23
Filip
- Kiedy wrócimy do Warszawy? - spytał mnie blondyn jednocześnie bawiąc się palcami u mojej dłoni, kiedy to szliśmy przez galerię szukając odpowiednich ubrań dla niego.
- W prawdzie sam nie wiem. Po operacji Antka, zostaniemy aż do jego powrotu ze szpitala.
- Spędzamy tu całe święta? - dopytał niepewnie.
- Jak to? - zdziwiłem się, przecież dopiero początek grudnia.
- No za swą dni są święta.
- Naprawdę?- wyciągnąłem telefon, na którym pokazywał się dwudziesty drugi grudnia. - Szlag! Musimy kupić coś dla całej mojej rodziny.
- Jak duża ona jest?
- Nooo.. Troszkę duża?
- Wszyscy będą na Wigilii prawda?
- Tak, ale do czego zmierzasz?
- Wrócę do Warszawy, nie będę was kłopotał. - zatrzymaliśmy się przed jednym ze sklepów z ubraniami.
- Żartujesz sobie? Ponoć jesteś moim chłopakiem czyż nie? - zaśmiałem się i pociągnąłem za jego rękę, żeby go przytulić. Zaciągnąłem się zapachem jego włosów, które przesiąknięte były wonią mojego szamponu. - Jeśli pojedziesz, będę się za bardzo nudził sam. Kto będzie mi dawał tyle słodkich całusów i zasypiał wtulony w mój tors? Zostawisz mnie?
- Ehhh.. Niech Ci będzie, ale nie opuszczasz mnie choćby na krok, bo będę się czuł niezręcznie. - spojrzał w moje oczy, a ja szczerze się uśmiechnąłem.
- Byłbym głupcem robiąc tak okrutną rzecz.
- Chodźmy już, albo nie wyjdziemy stąd do wieczora. - odsunął się ode mnie i poszedł do sklepu, u którego progu staliśmy.
Dominik
Przechadzaliśmy się po galerii już dosyć długo, a mi po głowie ciągle chodziła myśl, co ja mógłbym podarować Filipowi? Kiedy on czekał na nasze zamówienie, a ja pozostałem na zewnątrz lokalu, mój wzrok powędrował w stronę jednego szyldu. Popędziłem czym prędzej do miejsca, gdzie mogłem dorwać prezent idealny i w zakresie moich oszczędności z kwiaciarni. Ignorowałem kujący ból kostki brnąc dalej do jednego z zakładów. Mam nadzieję, że mu się spodoba.
***
- No nieźle się obkupiliście. - zaśmiał się tata bruneta. - Mam dobre wieści. - uśmiech wkradł mu się na twarz, kiedy pomagał nam przenieść torby. - Lekarz pozwolił Antkowi przyjechać na święta. Operację będzie miał dwudziestego siódmego, więc wy wrócicie sobie na spokojnie następnego dnia.
- Co? Powinniśmy zostać póki go nie wypiszą. - zarządził brązowooki.
- Daj spokój. Nie będę was tu zatrzymywał całego sylwestra. Sylwia pewnie liczy na wasze przybycie. Jesteście młodzi. Bawcie się życiem!
- Tato..
- Nie! Siłą was wygnam stąd. A teraz umyjcie ręce i jedzmy już, czekają nas długie przygotowania. Piotrek przywiózł nam choinkę. Liczę na to, że ją ubierzecie. - zlustrował wyzywającym wzrokiem swojego syna, zaś ten wypalał w nim dziurę spojrzeniem.
- Chodźmy umyć te ręce. - złapałem chłopaka za ramię, ten zaś spojrzał na moją twarz i chyba dostrzegł wyrażany przeze mnie grymas bólu.
- Stało ci się coś? Mówiłem, że to zły pomysł, żebyś wychodził.
- Ale twój, aby robić te cholerne zakupy, nie gadaj już tyle, tylko weź mnie na ręce, proszę. - ułożyłem dłonie na jego karku licząc, iż wykona moją prośbę.
- Domisiu, jesteś taką sierotą. Mogłeś sobie odpuścić to drzewo. - złapał za moje uda, po czym unosząc mnie przeszedł do łazienki na parterze.
- Wiesz, że to było dla mnie ważne. - zwiesiłem głowę do dołu.
- No dobrze, wszystko co ważne dla ciebie, ważne i dla mnie. - delikatnie opuścił moje ciało tuż przed umywalką.
- Jesteś wspaniały wiesz? - nie zdjąłem swoich rąk tylko uniosłem wzrok spoglądając głęboko w oczy Filipa.
- Coś tam może słyszałem, ale chyba musisz mi to sam powiedzieć. - ułożył dłonie na mojej talii, a ja ze śmiechem zacząłem bawić się włosami z tyłu jego głowy równocześnie zmniejszając dzielącą nas odległość.
- No to, ewidentnie jesteś najwspanialszym facetem jaki chodzi po tej ziemii. - wyszeptałem wprost w jego usta. Już mieliśmy połączyć wargi w mokrym pocałunku, ale nagle ktoś wpadł do łazienki.
- Kuzynie Filipie! O fuuuuuuuj! - Tak szybko to dziecko tu wbiegło, tak szybko też wybiegło. Zaśmiałem się najgłośniej jak potrafiłem.
- Zapowiada się ciekawie. - mruknął Filip próbując wrócić do naszej wcześniejszej pozycji, ale wyciągnąłem w jego stronę rękę gestykulując, żeby zaprzestał.
- Daj sobie teraz spokój, cudny klimat został zaburzony. - brunet tylko fuknął i wydymał policzki, co spowodowało moje kolejne parsknięcie.
Szybko umyliśmy ręce, po czym starszy znowu wziął mnie na ręce w taki sam sposób jak wcześniej i skierowaliśmy się do salonu, gdzie siedziały cztery nowe mi osoby, w tym to dziecko skarżące swojej matce o okropnym widoku jaki zastał w łazience. Byli to kuzyni Filipa wraz z rodzicami. Maria, Marcin, Mateusz i młody Maks. Siedziałem na kolanach bruneta i zajadałem chińszczyzną z pudełka, zresztą podobnie do niego samego, od czasu do czasu posyłaliśmy sobie migocące spojrzenia. Niepokoił mnie tylko palący wzrok tego Mateusza. Był on dwa lata młodszy ode mnie, a wgapiał się w moją twarz tak bezwstydnie. Po krótkiej pogawędce dorośli poszli zawieszać na dworze lampki, Maks oglądał bajkę, jego brat siedział obok, a ja z Filipem zaczęliśmy stroić choinkę. Natarczywe i niechciane śledzenie moich ruchów przez tego chłopaka nie odstępowało mnie na krok, więc postanowiłem trochę go ostudzić z tym zapałem. No sory, ale czy on nie słyszał jak ośmiolatek z obrzydzeniem mówił o niedawno zaistniałej sytuacji.
- O patrz! Jemioła. - powiedziałem do starszego i z uśmiechem wyciągnąłem sztuczną gałązke z pudła pełnego czerwonych ozdób.
- I co zamierzasz z nią zrobić?- błysk w oku bruneta zapowiadał, że nie skończy się to tylko na niewinnym buziaku. - Wiem, też mnie denerwuje mój kuzyneczek z tym swoim wzrokiem, ale możemy mu przecież pokazać, że nie ma szans co? - wyszeptał będąc już obok mnie.
- O patrz! Jest nad nami. - uniosłem rękę w górę i zanim ktokolwiek z nas spojrzał na nią wpiłem się w te miękkie usta. Zdążyłem za nimi zatęsknić. Zadziwiające jak bardzo potrzebowałem jego bliskości. Upuściłem atrapę rośliny i wplotłem palce w te delikatne i milusie w dotyku pukle na głowie brązowookiego. On przyciągnął mnie do siebie w pasie i pogłębił pieszczotę, co ochoczo choć nieporadnie oddawałem. Było mi tak cudownie, do czasu. Usłyszeliśmy głośne parsknięcie. Oderwałem się od Filipa spoglądając na sprawcę, który bezczelnie nam przerwał.
- No Filipku, tradycja to tradycja co? Już jestem ciekaw co wymyślicie. - zaśmiał się, a ja totalnie nie zrozumiałem o co chodzi. - Nie powiedziałeś mu? Ojciec wyznaczył cię do tego, więc będziesz musiał to zrobić, a raczej będziecie musieli.
- Jaka tradycja? - dopytałem.
- W naszej rodzinie jest taki zwyczaj, że gospodarz domu, w którym odbywa się Wigilia, wyznacza parę zakochanych w sobie osób, żeby zrobili własną unikatową ozdobę. Zawsze robi się to dwa dni przed kolacją, wtedy para ubiera choinkę, a w nocy po kolacji i przed prezentami pokazują ją wszystkim no i zawieszają na drzewku. - sennym głosem wtrącił się chłopaczek praktycznie usypiając na ramieniu starszego brata.
- To świetnie! - zarzuciłem swoje ramiona na szyję bruneta. - Nie uważasz, że ta tradycja jest urocza? Buduję fundamenty relacji, taki nasz prywatny początek. Gwarantuje ci, będziemy mieli najpiękniejszą ozdobę jaką wszyscy do tej pory widzieli. - chyba wszystkich zaskoczyłem swoim entuzjazmem, a już szczególnie tego Mateusza.
- Ahh promyczku.. Jesteś cudownym chłopakiem. - uśmiechnął się do mnie. - Każdy zawsze robi coś prostego, ale od serca, więc nie wariuj tak, to może być nawet najbrzydsze, ale ma być nasze.
- Nasze..-zastanowiłem się. - Ładnie to brzmi. Wiesz, jak ja coś robię, to zawsze daje z siebie wszystko.
- Dobrze dzieciaku. - zaśmiał się. - Zrobimy co tylko będziesz chciał, a teraz leć pod prysznic i czekaj grzecznie aż przyjdę na górę.
- Ale musisz mnie zanieść. - wskoczyłem na niego, na szczęście szybko złapał refleks unosząc mnie aż do środka łazienki znajdującej się koło jego pokoju. - Dziękuję. - cmoknąłem go w policzek i wygoniłem z pomieszczenia zamykając je na klucz.
Zdjąłem wszystkie ubrania, po czym przeszedłem przez drzwiczki kabiny. Będąc pod ciepłym strumieniem przemyślałem cały dzień. Ze spokojnym sercem mogę stwierdzić, że chciałbym tak już zawsze. Miła atmosfera, wspólne chwilę i czułe gesty. Teraz przestało mi przeszkadzać, że to może być za szybko. Wychodząc owinąłem się tylko ręcznikiem, bo nie wziąłem niczego w co mógłbym ubrać się po kąpieli. Jakież było moje zdziwienie kiedy wpadłem na coś twardego u progu drzwi. Niemal się przewróciłem, ale ten ktoś złapał mnie za biodra. Za BIODRA. Uniosłem spojrzenie, aby zobaczyć szmaragdowe tęczówki, które tylko mnie obrzydzały.
- Filiiiiip! - pisnąłem, lecz Mateusz zakrył mi usta dłonią.
- Ten nieudacznik zawsze miał wszystko lepsze, każda wina była mu wybaczana, każda zdrada. W tym roku to ja miałem robić tą ozdobę z takim uroczym blondynkiem jak ty, ale go też musiał mi zabrać. A może bym tak zastąpił Filipa w twoim życiu? Zabrałbym Ci go, tak samo jak on mi Tymona. - zbliżył się niebezpiecznie do mojej szyi, a ja w tym momencie zesztywniałem. Co on chce mi zrobić? A jak mnie skrzywdzi? Gdzie jest do cholery ten przeklęty Fili..
- Odpierol się od niego. - wysyczał wprost do swojego kuzyna i odepchnął na ścianę. Jak sparaliżowany wpatrywałem się w natrętnego chłopaka. Nawet nie zwróciłem większej uwagi na to, że starszy pociągnął mnie za rękę aż do swojego pokoju.
- On mnie.. O-on chcia-chciał mnie skrzywdzić. - rozpłakałem się jak bezsilny dzieciak. - Filip.. - z łamiącym głosem wtuliłem się w chłopaka. Dobrze, że tu był.
Osoba trzecia
Zazdrość wrze w Mateuszu, dlatego też chcę się zemścić na kuzynie za te wszystkie lata, gdzie był na drugim miejscu. Zawsze był gorzej traktowany. Chłopaki coraz bardziej zbliżają się dla siebie, a już rutyną dla nich są te niewinne pocałunki i przytulanie bez końca. Dostają przeurocze zadanie. Spędzą święta wspólnie, a jest to czas miłości, zgody i szczęścia, którym oni siebie wzajemnie obdarują.
.....
Okej, a więc szybka notka do was. Jak wiecie, jeśli jesteście na bieżąco, wstawiam rozdziały codziennie teraz. Jutro takowego nie będzie, booo w poniedziałek wieczorem lub we wtorek pojawi się maratonik. Mam nadzieję, że zadowoleni 😏😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro