Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Tożsamość"

Witajcie w Burzy.
Zanim zaczniecie czytać kilka zmian.
Zmieniłam imię głównego bohatera oraz zmniejszyłam różnicę wieku bohaterów.
Miłego czytania.

Przyglądam się dziewczynie w lustrze. Niby oczy te same, duże i piwne, a jednak wyglądam inaczej. Straciłam moje długie blond włosy, na rzecz czarnych i do ramion. To wielka zmiana. Z jasnych na ciemne, lecz podoba mi się teraźniejszy kolor. Podkreśla moje delikatne kości policzkowe, które wręcz uwielbiam. W ciągu czterdziestu ośmiu godzin, całe moje życie się zmieniło. Uciekłam. Lecz muszę uciekać dalej. Nie mogę pozwolić, aby ten psychopata znów mnie miał. W tym celu zmieniłam wygląd. Cała moja garderoba poszła do śmieci, na rzecz nowych ubrań, do których wcale nie jestem przekonana. Zawsze byłam zwolenniczką spodni typu dzwony, lecz od dzisiaj zakładam jedynie obcisłe jeansy i rurki. Zamiast wzorzystych sukienek i spódniczek, mam krótkie miniówki i sukienki w jedynym kolorze, mocno opinające moją figurę. Naomi, narzeczona mojego najlepszego przyjaciela, jest stylistką mody i to ona całkowicie się mną zajęła. Muszę się nauczyć chodzić w szpilkach. Jeśli chcę się ukryć, muszę stać się kimś innym. Ukryć swoją prawdziwą naturę, na rzecz bezpieczeństwa. Może uda mi się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Teraz jest to dla mnie nowe i nieznane, ale myślę, że za miesiąc, uwierzę w swoją nową tożsamość.

- Adele! - w moim pokoju hotelowym pojawia się Jacob z Naomi. - Widzimy się ostatni raz.

- Będę za tobą tęsknić - przytulam się do niego. Jest moim przyjacielem od dziecka. Nasze drogi się rozeszły po ukończeniu liceum. Ja wpadłam w niezłe bagno, a on realizował swoje marzenia. Kilka miesięcy temu znów odnowiliśmy swoją znajomość, a teraz znów ją tracę. Tym razem na zawsze. Nie mogę utrzymywać kontaktów z nikim ze swojego dawnego towarzystwa.

- Ja za tobą też, dziecinko - odsuwa się ode mnie. Wręcza mi dużą kopertę. Dobrze wiem, co to jest. Przepustka do nowego życia. Biorę od niego kopertę i ją otwieram. Wyjmuję ze środka plik różnych dokumentów.

- Valerie Bowen? - dopytuję.

- Tak, od dzisiaj masz na imię Valerie. I lepiej się pilnuj, żeby nie używać imienia Adele.

- Muszę się do tego wszystkiego przyzwyczaić.

- Będzie dobrze - pociesza mnie Naomi. - Spójrz na to z innej strony. Dostałaś pracę w najlepszych liniach lotniczych. - uśmiecham się w kącikach ust. Ma rację. Kocham latać i w końcu mogę pracować jako stewardessa. To też dobry sposób na ucieczkę. Nie będę w żadnym miejscu dłużej, niż trzy dni.

- STARA! - krzyczy z entuzjazmem Jacob. - Większy ten uśmiech. Dostałaś pracę w Cruise Air. Tam dostają się tylko najlepsi.

- Powinnam ci za to podziękować.- macha na to ręką.

- Manager lotniska to mój przyrodni brat. Wystarczyło, że raz o tobie wspomniałem. Z tego co wiem, to sam szef ma w dupie swoich pracowników. Przelewa im tylko wypłaty, a tak to ma wszystko gdzieś.

- Taki szef to skarb - stwierdzam. - Nienawidzę jak ktoś wtrąca mi się w pracę.

- Ty jesteś zbyt profesjonalna, żeby ktoś miał problem do twojej pracy, dziecinko. Ostatni przytulas? - nie potrafię mu odmówić. Wtulam się w niego niczym małpka.

- Dziękuję za pomoc. - szepczę.

- Drobiazg. - całuje mnie w czoło. - Proszę, bądź ostrożna.

- Zrobię wszystko, żeby ten psychol myślał, że Adele Richardson nie żyje.

- Oboje zdajemy sobie sprawę, że on i tak cię szuka. Nie uwierzy w twoją śmierć, tym bardziej, że nie znaleźli twojego ciała wśród zgliszczy domu.

- Proszę, nie chcę o tym myśleć. Moja siostra nie zasługiwała na śmierć.

- To był wypadek.

- Też powinnam zginąć. - czuję się winna za śmierć mojej siostry i jej męża. Tego dnia miałam być z nimi w domu, ale nie dojechałam o umówionej godzinie. Stałam w korkach. Jednak, gdy dojechałam na miejsce, dom stał w płomieniach. Wiedziałam, że straciłam jedyną osobę, która mnie wspierała. Na matkę nie mam co liczyć, a ojca nigdy nie poznałam. - Spoczywaj w pokoju Heather. - wypowiadam.

- Będzie się tobą opiekować z góry - pociesza mnie Naomi. - Nie pozwoli, żeby jej młodsza siostrzyczka cierpiała.

- Dziękuję - przytulam się do Naomi. - Muszę już jechać na lotnisko. Dzisiaj mam lot do Chicago, a stamtąd do Los Angeles.

- Ahoj przygodo - uśmiecha się Jacob. - Kocham cię, dziecinko.

- Ja ciebie też. Życzę Wam szczęścia w małżeństwie.

- Szkoda, że ominie cię nasz ślub.

- Będę z wami myślami. - w moich oczach pojawiają się łzy. - Będę cholernie tęsknić.

****

Colin Williams

- NIE MOŻESZ MNIE ZOSTAWIĆ! - krzyczy Leah.

- Mogę i właśnie to robię - odpowiadam spokojnie. Po ośmiu latach małżeństwa z tą kobietą, mam dość.

- Przecież się kochamy!

- Nie, Leah. Ty kochasz moje karty kredytowe. Ciągle chodzisz na zakupy, kawki z przyjaciółkami i z tym kundlem do zwierzęcego fryzjera. Kiedy spędziliśmy chociaż jeden dzień razem? Albo godzinę?

- To się zmieni! - błaga. Nie dam się nabrać. Nie tym razem. Mam dość tej kobiety. Mam trzydzieści dwa lata i chcę czegoś więcej od życia, niż związek z kobietą, która nie ma żadnych perspektyw. Jak ja mogłem być taki głupi? Ojciec mówił, żebym się z nią nie żenił. Ale uniosłem się dumą. Teraz mam za swoje.

- Żegnaj Leah.

- COLIN! Nie możesz!

- Daję ci miesiąc na wyprowadzenie się z tego domu.

- Colin, kochanie. Błagam.

- Twoje karty kredytowe są już nieważne - zapinam walizkę. Postanowiłem podróżować przez jakiś czas. Mam dość siedzenia za biurkiem. Mój brat zajmie się lotniskiem pod moją nieobecność.

- Nie zostawiaj mnie! Ja cię kocham!

- Mnie, czy pieniądze?

- CIEBIE! - wyrywa mi walizkę z ręki. - Colin, błagam.

- Między nami nie ma już nawet miłości. Żegnaj Leah. - zabieram swoją walizkę i opuszczam dom.

- COLIN! - krzyczy za mną. Chowam walizkę do bagażnika. - Colin, kochanie. Proszę nie zostawiaj mnie.

- Mój adwokat się z tobą skontaktuje w sprawie rozwodu.

- NIE! Nie dam ci rozwodu!

- Dasz - odpowiadam dobitnie. - Nie masz nic do gadania. Daję ci miesiąc na wyprowadzkę.

- Nie zostawiaj mnie - łka. Jej łzy nie robią na mnie żadnego wrażenia. Ściągam z palca serdecznego obrączkę i rzucam ją pod jej nogi.

- Żegnaj, Leah. - wsiadam do samochodu.

- Colin! - krzyczy. Wyjeżdżam z podjazdu. Czas na nowości. Swoją przygodę zaczynam od Chicago.

------
Misie ❤️
Co sądzicie?
To dopiero pierwszy rozdział.
Mam nadzieję, że podołam tej historii.
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro