33
Dominik
- Filip? - zaczepiłem chłopaka, kiedy zbieraliśmy się do wyjścia ze szpitala.
- Co jest, promyczku?
- Czy ja mógłbym pójść do ciebie? - spuściłem wzrok na swoje stare, wychodzone trampki, bo było to dla mnie dosyć wstydliwie pytać o takie rzeczy.
- Jasne, że tak. Przez parę dni pomieszkasz u Sylwii, dobrze?- nie tego się spodziewałem.- Znalazłem ci mieszkanie, żebyś nie czuł się ze mną nieswojo. Może kiedyś, jak będziesz chciał, zamieszkamy oficjalnie razem. -złapał za moją rękę i ruszyliśmy do recepcji po wypis.
- Ale jak to znalazłeś mi mieszkanie? Filip to..
- Spokojnie, to mieszkanie mojej koleżanki. Wyjeżdża na trochę, a ja miałem do niego od czasu do czasu zaglądać. Wszystko z nią obgadałem i możesz się tam zatrzymać na jakiś czas, później będziemy kombinować. Nie zostawie cię samego z tym wszystkim.
- Ale Filip? -spojrzałem niepewnie na jego twarz, która zaś przyglądała mi się z zaciekawieniem. - Czy ja muszę być u Sylwii? Może to głupie, ale już nie chcesz, żebym u ciebie był? Jeśli tak to..
- Promyczku.. - zatrzymał się niedaleko wielkiej wyspy, za którą siedziała młoda kobieta. - Nie pomyślałem, że będziesz chciał pomieszkać u mnie, raczej obstawiałem, że będziesz tego unikać. Jeśli chcesz być u mnie, to w porządku, nie mam nic przeciwko, a wręcz niezmiernie mnie to cieszy. Zależy mi, abyś miał jak najlepszą opiekę, chce ci dać wszystko, dosłownie. Nie bój się mnie pytać o cokolwiek czy wyrażać swoje zdanie, masz do tego prawo.
- Dobrze. -szepnąłem kiwając głową, że rozumiem, ale tak naprawdę w głowie przetwarzałem sobie te informację. Naprawdę mogę mówić co chce? Do tej pory raczej zabraniano mi to robić. Dziwne. - Chodźmy. -pociągnąłem go za rękę i udaliśmy się w końcu po ten głupi papierek, który pozwoli mi wreszcie opuścić to miejsce.
***
Filip
- Mogę zaprosić Alana? - z minką psiaka podszedł do mnie Dominik, kiedy to ja wykonywałem swoją pracę.
- Yhymm, ktokolwiek. -nawet nie zwróciłem się ku niemu, tylko kątem oka zobaczyłem, że zmarszczył brwi.
- A co ty tam robisz? Czemu nie zwracasz na mnie uwagi? - próbował zajrzeć mi w laptopa, ale go odsunęłem, tak, aby był poza zasięgiem chłopaka.
- Zaproś tego Adama i nie zaglądaj mi w komputer, kiedy pracuję. W szafce masz masę słodyczy, więc możesz buszować do woli. Nie zapomnij tylko o lekach. - dalej skupiałem się na różnorakich kodach zamiast na moim promyczku, lecz nawet gdybym bardzo chciał, to praca nie poczeka, a pieniądze w doniczkach się nie chowają. Muszę zarabiać, żeby zadbać odpowiednio o potrzeby blondyna.
- Okej. - burknął i odszedł. Niedługo po tym zadzwonił dzwonek, a niebieskooki pobiegł w podskokach (na tyle, ile pozwalał mu jego stan) otworzyć drzwi. Dostrzegłem wysokiego blondyna, dosyć przystojnego. Dominik rzucił sie mu w ramiona, a ten ze śmiechem coś powiedział na to, ale nie byłem w stanie usłyszeć. Cholera! Skup się na pracy, nie patrz na nich, nie myśl o nich, nie słuchaj.. - Co byś chciał? Coś do picia? Może jakieś jedzonko? Albo o! Mam pomysł! Wybierzmy się na lody! - Kurwa.
- Jest za zimno głuptasie. -zaśmiał się ten Arek. - Jeszcze będziesz chory i kto się zajmie takim maluszkiem jak ty? - Kurwa.
- No jak to kto? Sam o siebie zadbam wspaniale. Jestem dorosły, męski. Umiem dbać o dom, więc o siebie też potrafię, prawda? -dopytał niepewnie. Doprawdy słodziak.
- Obawiam się, że mimo wszystko potrzebujesz kogoś, żeby się tobą zajmował. - Dominik od razu posmutniał. Co za skurwysyn. Nikt tak nie będzie mówił do mojego promyczka. Odłożyłem laptopa i z zaciśniętymi pięściami podszedłem do tej dwójki. Spojrzałem na tą smutną twarzyczkę, a moje serce momentalnie zmiękło. Rozluźnieniłem wszystkie mięśnie i objąłem młodszego od tyłu.
- Nie słuchaj go. Jesteś wystarczająco samodzielny i umiesz o siebie zadbać, a w razie gdyby coś było nie tak, to masz mnie. Zawsze tu będę i pomogę ci we wszystkim, a twój kolega po prostu nie wie co mówi. - uśmiechnąłem się do niego, nawet jeśli nie był w stanie tego zobaczyć. - Propo samodzielności. Wziąłeś tą tabletkę? - przechyliłem głowę, żeby zobaczyć jego profil. Chłopak przygryzł wargę, zastanawiając się nad czymś.
- Nie. - wydusił po chwili.
- No i czemu tego nie zrobiłeś? - westchnąłem.
- Nie lubię tego. Nie umiem ich połykać. - obrócił się i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. Musi być strasznie zawstydzony.
- No dobrze, zaraz ci pomogę, a teraz..- spojrzałem w końcu na trochę zapomnianego gościa. - Przepraszam za tą niegrzeczność, powinienem się przedstawić na samym początku. Filip Kłoda, aktualnie bliski Dominika. -uśmiechnąłem się sztucznie i wyciągnąłem w jego stronę rękę.
- Alan Tarzyński, dawny przyjaciel Dominika. - spojrzał na mnie wyzywającym wzrokiem przy czym uścisnął moją dłoń.
- Zaraz do ciebie wrócimy, czuj się jak u siebie, ale nie za bardzo. - oznajmiłem mu, po czym zgarnąłem opakowanie leków i pociągnąłem niebieskookiego do łazienki. - Teraz słuchaj uważnie. - zamknąłem drzwi za nami. - Ja wezmę tabletkę do buzi, a potem cię pocałuje, wtedy ci ją przekaże. Nie będziesz musiał nic robić prócz oddawania pocałunku, zgadzasz się? - dopytałem o to, żeby na pewno nie robić nic wbrew jego woli.
- Zgadzam.
Chłopak posłał mi czarujący uśmiech, a ja wyciągnąłem jedną pastylkę i włożyłem sobie do buzi. Ten pocałunek był inny, intymniejszy. Musiałem uważać, aby go nie spłoszyć czy żeby nie czuł się nieswojo. Zrobiłem krok w jego stronę, a już chwilę później złączyłem nasze usta. Lekkie musnięcie, delikatne rozchylenie warg, przekazanie tabletki, ledwo wyczuwalne ocieranie się języków, coraz bardziej pogłębiania pieszczota. Gdyby nie fakt, że w mojej kuchni siedział jakiś obcy człowiek, to prędko bym nie skończył, ale jednak z myślą o tym jak wiele szafek zdążył mi przeszukać, przerwałem. Blondyn zahaczył swoje dłonie na moim karku i uśmiechnął się szeroko.
- Dziękuję, a teraz możesz przestać być zazdrosny i spokojnie kończyć sobie pracę. -zaśmiał się.
- Nawet o tym nie myśl, będę z wami siedział cały czas, a w dodatku ciebie nie wypuszczę z ramion, żeby tylko ten Alan wiedział, że jesteś mój. -fuknąłem.
- Twój powiadasz? - odsunął się z dziwnym, wyzywającym wyrazem twarzy. - A co powiesz na to, że temu twojemu nie dajesz uwagi i musi kłamać, że nie umie połknąć tabletki, żeby choć na chwilę móc być z tobą blisko. - Uniósł jedną brew, po czym zadowolony z siebie wyminął zszokowanego mnie i wyszedł z łazienki. Spryciarz.
Jestem w stanie wyciągnąć pare wniosków. Chcąc czy nie chcąc, nawet jak popełniamy w życiu miliony błędów, nie powodzi nam się, mamy złe rodziny, choroby, problemy, to jednak zawsze znajdzie się jakaś osoba, która pomoże, zrozumie, nie oceni, a da nadzieję. Niektórzy muszą przejść naprawdę długą drogę, aby takową osobę znaleźć, ale nie znaczy to, że nigdy ta chwila nie nastąpi. Możemy szukać szczęścia tam, gdzie będziemy brać garściami, ale ono nie byłoby na tyle silne żeby przetrwać długo albo możemy cieszyć się z drobnostek, które później mogą stworzyć coś silniejszego i większego niż to, co niekoniecznie jest prawdziwe. Każdy ma gorsze chwile, ale nie mogą one trwać wiecznie, musimy się podnieść, zacząć od nowa, brnąć dalej, uczyć się na błędach, a nie zamykać, przestawać walczyć i użalać. Zrozumiałem to, kiedy poznałem Dominika. Nie warto płakać nad rozlanym mlekiem, przecież może nas tyle ominąć. Życie toczy się dalej, albo z niego korzystamy albo zaprzepaszczamy cudowne momenty na rzecz czegoś, co próbuje mącić nam w głowie. Możemy pokazać, że jesteśmy silni i umiemy sobie poradzić lub tkwić w czymś, co tylko przynosi nam cierpienie. Dla mnie wybór jest łatwy. Chcę żyć, czerpać radość z chwil, które mogą nie być niebywale fantastyczne, ale będą szczególne, szczególne dla mnie i dla Dominika, bo to z nim chcę dzielić te chwile.
......
Trochę ckliwy rozdział, ale zależało mi na tym końcowym monologu. Jeśli dobrze się wczytacie, to możecie zobaczyć, że odrywa się on od stylu pisania tej książki, dlatego że jest pisany prawdziwie. Jak go przeczytałam poleciały mi łzy, bo wiem, jak bardzo cierpi teraz bardzo ważna w moim życiu osoba i chociaż nie mogę jej bezpośrednio pomóc, to ten monolog kieruje do niej.
Nie chce żebyś była smutna, bardzo cię kocham i wiem, że czasem jest naprawdę ciężko, ale ja jestem przy tobie, tak jak ty jesteś przy mnie. Może moja obecność czy słowa wiele ci nie dadzą, ale chce żebyś wiedziała, że mimo wszystko nawet jeśli kilometry nas dzielą, to ja jestem, byłam i będę. Chce ci pomagać tak, jak robiłam to do tej pory mimo, że wiem, iż doskonale dasz sobie radę sama, bo jesteś niebywale silną osóbką.
To na tyle, miłej nocki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro