Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Spalony samochód"

Nathaniel

- Panie - zatrzymuje mnie Serge.

- Czego chcesz? - warczę. Ciągle nie mogę się otrząsnąć z tego, co zrobiła Adele! Jak mogła się okaleczyć? Obrzydziła mnie do siebie w ułamku sekundy. Zniszczyła mój ideał, idealnej dziewczyny do bzykania.

- Na podjeździe stoi samochód pańskiego brata. - wywracam oczami.

- Spal go - wzruszam ramionami. Nie potrzebny mi ten samochód w mojej kolekcji. Ale zaraz! Tak! Genialnie! - Albo wrzuć do środka jakieś kości i podpal na poboczu. Jak się zjara cały, to nie zidentyfikują zwłok, a rodzina pogrąży się w żałobie po stracie syna. Bla bla bla.

- Wedle życzenia - odchodzi, a ja wracam do gabinetu. Idealnie. Nikt nie będzie mi już zawracał dupy, zaginięciem Colina.

****

Reece

- Jesteś idiotą! - wrzeszczy Jacob. - Jak mogłeś pozwolić jej wrócić do Filadelfii? Ba! Jak mogłeś jej pozwolić wyjść samej z mieszkania?

- Nie chciałem na niej wisieć - bronię się.

- Kretyn - fuka. - Nawet się więcej do mnie nie odzywaj.

- Ej! - przerywa nam Dominic. - A gdzie jest kurwa Colin?

- Mnie się pytasz? - prycha Reece. - Przepadł, nie ma z nim kontaktu, telefon ma wyłączony.

- Zostawiliście go kurwa samego z Nathanielem! To chyba logiczne, co się stało - wyrzuca słowa ze złością. - Kurwa mać! On pewnie nie żyje!

- Skąd ta pewność? - pyta Bart.

- Gdyby żył dałby jakiś znak, dobrze o tym wiecie. - sugeruje Lorelei.

- Pięknie! - Jacob z wściekłością strąca porcelanę ze stołu. - Kurwa, cudownie! Zostawiliśmy ich z frajerami! - zwraca się do Dominica! - Valerie pewnie gnije w rezydencji Nathaniela, Colin nie żyje, a to wszystko twoja wina, Reece!

- Ratowałem Valerie - bronię się. - Colin mi kazał

- Bart mógł ją zabrać sam! To mogłeś zostać! - krzyczy.

- Jacob, nerwy nam w niczym nie pomogą - wtrąca Naomi. - Zastanówmy się lepiej, co dalej.

- Nathaniel nie może żyć - odpowiada Dominic. - Nie wiem jak zginie, ale będzie cierpiał.

****

Nathaniel

- Mój syn! - płacze mama, mocno tuląc do siebie ramkę ze zdjęciem Colina. Przedstawienie czas zacząć. - Mój syn, spłonął!

- Mamo - klękam przy niej. - Mamuś, spokojnie.

- Colin - łka. - Moje dziecko - mocniej ściska zdjęcie. - Nawet nie zobaczę jego ciała... - pociąga nosem. - Spłonął... - powtarza.

- Co się stało? - pyta zdezorientowany ojciec, który właśnie wrócił do domu z bingo.

- Colin - szepcze mama. - On...on...

- Co do cholery?

- Nie żyje - wypowiadam z udawanym żalem, bo tak naprawdę zasłużył na to, by spłonąć w piekle. Przez niego Adele oszpeciła sobie twarz i stała się dla mnie zwykłą, brzydką i bezużyteczną dziwką.

- CO? - krzyczy.

- Spłonął - odpowiadam. - Miał wypadek, wypadł z drogi i spadł w dół przepaści, samochód się zapalił, a po Colinie zostały tylko kości. - ojciec siada obok mamy na kanapie i przytula ją do siebie. Eh, przecież to był zwykły kłamca. Za kim wy płaczecie? Debile! Mają przecież jeszcze mnie.

- Ciiii, kochanie - ojciec stara się uspokoić mamę, ale na marne. Z każdą sekundą po jej policzkach płynie coraz więcej łez.

- Mój kochany syn - wyszeptuje. - Był jeszcze taki młody, mój synek, mój malutki synek...

- Nate, zadzwoń do siostry i powiedz, że szykuje nam się pogrzeb.

- NIE! - piszczy mama. - Nie chcę tego słuchać - zrywa się z kanapy. - Colin... - łka i spogląda na zdjęcie. - Oh, skarbie... - gładzi pieszczotliwie jego zasraną twarz. - Wróć do mnie - wywracam oczami. No błagam. Prosisz o niemożliwe, mamusiu. Wiem, bo zginął z mojej cudownej rączki.

- Kochanie, usiądź. - mówi ojciec.

- Zostaw mnie! - oburza się. - Chcę być sama! Muszę...muszę...- ociera łzy i wychodzi wraz ze zdjęciem na taras.

- Synu, bądź przy niej - kładzie mi rękę na ramię. - Colin był jej oczkiem w głowie. - wzdycha. - Boże - zawiesza głowę. - On nie żyje...Mój syn zginął

*****

Dzień później

Dominic

- Dziękuję za wiadomość, panie Williams. - rozłączam się i padam na kanapę ze wzrokiem skierowanym na ścianę. To się nie dzieje naprawdę.

- Valerie jest pewnie w jego pieprzonej komnacie! - wykłóca się Naomi.

- Ja stawiam na piwnice - wtrąca Jacob.

- Nie! Komnata! - oburza się Naomi. - Przecież ona jest dla niego ważna!

- Stulcie mordy! - wrzeszczę. Zapada cisza, a wszystkie pary oczu są skierowane na mnie.

- Domy? - dopytuje Lora.

- Za dwa dni odbędzie się pogrzeb Colina - odpowiadam zrezygnowany. Był moim najlepszym przyjacielem, a teraz trafia do piachu.

- Widzisz! - krzyczy Jacob. - Reece, to twoja pieprzona wina!

----
Hej misie ❤️
Powinnam się uczyć, ale co tam 😂😂
Buziole 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro