2.
Noah
Odwracam się i kogo widzę? Tą, która ostatnio tak zaprząta moje myśli. Ubrana jest w biały fartuch lekarski. Ciemne blond włosy ma związane w luźny kucyk. Na twarzy zero makijażu. Duże zielone oczy wyrażają zdziwienie na mój widok. Oboje na kilka sekund zamieramy w bezruchu. Ona jednak szybko wraca do rzeczywistości i podchodzi do mojej matki.
-Pani Saro, mam już wyniki. - mówi pewnym głosem
Nie mogę oderwać od niej wzroku. Co się ze mną dzieje?!
-Jaka diagnoza? - pyta moja matka
-To był atak migreny, który spowodowało prawdopodobnie przemęczenie. - tłumaczy
-Mówiłem, że za dużo pracujesz. Tak, to jest jak nie chcesz mnie słuchać. - żali się ojciec
Moja matka przewraca oczami, co wywołuje u zielonookiej uśmiech na twarzy.
-Zalecam odpoczynek. Wypisałam już receptę. Jeżeli poczuje pani, że zbliża się silny ból głowy, to proszę niezwłocznie wziąć przepisany lek.
-Dobrze Pani Doktor.
-Czyli mogę już zabrać żonę do domu? - dopytuje ojciec
-Jak najbardziej. - odpowiada
-Mógłbym chwilę z Panią porozmawiać na osobności? - pytam wtrącając się do rozmowy
Widzę, że Pani Doktor jest lekko zbita z tropu, ale kiwa głową na zgodę.
-Proszę za mną. - mówi
Zostawiam zdziwionych moim zachowaniem rodziców i podążam za zielonooką. Po chwili wchodzimy do gabinetu lekarzy. Kobieta odwraca się w moją stronę i mierzy mnie od góry do dołu karcącym spojrzeniem. Odpowiadam jej podobnym.
-Nie uważa Pani , że należą mi się przeprosiny?-pytam
Jej lewa brew wędruje w górę, a z ust wydobywa się pogardliwe prychnięcie.
-Pff! Nie, nie uważam. - odpowiada
Robię krok w jej stronę, a ona o jeden się cofa. Pozwala mi, to stwierdzić, że jednak trochę się mnie boi i nie jest taka pewna siebie za jaką chce uchodzić.
-Skoro nie chce Pani przeprosić, to będzie się Pani musiała zrewanżować w inni sposób. - tłumaczę
-Ani mi się śni! Nie jestem Panu nic winna. Jeżeli, to wszystko, to proszę wyjść. - oświadcza stanowczo
Nie jestem przyzwyczajony, że kobiety mi się stawiają. Do tej pory robiły, to co chciałem i na co im pozwalałem. Moje nazwisko budziło respekt i szacunek. Czyżby ta panna nie wiedziała kim ja jestem?!
-Zdajesz sobie sprawę z kim masz do czynienia?! - pytam
Na jej twarzy pojawia się uśmiech. Zaczyna zdejmować fartuch lekarski i odpowiada jednocześnie.
-To, że nosi Pan nazwisko Stark, nie oznacza, że będę traktowała Pana inaczej. Ton w jakim Pan rozmawiał ze mną wtedy w parku był dla mnie równie obraźliwy, co dla Pana moja obelga słowna. Możemy uznać, że jesteśmy kwita.
Co za kobieta! Podoba mi się, a jednocześnie złości, że mi się stawia.
Opiera się prawym biodrem o biurko i czeka na moją odpowiedź. Jej spojrzenie jest wyzywające. Robię dwa kroki w przód i staję bardzo blisko niej. Przybliżam swoje usta do jej ucha.
-Bądź pewna, że wrócimy do tej rozmowy. Odbiorę, to co mi się należy.- szepczę stanowczo
Odwraca głowę ku mnie tak, że nasze usta się prawie stykają. Siłą woli powstrzymuję się żeby jej nie pocałować. Jest, to bardzo trudne, gdyż odważnie patrzy mi w oczy, prowokując. Odsuwam się, a z jej ust pada słowo, które sprawia, że moja samokontrola idzie w las.
-Tchórz.
Jednym szybkim ruchem chwytam ją za nadgarstki, unieruchamiając je, za jej plecami. Następnie przypuszczam atak na jej usta. O dziwo zielonooka nie stawia oporu. Ulegle poddaje się moim pocałunkom, a po chwili zaczyna na nie odpowiadać. Zbija mnie tym z tropu. Przed chwilą była wrogo do mnie nastawiona, a teraz wręcz przeciwnie. Czuję, że tracę kontrolę nad tą sytuacją. Nie mogę na, to pozwolić. Przerywam pocałunek, jednocześnie mocniej ściskając jej nadgarstki.
-Sprowokuj mnie jeszcze raz, a skończy się, to zupełnie inaczej. - ostrzegam ją
Wyrywa się z mojego uścisku i rozmasowuje nadgarstki.
-Nie boję się twoich gróźb.- odpowiada
-A powinnaś. - kwituję
Ze złości zaciska szczękę. Pewnie teraz w myślach puszcza mi niezłą wiązankę wyzwisk. Staram się zachować poważną minę, choć chce mi się śmiać. Ta kobieta wywołuje we mnie skrajne emocje. Bez pożegnania wychodzę z gabinetu, a następne opuszczam teren szpitala. Godzinę później, siedząc na zebraniu firmowym w sprawie nowego kontrahenta, uświadamiam sobie, że ciągle czuję podniecenie. Pani Doktor stała się dla mnie wyzwaniem, które podejmę z wielką przyjemnością. Gdy zebranie się kończy, dzwonię do jednego z naszych prywatnych detektywów, którzy prześwietlają naszych nowych klientów, inwestorów, pracowników itp. Dan odbiera po dwóch sygnałach.
-Emma Benett. - mówię od razu
-Na kiedy? - pyta wiedząc o co mi chodzi
-Na już. - odpowiadam
-Rozumiem.
Polecenie wydane. Dobrze, że spojrzałem na plakietkę, którą miała przyczepioną do fartucha. Stąd wiem jak się nazywa. Wieczorem będę wiedział wszystko na temat Panny Benett.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro