Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bułeczki cynamonowe


shot napisany w ramach flufftembera 2020 dla @Ofelwafel    


    Mimo że Lukas cenił sobie zacisze swojego niewielkiego mieszkanka, to czasem nie mógł się oprzeć kawiarni niedaleko jego uczelni. Zwykle nie przepadał za takimi miejscami, ale Stolthed jakoś trafił w jego gusta. Spokojne miejsce, idealne do pisania pracy dyplomowej. I z całkiem dobrą kawą. Przy tej jesiennej atmosferze było idealne. Odpychały go te najpopularniejsze miejscówki, gdzie wszystko było prowadzone w pośpiechu i bez serca.

   Był zatem zaskakująco częstym klientem Stotlhed, zarówno porankami jak i po zajęciach na uniwersytecie. W zasadzie pracownicy kawiarni zdążyli już przyzwyczaić się do cichego studenta w kącie i zapamiętać jego stałe zamówienie, toteż tradycyjnie Lukas otrzymał swoje espresso. Kiwnął lekko głową do kelnerki, która mu je przyniosła, odrywając się na chwilę od ekranu laptopa. O wiele łatwiej pisało się z kawą na stoliku.

   Odchylił się nieco do tyłu i wziął filiżankę do ust, zastanawiając się, co mógłby zmienić. O ile szło mu dość płynnie, to czasami musiał się zatrzymać na nieco dłużej. To był jeden z tych momentów, gdy coś mu nie pasowało, gdy wątek zaczynał się gubić. Lukas nigdy tego nie lubił. Zminimalizował okno i wstukał hasło w wyszukiwarce, chcąc się czegoś upewnić.

   W tym samym momencie spokojną ciszę w kawiarni przerwał głośny łomot i dzwonek przy drzwiach. Nim Lukas zdążył sprawdzić, który klient tak hałaśliwie postanowił oznajmić swoje przybycie, ktoś znienacka z tyłu położył dłonie na jego ramionach, co prawie przyprawiło go o kolejny zawał serca.

   – Hej, Lukas! – Wesoło przywitał się z nim Matthias, a raczej krzycząc do jego ucha. Był jego przyjacielem jeszcze z czasów licealnych. A przynajmniej Norweg tak to określał. W zasadzie dziw, że jeszcze się ze sobą trzymali. – Wszędzie cię szukałem! O, a co robisz?

   Lukas skrzywił się lekko.

   – Esej. – Bezceremonialnie wszedł w grafikę. – Kryminalistyczna rekonstrukcja zdarzeń na podstawie śladów krwawych.

   – Och. – Matthiasowi widocznie trochę zrzedła mina. Nieszczególnie za tym przepadał. – No, no tak. Kryminalistyka.

   Chyba jednak zrozumiał, by dać Lukasowi trochę przestrzeni, bo się odsunął i usiadł naprzeciwko niego.

   – Strasznie dużo czasu się uczysz – stwierdził, wbijając w niego wzrok. Lukas tylko zerknął na jego zaczerwienioną od chłodu twarz i wrócił do przeglądania zdjęć. – Nie nudzi ci się?

   – Mnie przynajmniej to obchodzi – odgryzł się. Boże, co za głupie pytanie. – Nie masz przypadkiem czegoś do zrobienia?

   Pewnie miał, ale Matthias ciągle zapominał o takich rzeczach. Zostawiał je na ostatnią chwilę, jednak zawsze jakimś cudem z tego wychodził. Norweg się spodziewał, że tym razem będzie podobnie i że będzie musiał wysłuchiwać jego narzekań. Czemu on nigdy nie mógł wyciągnąć z tego jakiejś lekcji?

   – Ale miły jesteś.

   – Matthias, proszę cię, jestem zajęty. Daj mi spokój. – Gdzieś tam zauważył, jak jego przyjaciel robi naburmuszoną minę. – Porozmawiamy później.

   – Wiesz, że już to mówiłeś? Dobre dwa tygodnie temu.

   Atmosfera nieprzyjemnie się zagęściła, a, szczerze mówiąc, Lukas nie miał ochoty na kłótnię z Duńczykiem. Zważywszy na to, że Kohler miał skłonność do dramatyzowania i przesadnego odczuwania.

   Westchnął. To było naprawdę skomplikowane. Wcale nie chciał nie spędzać czasu z Matthiasem i wcale nie musiał tak dużo się uczyć. Po prostu gdzieś pomiędzy tym wszystkim nie bardzo był szczery sam ze sobą.

   – W porządku – powiedział, zamykając laptopa. Słowa same wyszły z jego ust. – Teraz mam czas.

   Przez twarz Matthiasa przemknęło zdziwienie, jednak szybko zamieniło się w radość. Duńczyk szeroko się uśmiechnął, a Lukasowi jakoś zrobiło się lżej na sercu.

   – Super! Jesteś głodny? – I nawet nie czekając na odpowiedź, zawołał kelnerkę. – Przepraszam! Czy mógłbym poprosić o dwie bułeczki cynamonowe?

   Norweg już sobie odpuścił karcenie go, by był ciszej. I tak skupiali na sobie całą uwagę kawiarni, odkąd Matthias pojawił się w jej progach.

   – Wiesz że meduzy potrafią się klonować? – zapytał, popisując się wiedzą, jak na studenta biologii morskiej przystało. – Jeśli zostanie przecięta na dwie części, jej kawałki mogą się zregenerować i stworzyć dwa nowe organizmy! – I zaczął opowiadać o ich innych umiejętnościach. Lukas średnio coś z tego rozumiał, jednak nawet lubił o tym słuchać. Było w tym coś niezwykle przyjemnego i uspokajającego, i, być może... zwyczajnie cieszyła go radość Matthiasa.

   Zanim zdążył bardziej o tym pomyśleć, podano im bułeczki. Kohler od razu sięgnął po jedną, nie przerywając tego, co mówił.

   – Medufy nalefom do najprosfyfch fiefąt na fiecie. F porófnaniu....

   – Przełknij, proszę. – Lukas rzucił mu politowanie spojrzenie, sięgając po swoją bułeczkę. Duńczyk wyjątkowo go posłuchał i uśmiechnął się szeroko. I jakoś do Bondevika dotarło, że nawet mu tego brakowało. Odcinanie się wcale nie pomagało, tak jak myślał. Zdawał sobie sprawę, że jest w potrzasku, ale... Sam już nie wiedział. Być może blokował go strach, że zaprzepaści ich relację, jeśli będzie szczery. Matthias sprawiał, że czuł to ciepło w sercu. Zachowywał się trochę jak zakochany licealista, co zaczynało go drażnić. Jednak jak mógł nazwać to uczucie?

   Czas upłynął szybko. Między śmiechami i odezwami Duńczyka Bondevik w miarę zapomniał o gnębiących go myślach. Wkrótce zaczęło się ściemniać, co oznaczało, że obaj powinni już wracać do domu. Lukas zebrał swoje rzeczy, a Matthias opłacił rachunek. Po tym wyszli ze Stolthed i ruszyli prostą ulicą. Światła oświetlały im drogę, odganiając przychodzący mrok kończącego się dnia. Zapadła pomiędzy nimi cisza, ale ta z rodzaju spokojnych, nie tych, kiedy nie było już nic do powiedzenia. Zatrzymali się na rozstaju dróg.

   – No i co mnie unikałeś? Fajnie było – rzucił nieco złośliwie Kohler.

   – Ale i tak już wyczerpałeś moje pokłady siły na ciebie – odparował Lukas.

   – Ooo, no tego właśnie mi brakowało.

   – Zaraz zaczniesz marudzić, że cię źle traktuję.

   W odpowiedzi Matthias zachichotał krótko.

   – Ale to była udana ran... – I nagle uciął. W świetle latarni Bondevik zauważył czerwień na jego policzkach, choć pewnie od zimna.

   – Ran co, Matthias? – zapytał ostrożnie.

   – Ranowacja.

   – Co takiego? 

   – Ranowacja naszych relacji, Lukas.

    Norweg naprawdę chciał być poważny. A jednak nigdy nie usłyszał takiego wybrnięcia z innych słów. Musiał przystanąć i zarechotać śmiechem, wpatrując się w zaczerwienionego Duńczyka.

  – No co?

   – To się nazywa renowacja, idioto – odpowiedział mu, szczerząc się. – Re-no-wa-cja.

   – Jezus, przecież wiem!

   Lukas znowu parsknął śmiechem. Minęła dobra chwila, zanim przestał.

   – Ale było fajnie, tak? Jutro jeszcze gdzieś pójdźmy – mruknął nieco naburmuszony Matthias.

   – Dobra, dobra. Było. Zjeżdżaj już.

   Duńczyk wystawił mu język i odwrócił się w swoją stronę, machając mu na do widzenia. Lukas tylko pokręcił głową. Ale przynajmniej już wiedział.

   I z lekkim sercem wrócił do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro