Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Tu będziesz bezpieczna"

Żadna ilość uspokajających oddechów nie jest wstanie uspokoić mojego mocno bijącego serca. Piętnaście minut temu wylądowaliśmy na lotnisku Colina, a teraz siedzę w samochodzie z przyciemnianymi szybami i jadę w nieznanym mi kierunku. Za kierownicą siedzi Dominic, a Colin został na lotnisku, tłumacząc że musi uśpić czujność Nathaniela. Cokolwiek to znaczy.

- Gdzie jedziemy? - pytam bez emocji. Moje przeczucie mówi mi, że powrót tutaj to najgłupsza rzecz jaką mogłam kiedykolwiek zrobić.

- W bezpieczne miejsce - spogląda na mnie w lusterku wstecznym. - Zaufaj nam, okey?

- Nie - mówię zjadliwie. - Nie ufam nikomu. Nawet sobie.

- W takim razie przyjmij do wiadomości, że Colin nie pozwoli cię skrzywdzić.

- Nawet mnie nie zna...

- Zamknij się - kwituje. - Jesteś do niego po prostu uprzedzona. Naraża za ciebie życie, a ty grasz rozkapryszoną księżniczkę.

- Nie musi mi pomagać! Nie prosiłam go o to!

- Adele, uwierz mi, że ta sprawa jest powiązana również z nim. Przecież Nathaniel to jego brat. - wzdycham.

- A ty?

- Ja, co?

- Dlaczego pomagasz?

- Przez tego sukinsyna moja siostra nie żyje. Koniec tematu. - zatyka mnie. Wiedziałam, że ten człowiek to chodzące zło, ale dlaczego miałby zabijać tą biedną dziewczynę? Wiem, że Dominic nic więcej mi nie powie, a ja nie powinnam zresztą o to pytać. Te jego prywatna sprawa. Nie jestem nikim ważnym, żeby chciał mi się zwierzyć. Przez resztę drogi wpatruję się w okno, próbując odgadnąć w jakiej części Filadelfii jestem, ale niestety nie znam tego miasta zbyt dobrze.

- Jesteśmy na miejscu. - zatrzymuje samochód przed kilkunastopiętrowym blokiem. - Załóż kaptur i okulary. Najlepiej spoglądaj w dół. - wysiada z samochodu, a mi nie pozostaje nic innego, jak zrobić to samo. Zakładam kaptur i okulary, a potem opuszczam bezpieczne wnętrze samochodu. - Tu będziesz bezpieczna, ale musisz trzymać się wyznaczonych zasad.

- Jakich zasad?

- Naomi ci wytłumaczy.

- Naomi? - nie ukrywam swojego zaskoczenia. Myślałam, że już dawno opuściła to miasto, kraj, a nawet kontynent.

- Mhm - mruczy pod nosem i przywołuje windę. - Adele

- Valerie - poprawiam. - Adele to przeszłość.

- Jak chcesz - wzrusza ramionami. Wchodzimy do windy. - Musisz zdać sobie sprawę, że rozpęta się wojna. Zacieramy twój ślad ponownie, na co Nathaniel się wścieknie. Nie możesz opuszczać tego mieszkania!

- Czyli jestem więźniem. Nic nowego - fukam. - Przyzwyczaiłam się.

- Valerie, inaczej się nie da - spogląda na mnie przepraszająco.- Poczekaj, aż cała sytuacja się uspokoi. Naomi i Jacob będą ci dotrzymywać towarzystwa. Z resztą Colin też pewnie wpadnie. - winda zatrzymuje się na szóstym piętrze. Dominic otwiera drzwi do jednego z mieszkań i przepuszcza mnie w drzwiach.

- ADELE! - Naomi rzuca mi się na ramiona. - Adele - ściska mnie mocno. - Jesteś cała....

****

Colin

Wchodzę do swojego gabinetu jak wściekły pitbull.

- Miałeś kurwa wszystkiego pilnować? - wrzeszczę, mimo że naprawdę chce mi się śmiać. Za tą grę aktorską powinienem dostać jakiś puchar.

- Nawet nie wiem, kiedy to się stało! Reece powinien za to oberwać!

- Reece jest managerem! Ty za to miałeś pilnować wszystkiego,kretynie! Wiedziałem, że jesteś kurwa leniwy, ale nie sądziłem, że doprowadzisz do tak wielkich strat!

- Widzę, że ta cała Lorelei nie dała się przelecieć, bo wściekasz się na takie gówno!

- GÓWNO? Człowieku, ktoś włamał się do pieprzonej serwerowni i ukradł wszystkie dane! To jest kurwa gówno?

- Weź wyluzuj - prycha. - Skoro już wróciłeś to się tym zajmiesz. Ja mam ciekawsze rzeczy to zrobienia.

- Kanapa, telewizor i piwo? - naprawdę muszę się mocno powstrzymywać, żeby nie wypowiedzieć trzech zupełnie innych słów. Broń, Krew, Adele

- Dokładnie - mija mnie. - Wiem, że sobie poradzisz z tym bałaganem - wraz z tymi słowami opuszcza mój gabinet. Kręcę głową i siadam za biurkiem. Mimowolny uśmiech pojawia się na moich ustach. W końcu w pracy. Kocham to biuro i lotnisko. Ale w obecnej sytuacji schodzi ono na drugi plan. Teraz czas najwyższy rozliczyć się z kochanym braciszkiem. Wyjmuję z torby laptopa, a potem loguję się do programu pocztowego. Wcześniej dostałem list od Leah, którego oczywiście nie miałem czasu przeczytać. Prycham. Raczej, nie chciałem.

Od: Leah Williams
Do: Colin Williams
Temat: Jesteś świnią!

Colin, proszę zastanów się jeszcze raz Może wcześniej działałeś pod wpływem emocji i podjąłeś tą karygodną decyzję. Rozwód nie jest konieczny. Proszę daj nam jeszcze jedną szansę. Pójdziemy na terapię małżeńską. Rozwiążemy swoje problemy, wierzę w to! Nie skreślaj nas jeszcze! Błagam!

Twoja kochająca żona,

Leah.

Od: Colin Williams
Do: Leah Williams
Temat: Poprawka : żona kochająca moje pieniądze!

Spierdalaj Leah!

Twój były mąż

Colin.

- Suka - mówię do siebie.

- Kto? - śmieje się Reece. - Sorka, że tak bez pukania, ale puknąć to można kobietę.

- Ha ha ha ale mądrości - odpowiadam sarkastycznie. - Co cię do mnie sprowadza?

- Interesy.

- Oho. Chcesz podwyżki?

- A mogę? - prycha.

- Zapomnij - śmieję się. - Co jest?

- Trzeba ogarnąć renowację pasa startowego - wzdycham. Ledwo wróciłem do pracy, a już czeka mnie mnóstwo pracy. Przynajmniej zajmę myśli czymś innym niż Valerie.

***

Nathaniel

W końcu wrócił Colin, więc spokojnie mogę zająć się Adele. To pieprzone lotnisko zabrało mi mnóstwo cennego czasu. Wchodzę do swojego biura i od razu sięgam po nowe cygaro. Muszę zapalić, zanim zacznę pracować.

- Szefie - no kurwa. Wściekły spoglądam na Jakea.

- Czego?

- Sprawdziłem Lorelei, o której wspominał pański brat.

- No i? Jakaś dupa? Czy znów taka brzydka jak jego żonka?

- Jest śliczna, ale ma męża.

- Uhu, braciszek bawi się w trójkąciki? No no - siadam za biurkiem i z oczekiwaniem spoglądam na Jakea.

- Jej mąż to Dominic Bestybay.

- Nic mi nie mówi to nazwisko.

- A Bruno Miller? - moja mina rzednie.

- Bruno? Ten Bruno? Moja prawa ręka?

- Tak, Lorelei to jego żona.

- KURWA MAĆ!

-----
Hej misie ❤️
Życzę zdrowia wszystkim tym, co chorują. Mnie tym razem też dopadło 😥
Miłej nocy 😘
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro