40
Dominik
- Czy on musi tu nocować? Przecież już mu zaoferowałem mieszkanie, może tam pójść. - mruknął w moją szyję Filip, kiedy leżeliśmy już w naszej sypialni. Naszej, jak to pięknie brzmi.
- Nie musi, ale jest już za późno na podróżowanie po Warszawie. - wtuliłem się bardziej plecami w jego klatkę i nagle mnie olśniło. - Wiesz, skoro teraz nikt nam już nie przeszkodzi, to możemy wrócić do naszych wcześniejszych planów. - odwróciłem się, by być przodem do chłopaka i złapałem za jego twarz przyciągając do pocałunku, który on przerwał.
- Ale on tam jest. - wskazał na drzwi. Nie zwracając uwagi na ten fakt wczłapałem się na niego, po czym zacząłem obcałowywać całą szczękę Filipa jednocześnie wędrując dłońmi w dół jego ciała. Może i mogło wydarzyć się coś między nami, lecz niestety ktoś wparował do sypialni.
- Gdzie macie szklanki? - spytał niewinnie Alan, a ja poczułem chęć przywalenia mu.
- Szafka nad kuchenką. Ona jest oszklona, przecież to widać. -westchnąłem. Najwyraźniej nie dane nam są dzisiaj czułości.
- Fakt. - nic nie dodając wyszedł trzaskając drzwiami, a kiedy wróciłem do swojej poprzedniej czynności, znów przyszedł. - A sok to gdzie znajdę?
- Wypierdalaj! Tak trudno otworzyć samemu lodówkę, tylko trzeba truć innym i przeszkadzać w intymnej sytuacji? Jaką masz czelność, żeby wchodzić do czyjejś sypialni bez pukania? Już trzeci raz nam dzisiaj przeszkodziłeś. No do cholery! Ile można? Wypad albo nie ręczę za siebie.
- Dobra, spokojnie. Sory. - uniósł dłonie w geście poddania się i wyszedł.
- Kociak zrobił się agresywny. -zaśmiał się Filip.
- Chociaż ty nie dołuj. - westchnąłem. - Straciłem ochotę na cokolwiek. - zszedłem z chłopaka i z powrotem ułożyłem się w jego ramionach. - Przepraszam cię.
- Promyczku.. - ułożył dłoń na moim biodrze, co jak zauważyłem stało się jego nawykiem i wyszeptał mi wprost do ucha. - Takie rzeczy możemy robić kiedy indziej. Zobaczysz, że jak ściągnął ci szwy będzie bardzo ciekawie.
Prychnąłem tylko, po czym wtuliłem w bruneta i razem zasnęliśmy.
Filip
Rano, jak tylko się obudziłem ruszyłem na balkon, aby zapalić. Gdy mijałem śpiącego w salonie Alana czułem odrazę. Ten człowiek chyba nigdy nie wyjdzie z naszego życia. Oparłem się o barierkę i zgarnąłem z małego stoliczka używkę, by po chwili cieszyć się swego rodzaju ukojeniem. Było strasznie zimno, ale nie dziwmy się, jest koniec grudnia.
- Dzień dobry. - zobaczyłem uśmiechniętego blondyna. Po co tu przyszedł? I kiedy wstał?
- Ta, dobry. - odwróciłem się do niego plecami. Tak jakoś nie miałem ochoty patrzeć na jego twarz.
- Czemu mnie tak nie lubisz?- spytał Alan.
- Bo skrzywdziłeś i zostawiłeś Dominika. W dodatku jesteś jego dawnym przyjacielem, a swoich uczuć nie ukryjesz. Wiem, że nasz większe szanse na szczęśliwą miłość z nim niż ja. - wyznałem beznamiętnie. Cholernie się go obawiałem. Jakby chciał, mógłby zabrać mi niebieskookiego.
- Uwierz, że okropnie się mylisz. Znam Dominika troszkę dłużej od ciebie i jestem pewny, że to ty siedzisz w jego sercu, a ja nie mam na to nawet najmniejszych szans. Widzę jak się zachowuje. Od kiedy nie pamiętam darzył ogromną miłością swoją matke, troszczył się o nią, trwał przy niej, rozmawiał, pomagał. Wiesz, że to on całe życie zajmował się domem? Jego mama pracowała całymi dniami w firmie, gdzie wcale tak dobrze nie płacono. Ojciec rzadko kiedy pojawiał się w domu, jak nie było jego żony. Zazwyczaj nękał ją albo gwałcił, w zależności od stanu w którym był. Dominik całymi dniami był sam w tej małej chatce, sprzątał, gotował, jak było co i czekał aż ona wróci z pracy. Potem oboje chowali się w łazience, wtedy mieli czas porozmawiać, odrobić lekcje. Zawsze się dobrze uczył, ale mimo wszystko nie mógł mieć zapewnionych studiów, bo ani nie miał pieniędzy ani stypendium. A nawet jeśli był wybitnym uczniem, to nauczyciele go nienawidzili, tak samo jak rówieśnicy. Raz z płaczem błagał mnie żebym poszedł do niego, co zrobiłem, ale byłem przerażony. Już w drodze tam oznajmił mi, że muszę być cicho. Miałem wejść przez okno do jego pokoju i schować się w szafie, gdzie miała być apteczka. On wszedł normalnie, miał się spotkać na dole z ojcem. Wiadomo co mu zrobił. Ledwo doczołgał się do pomieszczenia, a ja musiałem go nieprzytomnego opatrzyć. Tamtego dnia zobaczyłem, co on musi przeżywać. Sam miałem pojebaną rodzinę, ale on miał gorzej. Porozmawialiśmy o tym i zacieśniliśmy jeszcze bardziej naszą relację. Zawsze był w stanie przewidzieć ruch ojca, więc kiedy czuł, że danego dnia coś mu zrobi, błagał mnie nawet na kolanach, abym mu pomógł. Potem zostawiła go matka, która była dla niego wszystkim. To bardzo kruchy i uczuciowy chłopak, nie zasługiwał na takie życie.
- Skoro wiedziałeś, że miał tak ciężko w życiu, potrzebował pomocy, to czemu go zostawiłeś?
- Nie że swojego wyboru. - zmarszczyłem brwi, bo kompletnie nie rozumiałem tego człowieka. - To przez moją mamę. Dowiedziała się o życiu matki Dominika zbyt wiele i nakazała mi zaprzestać się z nim zadawać. Cholernie żałuję, bo mocno go kochałem i kocham, ale widzę jak szczęśliwy jest z tobą, dlatego proszę cię abyś ty nigdy go nie zostawił. Dzięki tobie ma gdzie żyć i dla kogo żyć. Od zawsze należało mu się dużo od życia, a dostał takie coś. Teraz ty dajesz mu to na co zasługiwał.
- On zasługuje na wszystko co najlepsze. - stwierdziłem po dłuższej chwili.
- Zdecydowanie. - wyszeptał, po czym usłyszeliśmy odgłos bosych stóp zbliżających się do nas.
- Dzień dobry! - odwróciłem się w stronę blondyna, który przywitał nas z wielkim uśmiechem na twarzy. Był okryty jego ulubionym puchatym kocykiem. Już po chwili materiał w pewnej części pokrywał i mnie, gdyż chłopak się do mnie przytulił, a ja czym prędzej złapałem go pod udami i podniosłem.
- A gdzie zgubiłeś skarpetki? Jeszcze mi zachorujesz.
- Sam ich nie masz. - burknął uczepiając się na mnie niczym koala.
- Ale ty jesteś delikatny i potrzebujesz dobrej opieki. - cmoknąłem jego czoło, po czym cała nasza trójka skierowała się do środka, tyle, że ja Dominika wniosłem.
- Puść mnie, zrobię nam śniadanie. Alan? Na co masz ochotę?
- Ja właściwie będę się zbierał. Dam wam trochę prywatności, bo i tak mocno ja nadszarpnąłem.
- Daj spokój. - machnąłem ręką i odstawiłem blondyna na podłogę. - Zostań chociaż na śniadanie, a potem zaprowadze cię do mieszkania.
- Spokojnie. Mógłbyś mi dać tylko klucze i napisać adres, a ja sobie już poradzę.
- Ale.. - Dominik próbował go zatrzymać, ale ten machnął tylko ręką i zaczął się zbierać.
- Jak będziesz czegoś potrzebował, to pisz. - oznajmiłem mu, kiedy poszedłem otworzyć drzwi.
- Jak będziesz miał problem z Dominikiem, to pisz. - wyszeptał, aby przypadkiem blondyn pięć metrów dalej nie usłyszał. Tak, też to uważam za głupotę. - Do usłyszenia młody! - pomachał niebieskookiemu i wyszedł.
....
Rozdział nie sprawdzany, pisany na raty w dodatku siedzę chora w domu więc przepraszam za to gówno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro