Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 63

*** Uwaga, struktura rozdziału, jak i jego treść jest bardzo skomplikowana. Najlepiej przeczytać wszystko kilkukrotnie i mieć otwarty umysł, jak i wyobraźnię. Życzę powodzenia***

Odczekałem nie powiem ile godzin w jednym miejscu, co dla mnie było jakimś mistrzostwem i nie dla każdego bym się, aż tak poświęcił, zostawiając swój idealny rozmiar buta w podłodze. Nieważne, ten walony dupek siedział przy tych kamerach 9 godzin! Kto normalny gapiłby się w ekran tyle czasu, gdzie dosłownie nic ciekawego się nie dzieje?! Tak czy siak, w końcu wyszedł, umożliwiając mi dalsze działanie. Wszedłem do już całkowicie ciemnego pomieszczenia. Odpaliłem małą latarkę, którą o dziwo zazwyczaj trzymam w kieszeni spodenek. Za pomocą tego małego światła, odnalazłem guzik, włączający wszystko. Usiadłem wygodnie na rozgrzanym fotelu. Akurat włączył mi się moment kontuzji pistacji. Oparłem bok brody o dłoń ze skupieniem.

-Hm?~ A więc w ten sposób? Może nie jest do końca skończonym dupkiem?- spytałem sam siebie z jakby rozbawieniem i ironią- Z resztą, to teraz nie jest istotne- szukam tego po co tu przyszedłem. Włączyłem plik, bardziej wytężając zmysły skupienia, oglądając tylko i wyłącznie napastnika. Już od pierwszych minut, a dokładnie po rozgrzewce było można dostrzec, że jest...inny, niezbyt wiem jak to określić, niby taki nieobecny, ale dwa razy częściej przeczesuje grzywkę, zasłaniając oczy grzywką. Nawet nie podał drugiemu kapitanowi ręki, z nikim nie gadał, dosłownie unikał rozmowy. Zmarszczyłem brwi, uchylając lekko usta w niezadowoleniu-Co mu?- spytałem po raz kolejny sam siebie tego wieczoru-Ha?!- on...nie, nie możliwe. Nawet nie broni, nie próbuje zabrać piłki, a jego nerwy są tak widoczne. Rzekłbym, że był zwyczajną rozsypką, mętlikiem najróżniejszych myśli i emocji różnych ludzi w jednym ciele, które nie wie jak sobie z tym wszystkim poradzić. Wyłączyłem, nie mogąc dalej oglądając tej tragedii. Coś musiało się stać i to tak poważnego, że nawet on nie umie sobie z tym poradzić.

W zamyśleniu wróciłem do swoich czterech ścian, gdzie jakimś cudem przeżyłem noc. 3 godziny snu, to nie jest jeszcze taka tragedia, do póki zmęczenie nie przeszkodzi mi w meczu. Włożyłem głęboko dłonie do kieszeni z ziewnięciem niezadowolenia. Myślałem, że nie będę się, aż tak przejmować lodówką, ale kogo ja próbowałem oszukać? Jest osobą, na której naprawdę mi zależy i martwię się o nią bardziej, niż o kogokolwiek innego. Przeczesałem włosy z syknięciem, niech to się skończy.

.
.
.

Ruszyłem w stronę jego pokoju, czując w środku, aby po prostu sprawdzić czy wszystko z nim dobrze. Powtórzyliśmy wcześniejszą dyskusję, że mam sobie iść. Odpuściłem, wiedząc, że po prostu jeszcze jest z nim "dobrze". Zamknąłem się w szatni, dotykając opuszkami palców zimnej blachy szafki, która wczoraj należała do niego. Stałem tak długo z pustką w głowie, usiadłem pod nią luźno. Przymknąłem oczy, odchylając głowę do tyłu z głębszymi i dłuższymi wdechami. Nawet nie zauważyłem, kiedy padłem.

.
.
.

Z samego rana, miałem jakieś deja vu. Czy przypadkiem nie miałem problemu ze snem? Może mi się przyśniło chwilowe zmęczenie? W zmieszaniu poszedłem szukać wiadomo kogo. Nie traciłem czasu na rozmowy z kumplami z drużyny, które tak czy siak by mi tylko jeszcze bardziej pomieszały myśli. Widząc szarą czuprynę, zmieniłem kierunek chodu.

-Gazelle- drgnął, ale nie zwrócił na mnie uwagi-Hej, spójrz na mnie łaskawie - dałem ręce za głowę, idąc obok niego-A więc tak się sprawy mają? W porządku - rozluźniam mięśnie -Inaczej pogadamy- odsunął się w bok, wyciągając przed siebie rękę w geście obronnym, czym mnie zaskoczył -Przecież nic bym Ci nie zrobił. Nie musisz tak reagować, Jezu - przewróciłem oczami. Nastał chwilowy mrok. Nagle objąłem jego spięte ciało płynnymi ruchami rąk, całkowicie go sobą otaczając, jak jakiś drapieżnik swoją zwierzynę. Odchylił głowę na bok, co wykorzystałem, opierając brodę na jego barku -Jesteś mój- szepnąłem pewny tych słów, jeżdżąc z gracją opuszkami palców po jego klatce, a z klatki na jego biodro i udo-Mój~- pod wpływem mojego dotyku i ciepłego oddechu na szyi, ugiął lekko kolana, próbując dzięki temu uciec od tak gorącego zbliżenia-Hej~- zaśmiałem się dominująco-Drżysz jak przestraszony kotek. Nie wiesz, że w taki sposób tylko mocniej mnie pobudzasz?- uniosłem dłoń, drażniąc paznokciem linię na jego szyi, a później żuchwie. Uniosłem jego głowę za podbródek, nie spuszczając wzroku z jego kuszących warg-Suzuno, zajmijmy moje łóżko, jak i pokój twoimi łamliwymi jękami- nic nie powiedział, nie zaprzeczył, nie skarcił. Uznam to za pełną zgodę, powolnym, ale pewnym siebie krokiem pociągnąłem go do swojego pokoju, nasłuchując czy w innych pokojach nikogo nie ma. Kiedy oboje zniknęliśmy za drzwiami mojego królestwa, przyparłem ukochanego o ścianę w pół mroku. Przyjrzałem się blasku w jego oczach, spowodowany zaszkleniem-Będę delikatny, oboje na to czekaliśmy- wplotłem palce w miękkie włosy, przyciągając od tyłu jego twarz do siebie-Nieprawdaż?- jego oddech znacznie przyśpieszył, a gorąc wydobywający się z jego cudnego ciała, tylko mocniej mnie korcił do kontynuacji. Czule muskałem wargami jego cnotliwą szyję, biorąc jego ręce nad jego głowę-Powiesz coś w końcu?

-Zaraz się wykrwawię - cała magia prysła. Odsunąłem się nie rozumiejąc w jakim kontekście, to powiedział-Ta ciepła ciecz spływa po moim ciele, które zimnieje- otwieram usta.

-O czym ty mówisz?- zniżyłem ton głosu, próbując na siłę coś z siebie wydobyć.

Otworzyłem szerzej oczy, jak i usta, patrząc na pustkę w szatni. Co jest kurwa? Pomrugałem kilkakrotnie, próbując zrozumieć moje położenie i ogarnąć chociaż najmniejszą rzecz. Zasnąłem, więc jednak zasnąłem przy szafkach, czekając na jego mecz? Mam nadzieję, że tak, bo inaczej oszaleję. W spięciu się uniosłem, która godzina? Zerknąłem na bransoletkę w kieszeni, która też funkcjonowała jako zegarek. Szlag, wyszedłem pośpiesznie, o mało co nie tracąc równowagi przez zbyt napięte mięśnie. Powinien już skończyć swój mecz...powinien. Skierowałem przyśpieszony ruch nogami w stronę tylko mi znaną. Omijałem sprawnie zawodników z przeciwnych drużyn, którzy też skończyli swój mecz. Zacząłem coraz bardziej przyśpieszać, słysząc kolejny raz tą samą muzykę z wcześniej, wydobywającą się znikąd. Doszło do takiego momentu gdzie biegłem szybciej, niż kiedykolwiek na boisku. Z niekontrolowaną siłą, pchnąłem drzwi, które przywaliły o ścianę z trzaskiem.

-Ga- zmroziło mi krew w żyłach, widząc na podłodze drogę odciśniętych śladów stóp powstałych z krwi, prowadzące od szafki do łazienki, z której dobiegała przerażająca cisza. Zrobiłem krzywy krok ku pomieszczeniu, przez który prawie straciłem równowagę-G-Gazelle, jeśli to jakiś żart, to nie daruję Ci tego- szepnąłem sam nie będąc pewny swoich słów. Nikt mi nie odpowiedział. Zmusiłem się, aby pójść tam i zobaczyć pewnie coś, co najprawdopodobniej kompletnie mnie złamie. Stanąłem w wejściu, szukając go wzrokiem, który zatrzymał się na wolno spływającej ciemnoczerwonej cieczy po jego nogach. Zasłonił twarz dłońmi, dalej milcząc-Suzuno- podszedłem do niego z jeszcze większą niepewnością, jakbym bał się wszystkiego co istnieje, a jednak nie wiadomo czego-C-Co się stało?- nie wyglądało jakbym miał otrzymać odpowiedź. Kucnąłem, chociaż trafniej nazwałbym to opadnięciem na kolana. Przyjrzałem się dokładniej rozcięciach na jego udach, które wcale nie były małe-K-Kto Ci to zrobił?- nie uwierzę, że ktoś stworzył taką technikę i użył jej na nim. Z resztą, jeśli byłaby to prawda, skończyłby o wiele gorzej niż ktokolwiek w starożytności. Odkryję nowy sposób na tortury, które przytrzymają go na kilka dni przy życiu, a później bezlitośnie zabije w najokrutniejszych...

-Ja- uniosłem wzrok oniemiały

-H-Ha?- zmarszczyłem brwi-K-Kto ci wyprał mózg!?- uniosłem się, łapiąc za jego policzki dłońmi -Co to na wszystko znaczyć?! Po co to zrobiłeś?!- kolejny raz zamilkłem z brakiem powietrza, oglądając jak tak rzadkie, a zbyt cenne łzy spływają po jego czerwonych policzkach. Odwrócił osłabiony wzrok, zasłaniając szybko twarz.

Mój chłopak... płacze. Coś we mnie momentalnie pękło, to już jest wystarczający powód, aby kogoś zamordować. Zabiję, zwyczajnie zabiję.







**********
Ilość słów: 1241

2.08.2022r.

**********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro