Rozdział 69 ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Pov. Burn
Prawie, że nie słyszalnie mruknął mi krzywo do ucha, doprowadzając mnie do coraz większego obłędu. Moje ciało i myśli instynktownie zaczęły kompletnie inaczej funkcjonować. Po prostu każąc mi go sobie przywłaszczyć, w każdy możliwy sposób. Nawet w taki, który nie został wcześniej odkryty przez świat. Musnąłem wargami jego skroń, czulej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Wplotłem palce w jego włosy, przeczesując grzywkę do tyłu. Przeszyłem go wzrokiem, dając nim znak, że go pragnę i nic mnie nie jest w stanie w tej chwili powstrzymać przed uczynieniem go swoim. Jego lekko nieobecny wzrok powrócił do normalności, tak jak i ogólnie mimika twarzy, wracając całkowicie do charakterystycznego chłodu. Dosłownie zasłonił mi prawie, że całą twarz dłonią, odsuwając mnie beżdzielnie od siebie.
-Hej- mruknąłem niezadowolony-O, nie- bardziej wsunąłem dłoń pod jego spodnie, widząc, jak chciał mi ją stamtąd zabrać-Co dotknąłem, to moje. Jeśli nie znasz tego przysłowia, to sobie go dodaj do słownika. Jeszcze podziękujesz.
-Nagumo, na za dużo sobie pozwalasz- wytarł spływającą ślinę ze swojej brody, powoli normując swój wcześniej brakujący oddech.
-A oświecisz mnie czemu? Jeszcze kilka sekund temu sam mnie do siebie przyciągnąłeś i o mało co ci dziecka nie zrobiłem- oberwałem z łokcia za ten tekst, którego nie zamierzałem odwoływać.
-Jesteśmy w miejscu publicznym. Ktoś jeszcze nam wejdzie i zobaczy coś co nie powinien- usiadłem po turecku, drapiąc się po karku.
-A więc mówisz, że nie chodzi ci o bycie nie gotowym, a o miejsce, tak?- obejrzał mnie ze zmarszczonymi brwiami-Nie patrz tak na mnie. Próbuję cię właśnie zrozumieć.
-Nawet nie próbuj się do mnie zbliżyć swoim penisem, idioto. Teraz nic nie wiadomo co nasz mózg zrobi. Możemy się nawzajem skrzywdzić i to w nie odwracalny sposób. Mógłbyś łaskawie nie pożerać mnie wzrokiem? Mówię właśnie o poważnych sprawach.
-Po pierwsze, pożeram twoje usta, czyli oglądam ich ruch, a wtedy wiem, że coś tam do mnie brzęczysz. Po drugie, dobrze znam ryzyko. Nie musisz mi mówić jak dziecku, że sex teraz be- oparłem plecy o ścianę ciężko. Z kilka sekund już luźniej, oglądając prostokątne kształty światła na podłodze, które akurat skupiły na sobie moją uwagę w pół mroku.
-I nie będziesz mi robił teraz wyrzutów?
-Nigdy bym ci nie robił przez to fochów- spojrzałem mu w oczy z chwilowym politowaniem, uspokoiłem się całkowicie-Nie jesteś moją zabawką, ani ja zwierzakiem. Umiem się kontrolować, śnieżko.
-Mam taką nadzieję- mruknął ciszej
-Nie musisz wątpić w mój szacunek do ciebie. Zbieramy się?
-Ta...- opadł na mnie
-Su- drgnąłem, dotykając jego pleców -Hej~ lecisz na mnie? Już, zaraz znajdziemy się w łóżku ~- odsunąłem go delikatnie, szybko popadając w zmartwienie. Obejrzałem jego dłoń-Fuck- zapomniałem o czymś takim...-Chodź- powoli go uniosłem jak pannę młodą, ukrywając przy tym lekkie problemy. Kiedy jest tak luźno, to jest jeszcze cięższy...to nie tak, że to dla mnie za dużo i jestem słaby, to akurat na pewno nie. Pewnie grawitacja za mocno oddziałowuje na nas-Wytrzymaj, opatrzę ci to- szybkim krokiem wbiłem z buta do pomieszczenia, gdzie zobaczyłem zakochaną parkę. Obejrzałem ich naprawdę spokojną pozycję, a bardziej...obrazek przedstawiający kochających się małżonków, którzy siedzą w spokoju i cieszą się swoim towarzystwem ...-Alleluja, nic dziwnego nie robicie - burknąłem, układając chłopaka na łóżku.
-C, mogłeś sobie to odpuścić. Co mu jest?- zielono włosy podszedł do nas.
-Rękę sobie roztrzaskał, co innego?- szperam po szafkach w lekkiej desperacji, próbując znaleźć coś przydatnego.
-Zajmę się nim. Akurat wiem jak się tym zająć - wyjął jakieś opakowanie z innej szuflady.
-Tylko ostrożnie - przytaknął, siadając przy nim. Stanąłem niedaleko, oglądając jego poczynania. Co jakiś czas zerkałem na czerwono włosego, który też oglądał co robi jego chłopak.
-Nie jestem ze szkła, poradzę sobie- burknął, zamykając oczy
-Wiemy, wytrzymaj to... zobaczę czy nic nie złamałeś, ale wygląda to bardziej jak...
-Nie mów, a rób...póki jestem przytomny.
-Jasne- zajął się zatrzymywaniem krwotoku-Uwolniłeś się, naprawdę tylko w taki sposób da się to zrobić?
-Hm?- uniosłem wzrok, skupiając się też na jego wypowiedzi. Chłopak wbił swój lodowaty wzrok przed siebie, nie dając nam znaku czy ma zamiar nam odpowiedzieć.
-Nie mnie pytajcie. Ja postąpiłem w taki sposób, ale nie musi to oznaczać tego, że reszta powinna pójść moimi śladami. Plus najpierw się zastanów czy w ogóle twój chłopak ci pozwoli na coś tak ryzykownego. Teraz nawet nie jestem pewien jakie skutki, po zdjęciu tego, mnie czekają. Może nagle moja głowa wybuchnie?
-Nawet tak nie mów!- wtrąciłem się krzykiem-Nie po to cię teraz ratujemy, abyś poszedł wąchać kwiatki od spodu, kumasz?
-Ech, nigdzie się przecież nie wybieram, idioto.
-No i tak ma pozostać.
|Time skip|
Po kilku ustaleniach między drużynami, jakimiś zmianami planów i durnymi papierami, o których nie będę mówić, bo nudy. Przygarnąłem chłopaka do swojego pokoju, aby mieć na niego oko. W razie czego bym mógł niezwłocznie powiadomić kogoś z zewnątrz, aby mu pomoc. Przez kilka pierwszych godzin nic do siebie nie mówiliśmy. Również wolałem użyć rozsądku i nie zaczynać tematu, kiedy on nie jest w pełni sił. Obciążanie go nie zawsze jest moim hobby. Nakarmiłem go przed snem i sam się ułożyłem obok niego.
-Na pewno nie potrzebujesz czegoś jeszcze?
-Nie jestem w ciąży.
-A mógłbyś być, wiesz?- uniósł jedną brew, zastanawiając się czy kontynuować rozmowę czy lepiej zrezygnować. Odwrócił się do mnie tyłem -Ten ruch wyglądał, jakbyś chciał siebie ode mnie oddzielić - zbliżyłem go za biodro do siebie, obejmując go szczelnie ramionami -Nie pozwolę ci na to~- szepnąłem mu do ucha-Jakby coś się działo, od razu mnie budź.
-Dobrze, śpij już- mruknął spięty
-Dobranoc.
-Branoc- zamknął oczy, próbując zasnąć.
Jutro z nim będę musiał porozmawiać lub chociaż w najbliższym czasie. Pogładziłem ledwo co jego palce u uszkodzonej dłoni. Nie mogę pozwolić na kolejną pomyłkę. Teraz liczy się tylko jego bezpieczeństwo i rozwiązanie tych tajemnic. Ucałowałem tył głowy, powoli przysypiając za pomocą jego zapachu.
Uchyliłem oko, czując na sobie promienie słońca i jakieś krzyki. Uch, muszę iść na trening, ale...ktoś już próbował rozwalić mi drzwi z drużyny. Wstałem, biorąc swoją bluzę-Czego?- otworzyłem wkurzony
-Ile jeszcze mamy czekać?! Jeszcze chwila i poszukamy innego kapitana na twoje miejsce!
-Ha?! Grozisz mi? Nie umiecie zacząć samodzielnie rozgrzewki?! Co wy jesteście?! Ech...- spojrzałem za siebie w niezadowoleniu. Pomimo mojego krzyku w dalszym ciągu śpi...musi być wykończony...za dwie godziny bym do niego wrócił...przez okno nikt nie będzie w stanie się dostać, pozostają drzwi...wziąłem torbę na bark-Spokojnie, kochanie. Zaraz do ciebie wrócę. Tylko ogarnę to przedszkole- ucałowałem jego czoło, przeczesując jego włosy za ucho.
-Pff- spojrzałem morderczo na zawodnika
-Jakiś problem?!
-Heh, chodźmy już na ten trening- wyszedł, fuknąłem pod nosem. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Pobiegłem na boisko. Tym szybciej zacznę, tym szybciej do niego wrócę.
Pov. Gazelle
Uniosłem się na łokciu, obejrzałem się po pokoju z lekko rozmazanym obrazem. Przetarłem oczy palcami, siadając normalnie. Ktoś wbił z hukiem, od razu rzuciły mi się w oczy czerwone włosy.
-Bu...- zmarszczyłem brwi, kiedy obraz mi się wyostrzył-Kim jesteś?- spojrzał na mnie z uniesioną brwią, później na zgniecioną kartkę i kluczyk w dłoni. Cofnął się o krok, aby chyba zerknąć na numerek wywieszony na drzwiach-Odpowiesz mi w końcu?- wstałem na równe nogi z lekkim niepokojem. On nie należy do jakiejkolwiek drużyny, pierwszy raz gościa widzę na oczy.
-Ech- podrapał się po karku z kapryśnym wyrazem twarzy- Kto pyta?- drgnęła mi brew. Czy to jest jakaś kolejna wersja Nagumo? Nie wytrzymam z jego kopią. Nie, nie powinienem nawet tak myśleć. Chyba on nie jest zwidą.
-Nie jesteś na swoim terenie. Czego tutaj szukasz?- obejrzał mnie, dość szybko zmieniając swoją postawę. Wyprostował plecy, opierając się ramieniem o framugę drzwi-Nie ryj się, tylko odpowiadaj.
-Czemu się tak wkurzasz, księżniczko?- księż...minąłem go całkowicie obojętniejąc-Hej, nie ignoruj mnie- złapał mnie za schowaną w kieszeni rękę, syknąłem, zaciskając powieki-Hm?- spojrzał na swoją dłoń, gdzie było odrobinę mojej krwi-Ha? Krew? - obejrzał moją dłoń-To chore! Co ci się z nią stało?
-Nie twoja sprawa, ten pokój nie należy do ciebie. Lepiej idź znaleźć tego, kto dał ci te klucze.
-Nie bądź taki oziębły~ Możemy sobie nawzajem pomóc- odszedłem, już go całkowicie ignorując. Stanął obok mnie-Mnie się nie ignoruje.
-Odejdź śmiertelniku, nigdy mi nie dorośniesz do pięt.
-Hej! Ty!- został szarpnięty za ramię, zanim by mi odpowiedział
-Przepraszam bardzo, ale chyba coś Ci się pomyliło. Podbijasz do mojego wroga- odciągnął go ode mnie, po czym się na mnie zawiesił
-Wróg? W łóżku?
-Chcesz w mordę?! Chyba się o to prosisz!- zbliżył się do niego agresywnie
-Wyluzuj~Nie wnikam co was łączy. Tak czy siak nie byłbyś przeszkodą, jeśli odbiorę sobie go za cel, to go zdobędę- zaśmiał się, święcie pewny swoich słów.
-Zabiję!- szarpnął za jego koszulkę-Tylko się do niego zbliż! Jest tylko i wyłącznie mój! Nigdy by nie spojrzał na kogoś takiego, jak ty!
-Mówisz?~ Z chęcią przyjmę to wyzwanie- widać było, jak świetnie się teraz bawi, wkurzając mojego chłopaka.
-Uspokójcie się natychmiast, wciąż nie wyjaśniliśmy sobie kim jesteś.
-Ha?! Nie zaprzeczyłeś, Gazelle- warknął zły
-A więc masz ksywkę Gazelle? Zobaczymy w czasie meczu czy to do ciebie pasuje.
-Meczu?
-Teraz nie obchodzi mnie kim on jest, gadaj, że jesteś mój- obejrzałem chłopaka z politowaniem. Skrzyżowałem ręce na klatce, wzdychając.
-Jestem twoim chłopakiem, to oczywiste. Nigdy bym nie spojrzał na jakiegoś robaka, który nawet się nie umie przedstawić.
-Heh, lubię takie zdobycze- ten debil... nazwał mnie zdobyczą?
-Nie zagalopuj się, o co chodziło Ci z tym meczem?- ukryłem poważne zirytowanie
-Jeszcze się nie domyśleliście? Nie mówcie, że sami idioci będą mnie otaczać...
-Zważaj na słowa, tylko wrogów sobie narobisz.
-Nie przyszedłem tutaj, aby szukać przyjaciół, tylko żeby stać się jeszcze lepszym. O ile w ogóle jest to jeszcze możliwe~ Heh, nie patrzcie tak na mnie. Moja ksywka, tak jak imię zależy od tego jaką technikę używam.
-Od techniki?
-Owszem, może i wy macie tą jedną określoną dziedzinę mocy, ale ja mam dwie, a nawet jak będę chciał, to dodam do tego zmierzch. Więc jak na razie możecie mnie nazywać...- zatrzymał się na chwilę, rozmyślając-Aby ułatwić waszym małym móżdżkom nazywajcie mnie po prostu Yugure. Dobrze sobie to zapamiętajcie. Właśnie przez niego zaczną was nachodzić koszmary w nocy- on jest kompletnie świrnięty. Z dwoma idiotami to ja nie wytrzymam.
-Dobra, więc jak już wiemy jak się nazywamy- zacząłem, zanim by napastnik wyskoczył z krzykiem-Domyślam się, że jesteś nowym zawodnikiem, którejś z drużyny. Którego pokoju szukałeś?
-4- oboje zmarszczyliśmy brwi z zaniepokojeniem
-Ha ha ha! Naprawdę się zaniepokoiliście! To przeurocze, pewnie dziwi was czemu wybrałem, aż tak...hm, jak to nazwać? Nieszczęsną? Pechową liczbę?~ Akurat ta cyfra idealnie mnie opisuje- przysłonił uśmieszek. Coraz bardziej zaczynam się obawiać tego jegomościa.... On może oznaczać tylko kłopoty.
**********
Ilość słów: 1759
28.03.2023r.
**********
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro