47
Dominik
- Chodźmy na spacer. - usłyszałem szept chłopaka pode mną.
- Jest już późno, daj sobie spokój. - mruknąłem wtulając się w jego klatkę.
- No weź.. To tylko pół godzinki, obiecuję. - poczochrał moje włosy.
Było już na tyle późno, że nie było sensu nigdzie wychodzić, a zbyt wcześnie na pójście spać. Chociaż wszyscy byliśmy zmęczeni i leżeliśmy na łóżkach w pokoju dziewczyn, to jednak sen wcale tak łatwo nie przychodził. Stwierdziłem, że skoro i tak mamy się tu nudzić, a wszyscy siedzą w telefonach, to w sumie trzydzieści minut mnie nie zbawi, wręcz może akurat wydarzy się coś fajnego.
- Ale ani chwili więcej. - uniosłem się i spojrzałem na niego.
- Dobrze.
Momentalnie wstaliśmy z łóżka Filipa i zaczęliśmy się zbierać. Dziewczyny, bo Paweł, jak zwykle miał wszystko w dupie, zaraz spojrzały na nas dziwnym wzrokiem. Powiedziałem tylko, że niedługo wrócimy, po czym razem z brunetem wyszliśmy z pokoju, a później samego hotelu.
Najpierw szliśmy kamienną ścieżką, ale nie trzeba było długo czekać aż starszy zepchnie mnie na piasek prowadzący wprost na ogromną plażę rozciągającą się na szerokość całej linii wody. Fuknąłem na to, bo do moich butów przedostały się dosyć znaczące ilości ziarenek. Szybko ściągnąłem sandałki i zacząłem biec jak najdalej od Filipa. Zanim ten ogarnął, że ja uciekam zdążyłem przymierzyć dobre parę metrów, tak, że on już nie miał szans na dogonienie mnie, dlatego też zwolniłem.
Delikatnie szedłem po brzegu, gdzie woda ledwo moczyła moje stopy. Cieszyłem się, że tu jestem, że jestem z Filipem. Nie mogłem ciągle pojąć, jakim cudem znaleźliśmy się w tym cholernie pokręconym świecie? Gdyby umknął nam jakiś szczegół w naszej historii, to nas by tu nie było i w tym momencie nie cieszylibyśmy się ze swojej obecności. Ja dalej bym tkwił u ojca potwora, a brązowooki wciąż zamykał na ludzi, aż w końcu zacząłby tracić przyjaciół. Mieliśmy cholerne szczęście, że wszystko potoczyło się takim torem. Bez siebie jesteśmy nikim, jesteśmy marginesem, jesteśmy swoim końcem. To właśnie ten głupkowaty mężczyzna daje mi szczęście, to dzięki niemu teraz żyję i naprawdę się cieszę.
- Dziękuję. - szepnąłem myśląc, że chłopak, który sekundę temu do mnie dobiegł, nie usłyszy.
- Za co? I komu? - wysapał zmachany.
- Ehh.. - podrapałem się po karku, po czym przystanąłem. Nie sądziłem, że będę musiał to tłumaczyć. - Dziękuję, że jesteś Filip. Po prostu cieszę się, że cię mam, że jestem tu z tobą i że mogę w końcu czuć się bezpiecznie.
- Oj, Promyczku... Jesteś uroczy. - stanął przede mną i złapał moje policzki. - To ja dziękuję, że jesteś tu ze mną i jako jedyny nie odpuściłeś, że mnie zmieniłeś.
- Nic takiego nie zrobiłem, za to ty ciągle dajesz mi wszystko. Jesteś moim wszystkim. - wyszeptałem spuszczając wzrok z jego świecących tęczówek na brzydki piasek plączący się między naszymi stopami.
- Ty też jesteś dla mnie wszystkim, a nawet i więcej. - powiedział, a gdy rzuciłem okiem na jego śliczny uśmiech, pocałował mnie.
To był jeden z tych wyjątkowych pocałunków. Ten, kiedy po prostu czuliśmy to. Euforia, namiętność i.. Miłość? Uczucie. Uwielbienie.
....
- Coś ta chwila wam się przedłużyła. - mruknęła cwanie Sylwia.
- Zgubiliśmy się. - powiedziałem szybko zanim Filip palnął głupim tekstem, przez który brunetka zaraz zaczęłaby swoje domysły.
- To gdzie wy byliście? - zdziwiła się Natka.
- Nad wodą. Chodziliśmy tak sobie po plaży. - wymruczał chłopak i zmęczony rzucił na wcześniej pozostawione przez nas łóżko.
Wszystko było takie, jak przed naszym wyjściem. Każdy był padnięty podróżą i chyba nie miało się to zmienić w najbliższych godzinach.
- Może zamówimy jakieś jedzenie? - zaproponował Paweł.
- To świetny pomysł! - ucieszyła się Lipka, po chwili wyszukując zawzięcie w telefonie restauracji.
Przez dłuższą chwilę dyskutowaliśmy odnośnie posiłku, a finalnie padło na najzwyklejszą pizzę. W czasie półtora godzinnego czekania po kolei rozeszliśmy się po łazienkach. Razem z Filipem wpadliśmy do naszego pokoju, który mieliśmy dzielić przez cały wyjazd.
- Chodź, dokończymy to, co zaczęliśmy. - uśmiechnął się do mnie prowokacyjnie, a mnie momentalnie zalał rumieniec. Tam na plaży... Kamienie.. Zero ludzi..
- Nie chce. - wymruczałem zawstydzony.
- Ale ja nie jestem pewny czy blizna dobrze się goi. -podszedł do mnie i złapał za biodra. Nie budziło to we mnie już żadnego strachu. On mnie oswoił z dotykiem. - Nie możemy lekceważyć zaleceń lekarza.
- To było już dawno.. Idź pierwszy, ja pójdę po tobie. - ciągle mówiłem cichym tonem, bo Filip był bardzo blisko, ale tak BARDZO. Nie było tu mowy o jakiejkolwiek przestrzeni osobistej.
- Nie ma takiej opcji. - prychnął, po czym prędko złapał mnie pod udami unosząc w górę, więc byłem zmuszony zaczepić się na nim jak małpka. Wyniósł mnie wprost pod sam prysznic. - A teraz uwaga! - zanim zdążyłem mrugnąć puścił na naszą dwójkę zimną wodę.
- Filip! - schowałem twarz w jego szyii, żeby lodowata ciecz spływała tylko po moich plecach. - Będę chory. -mruknąłem w skórę chłopaka.
- Więc musimy cię ogrzać. - zaśmiał się.
Mimo wszystko przekręcił korek na ciepłą wodę i oparł mnie o płytki. Nasze spojrzenia naprzemiennie się zjadały, dosłownie. Oboje pożeraliśmy siebie wzrokiem. W tym samym momencie rzuciliśmy się na swoje usta. To nie był delikatny i uczuciowy pocałunek. Kompletnie przeciwnie, zachłanny, pożądliwy, taki, którego jeszcze nie mieliśmy. Filip całował naprawdę bardzo dobrze, czasem miałem żal do siebie, że ja tak nie potrafię, ale póki on nie narzekał na mój brak doświadczenia to ja też nie zamierzałem. Woda przestała lecieć, a ja zostałem przeniesiony na duże łóżko gdzie mój mężczyzna rzucił mnie na pościel zaraz dobierając się mokrą ścieżką do mojej strasznie czułej szyi. Wiłem się pod nim z przyjemności jaką mi dawał. Nim się obejrzałem straciłem koszulkę, a po niej za chwilę resztę ubrań. Te nieziemskie usta były wszędzie. Obcałowywał każdy skrawek mojego ciała, które prosiło o więcej.
- Mogę? - spojrzał na mnie przerywając pieszczoty. Wiedziałem doskonale o co mu chodzi. Nareszcie!
- Nie pytaj nigdy więcej, spraw żebym chciał więcej. - wysapałem.
Tylko tyle wystarczyło. Najpierw poświęcił trochę uwagi mojej męskości błagającej o spełnienie. Na początku powoli poruszał swoją ręką po całej jej długości, aby zaraz przejść do ust, które wraz z językiem sprawiały, że widziałem już aniołki. Jednak nie nacieszyłem się tym długo, bo Filip przystawił swoje dwa palce do mojej buzi.
- Ładnie je nasliń promyczku. - mruknął wpatrując się jak biorę do ust długie paliczki. Ssałem, lizałem, a nawet ugryzłem go parę razy.
Kiedy chlopak uznał, że tyle już wystarczy przystawił jednego palca do mojego wejścia. Nie bałem się. Robił to notorycznie. Tak jak mi powiedział tamtego felernego dnia, tak za każdym razem, każdego dnia wieczorem to on mnie rozciągał. Dzisiaj liczyłem na coś więcej. Patrząc mi prosto w oczy powoli zaczął wsuwać go aż do końca. Jak już był pewny, że nie przeszkadza mi to, zaczął nim poruszać, to w przód to w tył, wyciągał wkładał. Bawił się moją dziurką, a ja jęczałem tuż pod nim z przyjemności. Po chwili dołożył drugi palec, pod koniec nawet trzeci. Nie potrafiłem wytrzymać dłużej.
- Filip.. -sapnąłem czując nadchodzące spełnienie. - Fi... - nie dane mi było dokończyć, chłopak przyspieszył i zaostrzył swoje ruchy, a ja doszedłem z ogromną ulgą i uśmiechem. - Filip! - rzuciłem w przestrzeń wycinając się w ostry łuk. Biała maź rozlała się po moim brzuchu. Brunet wyciągnął ze mnie swoje palce i chciał wstać, ale mu na to nie pozwoliłem. - Wejdź we mnie, Filip.. Proszę.. - szepnąłem w jego usta.
....
Hej 🙈
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro