Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42


Dominik

Kiedy tak stałem z tym nieszczęsnym tłuczkiem w dłoniach, a mój towarzysz patrzył na mnie jak na kosmitę, przyszła dwójka przyjaciół. Od razu odstawiłem przyrząd i gdy tylko dostrzegłem zapłakaną Sylwię, podszedłem do niej mocno obejmując ramionami. 

- Cześć, Filip. Wiesz, mam nowego lap.. - zaczął już, jak mniemam, były chłopak 24-latki.

- Utkaj jadaczke. - burknął brunet podchodząc do Rafała. - Może pochwalisz się, jak traktowałeś moją przyjaciółkę? - zadrwił. - Oczywiście, że nie. Nie chciałbyś mi się narażać. Wiedz, że już o wszystkim mnie poinformowano. Masz pięć sekund na wypierdalanie z tego mieszkania raz na zawsze, albo nie ręczę za siebie. - starszy zacisnął mocno szczękę i zaczął odliczać. Śmiesznie oglądało się w pośpiechu zabierającego swoje rzeczy dorosłego i nieporadnego faceta. - Pięć. Nie zdążyłeś. 

Filip rzucił się w stronę Rafała, a Sylwia, jakby już przeczuwała, co się wydarzy, schowała swoją głowę w moje ramię. Widząc, jak mój mężczyzna uderza tego okrutnego człowieka w nos, tak, że krew rozbryznęła się na wszelakie strony i można było usłyszeć tylko chrupnięcie kości, sam chciałem być na miejscu dziewczyny. Ona bynajmniej oszczędziła sobie psychikę. Dreszcz przeszedł po moim całym ciele. Nie mogłem stać jak słup i oglądać tą bijatykę, a raczej bardziej przypominało to robienie z twarzy zielonookiego masakrę.

- Poczekaj tu chwilkę. - szepnąłem do roztrzęsionej brunetki i pozostawiłem z boku, a sam ruszyłem do dwójki, którzy przepychali się po całym salonie. - Filip, starczy! - stanąłem w miejscu, gdzie wiedziałem, że nie oberwę i próbowałem opamiętać chłopaka. Zdawało się, iż wpadł on w jakiś szał. - FILIP! DO KURWY NĘDZY!

Żaden z nich nie reagował na moje krzyki, wręcz przeciwnie. Zaczęli jeszcze gorzej szarpać siebie nawzajem, nie patrzeli czy coś pląta się im pod nogami i w ten sposób wpadli na ogromny szklany wazon, który przewrócił się na telewizor rozbijając go i siebie jednocześnie. Jednak nawet to nie odciągnęło ich od siebie. Co chwila leciały mocniejsze niż poprzednie ciosy i już nie tylko ze strony Filipa, ale też Rafała. Widziałem jedynie zamachnięcia oraz kolejne plamy krwi. Przerażało mnie to, a jeszcze bardziej fakt, że nie potrafiłem nic zrobić. Brązowooki przepchnął rywala przez drzwi balkonowe i oparł go o barierkę. Nie mogłem pozwolić mu go zabić (chociaż wszyscy bardzo dobrze wiemy, iż na to sobie zasłużył). Wybiegłem na zimne kafelki, niestety nadepnąłem na odłamki wazonu i poczułem jak przebijają mi stopy, lecz pominąłem ten fakt i ruszyłem na ratunek chłopakom. Dotknąłem ramienia starszego, który już w połowie wychylił Rafała poza metalowe zabezpieczenie.

- Filip, proszę.. Zostaw już go. Dostał nauczkę, już będzie dobrze. Zostawi nas wszystkich w spokoju. - zmartwiony jego stanem odwróciłem wolną dłonią głowę z brąz czupryną w moją stronę. W tych pięknych piwno-miodowych tęczówkach, które tak kochałem i uwielbiałem w nie patrzeć, nie widziałem już charakterystycznych iskierek. Teraz przepełniała je gorycz, złość oraz coś, co sprawiało, że gęsia skórka bez wahania łapała kark. - Zobacz, jestem tutaj, Sylwia też jest już bezpieczna. Nie musisz już tego robić. - przeniosłem ręce na te jego, po czym resztkami sił wciągnąłem tego niedorajdę na grunt. - Proszę, to jest straszny widok, już nie bądź taki, bo będę się ciebie bał. - skuliłem się w sobie na samą myśl, jak brunet używałby swojej nieokiełznanej siły na mnie. Chłopak, widząc to, złagodniał i zgarnął moje drobne ciałko w swoje ramiona.

- Przepraszam, że się wystraszyłeś. - wyszeptał i ucałował czoło pełne małych zadrapań, uwielbiałem to. Do tej pory mam w głowie słowa Antka ze szpitala. Zależy mu.

Filip

- Mógłbyś szybciej? - mruknąłem ponaglając nieźle poobijanego chłopaka.

- Staram się. - syknął zbierając wszystkie swoje rzeczy. 

- Już się tak nie niecierpliw. - spojrzał na mnie Dominik. Aktualnie siedział on na blacie i zajmował się swoimi poranionymi stópkami, których z niewiadomych przyczyn nie pozwolił mi zaopatrzyć. Ja pilnowałem Rafała, a Sylwia sprzątała po naszej bójce.

- Niech wypierdala stąd jak najszybciej. W dodatku, może już się tego domyśliłeś, ale jeśli nie, to wiedz, że będziesz teraz pod kontrolą.- zwróciłem się do tego śmiecia.- Jesteś zniszczony i ja tego osobiście dopilnuje. Zakończysz swoją super karierę, nikt cię już nie zatrudni. Wszyscy się dowiedzą. Skończę z tobą, dosadnie. Złamany nos to tylko początek. - wycharczałem w jego stronę, a zaraz po tym oberwałem w ramię od mojego promyczka.- A to za co? - zdziwiłem się.

- Już nie bądź taki złowieszczy. Daj mu w spokoju pozbierać swoje rzeczy. - powiedział przewracając oczami na moją zaborczość i dalej zajmował się sobą.

- Ble ble ble, złowieszczy. Ble ble ble, on niewinny.- powiedziałem głupim głosem i oddaliłem w stronę brunetki. - Przepraszam za to. Odkupie ci telewizor.. i wazon.- spojrzałem na podłogę pełną szkła, po czym zabrałem się do pomocy, a najstarsza tylko spojrzała z politowaniem na moją osobę.

- Sylwia? Możemy pogadać? - podszedł do nas ten idiota, więc już się wyprostowałem i miałem zareagować, ale dziewczyna mnie uprzedziła przystając na ten pomysł. Poszła razem z nim, aby go odprowadzić oraz jednocześnie porozmawiać. Jak tylko drzwi się za nimi zamknęły, powędrowałem do Domisia.

- No i czemu ona to zrobiła? Po co jeszcze się z nim gdzieś rusza? - jęknąłem stając między nogami blondyna, które były już zabandażowane.

- Ona czuje taką potrzebę. Czuje, że jest mu to winna. - szepnął sięgając po wodę utlenioną, aby za chwilę przemyć nią moją wargę.

- Ale czemu? - spytałem na tyle wyraźnie, na ile pozwalał mi wacik przyciskany do ust.

- Tak po prostu jest. Czasami, kiedy człowiek szuka na siłę bliskości drugiej osoby, spotyka bardzo toksycznych ludzi. Rafał w zamian za uratowanie Sylwii od depresji zażyczył sobie seksu. Sylwia uznała, że tak musi się mu odwdzięczyć. Robiła to co on chciał, była taka jaką on chciał, zgubiła siebie, żyła fałszywym uczuciem. Była po prostu zaślepiona. Dalej jest. Trzeba ją przekonać na terapię, tak będzie najłatwiej. Musi umieć odróżnić przysługę od zobowiązania. - wymruczał, a mnie złapał szok. Skąd on wiedział tyle rzeczy na ten temat?

- Terapię? Nie róbmy z niej wariatki. To w ciągu dalszym moja przyjaciółka, nie wsadzę jej do psychiatryka. - burknąłem niezadowolony z tego pomysłu.

- Terapia a psychiatryk to dwie różne rzeczy. - przewrócił oczami i nie przerywając obmywania moich ran spojrzał wprost w moje oczy. Błękitne spojrzenie właśnie wypalało we mnie dziurę. - Uwierz, że rozmowa z psychologiem, który wyjaśni jej to wszystko na spokojnie jej bardziej pomoże niż czuwanie nad nią, jak nad dzieckiem. - uniosłem brwi w zdziwieniu. Skąd on.. - Znam się trochę na ludziach, wiem, co chcesz zrobić. Ona jest już dorosła i sama musi przezwyciężyć problemy. Choć uderzyć z siłą kowadła nie potrafi, to jest inteligentna i będzie wiedziała, że to jest złe i musi zmienić nastawienie. Ja nie miałem takiego szczęścia i nikt mnie nie zabrał do specjalisty. - mruknął smętnie i odwrócił się po coś do apteczki.

- Skarbie.. Wątpię, żeby Sylwia poszła na taki układ. Znam ją. Może ty byś z nią porozmawiał, wytłumaczył. Prędzej posłucha ciebie niż lekarza. - ułożyłem dłonie na policzkach blondyna i spojrzałem na załzawione oczy.- Co się stało? Proszę, powiedz mi.

- Nie. Nic ci nie powiem. - pociągnął nosem i strzepnął moje ręce. - Ja jeszcze nic o tobie nie wiem, a ty już wiesz praktycznie wszystko. Nic ci mówić nie będę. Lepiej sprzątnij swój bałagan i przeproś Sylwię za to wszystko. - zeskoczył z blatu i syknął na ból, który zapewne odczuł przy mocniejszym naciśnięciu ran.

- Promyczku, nie mów, że się ob..

- Idź. Ja znajdę w torbie moje tabletki od bólu.- powiedział i czym prędzej oddalił się do korytarza, gdzie wisiała jego własność.

- Nie gniewaj się.- poczłapałem za nim i kiedy ten szukał leku, ja objąłem go w pasie. - Czemu taki jesteś?

- Nie rozumiesz?- prychnął. - Ciągle ja ci coś mówię, zwierzam się, opowiadam, a ty? Nic nie wiem o twojej przeszłości. Chcę, abyś w końcu mi to powiedział. Jak mam ci pomóc? Jak nawet nie wiem w czym. - odwrócił się w moją stronę i zarzucił ręce na szyję. - Dzisiaj jest impreza. Bawmy się. Nie myślmy o przykrych rzeczach, mamy siebie i przyjaciół. Świętujmy szczęśliwie, a nie oddaleni od siebie. - wyszeptał i przelotnie mnie pocałował, po czym udał się do kuchni, by móc zażyć lekarstwo.

Faktycznie. To było nie w porządku z mojej strony, że tyle od niego oczekiwałem, a sam nie dawałem od siebie nic. Musimy być szczerzy w naszej relacji, inaczej nic z tego nie wyjdzie.

...

Uwaga! Ogłoszenie parafialne! Od dzisiaj do końca tygodnia, codziennie o 18 będą pojawiać się rozdziały. Pięć dni rozrywki i przyjemności (mam nadzieję). Myślę, że się ucieszycie. Łącznie dzisiaj dostaniecie dwa rozdziały. Jeden właśnie teraz, a drugi pod wieczór, bo wiem, że ten pozostawia niedosyt, a ten drugi was rozgromi. Dlategoooo... jestem kochana i dam wam dwa. Miłego popołudnia życzę <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro