" Pech to mój przyjaciel"
Los Angeles jest piękne. Aleja gwiazd i Hollywood to totalny kosmos. Spełniłam swoje nastoletnie marzenie. Dziękuję linią lotniczym Cruise Air. Mimo że nadal czuję ciągły strach, dzisiaj staram się nie pamiętać o tym wszystkim, co mnie spotkało. Chociaż ten jeden dzień chcę się poczuć szczęśliwa. Jutro wrócę do zmartwień. Teraz spaceruję sobie po słynnym deptaku Ocean Front Walk. Słońce zaczyna już zachodzić, a ja wciąż nie mam ochoty wracać do hotelu. Jutro wieczorem mam lot do Seattle, a stamtąd od razu do Dubaju. To będzie mój najdłuższy lot jak do tej pory.
- Fanka długich spacerów przy oceanie? - zagaduje mnie przypadkowy przechodzień. Ma blond włosy i ciemne okulary. Mam dziwne wrażenie, że już go kiedyś widziałam, ale teraz widząc faceta w szortach i w zwykłej koszulce, ciężko mi powiedzieć kim on jest.
- Powiedzmy - odpowiadam i zatrzymuję się, aby spojrzeć na zachodzące słońce nad oceanem.
- Piękny widok. Byłaś tu już kiedyś?
- Nie, jestem pierwszy raz - odpowiadam od niechcenia. Skądś znam ten głos. Mój mózg dzisiaj nie funkcjonuje. Najpierw ciężki lot, bo wszystkie stewardessy były pijane, potem kłótnia z Kristin o jej zwolnienie przez samego szefa lotniska. Cholera! To Colin Williams. Wiedziałam, że go znam. Czas uciekać. Dlaczego zawsze muszę na niego wpaść. Pech to mój przyjaciel.
- Ach te pierwsze razy - szczerzy zęby w uśmiechu. - Co powiesz na mały spacerek w moim towarzystwie?
- Nie, dziękuję. Wolę pobyć sama z własnymi myślami.
- Uaa, to może być nudne.
- Na pewno ciekawsze niż Pan - ruszam z miejsca, z nadzieję, że nie pójdzie za mną, ale co ja mogę wiedzieć o nadziei?
- Trafiła mi się twarda sztuka.
- Jest Pan moim szefem. To chyba niezgodne z regulaminem lotniska. - stwierdzam. Ściąga okulary i spogląda na mnie.
- W zasadzie to ja tylko daję ci wypłatę. Zarządza tobą manager i tego się trzymaj.
- Do widzenia. - przyśpieszam.
- Musisz być taka uparta? - pokazuję mu środkowy palec. W tej chwili nie obchodzą mnie żadne konsekwencje. Będzie chciał mnie zwolnić to droga wolna. Ja nie wdaję się w żadne romanse z szefami. Ba.. Ja nie wdaję się w żadne romanse. To zbyt ryzykowne. Zbyt wiele przeszłam, żeby teraz się w coś angażować. Nienawidzę mężczyzn. - Zaczynasz mnie coraz bardziej interesować -pojawia się nagle obok mnie. - Chętnie umówię się z tobą na lunch.
- Nie, dziękuję.
- Nalegam.
- Czy ja niewyraźnie mówię? Mam przeliterować? N I E!
- No to w takim razie, kolacja za pracę. - raptownie się zatrzymuję i nie dowierzam. On jest nienormalny! Teraz zachował się jak szowinistyczna świnia do potęgi entej.
- W takim razie, wypowiedzenie wyślę Panu na maila. - odpowiadam spokojnie, mimo że w środku się we mnie gotuje. Co za tupet! Nie jestem żadną lalą, która poleci na jego pieniądze, czy wystraszy się, że zwolni mnie z pracy. Najwyżej zmienię tożsamość i zajmę się czymś innym. Na przykład będę pracować jako kelnerka na statkach.
- Wow! Żartowałem - podnosi ręce w geście poddania. - Nie bierz tego do siebie.
- Czego ty w końcu chcesz?
- Umówić się z tobą. - odpowiada nadal uśmiechnięty.
- W takim razie, to ci się nie uda. Przepraszam, ale śpieszę się do hotelu.
- Tak się składa, że ja też. Jestem nawet pewny, że mieszkamy w tym samym hotelu. - zaciskam dłoń w pięść. Mam go serdecznie dość. Czy ten facet nie rozumie, że nie jestem nim zainteresowana? Po pierwsze to mój szef, po drugie straszny dupek, a po trzecie nienawidzę pierdolonych mężczyzn!
- Super - odpowiadam sarkastycznie. - Ale mało mnie to obchodzi. Do widzenia.
- Valerie! Przecież nic ci nie zrobiłem, a traktujesz mnie jak wroga.
- Ale zawsze możesz coś zrobić.
- Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz.
- Nie chcę niczego próbować! Odwal się ode mnie. Nie jestem typem dziewczyny, która marzy o związkach. Panicznie się ich boję. Teraz wybacz, ale mam ciekawsze rzeczy do roboty niż rozmawianie z Panem. Do widzenia. - odchodzę. Tym razem za mną nie idzie. Mam nadzieję, że wszystko do niego dotarło i da mi święty spokój. Mój cudowny dzień stracił jakikolwiek sens. Wszystko przez Colina Williamsa.
***
Godzinę później jestem już wykąpana i czekam aż uruchomi się laptop. Muszę wyrzucić z siebie złe emocje, więc napiszę kolejną stronę pamiętnika.
Drogi Pamiętniku
Los Angeles to magiczne miasto i chciałabym tu jeszcze wrócić. Byłam w Hollywood, czyli plastikowej fabryce snów. Jest to bajeczne miejsce, pełne blasku.
Jednak wieczorem podczas spaceru po Ocean Front Walk spotkałam samego diabła, a jest nim Colin Williams. Mój kochany szef i szowinistyczna świnia. Jak on mógł zaproponować mi lunch za pracę? Przecież to przekracza wszystkie granice! Wiedziałam od początku, że ten facet to chodząca pomyłka. Owszem, jego wygląd robi na mnie wrażenie. Od zawsze mam słabość do blondynów. Lecz nie zmienia to faktu, że facet jest gnojem! Nie będę mu całować stóp, tylko dlatego, że daje mi wypłatę! Jak nie ta praca, to inna! Dlaczego wszystko w moim życiu musi się tak komplikować?
Matka ALKOHOLICZKA
ojciec NIEZNANY
siostra MARTWA
On PRAGNIE MEJ ŚMIERCI
Colin DUPEK I SUKINSYN!
Nie ma co. Moje życie wcale nie jest kolorowe. I wiem, że w końcu moja przeszłość mnie dopadnie. Dlatego najlepiej wciąż uciekać i nie mieć niczego, do czego będę tęsknić. Wszystkie emocje muszę w sobie zdusić, aby stać się silną. Nie chcę umierać, ale też nie chcę cierpieć.
Dobranoc.
Valerie
Zapisuję kolejny wpis i zamykam folder. Zamiast jednak wyłączyć laptopa, wchodzę w wyszukiwarkę i bez zastanowienia wpisuję frazę :" Colin Williams."
--------
Hej misie ❤️
Valerie jak zwykle twardo traktuje Colina. Szybko się to nie zmieni. Ona nikomu nie ufa.
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro