Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Wpis"

- Val! Nie daj się prosić! - Debbie już od dwudziestu minut próbuje mnie namówić na imprezę. Nie mam na nią najmniejszej ochoty. Jutro mam lot do Los Angeles i wolę wypocząć.

- Nigdzie nie idę. - odpowiadam po raz enty. - Wybacz, ale imprezy nie są dla mnie.

- No weź - robi maślane oczka. - Musisz uczcić pierwszy lot.

- Muszę się wyspać. O ósmej muszę być na lotnisku.

- Jesteś uparta jak osioł! - tupie niezadowolona nogą. - trudno. Siedź sobie tutaj i oglądaj głupią telewizję, a ja wyciągnę Kristin.

- Droga wolna - odpowiadam. Debbie wychodzi z mojego pokoju. Nareszcie. Nie to, że jej nie lubię. Po prostu nie chcę zawierać żadnych nowych znajomości, bo za niedługo i tak będę musiała zniknąć. Ten psychopata nie da mi spokoju. On nie zna słowa: " nie''. Jemu się nie odmawia. Ba...Od niego się nie ucieka. Jak mnie odnajdzie, zabije mnie. Wyjmuję ze swojej torby laptopa i wchodzę w folder z moimi wpisami. Piszę pamiętnik, który pomaga mi pozbyć się złych emocji.

Drogi pamiętniku

To znów ja...Adele..Nie!..Valerie!

Adele nie żyje! Fajnie, co? Zmieniłam tożsamość, aby chronić siebie i wszystkich dookoła. Ale czy ma to jakikolwiek sens? Uciekam...Uciekam...Uciekam i gówno z tego mam! Boję się własnego cienia! To nawet nie jest życie. Ciągły strach. A co jeśli któregoś dnia ON będzie leciał tym samym samolotem, co ja? Wtedy mnie rozpozna. On nie zapomina. Nawet mój nowy wygląd nic nie pomoże. On będzie wiedział, że to ja.Tak cholernie się boję. Sześć lat spędziłam w szponach tego człowieka. To nie było życie. To rzeź. Teraz żyję w kłamstwie. Przedstawiam się jako Valerie Bowen! Jedna wielka bujda.

Życie to suka!

Ludzie są okropni. Nienawidzę ich.

Dziś w samolocie spotkałam faceta! Przystojnego blondyna o niebieskich oczach. Dopóki się nie odezwał, podobał mi się. Lecz jego dziecinne zachowanie mnie zraziło. Myślę, że każdy facet to sukinsyn. Nie chcę mieć nic do czynienia z płcią przeciwną. Skąd mam mieć pewność, że to nie ktoś pokroju JEGO! Człowiek z samolotu to zadufany w sobie bałwan. Playboy i szowinistyczna świnia. Miał zachcianki jak kobieta w ciąży. Kto wie? Może bierze jakieś pieprzone hormony. W tych czasach nie mogę być pewna niczego. NICZEGO!

Życie to pierdolona dziwka!

Jak długo dam radę tak żyć? Przecież nie jestem wstanie wiecznie uciekać. Nie mam własnego miejsca na ziemi, ale to akurat jest dobra wieść. Nie mam do czego wracać, więc nie tęsknię. Matka to pierdolona alkoholiczka, a imienia ojca nawet nie znam. Wszystko jest do bani. Brakuje mi Heather. Brakuje mi mnie. Prawdziwej mnie...ADELE.

Ona nie wróci.

Dobranoc.

Zapisuję kolejny wpis i wyłączam folder. Moja siostra również opisywała swoje życie w ten sposób. Mówiła, że tylko w ten sposób będę ze sobą szczera. Piszę to dla siebie, nikt nie ma prawa tego przeczytać, więc nie patyczkuję się w słowach. Piszę wszystko, co leży mi na sercu. W ten sposób oczyszczam również swój umysł. To naprawdę pomaga. Wstaję z łóżka i idę do łazienki, aby wziąć relaksującą kąpiel. Jutro kolejny lot. W Los Angeles spędzę, aż dwa dni, dlatego wybiorę się na małe zwiedzanie. Cruise air przynajmniej nie skąpią pieniędzy na porządny hotel. Mam dostęp do wszystkich udogodnień, co naprawdę pomaga mi wypocząć.

****

On

- POWTÓRZ, KURWA! - krzyczę na mojego pracownika.

- Nie ma po niej żadnego śladu. - mówi ze spuszczoną głową. - Adele Richardson nie żyje.

- Jak ona nie żyje, to mi rozerwało dupę! - mówię poirytowany. - MASZ JĄ KURWA ZNALEŹĆ! - uderzam pięścią w biurko. - Ode mnie się nie odchodzi.

- Szefie, ale nie ma żadnych śladów. Tak jakby zniknęła z tego świata.

- Powiedziałem MASZ JĄ KURWA ZNALEŹĆ. Martwą lub żywą. Ma tutaj wrócić!

- Zrobię wszystko, żeby Pana zadowolić.

- Masz czterdzieści osiem godzin. Po tym czasie, zarobisz kulkę w łeb. Zrozumiałeś? - nie odpowiada. - ZROZUMIAŁEŚ?

- Tak - odpowiada nadal nie spoglądając na mnie.

- Doskonale. Radzę ci nie marnować czasu. Tik tak, tik tak. - wychodzi z mojego gabinetu, a ja odwracam się na fotelu w stronę okna i zapalam cygaro. Adele..Moja kochana Adele. Ode mnie się nigdy nie ucieka. Siostra wcale nie musiała ginąć. To ty jesteś wszystkiemu winna. Gdybyś tylko była mi posłuszna. Dom spłoną razem z twoją ukochaną siostrzyczką. Cudownie było to obserwować. Wrócisz do mnie, a ja już zajmę się tobą. Dam ci taką nauczkę, że przez miesiąc nie usiądziesz na dupie. Z tą myślą wypuszczam dym i z triumfującym uśmieszkiem przyglądam się panoramie miasta. Za niedługo cała Filadelfia będzie bała się właśnie mnie.

*******

Valerie

Moją kąpiel przerywa mocne pukanie do drzwi. Wychodzę z wanny i ubieram na siebie hotelowy szlafrok. Kogo to znów diabli niosą? Otwieram drzwi i od razu przewracam oczami.

- Valerie! Idziesz z nami! - mówi władczo Kristin. Mam ochotę zamknąć im drzwi przed nosem.

- Nie!

- Nawet piloci idą.

- W dupie to mam. Miłej zabawy, ale beze mnie.

- Przestań pierdolić i wskakuj w kieckę.

- Cześć. - zamykam drzwi. Rozlega się pukanie, ale tym razem to ignoruję. Nie idę na żadną imprezę. Wolę się wyspać. Nie chcę jutro rano obudzić się z cholernym kacem. Tym bardziej, że lot do Los Angeles z Chicago trwa ponad cztery godziny. Z kacem na szpilkach i w powietrzu nie dałabym rady funkcjonować. Dla tak prestiżowych linii lotniczych, moje zachowanie byłoby karygodne. Tym bardziej, że na tej pracy bardzo mi zależy.

- VALERIE! - krzyczy Debbie. - Nie daj się prosić.

- Dobranoc! - odkrzykuję i ubieram się w piżamę.

- Valerie! - odzywa się Kristin. - Prosimy.

- Idźcie sobie!

- Jak chcesz! Mamy cię już dość. Idziemy się dobrze bawić!

- W końcu! - za drzwiami panuje cisza, więc sobie poszły. Mogę więc spokojnie iść spać. Nie mogę zawierać żadnych nowych znajomości. Nikogo nie chcę narażać na niebezpieczeństwo.

------
Hej misie ❤️
Dziękuję za cierpliwość i tak późną porę dodania rozdziału❤️
Kolejny rozdział jutro (nie obiecuję).
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro