Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 58

*** Z okazji tak uroczystego dnia, zwanym urodziny Suzuno, wstawiam rozdział. Wszystkiego najlepszego, życzę dużo cierpliwości do swojego płomiennego pieska🔥❤️

-Że słucham?!

-Dzięki, ale do tego trzeba już mieć wypracowaną technikę.

-Ha?!

-Spójrz- wyjął przekąskę dla psów

-Ty mały!

-Daj łapę, nie głos.

-Zabiję!

-Jeszcze się nie nauczył podstawowych poleceń, ale jesteśmy blisko.

-Jskxnwhxj🤬

-O kurde, gryzie. Mam nadzieję, że jesteście szczepieni.

-...***


Pov. Gran

Stoimy tak w kuchni, słysząc półgłosem ich rozmowę, którą bardziej można nazwać typową kłótnią, która dla nich jest już codziennością. Wzdycham, nagle drgnąłem, słysząc" chcę dziecko". Zerknąłem na ukochanego, który wyglądał jakby słyszał to co ja...a więc...ekhem, nie skomentuję tego.

Po tym powoli napięcie między nimi zmalało. Usiadłem przy stole z spokojnym duchem.

-W końcu, myślałem, że już nie przestaną.

-Nadszarpujesz moje nerwy.

-Ech, jednak nie...- opieram brodę o dłoń z znudzeniem, mogliby już sobie odpuścić. Reize usiadł obok mnie.

-To ty mnie niby pokochałeś- masuję skroń, po co ja w ogóle ich jeszcze słucham? Bo słychać ich pewnie z kilometra? Pewnie tak. Wziąłem łyka zimnej już herbaty.

-Czasami się zastanawiam dlaczego- zamilkłem, prawię się przy tym dławiąc.

-Z nami koniec?- co? Nie przypominam sobie, aby kiedyś, aż tak mocno byli skłóceni, aby złamać swoją relację. Chwilę temu gadali o dziecku, więc jakim cudem...

-Gran, powinniśmy zareagować?

-To nie nasza sprawa, sami muszą podjąć decyzję.

-Ostatnio u nich to coraz trudniejsze.

-Nie zaprzeczę- położyłem dłoń na jego-Jeśli naprawdę się kochają, to nie zerwą z byle powodu. Na wszelki tu zostańmy, aby jak coś ich powstrzymać- przytaknął. Słuchamy dalszej rozmowy. Po kilku minutach wstałem z powagą. Nie sądziłem, że jest w stanie zrobić coś takiego. Podchodzę do drzwi, pokazując ręką, aby Reize został gdzie jest.

Pov. Burn

-Z nami koniec?

-C...jasne, że nie! Nawet nie zadawaj takich durnych pytań! Specjalnie mnie wkurzasz, ale tu już przesadziłeś!- wydarłem się z ogarniającą mnie złością, która jeszcze nigdy tak we mnie nie wzrosła-Jeśli chcesz zerwać, to sorry, ale Ci na to nie pozwolę- krzyżuję ręce-No chyba, że już się poddajesz i nie umiesz sobie poradzić z tak lekkimi trudnościami.

-Zaczynasz, sam powiedziałeś, że...

-Bo Cię sprawdzam, debilu. Rusz czasem głową- masuję skroń załamany nim-Wyjście z domku, to co chwilę temu powiedziałem, to nie było na poważnie. Myślisz, że w tak łatwy sposób odpuszczę? Pogięło Cię do reszty.

-Czyli jednak żartujesz- szarpnąłem go za szyję

-Morda, nie zaczynaj, inaczej zawsze będę musiał Cię uciszać. Nie chcesz tego.

-Nic nie zdziałasz- wbił paznokcie w moje palce

-Błąd- pchnąłem go pod siebie, siłą przyciskając jego kończyny do materaca.

-Burn, nie wydurniaj się. Zo- zaczął się miotać w wszystkie strony, kiedy go pocałowałem. Naprawdę jest silny, trudno go utrzymać. Oberwałem z kolana w plecy, wtedy odsunąłem usta z uśmieszkiem-To gwałt, puszczaj.

-Mało mnie to- przyszpiliłem oba nadgarstki nad jego głową

-Opanuj się! Na za dużo sobie pozwalasz- podniósł ton głosu

-Nie- dalej trzymam, przywiązałem jego ręce do słupka. Patrzę na niego zwycięsko, jakbym naprawdę coś osiągnął-Coś mi to przypomina~

-Rozwiąż mnie w tej chwili.

-Jak nie, to co mi zrobisz?

-Hej- spojrzeliśmy na czerwono włosego równocześnie-W końcu, ileż można?- pyta, ignorując całkowicie położenie chłopaka. No może nie do końca, było widać jego załamanie nami.

-Nie wtrącaj się, idź do swojego pahołka- wkurzyła go ta nazwa, ale zapanował nad sobą.

-On ma imię, a po drugie mam dla was wyzwanie.

-I myślisz, że zrobimy to co nam powiesz?- opieram ręce o biodra z pewnym siebie uśmiechem

-Tak, sami będziecie tego chcieli, bo chodzi o rywalizację, między mną i Reize, a wami- lekko się zaciekawiłem

-Co masz na myśli?

-Konkurencja między parami- siadam zirytowany, specjalnie to powiedział? Przecież wiadomo, że to oni wygrają. Ugh, niedobrze mi na samą myśl o tym- Kontynuując, idziemy na paintball- zamrugaliśmy-My i wy, raczej nie odmówicie. Jest to ostatni dzień, pokażcie na co was stać. Chyba, że już się poddaliście.

-I myślisz że taką gadką nas przekonasz?- zerkam na próbującego się wydostać więźnia

-Nie inaczej, czemu byście mieli odmówić? Macie ciekawsze rzeczy do roboty? Nie, jeśli chcecie, to zacznę nudną gadkę z moimi argumentami.

-Dobra, oszczędź nam tego. Kiedy chcesz?

-Za godzinę- tak szybko? Już wcześniej miał to zaplanowane? Siadam niedbale obok słodziaka, opierając plecy o drewnianą ścianę.

-Jak wolisz.

-Super, lepiej obgadajcie jakąś strategię. Nie damy się łatwo.

-Pfi, tak, tak, wyjdź już- zszedł na dół, zamykam oczy znudzony-Teraz będziesz na mnie patrzeć?

-Zgadzasz się bez mojej zgody, związujesz mnie, robisz co Ci się żywnie podoba i jeszcze my- przerywam mu kolejnym pocałunkiem. Dostałem z kolana w bok, wróciłem na swoje wcześniejsze miejsce-Jak śmiesz?

-Nie kłóć się, bo za każdym razem będę musiał Cię uciszać- drgnęła mu brew-Hm?~ wkurzyłem Cię?~

-A jak myślisz? Ech, lepiej omówmy plan, co dokładnie zrobimy- wo, szybkie pogodzenie się z zaistniałą sytuacją

-Plan jest dla lamusów.

-Przez ciebie przegramy.

-Bzdura, dzięki mnie wygramy.

-Nie mam sił do ciebie- zawisłem nad nim, na co zamilkł

-A więc działa~ aż tak masz coś przeciwko naszym pocałunkom?- przyglądam się jego niezadowoleniu w oczach, po chwili zamieniająca się w uległość, pokiwał na nie-Gazelle~ jednak nie chcesz do końca zniszczyć naszej relacji~ połowa sukcesu.

-Tak, tak, to omówimy plan czy szanowny pan ma zamiar grać solo?

-Pomyślę.

-A może coś realnego?

-Zaliczę- uśmiechnął się, prawie wybuchając śmiechem-Ani mi się waż - warknąłem, po chwili zasłaniając podniesione kąciki ust, pokazując tylko obojętne oczy.

-Burn~ nie rozśmieszaj mnie, tylko rozwiąż- przewróciłem oczami, rozchyliłem mu nogi, płynnym ruchem łącząc nasze miednicę. Zarumienił się z jakąś chwilową wyższością na twarzy. Poczułem się dość... skarcony.

-Dobra, dobra, nie patrz tak na mnie- rozwiązuję go, po chwili obrywając z poduszki-Hej~ piękny, swoje zaloty zostaw na później. Masz przecież moją uwagę. Lepiej się ogarnijmy, póki możemy.

-Nie mam zamiaru tam iść bez planu. Może nie są jacyś silni, ale niezbyt możemy ich lekceważyć- spoważniałem-Co?

-Twoje ego wydaje się teraz takie małe. Czyżbyś docenił swoich wrogów? A może uznajesz ich już za przyjaciół?~- kolejny raz oberwałem z worka z puchem

-Bardzo zabawne, ogarnij się, jeśli tylko się skłócony, to będą mieli przewagę i...- przykładam wskazujący palec do jego warg, zmarszczył brwi

-Nie musisz się powtarzać~ zrozumiałem, mam już plan.

-A tak szczerze?

-Serio mam. Zaufaj swojemu chłopakowi, co?~

-Obym tego nie żałował.

-Nie pożałujesz.

Pov. Gran

Ubrałem na siebie strój w moro, sprawdzając swoją broń i ilość kulek. Zerknąłem na ukochanego z uśmiechem, który od razu nabrał promieni miłości. On tak cudownie wygląda, aż przez chwilę powietrza nie mogłem nabrać.

-Hej, oddychaj.

-Nie mogę, musisz mieć więcej tlenu.

-Ty...ugh, nie żartuj sobie tak- przewrócił oczami z rumieńcem. Objąłem go w talii.

-Nie żartuję, myślisz że przyjdą?

-Raczej tak, pewnie już się na nas czają w lesie, a my czekamy tu na śmierć.

-W sumie to by było w ich stylu.

-Czyli?- usłyszałem za nami nadchodzących rywali-Jaki styl?

-Żaden, ubierzcie na siebie strój i sprawdźcie amunicję. Znacie zasady, prawda? Najważniejsze, abyście pod żadnych pozorem nie zdejmowali okularów. Inaczej kulka zastąpi waszą gałkę oczną.

-Tak, tak, coś jeszcze?- czerwono włosy założył kombinezon, poprawiając później czarne rękawki na dłoniach.

-Nie machamy bronią, nie kładziemy się i jak coś się stanie, krzyczymy o przerwę, łapiecie?

-Jasne- zaśmiał się, oglądając białe kulki, a później nasze zielone-Możemy zaczynać czy jeszcze mamy podpisać jakieś dokumenty?

-To już zostało zrobione.

-Nie będę wnikał- oparł broń o bark z diabelnym uśmieszkiem -Działajmy~

-Pamiętaj, że to polega na naszej współpracy- minął go szaro włosy

-Ech, tyle zasad, zaraz nie będzie żadnej frajdy.

-Nie będę przy tobie siedział w szpitalu.

-Owszem, leżał byś.

-Idiota.

-Zobaczymy na jak długo~ zaraz będę zwycięzcą.

-Coś za bardzo w siebie wierzycie.

-Ha? Chcesz coś przez to powiedzieć?- warknął

Pov. Burn

-Jeśli nie zrozumiałeś, to nie- odszedł w swoją stronę. Patrzę na kartkę, którą wcześniej dał mojemu seksiakowi. Klepnąłem go w tyłek, zabierając wskazówki.

-Bu...!- przerwał, wiedząc, że tak czy siak nie miałby szans. Mądra decyzja. Poszedłem w kierunku wyznaczonego terenu, a więc tu zaczynamy. Oglądam jeszcze chwilę mapę, oddałem ją partnerowi. Usłyszeliśmy dźwięk rogu, na wskutek dźwięku ptaki odleciały, a ja pobiegłem przed siebie z złowieszczym śmiechem. Oberwałem w głowę-Cicho.

-Jasne~- liznąłem dolną wargę, chcę wygrać i nikt mnie nie powstrzyma~



***
-Dalej się wkurzasz za tego psa?- patrzy na fochniętego chłopaka, nie uzyskując odpowiedzi-Weź- wzdycha, podchodząc do niego. Został odepchnięty-Nie mów, że to Cię zraniło.

-Odwal się, jeśli tak Ci nie pasuje.

-Nigdy tak nie powiedziałem- znów się zbliżył, obejmując napastnika od tyłu-Nie potrzebuję cierpliwości, ani niczego innego. Już dawno dostałem wymarzony prezent.

-Jaki?- zerka na niego dalej naburmuszony

-Ciebie- wszyscy na sali zamilkli

-Uuuu, ale podrywy lecą!- ktoś krzyknął, wbijając przez okno.

-Kim jesteś?!

-Nie wasza sprawa, śmiecie- rzucił w Hiroto bananem i tak jak się pojawił, tak zniknął.

-Co to było?

-...Jednak dajcie mi cierpliwość, nie wyrabiam z tymi debilami.

-Za późno~- chwycił go w pasie i zgiął do tyłu, łącząc usta w namiętnym pocałunku. Szaro włosy odwzajemnił, sam dając trochę miłości w geście. Odsunęli się-Dzisiejszego wieczoru...dostaniesz prawdziwy prezent- szepnął lubilatowi do ucha, który odkrząknąłem z delikatnym zaczerwienieniem na policzkach-Taki widok, to ja lubię~

***



**********
Ilość słów: 1498

5.04.2022r.

**********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro