Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43


Osoba trzecia

Wszyscy zebrali się w przestrzennym mieszkaniu Sylwii, która po rozmowie ze swoim już teraz byłym chłopakiem wróciła w pełni szczęśliwa. Paczka przyjaciół bawiła się niesamowicie. Tańce, alkohol, zabawy i pełno śmiechu. Nikt nie czuł się samotnie ani smutno, każdego przepełniała radość. I choć wcześniej trójka z nich nie miała za miłej konfrontacji, teraz zapomnieli kompletnie o tym jednym zmartwieniu. 

Godzinę przed północą członkowie imprezy zebrali się w salonie i usiedli w kółku. Padła propozycja zagrania w butelkę. Zadania były różne. Począwszy od prostych pytań typu: jaki jest twój ulubiony kolor? Aż do ciekawych i coraz bardziej sprośnych wyzwań. Jedni musieli ściągnąć z siebie ubrania, drudzy odegrać różne dziwne scenki, ale tak naprawdę nikt nie rezygnował z ciągnącej się zabawy. Nawet jeśli szło to w dość złą stronę, to pod wpływem alkoholu, każda rzecz była do zrealizowania, lecz nie dla wszystkich. Dominik, ze względu na jego stan i zażywanie silnych leków, nie mógł pić. 

- Filipek!- krzyknęła Natalia. - Prawda czy wyzwanie?

- Zmęczyłem się już, więc dawaj prawdę. - zmachany, po wcześniejszym wyzwaniu przebiegnięcia dwa piętra niżej po schodach i powrocie do mieszkania, brunet odetchnął.

- Kiedy i z kim miałeś swój pierwszy raz? - dosyć wstawiona dziewczyna ledwo wydukała to zdanie, a wszyscy nagle się tym zainteresowali. Wszyscy prócz blondyna siedzącego na przeciw swojego ukochanego. Coraz bardziej nie podobała mu się ta gra, potrzebował uwagi kochanka, nie słuchania o jego przygodach łóżkowych.

- Lej shoty. - mruknął niezadowolony brązowooki. Nie lubił się poddawać, ale nie chciał o tym wspominać, nie przy Dominiku.

- Nie mów, że tchórzysz. - zadrwił pijany Bartek.

- Nie chcę mówić i tyle.

- Ze względu na niego? - najmłodszy wskazał na skulonego chłopaka.

- Przymknij się już. - karą za nie wykonanie zadania było wypicie pięciu kieliszków wódki bez popicia chłopcy, z popiciem dziewczyny. Filip szybko wlał w siebie alkohol i zakręcił. Zabawa trwała dalej.

Dominik

- O! Mój ulubiony kolega!- totalnie napruty kuzyn Sylwii zaraz zjawił się przy mnie, kiedy butelka trafiła właśnie na moją osobę. Do tej pory jakoś unikałem kolejek, to był pierwszy raz, jak wylosowano zielony trójkąt wskazujący wprost na zabandażowane stopy. - Wyzwanie! Nie trzeba było.- zaśmiał się nie dając mi prawa jakiegokolwiek wyboru. - Musisz mnie pocałować przez całe trzydzieści sekund.- uśmiechnął się, a ja skrzywiłem. Nikt inny niż Filip mnie miał prawa dotykać moich ust.

- Ale.. - próbowałem wybrnąć, lecz uprzedził mnie mój rzekomy wybawca.

- Odejdź od niego.- warknął brunet. - Nie ma opcji, że dam ci go pocałować. - wstał ze swojego miejsca i podszedł, aby zaraz pociągnąć moją rękę i zgarnąć w swoje objęcia.

- Wyzwanie to wyzwanie. Pić nie może, więc musi je wykonać. - byłem pewien, że Bartek robi to specjalnie. Tak, by tylko zdenerwować Filipa. - No chyba, że chcesz je przejąć? - parszywy uśmieszek nie schodził mu z twarzy i zdawało się jakby wszystko szło idealnie po jego myśli. To było oczywiste, iż kocha się w starszym. A właśnie teraz dążył do skłócenia mnie z brązowookim.

- Ty mały, podły bachorz..

- Ludzie! Za pięć minut północ! Wychodzimy na dwór!- krzyknęła domowniczka i poszła razem z całą gromadą do korytarza, aby się zebrać. Moja odsiecz w postaci Sylwii nadeszła jak grom z jasnego nieba.

- Masz szczęście. - dokończył zirytowany i lekko podpity chłopak. Było to wręcz nierealne. Jak, pijąc tyle różnych alkoholów i to w ogromnych ilościach, można być tylko delikatnie pijanym? Jak?

- Cóż. - wzruszył ramionami młody. - Kiedy indziej cię dopadnę. - puścił oczko Filipowi i odszedł wychodząc tuż po wszystkich. Ja też chciałem iść się ubrać, ale nie było mi to jednak dane.

- Z dołu nic nie będzie widać. Niech oni se idą puszczać fajerwerki, a my zostańmy tutaj. - wyszeptał wprost do mojego ucha, po czym zgarnął z blatu pozostawione przez innych piccolo, które dziś robiło za mojego szampana i pociągnął mnie na balkon. - Mam nadzieję, że się za to nie gniewasz. - odstawił butelkę na szklany stolik, po czym zbliżył do mnie.

- Nie gniewam. Tak jest idealnie. Jesteśmy tylko we dwójkę, sami, bez tego gwaru i ludzi. Dziękuje. - powiedziałem robiąc krok w jego stronę i wciskając się mu w ramiona.

- Chciałbym ci coś powiedzieć.

- Ja tobie też. - mruknąłem patrząc mu w oczy.

- To na trzy cztery? - uśmiechnął się.

- Okej. 

- Dziesięć!

- To.. - zaczął.

- Dziewięć!

- Trzy.. - zawładnął mną stres mówiąc pierwsze słowo. Co jeśli on mnie nie?

- Osiem!

-Czte.. - kontynuował, a mi nagle gula stanęła w gardle.

- Siedem!

- Ry. - dokończyłem. 

- Sześć!

- Bardzo cię lubię.

-Bardzo cię lubię. - oboje powiedzieliśmy to tak szybko, że ledwie do nas dotarł sens tych zdań.

- Pięć!

- Cztery! 

Osoba trzecia

Blondyn gryzł się w myślach co ma teraz zrobić, lecz kompletnie nic nie przychodziło mu na myśl. Spojrzał w bok na gwieździste niebo, co raczej w sylwestrową noc było dziwne, ale pomijając to, nagle wpadł na pomysł. Dobry pomysł.

- Trzy!

- Dwa! 

- Jeden!

Kiedy dało usłyszeć się koniec odliczania, a na zegarach wybiła północ, oboje bez chwili zastanowienia złączyli swoje stęsknione warg drugiego usta. Ten pocałunek był dla nich magiczny. I choć może nie było to jakieś wspaniałe wyznanie miłości, to nie zapominajmy, że oni są tylko ludźmi i, tak jak wielu z nas, boją się mówić o swoich uczuciach. Z dnia na dzień powiedzieć komuś, że się go kocha? Po zaledwie miesiącu? Zachowywali się jak para, ale musieli być pewni co do siebie. Nie sztuką jest wchodzić w związek i rzucać do kogoś fałszywe słowa. Oni tego nie chcieli. Zależało im na byciu prawdziwym. Oboje pragnęli ze sobą szczęścia i tylko to się liczyło, a status wcale tego nie wyznacza. Mogli długo nie być razem, ale za to wybudować za ten czas coś pięknego, niezniszczalną więź. Do tego właśnie dążyli. Do swojego zawsze i na zawsze. Do relacji niczym z bajki. Do zwykłej i szczerej miłości, a w niej priorytetem nie jest to czy ktoś jest czyimś chłopakiem czy nie. Dlatego nawet takie proste zdanie i niczym nie różniący się od innych pocałunek były dla tej dwójki gestem cudownym i niepowtarzalnym. Dla nas to może być nic, ale dla nich było to okropnie ważne, aby powiedzieć sobie, jak bardzo im zależy.

$$$

Filip

Wszyscy już wrócili do mieszkania i dalej świętowali. Na początku sam miałem do nich dołączyć, ale Domiś powiedział, że źle się czuje i chce już iść się położyć, a przed tym musiał posmarować swoje rany przepisaną maścią. Postanowiłem nie zostawiać go z tym i powędrowałem do kafelkowego pomieszczenia, aby mu pomóc. Chłopak rozebrał się do samych bokserek, po czym podał mi białą tubkę. Wycisnąłem trochę przezroczystego żelu na palce, a następnie starając się robić to jak najdelikatniej zacząłem rozprowadzać go po całych plecach blondyna.

- Dziękuję. - wyszeptał. Zmarszczyłem na to brwi, bo nie rozumiałem, co ma na myśli. - No wiesz.. za wszystko. - spojrzał na mnie w lustrze i zaraz z rumieńcem na twarzy spuścił wzrok. - Za te słowa, za twoją opiekę i to co dla mnie robisz. Po prostu dziękuję. Nie wiem, jak mógłbym się odwdzięczyć.

- Po prostu ze mną bądź.- mruknąłem nabierając więcej mazi i kucając, aby przejść do porozcinanych nóg.- Nigdzie nie uciekaj, nie zostawiaj mnie samego.

- Nie mam takiego zamiaru. - uśmiechnął się delikatnie, a kiedy przejechałem po wewnętrznej stronie zadrżał. 

- Tylko tyle? Czy może coś jeszcze ci nasmarować? - specjalnie na koniec przejechałem dłonią po tylnej części uda chłopaka przy okazji zahaczając o jego tyłek. Na mój gest Dominika obszedł jeszcze większy dreszcz.

- F-Filip.. - niebieskooki odchylił głowę do tyłu jednocześnie opierając ją o moje ramię i spoglądając zamglonym wzrokiem wprost w moje tęczówki.

- Chodźmy się położyć. - wziąłem go na ręce, po czym szybkim krokiem zabrałem do sypialni Sylwii, która ze względu na stan blondyna udostępniła nam ją dzisiejszej nocy. Zamknąłem drzwi na klucz i ułożyłem młodszego na materacu.

- Proszę.. - jęknął, a moje oczy wręcz zapłonęły żarem. Zawisnąłem nad nim, by następnie wpić się w jego usta. Chłopak nieporadnie oddawał łapczywe pocałunki jednocześnie wijąc się pode mną.

Czyżby to był w końcu ten moment? Nasze pierwsze zbliżenie?

...

1/5

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro