Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

'' Ludzie, którzy dla niego służyli''

Colin

- To głupie! - kwituje Dominic. - Wyglądasz jak trup, a chcesz wejść do pieprzonej rezydencji Nathaniela bez planu? Oni cię tam kurwa zabiją!

- A wiesz, gdzie to mam? - fukam, z rękami mocno zaciśniętymi w pięści. - Jacob, możesz jechać szybciej?

- W korku? - pyta ironicznie.

- Kurwa - klnę.

- Uspokój się - dodaje Dominic. - Nerwy w niczym ci tu nie pomogą. Pomyśl przez chwilę racjonalnie! To jest forteca! Nathaniel ma oddanych służących!

- Myślę racjonalnie! - oburzam się. Jak zaraz nie zamknie tej mordy, to mu wybiję jedynki! Valerie nie będzie więziona w tym więzieniu.

- Nie prawda - dodaje Jacob.

- Zabawimy się w Nathaniela - prycham. - Skoro mój braciszek jest takim sukinsynem, to ja również nim mogę być - sugeruję. - W naszych żyłach płynie ta sama krew.

*****

Serge ( prawa ręka Nathaniela)

- Wstawaj, suko! - otwieram kratę dzielącą mnie od Adele. - Czas na zabawę! Strażnicy są spragnieni.

- Wynoś się - wypowiada cicho, ledwie słyszalnie. Leży na prawym boku, a jej cała twarz jest poplamiona krwią. Kurwa! Ohyda! Wcale się nie dziwię, Panowi że jej nie chce! Oddał ją do dyspozycji służbie.

- STUL PYSK! - mój głos odbija się echem od ścian piwnicy. - Masz mnie słuchać!

- Nie - unosi na mnie spojrzenie. - Chcę zginąć!

- Zapomnij! My chcemy mieć z siebie jeszcze pożytek! - z zaciętą miną, klękam przy niej i chwytam mocno za pukiel jej czarnych włosów, zmuszając siłą do podniesienia się z ziemi.

- To boli - łka. - Zostaw mnie!

- Po moim trupie - uśmiecham się z wyższością i wstaję, ciągnąc ją w stronę wyjścia za włosy. - Twoje kudły są przydatne!

- Puść mnie! - próbuje się wyrwać, ale jest zbyt słaba. To lepiej! Nie będzie się szamotać podczas przykuwania ją do łóżka! Panowie będą mieli z niej pożytek!

- Ale ten nasz Pan łaskawy - mówi jeden ze strażników, spoglądając na naszą prywatną dziwkę.

- SERGE! - krzyczy Leslie, jedna z prywatnych striptizerek. - Mamy nieproszonych gości, a szefa nie ma!

- Kogo!

- Ducha! Mamy w holu ducha! - skacze z nogi na nogę. - Nawiedził nas duch!

- Zamknij ryj! - fukam i puszczam włosy Adele, po czym jej głowa uderza o posadzkę. - O kim ty mówisz, kobieto?

- Colin tu jest! - prycham.

- Zainwestuj w okulary, ten facet nie żyje!

- Właśnie! - żwawo gestykuluje rękami ze zdenerwowania. - Ale on tam jest! Stoi! - spoglądam na rozbawionego strażnika, a potem wzdycham.

- Sprawdzę to - odpowiadam rozbawiony. - Duchy nas nawiedzają. Woooo - kręcę z niedowierzaniem głową na głupotę rudowłosej małpy. - Pilnujcie Adele! - spluwam obok nieprzytomnej dziewczyny i wychodzę z piwnicy, kierując się do holu. Leslie ma coś z głową! Duchy nie ist..

- Witaj - wtrąca Colin. Wygląda okropnie, ale jest żywy! Kurwa! Może to rzeczywiście duch? Spoglądam na stojącego obok Dominica, tego pieprzonego zdrajcę.

- STRAŻE! - wołam, ale nikt nie reaguje. - Straże! - cisza.

- Oh wybacz - śmieje się Dominic. - Chyba ich wywiało, gdy dowiedzieli się, że Nathaniel.

- Już wami nie rządzi - dokańcza Colin.

- O czym ty pieprzysz, śmieciu?

- O tym, że - robi krok w moją stronę. - Nathaniel już nie żyje - prycha. - A cały ten biznes - podchodzi bliżej. - jest mój, więc pakuj swoje manatki i spierdalaj, zanim zgnijesz dwa metry pod ziemią! - jego głos jest ostry jak brzytwa, a wyraz twarzy wyraża chęć mordu. Przyzwyczaiłem się, że wybuchów złości Nathaniela, ale Colin w tej chwili przeraża mnie jak jasna cholera!

- Chcę dowód! - odpowiadam. - Muszę mieć pewność, że szef nie żyje!

- Szef stoi przed tobą - dopowiada Dominic. - Colin Williams we własnej osobie!

- Nie! - marszczę brwi.

- Dominic, zajmij się nim. - odpowiada Colin. - Skoro nie chce uciekać, spłonie razem z tym budynkiem. Ja idę po Valerie!

- Jak to, spłonie? - pytam spanikowany. Spłonie? Co spłonie?

- Spłonie każdy, kto chociaż spojrzał na moją kobietę!

*****

Colin

Resztkami sił, zbiegam schodami do piwnicy, słysząc swoje kroki odbijające się echem od ścian. Nie mam zbyt wiele czasu, aby wynieść Valerie z tego miejsca, ponieważ połowa rezydencji już stoi w płomieniach. Wcale nie żartowałem ze spaleniem tego miejsca. Nic dobrego nigdy się w nim nie stało. To miejsce wiecznej krzywdy i śmierci.

- PUSZCZAJ JĄ, SKURWIELU! - wrzeszczę na wysokiego faceta, dobierającego się do jej spodni. Kurwa, w ostatniej chwili!

- Kim jesteś? - odsuwa się od niej jak poparzony, dzięki czemu widzę jej twarz.

- Coś ty jej kurwa zrobił? - warczę.

- Nic! - unosi ręce w geście kapitulacji. - Nasz pan podarował ją strażnikom w prezencie! - biorę nieprzytomną Valerie na ręce, czując w nozdrzach zapach jej krwi oraz dym. - Co jest? - panikuje strażnik.

- Spłoń żywcem, skurwielu! - wychodzę z piwnicy, zamykając za sobą masywne drzwi na zamek.

- WYPUŚĆ MNIE! - uderza w drzwi.

- Ludzie, którzy dla niego służyli, teraz nie zasługują na życie!

-----
Hej misie ❤️
Miłej niedzieli
Buziole 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro