Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25

Dominik

- Kochaniutki! Mógłbyś zagnieść to ciasto? Ja razem z twoim chłopakiem zabiorę się za pierniczki!- przyszła radosna babcia Filipa, kierując do niego wypowiedziane słowa. Gdy tylko wróciliśmy powitała nas szczerym uśmiechem, który ani się śnił jej znikać. Najwidoczniej bardzo tęskniła za rodziną. Każdy robił swoje, a ja nie chcąc być nieużytecznym zajrzałem do kuchni, gdzie urzędowała starsza kobieta, tak to się skończyło, że zawołałem brązowookiego i razem przyrządzamy najrozmaitsze potrawy na wspólną ucztę.

- Babciu, już Ci mówiłem, że ja i Dominik nie jesteśmy parą. - przewrócił oczami jej wnuk, zabierając się za ugniatanie ciasta na uszka.

- Ja tam wiem swoje. - obróciła się wokół własnej osi i ze śmiechem poklepała Filipa po głowie. Byli znacząco podobni do siebie. Starsza kobieta, choć przebijały się jej pasma siwych włosów, one dalej tliły tak samo ciemnym kolorem, co ma starszy ode mnie. Oboje mieli te same iskierki szczęścia w oczach, mimo, że te Anastazji były bursztynowe, a bruneta piwne. Nieświadomie zachowywali się jak dzieci i z daleka można było wyczuć, że są dla siebie okropnie ważni. Miłość jaką się dażą jest nie do opisania.

- Już niech pani tak nie męczy Filipa. - mruknąłem, bo sam fakt jak zacięcie starszy broni swojego statusu singla był lekkim ukłuciem w moje biedne serduszko. Nie mogłem przeczyć, on się stał dla mnie cholernie ważny. To już nie było na zasadzie 'lubię cię', to już było coś głębszego. - Nie daży mnie on miłością. - uśmiechnąłem się krzywo i zabrałem za pierniczki. Pamiętam jak zawsze razem z panią Marysią gotowaliśmy wszystko na święta, to ona nauczyła mnie całej mojej kultury i pasji tknących gdzieś głęboko we mnie.

- Już Ci mówiłam, mów mi Ana, chłopcze. - zaśmiała się i przyjrzała moim poczynaniom. - Jeszcze nie widziałam, żeby ktoś robił to w ten sposób. - zainteresowana podeszła bliżej. - Gdzie się nauczyłeś gotować? Twoja mama musiała być wybitną kucharką. - nieznacznie się spiąłem. Spokojnie, ona nie wiedziała.

- Babciu..

- Moja mama umiała robić tylko naleśniki. - syknąłem w stronę kobiety niezadowolony z poruszenia tego tematu. Jedak po chwili zorientowałem się jakim tonem odważyłem powiedzieć to zdanie do starszej. - Przepraszam. - wyszeptałem.

- Ty też nie miałeś się za dobrze ze swoją mamą? - zaśmiała się. - Prababcia tego gamonia była okropna. Ja nauczyłam się gotować od teściowej, moja matka przestała interesować się córką gdy skończyłam jedenaście lat. - to było wow. Powiedziała mi to, a nawet nie musiała.

- Moja mama mnie zostawiła. Odeszła gdzieś daleko, ale obiecała, że wróci, jednak ja już w to nie wierzę. Pewnie ma nowego faceta, a mnie zostawiła na pastwę ojca tyrana. - mruknąłem, czym chyba zadziwiłem wszystkich. Anę, Filipa, który aż zaprzestał wyrabiania ciasta, lecz najbardziej oszołomiony byłem ja. Nie miałem w planach się otwierać przed brunetem, ale jego babcia to chyba już co innego, co? Poczułem mocne wypieki na policzkach. Nie powinienem..

- Wyrodna.. - dodała kąśliwą uwagę, po czym szybko się opamiętała. - Teraz jesteś tu, z nami, z Filipem. Nie musisz się obawiać uczuć. Rozumiem, zaufałeś mamie, a ona nadszarpnęła to i zabiła wszelakie emocje w tobie.- zabawne, jak kobieta trafiała w sedno, nie znając mnie nawet dzień. - Wiecie co, szkoda, że jednak nie jesteście razem. Tak idealnie siebie dopełniacie. Chciałabym zobaczyć jak mój wnusio jest nareszcie szczęśliwy. - szarpnęła troskliwie za jego policzki. Zdziwiło mnie to, jak i samego Filipa, czy właśnie jego babcia dała nam błogosławieństwo? Prychnąłem w duchu, po czym milcząc zabrałem się za kończenie ciasta na pierniczki.

Zapowiada się doprawdy ciekawe popołudnie.

Filip

Wieczorem, kiedy wszyscy zebrali się w jadalni na kolację i rozmowy, ja wraz z Dominikiem przemknęliśmy schodami do góry, gdzie w moim pokoju zaczęliśmy pracę nad bombką. Dużo śmiechu, zabawy, czułości i zwykłej, miłej atmosfery.

- Filip.. - jęknął blondyn, który aktualnie znajdował się pode mną. - Prosz-boże! - znów jęknął.

- I tak ci się podoba. - zaśmiałem się i w końcu puściłem chłopaka.

- Oberwie ci się za to. - wstał z podłogi. - Koniec buziaków, przytulasów i prezentów! - zarządził, a ja się zaśmiałem, jednakże zaraz zrozumiałem jedną rzecz.

- Ale ty mi nigdy nie dałeś prezentu. - zmarszczyłem brwi. Chłopak wściekle się zarumienił i zaczął bawić swoimi palcami. - Domiś, to tylko święta. Przecież nie musisz..

- Ale chce, a jak dalej będziesz mnie łaskotał i drążył ten temat, to nic już nie dostaniesz. - burknął i wziął klej do ręki, aby znowu szykować ozdobę do środka bombki.

- Było mnie nie sypać brokatem. - zaśmiałem się i na kolanach przeczołgałem do niebieskookiego. Usiadłem za nim i przytuliłem. - Będzie piękne. - patrzyłem jak chłopak dodaje coraz więcej błyszczącego pyłku.

- Już jest. Zobacz, skończyłem! Teraz trzeba to tu wsadzić iii.. - wepchnął mały domeczek do środka przezroczystej bombki. - gotowe! - obrócił się do mnie twarzą. Jak tylko zobaczyłem ten cudowny uśmiech, cały się rozpłynąłem. - Te święta będą idealne. - odłożył delikatnie ozdobę na podłogę i usiadł na mnie okrakiem. Nie powiem coraz bardziej mi się to podobało. - Dziękuję, że mogę je z tobą spędzać. - dał mi szybkiego buziaka i odsunął na znaczącą odległość nasze twarze.

- To ja dziękuję, że mogę je spędzać z tobą. - ułożyłem swoje dłonie na jego talii. - Opowiesz mi jak wyglądało to u ciebie wcześniej? - poprawiłem go sobie tak, żeby nam obojgu było wygodniej, bo siedział na moich kolanach, co nie było za miłym uczuciem. Teraz siedział zdecydowanie bliżej mnie, na udach, prawie na..

- Jeśli chodzi ci o to, czy spędzałem je z ojcem, to nie. Chodziłem do mojej pracodawczyni. Właśnie pani Maria nauczyła mnie tych wszystkich pyszności, zachowań, uczuć i ich okazywania. Stała się dla mnie taką przybraną mamą. - uśmiechnął się lekko wspominając o kobiecie.

- Rozumiem. - przymknąłem oczy opierając się o płytę łóżka, przy którym siedzieliśmy. - To dobrze, że chociaż wtedy cie nie krzywdził.

- Mam pytanie, mógłbym Ci je zadać? - spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Zdziwiło mnie to, ale kiwnąłem głową na tak. - Ty mnie nie skrzywdzisz, prawda? - spuścił głowę i zaczął wiercić się na mnie.

- Oczywiście, że nie! Nawet nie mów takich głupstw. - podniosłem jego buzię za podbródek i spojrzałem wprost w oczy. - Koch.. - zaciąłem się. Co chciałem powiedzieć? Że kochanie? - Emm.. Kocham kotki!

- Twoja babcia się myli. - mina mu zrzędła, a sam chłopak wstał i skierował do wyjścia z pokoju. - Nie darzysz mnie takim uczuciem, nie kochasz, nie dajesz tego szczęścia jakiego chce. Nie jesteśmy razem i nie będziemy, bo Ty mnie nie będziesz kochał. - i wyszedł. Totalnie zbiło mnie to z tropu. Czemu tak mówi? Przecież chyba daje mu szczęście. Czy on chce ode mnie takiej szczerej miłości? Czy ja mogę mu ją dać?

Dominik

- Ana! Patrzyłaś co z pierniczkami?- z przybranym uśmiechem wszedłem do jadalni, wszystkie pary oczu na mnie spojrzały.

- A nie wiem jak teraz. Jak byłam parę minut temu jeszcze się dopiekały. Mógłbyś zajrzeć do nich?-spytała, a ja tylko skinąłem głową i ruszyłem do pomieszczenia obok.

Pochyliłem się nad piekarnikiem i spokojnie mogłem stwierdzić, że są gotowe. Otworzyłem klapę i zgarnąłem ścierkę z blatu. Chciałem wyciągnąć blachę, ale akurat w tym momencie ktoś złapał za moje biodra, a mi omsknęła się ręka. Z sykiem odskoczyłem aż do zlewu, szybko odkręciłem letnią wodę, przyłożyłem miejsce oparzenia do strumienia i odwróciłem w stronę sprawcy. Jakie było moje zdziwienie gdy ujrzałem zamiast Filipa, tak jak myślałem, Mateusza.

- Oj! Przepraszam cię blondynku. - podszedł do mnie. - Nie chciałem cię tak straszyć. Po prostu strasznie seksownie wyglądasz gdy się tak pochylasz. - zjechał swoją ręka na dół moich pleców, tak jakby zaraz miał złapać za mój tyłek.

- Pochamuj swoje młodzieńcze zapędy dzieciaku. - odsunąłem się od niego i wyciągnąłem w końcu te pierniczki. - Ja mam Filipa, a ty.. - podszedłem do niego zachaczając palcem o jego brodę, przez szyję, ciągnąc po klatce aż do podbrzusza, na które mocno nacisnąłem. -.. możesz się bujać. Nawet nie próbuj swoich zalotów kolejny raz, albo zobaczysz prawdziwego mnie. A uwierz lub nie, wcale nie jestem taki nieporadny. - z uśmieszkiem powędrowałem na górę do Filipa, ktoś musiał mi pomóc z raną. Muszę zapomnieć o wizji nas razem. To się nie wydarzy.

........

Kochani jestem! Wracam! Nawet nie wiecie jak się cieszę, tak bardzo tęskniłam. Noo iii nawet mam pomysł na dalsze efekty mojej pracy nad twórczością książkową. Chciałabym nareszcie dokończyć pierwszą i rozwinąć właśnie tą, aby potem skupić się na kolejnym wydaniu tej pary. Najprawdopodobniej będzie to ostatnia moja książka o nich. Także jak skończę tą wezmę się za pas i napisze trzecią część mojego małego tomiku i nich. Narazie to tyle. Miłego wieczoru ❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro