" Drobna kłótnia"
- Twoim ojcem, Adele. Twoim ojcem. - zastygam, nie potrafię wypowiedzieć ani jednego słowa. Dlaczego dzwoni do mnie po dwudziestu sześciu latach milczenia? - Jesteś?
- Nie rozumiem - czuję się zagubiona jak mała dziewczynka. Mój świat z dnia na dzień się wali, zaczynając od śmierci Heather, kończąc na odzewie cudownego nieznanego tatusia.
- Chcę wszystko wyjaśnić, przeprosić, ale wolę tego nie robić przez telefon.
- Innej okazji nie będzie Pan miał, bo nie wybieram się na żadne spotkanie. Dlaczego podpisał się, Pan literką P?
- P jak pilot. - wyjaśnia. - Zwróciłem na ciebie uwagę podczas lotu do Dubaju, bardzo mocno mi kogoś przypominałaś, ale niestety miałem pustkę w głowie.
- I dlatego wysłał mi Pan perfumy z seksistowską wiadomością?
- Błagam, dziecinko zapomnij o tym. Wtedy nie miałem pojęcia kim jesteś. Nazywasz się Valerie Bowen, a nie Adele Richardson.
- Skąd pan zna moją tożsamość?
- Wynająłem detektywa.
- Dlaczego?
- Bo coś nie dawało mi spokoju. Jesteś cholernie podobna do Abigail.
- Błagam - prycham. - Zostawił nas Pan. Matka w ogóle o panu nie mówiła.
- Nie miałem pojęcia, że Abigail jest w ciąży, gdy wylatywałem w turne z piłkarzami. Nic mi nie powiedziała, a gdy wróciłem już nie mieszkała w Nowym Jorku.
- A Heather? Przecież o niej musiałeś wiedzieć!
- Heather nie jest moją córką.
- Co?
- Gdybym ożenił się z Abigail, byłbym jej ojczymem. Proszę, możemy się spotkać?
- Kiedy i gdzie? - muszę poznać prawdę, za dużo informacji jak na jeden telefon. Teraz muszę poznać tego człowieka i poszperać w przeszłości mojej matki. Moim celem jest zrozumienie tej całej zagmatwanej historii.
- Wyślę ci adres esemesem. Mam nadzieję, że jesteś w Filadelfii.
- Niech pan wyśle po prostu adres. - rozłączam się i mam ogromną ochotę zadzwonić do matki, ale to nic mi nie da. Pieprzona alkoholiczka, egoistka i materialistka.
- Podałem dane Dominicowi, sprawdzi kolesia.
- Nie trzeba - wyszeptuję. - Rozmawiałam z nim.
- CO ZROBIŁAŚ? - krzyczy. - Upadłaś na głowę? Wiesz jakie to niebezpieczne? To ja ci tutaj próbuję zapewnić bezpieczeństwo, a ty odwalasz taki numer? Pięknie! Kurwa, cudownie!
- To mój ojciec - odpowiadam beznamiętnie. - Mój ojciec - wzdycham. - P jak pilot. Zapewne pracuje w twoich liniach lotniczych.
- Imię i nazwisko - warczy.
- Nie znam, nie zapytałam.
- Idiotka! - wyrzuca ręce do góry. - Myślisz czasem? Kurwa skąd wiesz, że pracuje dla mnie?
- Wspomniał, że spotkał mnie na pokładzie samolotu podczas lotu do Dubaju.
- Sprawdzę to! - mówi przez zaciśnięte zęby. - Powinienem ci odebrać telefon. Załatwiłbym to w bezpieczniejszy sposób.
- Wiecznie nie możesz mnie chronić.
- Właśnie, że mogę. - fuka i wbiega do domu. Nie sądziłam, że aż tak go to zbulwersuje. Przecież nie powiedziałam ojcu nic, co mogłoby nam zaszkodzić. Racja, zachowałam się lekkomyślnie, ale naprawdę zależy mi na poznaniu prawdy. Colin się wścieknie jak wspomnę o powrocie do Filadelfii, aby spotkać się z rzekomym tatusiem.
- Bart Hansen - zagaja Colin. - Wtedy leciał Bart i David, ale David jest za młody na twojego tatuśka.
- Nie złość się.
- Nie złość się? - prycha. - Ja się nie złoszczę! Jestem oazą spokoju, kurwa. Valerie, zrozum że w ten sposób nas narażasz! Nie możesz robić tego, co ci się żywnie podoba! Tutaj ja rozdaję karty! Muszę ci zapewnić bezpieczeństwo!
- Jesteś taki jak on - wstaję z ławki, aby podejść do blondyna. - Nie jestem twoją własnością, więc mnie tak nie traktuj! Nie rozdajesz żadnych kart! Zaufałam ci, lecz zaczynam myśleć, że ty i Nathaniel prowadzicie jakąś chorą grę. Niby chcesz mnie chronić, a teraz mówisz zupełnie jak on. - chwyta mnie za ramiona.
- Nie jestem nim! - pcha mnie na drewnianą kolumnę. - Nigdy nie wątp w moją lojalność! Pomagam ci, bo to mój zasrany obowiązek, aby powstrzymać brata oraz podobasz mi się do cholery! Czego nie rozumiesz w tym zdaniu?
- To przestań mi mówić, że jestem idiotką!
- Kilka chwil temu zachowałaś się jak idiotka! - przybliża swoją twarz do mojej. - Jestem na ciebie wściekły, ale już i tak jest za późno, aby cokolwiek naprawić!
- Muszę się spotkać z ojcem.
- Nie. - odpowiada stanowczo. - Zabraniam. - pod wpływem impulsu unoszę kolano i zadaję uderzenie w centrum faceta. - Cholera - odsuwa się ode mnie i pada na kolana z grymasem bólu wypisanym na twarzy.
- Spotkam się z nim! - wchodzę do domku i szybkim krokiem przemierzam odległość od salonu do mojego pokoju.
- Valerie! - woła Colin. - Stój! - nie zatrzymuję się. - Valerie! - nim zdążę zatrzasnąć drzwi od sypialni, zostaję złapana za ramię i gwałtownie przyciągnięta do torsu blondyna.
- Puszczaj mnie, świnio! - próbuję się uwolnić od uścisku, ale mam za mało siły.
- Ta świnia chce znaleźć jakiś kompromis.
- U la la - prycham. - Nie wiedziałam, że znasz takie pojęcie. Przecież to TY rozdajesz karty!
- Zapomnij o tym!
- Spadaj na drzewo bambo straszyć! Z tą mordą mógłbyś robić za stracha na wróble. - jego klatka piersiowa zaczyna wibrować. - Przestań się śmiać.
- A ty przestań uciekać.
- Uciekam bo jesteś wkurzony.
- Ciekawe dlaczego - odpowiada z ironią. - Valerie, postąpiłaś głupio, ale nie mogę ci zabronić spotkania z ojcem.
- Dziękuję ci.
- Ale to on pojawi się tutaj, ty nie opuścisz tego domu dopóki nie będzie bezpiecznie.
- Lubisz mi rozkazywać?
- Czasami - odsuwam się od niego, aby spojrzeć w jego oczy.
- Chyba zawsze. Skontaktujesz się z moim ojcem, czy ja mam to zrobić?
- Załatwię to. - całuje mnie w czoło. - Przepraszam.
- Zrób mi coś do jedzenia, to ci wybaczę.
- Księżniczka - prycha. - Ale niech ci będzie. Może jeszcze ci masaż zrobić?
- Mógłbyś?
- Z największą przyjemnością - porusza sugestywnie brwiami z figlarnym uśmieszkiem. O nie Przepadłam.
****
Nathaniel
- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa - chodzę wokół mojego biurka. Straciłem najlepszego informatora, mój braciszek przepadł razem z Adele, po Dominicu również nie ma żadnego śladu. Jeszcze nigdy nie czułem się tak bezradny. Zawsze miałem jakiś plan awaryjny, ale tym razem jest źle. Próbowałem namierzyć Colina, ale na darmo. Tak jakby zapadł się pod ziemię. Nawet rodzice nie mają z nim kontaktu i nie wiedzą, gdzie jest. Chyba że przystaję i spoglądam na nocną panoramę miasta. Dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej? Sięgam po telefon i wybieram pożądany numer. To moja ostatnia deska ratunku.
- Halo?
- Leah....
----
Hej misie ❤️
Miłej soboty 😘
Buziole 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro