Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15


Pov Claudia

- Kiedy dokładnie przyjedzie Carla? - pytam Harry'ego podczas śniadania. Okazało się, że wczoraj jednak nie jestem chora, a była to tylko jednodniowa niedyspozycja. Cieszyłam się z tego, bo wystarzała mi niewygoda jaką musiałam znosić mieszkając z Harrym.

- Nie przyjedzie. Zaproponowałem jej żeby spędziła całe wakacje w jednym z moich domów. I tak jak sobie zaplanowałem ona ochoczo się zgodziła - oznajmia Styles z uśmiechem na twarzy. Mnie jednak to ani trochę nie cieszy, miałam zamiar wszystk.o opowiedzieć Carli i z jej pomocą uciec, a teraz co? Mam na zawsze zostać z tym psychopatą?

- Dlaczego ty nie chcesz mnie wypuścić? - nie daje już rady panować nad swoimi emocjami i zaczynam mu mówić to o myślę. - Nie jestem twoją zabawką tylko człowiekiem! Posiadam wolność, którą ty mi bezprawnie zabierasz!

Chwytam nóż ze stoła i podnoszę się gwałtownie do pozycji stojącej. Przez chwilę się mu przyglądam i nie wygląda na tępy. Mam szczęście.

- Co ty robisz? - pyta dość spokojnym głosem tak jakby nie chciał mnie przestraszyć. Powoli też wstaje. Nie podchodzi jednak do mnie. - Kochanie odłóż to - prosi.

- Po co? I tak traktujesz mnie jak swoją niewolnicę. Na co mi takie życie? - pytam ze złością, a moje oczy napełniają się łzami.

- Słońce - zaczyna do mnie podchodzić, czuję, że tracę grund pod nogami. Chcąc mu pokazać, że nie żartuje przejeżdzam sobie tym nożem po nadgarstku. I tak jak się spodziewałam nie był ona wcale tępy z miejsca, które zraniłam zaczęła płynąć krew. I to dość dużo krwi.

Nie czuje bólu, adrenalina tak buzuje w moich żyłach, że nic mnie nie boli. Spoglądam kontem oka na Harry'ego i to w jego spojrzeniu widzę przerażenie to on się boi.

- Coś ty zrobiła?! - wykrzykuje i do mnie podbiega. Chwyta moją krwawiącą rękę, nie mam pojęcia dlaczego, ale wypuszam z tej wolnej ręki nóż. - Trzeba to zatamować - szybkim krokiem prowadzi mnie do łazienki.

Z szafki wyciąga bandaż i ściśle obwiązuje moją rękę.

- Na szczęście ta rana nie jest mocno głęboka. Mogłaś naprawdę sobie zrobić krzywdę - mówi do mnie z wielką pretensją.

- Mam już dość tego wszystkiego.

- Przecież cię nie krzywdzę! - podnosi dość mocno głos. - Robię wszystko byś czuła się jak najlepiej w moim towarzystwie. Dostajesz to co tylko sobie zażyczysz.

- Chcę wrócić do domu, tego nie bierzesz pod uwagę. Sprawiasz, że czuję się jak nic nie warta rzecz. Jestem pozbawiona możliwości kontaktu z innymi ludzmi. Chciałabym przynajmniej porozmawiać z mamą i uspokoić ją, że nic mi nie jest.

- Wysłałem jej przecież kilka wiadomości - podnosi moją szczękę tak, że jestem zmuszona spojrzeć mu w oczy. - Powinienem wcześniej zauważyć, że jesteś w nie najlepszym stanie. Chcesz ze mną prozmawiać?

Czy on naprawdę sądził, że po tym wszystkim co mi robił rozmowa właśnie z nim mi pomoże. Przecież w tym nie ma nawet grama logiki.

- Nie - odpowiadam cicho i wychodzę z łazienki. Kieruje się w stronę schodów.

- Poczekaj - jego głos mnie zatrzymje. - Zdaje sobie sprawę z tego, że czujesz się tu jak zamknięta w klatce, więc zdecydowałem, że my także musimy wyjechać. W nowym miejscu będziesz mogła wychodzić bez strachu, że ktoś cię rozpozna.

Może tak będzie lepiej?

____________________

Im więcej waszych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro