy

Widzę, że Pani Doktor jest lekko zbita z tropu, ale kiwa głową na zgodę.

-Proszę za mną. - mówi

Zostawiam zdziwionych moim zachowaniem rodziców i podążam za zielonooką. Po chwili wchodzimy do gabinetu lekarzy. Kobieta odwraca się w moją stronę i mierzy mnie od góry do dołu karcącym spojrzeniem. Odpowiadam jej podobnym.

-Nie uważa Pani , że należą mi się przeprosiny?-pytam

Jej lewa brew wędruje w górę, a z ust wydobywa się pogardliwe prychnięcie.

-Pff! Nie, nie uważam. - odpowiada

Robię krok w jej stronę, a ona o jeden się cofa. Pozwala mi, to stwierdzić, że jednak trochę się mnie boi i nie jest taka pewna siebie za jaką chce uchodzić.

-Skoro nie chce Pani przeprosić, to będzie się Pani musiała zrewanżować w inni sposób. - tłumaczę

-Ani mi się śni! Nie jestem Panu nic winna. Jeżeli, to wszystko, to proszę wyjść. - oświadcza stanowczo

Nie jestem przyzwyczajony, że kobiety mi się stawiają. Do tej pory robiły, to co chciałem i na co im pozwalałem. Moje nazwisko budziło respekt i szacunek. Czyżby ta panna nie wiedziała kim ja jestem?!

-Zdajesz sobie sprawę z kim masz do czynienia?! - pytam

Na jej twarzy pojawia się uśmiech. Zaczyna zdejmować fartuch lekarski i odpowiada jednocześnie.

-To, że nosi Pan nazwisko Stark, nie oznacza, że będę traktowała Pana inaczej. Ton w jakim Pan rozmawiał ze mną wtedy w parku był dla mnie równie obraźliwy, co dla Pana moja obelga słowna. Możemy uznać, że jesteśmy kwita.

Co za kobieta! Podoba mi się, a jednocześnie złości, że mi się stawia.
Opiera się prawym biodrem o biurko i czeka na moją odpowiedź. Jej spojrzenie jest wyzywające. Robię dwa kroki w przód i staję bardzo blisko niej. Przybliżam swoje usta do jej ucha.

-Bądź pewna, że wrócimy do tej rozmowy. Odbiorę, to co mi się należy.- szepczę stanowczo

Odwraca głowę ku mnie tak, że nasze usta się prawie stykają. Siłą woli powstrzymuję się żeby jej nie pocałować. Jest, to bardzo trudne, gdyż odważnie patrzy mi w oczy, prowokując. Odsuwam się, a z jej ust pada słowo, które sprawia, że moja samokontrola idzie w las.

-Tchórz.

Jednym szybkim ruchem chwytam ją za nadgarstki, unieruchamiając je, za jej plecami. Następnie przypuszczam atak na jej usta. O dziwo zielonooka nie stawia oporu. Ulegle poddaje się moim pocałunkom, a po chwili zaczyna na nie odpowiadać. Zbija mnie tym z tropu. Przed chwilą była wrogo do mnie nastawiona, a teraz wręcz przeciwnie. Czuję, że tracę kontrolę nad tą sytuacją. Nie mogę na, to pozwolić. Przerywam pocałunek, jednocześnie mocniej ściskając jej nadgarstki.

-Sprowokuj mnie jeszcze raz, a skończy się, to zupełnie inaczej. - ostrzegam ją

Wyrywa się z mojego uścisku i rozmasowuje nadgarstki.

-Nie boję się twoich gróźb.- odpowiada

-A powinnaś. - kwituję

Ze złości zaciska szczękę. Pewnie teraz w myślach puszcza mi niezłą wiązankę wyzwisk. Staram się zachować poważną minę, choć chce mi się śmiać. Ta kobieta wywołuje we mnie skrajne emocje. Bez pożegnania wychodzę z gabinetu, a następne opuszczam teren szpitala. Godzinę później, siedząc na zebraniu firmowym w sprawie nowego kontrahenta, uświadamiam sobie, że ciągle czuję podniecenie. Pani Doktor stała się dla mnie wyzwaniem, które podejmę z wielką przyjemnością. Gdy zebranie się kończy, dzwonię do jednego z naszych prywatnych detektywów, którzy prześwietlają naszych nowych klientów, inwestorów, pracowników  itp. Dan odbiera po dwóch sygnałach.

-Emma Benett. - mówię od razu

-Na kiedy? - pyta wiedząc o co mi chodzi

-Na już. - odpowiadam

-Rozumiem.

Polecenie wydane. Dobrze, że spojrzałem na plakietkę, którą miała przyczepioną do fartucha. Stąd wiem jak się nazywa. Wieczorem będę wiedział wszystko na temat Panny Benett.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro