" Lampka wina"
Dlaczego mam wrażenie, że Colin sukinsyn Williams mnie śledzi? Kolejny raz spotkałam go na pokładzie samolotu, a to jest dziwne. Każdy normalny człowiek zostaje w danym miejscu na kilka dni, ale nie on. Każdy mój lot kończy się konfrontacją z nim samym. Dopiero wylądowaliśmy w Seattle, a za półtorej godziny wylatujemy do Dubaju i oczywiście kochany szef siedzi w poczekalni razem z innymi pasażerami i pracownikami. On jest chory psychicznie? Nie po to uciekam od jednego gnoja, żeby użerać się z jeszcze jednym. Ten sukinsyn ma czelność podrywać mnie, a w Filadelfii czeka na niego żona! Co on sobie wyobraża? Małżeństwo do czegoś zobowiązuje. Tak mi się przynajmniej wydaje.
- Co cię dręczy? - zagaduje blondyn i uśmiecha się do mnie promiennie. Wywracam oczami i nie odpowiadam. Nie muszę z nim rozmawiać. To nie należy do moich obowiązków. Wyjmuję ze swojej torby słuchawki i telefon. - Nienawidzę jak ludzie mnie ignorują - marudzi i bierze do ręki pukiel moich włosów. Przesiadam się na krzesło obok, ale z marnym skutkiem, bo on nie daje za wygraną i zajmuje moje wcześniejsze miejsce.
- Odpieprz się - mówię wrednie i wkładam do uszu słuchawki, które i tak zostają mi zabrane. - To moja własność, idioto!
- Nie lepiej ci ze mną porozmawiać? Możemy się czegoś o sobie dowiedzieć.
- Nie, dziękuję. Internet jest bardzo pomocny w tych sprawach.- jego uśmiech się powiększa, a ja nie wiem dlaczego.
- Jednak cię zainteresowałem? Wnioskuję, że szukałaś gorących ploteczek na mój temat.
- Gorący to ty na pewno nie jesteś - fukam i próbuję zabrać swoją własność.
- A może sama siebie oszukujesz?
- Ze sobą to ja jestem szczera aż do bólu. - stwierdzam. - Skoro już pogawędziliśmy, możesz mi oddać słuchawki.
- Czego się o mnie dowiedziałaś? - ignoruje moje słowa i chowa słuchawki do tylnej kieszeni swoich jeansów. Czy on jest nienormalny? To jest kradzież i w każdej chwili mogę to zgłosić na policję! Z drugiej strony policjanci by mnie wyśmiali.
- Że jesteś dupkiem - zakładam ręce na piersi.
- Naprawdę? - prycha. - Nie miałem o tym pojęcia. - zabiera ze stolika kieliszek z winem. - Ale zawsze możemy to sprawdzić, prawda?
- O czym ty mówisz? - pytam zdezorientowana, ale on nie odpowiada. Jedynie wylewa na moją spódniczkę zawartość kieliszka. Wstaję z krzesła jak poparzona. Jestem wściekła i zaraz go zabiję. Ludzie przyglądają się tej scenie z niemałym rozbawieniem, ale ja czuję się przede wszystkim zażenowana. Tak nie zachowuje się dojrzały mężczyzna do cholery! Co on sobie myśli? Przecież ja w tym uniformie pracuję.
- POJEBAŁO CIĘ? - krzyczę, zanim jestem wstanie dobrać bardziej delikatne słowa.
- Sprawdzałem tylko, czy jestem dupkiem - nabija się. - Masz rację. Jestem nim.
- To mój strój do pracy! On zawsze musi być nieskazitelny.
- Przecież cię za to nie zwolnią - odpowiada z kpiną i odkłada kieliszek na stolik.
- Ha ha ha - mówię sarkastycznie. - Pieprz się!
- Z tobą, zawsze - szczerzy zęby w figlarnym uśmieszku. - Valerie, wyluzuj trochę. Więcej zabawy.
- Zabawa nie prowadzi do niczego dobrego. Jestem żywym na to dowodem. - chwytam swój pokrowiec na ubranie, gdzie mam jeszcze jeden podobny uniform. Muszę się przecież przebrać. Nie będę chodzić między pasażerami z wielką plamą od czerwonego wina na przodzie spódniczki. To wygląda nie estetycznie.
- A ja uważam inaczej. - odwracam się w kierunku wyjścia z poczekalni. - Nie uciekaj! - woła za mną.
- Idę się przebrać, bo jakiś pieprzony arogancki dupek pobrudził mi strój! - wychodzę z pomieszczenia i idę prosto do toalety. Ten człowiek to chodzące zło!
****
Colin
Ta kobieta jest niesamowita! Twarda z niej sztuka, co sprawia, że pragnę jej jeszcze bardziej. Nieświadomie zachęca mnie do działania. Pierwszy raz od dawna czuję się pełen życia i zapału. Ludzie w poczekalni karcą mnie spojrzeniem. No jeju! Wielkie mi halo! To tylko wino, a za jej stroje i tak płacę ja. Dobrze wiedziałem, że ma drugi uniform. Aż taki głupi nie jestem. Ale zrobię wszystko, żeby o mnie rozmyślała. Nawet jeśli będzie mnie wyklinać, to będzie o mnie myśleć i o to właśnie chodzi. Jestem zaskoczony, że szukała o mnie informacji w internecie, ale wcale mi to nie przeszkadza. Jedynie przeraża mnie myśli, że wie o moim małżeństwie. Nikt jeszcze nie wie, że złożyłem papiery rozwodowe. Muszę jej to jak najszybciej wyjaśnić. W Dubaju będziemy aż trzy dni, więc tym razem muszę ją wyciągnąć na kolację.
******
ON
- Twój czas minął, Mark! - uśmiecham się przebiegle i poleruję swoją broń. Dałem mu czterdzieści osiem godzin na odnalezienie mojego promyczka, ale nie wywiązał się z obietnicy. Na jego nieszczęście, ja dotrzymuję danego słowa.
- Ślad po niej zaginął! - tłumaczy. - Robiłem wszystko co w mojej mocy.
- GÓWNO PRAWDA! Nie znalazłeś jej, więc nie zrobiłeś niczego konkretnego!
- Przysięgam, że szukałem jej wszędzie, ale Adele Richardson została uznana za zmarłą wszędzie! Nie ma o niej żadnej wzmianki!
- PRZECIEŻ NIE WYPAROWAŁA, DEBILU! Nie było jej w tym przeklętym domu podczas pożaru! - ładuję magazynek. Nie będę się męczył z niekompetentnym pracownikiem. Nie mam na to nerwów ani ochoty.
- Niech mi Pan da jeszcze jedną szansę! - błaga.
- Nie znam litości! - celuję w jego czoło i wystrzelam. Ciało Marka pada na ziemię. - JAKE! - wołam.
- Tak? - młody chłopak pojawia się natychmiast.
- Pozbądź się ciała tego kłamcy! Potem odszukaj Adele Richardson. Masz na to czterdzieści osiem godzin, a jeśli tego nie zrobisz, skończysz jak on - wskazuję na Marka i wybucham złowieszczym śmiechem. Ludzie się mnie boją i o to właśnie chodzi. A ty Adele naciesz się wolnością póki możesz, bo czeka cię marny los. Ode mnie się nie ucieka, suko!
-------
Hej misie ❤️
Przepraszam, że tak późno, ale tak nagle naszło mnie żeby coś napisać.
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro