Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Uderzymy tam, gdzie go zaboli"

Nie wiem jak długo już idę, ani która jest godzina. Muszę gdzieś się ukryć z dala od wszystkich. Nie mogłam zostać w hotelu i czekać, aż Nathaniel pojawi się u progu moich drzwi. Ta myśl napawa mnie strachem. On mnie odnalazł i już pewnie wysłał za mną swoich bezmózgich podwładnych, gotowych skoczyć za nim w ogień. Przeraża mnie ogrom jego władzy. Nie chcę do niego wracać. Idę przed siebie z walizką i szukam jakiegoś bezpiecznego miejsca, ale wszystko jest takie wyniosłe i robiące wrażenie. Potrzebuję miejsca, które nie będzie się rzucać w oczy. Miejsca, do którego On by nie zajrzał.

*****

Dominic

- Już nie jesteś mi potrzebny - zwraca się Nathaniel do ledwo przytomnego Jacoba. Obchodzi go dookoła z naładowaną bronią. - Znalazłem moją Adele i ty jesteś zbędny. Ładne imię jej nadałeś. Valerie szkoda tylko, że nie pomyślałeś, że ja mam znajomości wszędzie. Nawet na pokładzie samolotów, którymi lata. Ostatnie życzenie?

- Wypuść je wolno - duszy. - wypuść Naomi i Valerie.

- ADELE! Ona ma na imię Adele!

- Nie krzywdź ich - jego głos jej słaby, a oczy trzyma zamknięte. Jego organizm jest wycieńczony i na pierwszy rzut oka, że chce umrzeć. Ma dość tortur, ale ja obiecałem Naomi, że nie pozwolę mu zginąć. Nie mogę złamać tej obietnicy. Nie po to starałem się, żeby mi zaufała i znalazła we mnie sojusznika.

- Nie - Nathaniel uśmiecha się szyderczo. - Nie spełnię tej prośby. One zostają ze mną. - celuje broń w jego czoło.

- CZEKAJ! - krzyczę.

- Czego? Nienawidzę, gdy ktoś mi przerywa!

- Myślisz, że on ci się jeszcze nie przyda? Mylisz się. Pomyśl sobie, że jakoś Adele musisz tu sprowadzić. Przyjdzie tu z własnej woli, jak będzie mogła uratować przyjaciela.

- To ma sens - opuszcza broń. - Nie zabiję cię, dzisiaj. - wychodzi z celi, a ja zaraz za nim. Spoglądam znacząco na strażnika, który ma pilnować Jacoba. Kiwa lekko zauważalnie głową. To mój człowiek. - Bruno! - pstryka za mną palcami.

- Tak? - pytam niezadowolony. Nienawidzę jemu usługiwać.

- Znajdź mi informację o Lorelei Millar. - sztywnieję. Czego on chce od mojej żony? Przybieram twarz pokerzysty i pytam.

- Po co?

- Mój brat na nią leci. Muszę wiedzieć, czy ten matoł nie wpakuje się w kolejny związek z jakąś lafiryndą.

- Jasne, sprawdzę ją - odpowiadam i układam sobie w głowie kłamstwa, jakie mam zamiar umieścić w raporcie. Nie pozwolę skrzywdzić mojej żony. Jak ją tylko tknie, nie zawaham się go zabić przy świadkach.

- Facet ma szczęście, że nie lata za moją Valerie. Już dawno by go na świecie nie było.

- Zabiłbyś własnego brata?

- Tak. To tylko więzy rodzinne. Nic więcej. Zwyczajny człowiek, który zapłaci życiem, jeśli tylko tknie moją Adele. Sprawdź tą Lorelei! Czekam na raport w gabinecie! - idę w kierunku swojego prywatnego gabinetu. Muszę najpierw zadzwonić do Colina, a potem sporządzę ten nieszczęsny raport na temat mojej żony. Wyjmuję z tajnej skrytki w biurku drugą komórkę i wybieram numer Colina.

- Nie mam czasu, stary! - dyszy.

- Co robisz?

- Szukam Valerie. Uciekła z hotelu. Biegam jak idiota po mieście.

- Pozwoliłeś jej uciec? - staram się mówić jak najciszej, chociaż mam ochotę w coś przywalić.

- Długa historia. Mów co chcesz.

- Jeśli Nathaniel dowie się, że masz bliski kontakt z Valerie to cię zabije.

- Wywnioskowałem to - odpowiada znudzony. - VALERIE! - krzyczy nagle. - Stary.. Mam ją. Zgadamy się później.

- Spieprzajcie z Atlanty.

- Za dwie godziny mamy lot do Texasu. - rozłącza się i dokładnie w tym samym czasie dostaję wiadomość od Finleya.

Finley: Obiekt jest w twoim samochodzie!

Dominic: Zabierz go do Naomi. Potem spieprzaj z tego kraju. Najlepiej z dala od Europy i Ameryki.

Finley: Poradzę sobie.

Wyłączam komórkę i wyjmuję z niej kartę sim. Chowam wszystko do skrytki w biurku i szufladę zamykam na kluczyk. Dobra, teraz czas na raport.

****

Colin

- MASZ COŚ Z GŁOWĄ? - krzyczę na czarnowłosą. - Co sobie myślałaś, uciekając?

- To, żeby być jak najdalej od ciebie i twojego psychicznego brata.

- Nadal mi nie ufasz? - prycha mi prosto w twarz. Chwytam ją za ramiona i zmuszam do tego, żeby spojrzała mi w oczy. - W dupie to mam tak naprawdę. Chcę ci pomóc, bo nie pozwolę, żeby Nathaniel krzywdził innych ludzi. Nie ufasz mi? Okej. Ale pozwól sobie pomóc, idiotko!

- Z nim nikt nie wygra!

- Ma więcej wrogów niż jesteś sobie wstanie wyobrazić. Uderzymy tam, gdzie go zaboli.

- Czyli gdzie?

- Odbierzemy mu ciebie...

-----
Hej misie ❤️
Będę szczera... Pisanie tej historii coraz bardziej mnie męczy. Nie jestem pewna, czy chcę ją kontynuować 😕😕
Mimo że wiem jak mają potoczyć się ich losy, to nie mam jakoś ochoty na pisanie tej części 😥😥 w porównaniu z losami Collinsów, tutaj rzadko wstawiam rozdziały.
Nie wiem co robić 😭😭
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro