'' Ludzie, którzy dla niego służyli''
Colin
- To głupie! - kwituje Dominic. - Wyglądasz jak trup, a chcesz wejść do pieprzonej rezydencji Nathaniela bez planu? Oni cię tam kurwa zabiją!
- A wiesz, gdzie to mam? - fukam, z rękami mocno zaciśniętymi w pięści. - Jacob, możesz jechać szybciej?
- W korku? - pyta ironicznie.
- Kurwa - klnę.
- Uspokój się - dodaje Dominic. - Nerwy w niczym ci tu nie pomogą. Pomyśl przez chwilę racjonalnie! To jest forteca! Nathaniel ma oddanych służących!
- Myślę racjonalnie! - oburzam się. Jak zaraz nie zamknie tej mordy, to mu wybiję jedynki! Valerie nie będzie więziona w tym więzieniu.
- Nie prawda - dodaje Jacob.
- Zabawimy się w Nathaniela - prycham. - Skoro mój braciszek jest takim sukinsynem, to ja również nim mogę być - sugeruję. - W naszych żyłach płynie ta sama krew.
*****
Serge ( prawa ręka Nathaniela)
- Wstawaj, suko! - otwieram kratę dzielącą mnie od Adele. - Czas na zabawę! Strażnicy są spragnieni.
- Wynoś się - wypowiada cicho, ledwie słyszalnie. Leży na prawym boku, a jej cała twarz jest poplamiona krwią. Kurwa! Ohyda! Wcale się nie dziwię, Panowi że jej nie chce! Oddał ją do dyspozycji służbie.
- STUL PYSK! - mój głos odbija się echem od ścian piwnicy. - Masz mnie słuchać!
- Nie - unosi na mnie spojrzenie. - Chcę zginąć!
- Zapomnij! My chcemy mieć z siebie jeszcze pożytek! - z zaciętą miną, klękam przy niej i chwytam mocno za pukiel jej czarnych włosów, zmuszając siłą do podniesienia się z ziemi.
- To boli - łka. - Zostaw mnie!
- Po moim trupie - uśmiecham się z wyższością i wstaję, ciągnąc ją w stronę wyjścia za włosy. - Twoje kudły są przydatne!
- Puść mnie! - próbuje się wyrwać, ale jest zbyt słaba. To lepiej! Nie będzie się szamotać podczas przykuwania ją do łóżka! Panowie będą mieli z niej pożytek!
- Ale ten nasz Pan łaskawy - mówi jeden ze strażników, spoglądając na naszą prywatną dziwkę.
- SERGE! - krzyczy Leslie, jedna z prywatnych striptizerek. - Mamy nieproszonych gości, a szefa nie ma!
- Kogo!
- Ducha! Mamy w holu ducha! - skacze z nogi na nogę. - Nawiedził nas duch!
- Zamknij ryj! - fukam i puszczam włosy Adele, po czym jej głowa uderza o posadzkę. - O kim ty mówisz, kobieto?
- Colin tu jest! - prycham.
- Zainwestuj w okulary, ten facet nie żyje!
- Właśnie! - żwawo gestykuluje rękami ze zdenerwowania. - Ale on tam jest! Stoi! - spoglądam na rozbawionego strażnika, a potem wzdycham.
- Sprawdzę to - odpowiadam rozbawiony. - Duchy nas nawiedzają. Woooo - kręcę z niedowierzaniem głową na głupotę rudowłosej małpy. - Pilnujcie Adele! - spluwam obok nieprzytomnej dziewczyny i wychodzę z piwnicy, kierując się do holu. Leslie ma coś z głową! Duchy nie ist..
- Witaj - wtrąca Colin. Wygląda okropnie, ale jest żywy! Kurwa! Może to rzeczywiście duch? Spoglądam na stojącego obok Dominica, tego pieprzonego zdrajcę.
- STRAŻE! - wołam, ale nikt nie reaguje. - Straże! - cisza.
- Oh wybacz - śmieje się Dominic. - Chyba ich wywiało, gdy dowiedzieli się, że Nathaniel.
- Już wami nie rządzi - dokańcza Colin.
- O czym ty pieprzysz, śmieciu?
- O tym, że - robi krok w moją stronę. - Nathaniel już nie żyje - prycha. - A cały ten biznes - podchodzi bliżej. - jest mój, więc pakuj swoje manatki i spierdalaj, zanim zgnijesz dwa metry pod ziemią! - jego głos jest ostry jak brzytwa, a wyraz twarzy wyraża chęć mordu. Przyzwyczaiłem się, że wybuchów złości Nathaniela, ale Colin w tej chwili przeraża mnie jak jasna cholera!
- Chcę dowód! - odpowiadam. - Muszę mieć pewność, że szef nie żyje!
- Szef stoi przed tobą - dopowiada Dominic. - Colin Williams we własnej osobie!
- Nie! - marszczę brwi.
- Dominic, zajmij się nim. - odpowiada Colin. - Skoro nie chce uciekać, spłonie razem z tym budynkiem. Ja idę po Valerie!
- Jak to, spłonie? - pytam spanikowany. Spłonie? Co spłonie?
- Spłonie każdy, kto chociaż spojrzał na moją kobietę!
*****
Colin
Resztkami sił, zbiegam schodami do piwnicy, słysząc swoje kroki odbijające się echem od ścian. Nie mam zbyt wiele czasu, aby wynieść Valerie z tego miejsca, ponieważ połowa rezydencji już stoi w płomieniach. Wcale nie żartowałem ze spaleniem tego miejsca. Nic dobrego nigdy się w nim nie stało. To miejsce wiecznej krzywdy i śmierci.
- PUSZCZAJ JĄ, SKURWIELU! - wrzeszczę na wysokiego faceta, dobierającego się do jej spodni. Kurwa, w ostatniej chwili!
- Kim jesteś? - odsuwa się od niej jak poparzony, dzięki czemu widzę jej twarz.
- Coś ty jej kurwa zrobił? - warczę.
- Nic! - unosi ręce w geście kapitulacji. - Nasz pan podarował ją strażnikom w prezencie! - biorę nieprzytomną Valerie na ręce, czując w nozdrzach zapach jej krwi oraz dym. - Co jest? - panikuje strażnik.
- Spłoń żywcem, skurwielu! - wychodzę z piwnicy, zamykając za sobą masywne drzwi na zamek.
- WYPUŚĆ MNIE! - uderza w drzwi.
- Ludzie, którzy dla niego służyli, teraz nie zasługują na życie!
-----
Hej misie ❤️
Miłej niedzieli
Buziole 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro