Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 57

Pov. Gazelle

Kiedy odszedł od stołu ogarnęło mnie lekkie zmartwienie, połączone z zdziwieniem. Pierwszy raz tak zareagował i wziął cokolwiek do siebie. Nie sądziłem, że mam na niego tak wielki wpływ i, aż tak moje słowa go dobiją... Niezbyt mi się uśmiechało za nim iść, ale przecież to z mojej winy wyszedł. Do tego to mój chłopak, źle go potraktowałem. Wstałem, wtedy właśnie usłyszałem jego krzyki, wyszedłem natychmiast.

-Burn- nagle zostałem szarpnięty i przywalony o ścianę z głośnym hukiem.

-Ty...!- uspokoił się, patrząc mi w oczy

-Do reszty Ci odwaliło- odepchnąłem od siebie jego dłoń, zrobił krok w tył, znowu się oglądając wokół siebie-Co Ci?- znormalniał

-Pytasz z obowiązku czy z nudów? Nie udawaj zainteresowania, lodówko- znowu zaczyna

-Nie zaczynaj.

-Cały czas to ty masz jakiś problem! Po co w ogóle jeszcze do mnie podchodzisz?!

-Dobrze wiesz czemu.

-Nie, nie wiem, od kiedy jesteśmy ze sobą, stałeś się jeszcze bardziej oziębły i bezczelny!

-Przeszkadza Ci to? Ikru pewnie byłaby lepsza, co?- momentalnie zesztywniał, oglądając mnie z niedowierzaniem. Kiwa na boki nerwowo.

-Po co o niej wspominasz?

-Bo ona cały czas pokazywała Ci miłość, jak i milion twoich fanek. Nie spodziewałeś się, że nie będę za tobą latać, co?

-Nie oczekuję od ciebie uwielbienia, tylko zwyczajnej uwagi lub czegokolwiek z twojej strony.

-No to się bardzo pomyliłeś, nie jestem jak każdy inny.

-Nie mówię o tym! Musimy się znowu...- milionowy raz już dzisiaj zamilkł, a ja otworzyłem szerzej oczy, marszcząc brwi- Co tak patrzysz?- K-Krew...krew mu poleciała. Tak wielki stres go ogarnął?

-Burn, powinniśmy...- wystawiłem rękę w jego stronę

-Spieprzaj- odsunął mnie, machnięciem ręki-Nie potrzebuję Cię- wrócił. Stałem tak jakiś czas, patrząc w jeden punkt, gdzie widziałem jego gniewne, ale obejmujące chłodem spojrzenie.

-Nagumo...

Odszedł, a ja... stoję tak jak jakiś kołek. Niedołęga, który nie wie co ze sobą począć. To oczywiste, że powinienem teraz iść i wspierać swojego partnera! Jednak czy chce, abym do niego szedł w czasie jego słabości i po kłótni z mojej winy? Czy jak nie pójdę, to tylko nie pokażę mu jak niby mi na nim nie zależy? Szarpnąłem za grzywkę, wyrywając kilka włosów. Jestem...

-Burn! Dzwoń na pogotowie!- dopiero słysząc krzyk się ocknąłem. Ile ja tu już tak stoję? Wszedłem do środka, kierując się do łazienki. Kucnąłem przy osłabionym chłopaku.

-Dajcie mi spokój! Nic mi nie jest! Jezu...nigdy nie leciała wam krew z nosa?- wstał, prostując plecy jakby nigdy nic-Widzicie? Żyję.

-Skoro jesteś w stanie krzyczeć, to owszem- zerknął na mnie przelotnie. Zignorował mój komentarz. Przemył umywalkę i wyszedł. Usłyszeliśmy tupanie po schodach do góry.

-O co wam tym razem poszło?- zwrócił się do mnie zielonooki. Znów ścisnąłem grzywkę, uspokajając nerwy.

-Nic takiego.

-Właśnie widzę wasze " nic takiego", wpłynęło na jego organizm i na domiar złego zignorował Cię. To nie przelewki- zignorowałem, patrząc gdzieś w dal, myśląc nad tym dokładniej. Będę musiał zaryzykować, póki jeszcze tu jest. Przeszedłem przez te same schody co on, na szczycie, widząc leżącego chłopaka na łóżku.

-B...

-Teraz ja mogę uznać twoje zmartwienie za żart, o ile ono istnieje- zadrwił, podszedłem do niego

-Martwię się, w końcu jesteśmy razem- mruknął coś pod nosem-Zasłużyłem, to ja się zachowywałem...niedojrzale, naprawdę mi przykro z tego co powiedziałem. Burn, porozmawiajmy- przewrócił się na bok, leżąc plecami do mnie-Teraz ty jesteś obrażony?- skrzyżowałem ręce na klatce-W porządku, już nie będę Cię tak obrażał i dam Ci trochę miłości, pasuje?

-Łaski bez- naprawdę nie wiem jak mam mu ukazać miłość

-Połóż się na plecach.

-Nie rozkazuj mi.

-Możesz to zrobić czy nie?- po dłuższej chwili to zrobił, usiadłem obok niego. Oglądam jego naburmuszoną twarz, przeczesałem jego grzywkę do tyłu, zwracając na siebie jego uwagę.

-Co?- pochyliłem twarz nad jego, nie mam po co nic mówić, słowami nie potrafię się obsługiwać. Przymknąłem oczy, złączyłem delikatnie nasze usta. Nie odwzajemnił gestu, odsunąłem.

-Nagumo, kocham Cię- to takie żenujące, ale...prawdziwe.

-Jasne- przewrócił oczami-Nie bajerój mnie.

-Nie mam po co Cię okłamywać.

-Może po to, aby mieć mnie z głowy i abym był potulnym zwierzaczkiem, którym nie musisz się opiekować? Znam Cię i...- szarpnąłem go za koszulkę, zbliżając do siebie.

-Jak mam Ci udowodnić prawdę?- patrzymy sobie w oczy z powagą

-Chcę dziecko- puszczam go w nie małym szoku-Widzisz? Odwal się już.

-Nie żartujesz?- pytam niepewnie, oglądając całkowicie jego osobę.

-Znowu to samo, po co mnie o coś pytasz, skoro wszystko uznasz za chory żart? Chcę być ojcem, takie to dziwne?

-Trochę...teraz?

-A kiedy?- spuściłem wzrok na ziemię, plącząc palce.

-Adopcja?

-A co innego?

-Dopiero jak będziemy dorośli.

-No raczej, będziesz chciał czy nie?- to zbyt szybko jak na taki temat. Mamy jedne z gorszych charakterów do bycia rodzicem, a on pozostawia mi trudny wybór. Chociaż na szczęście to dopiero za kilka lat. Będę miał czas na odpowiednie przygotowanie i-Serio się nad tym zastanawiasz? Zwyczajnie odmów- zacisnąłem palce, przegryzając dolną wargę.

-Dobrze, adoptujemy.

-Ha? Weź mnie nie wkurzaj, jestem poważny.

-Też w pewnym sensie o tym myślałem, jednak chyba wolałbym być ogólnie wujkiem- złagodniałem, opierając policzek o dłoń-Ty może i byś dał radę, ale ja bez...- przyciągnął mnie do siebie, przerywając mi pieszczotą, zwaną pocałunkiem. Próbowałem go odsunąć, ale on tylko mnie mocniej objął. Musiałem odwzajemnić, aby dał mi spokój, co poskutkowało. Oddalił się z nad wyraz dużym spokojem.

-Nie musimy go mieć, chcę zwyczajnie ciebie, rozumiesz? Pozwól mi widzieć te wszystkie emocje i całego ciebie. Rozmawiajmy jak najwięcej, a nawet krzycz na mnie, byle bym dowiedział się o co dokładnie chodzi i co powinienem zrobić, dobrze? Musimy znaleźć sposoby, aby w ciągu stałym ze sobą żyć- milknę z lekko rozchylonymi ustami

-Ty naprawdę dojrzałeś- odsunął się, drapiąc się po karku skrępowany

-Mówiłem, że cię kocham, to wystarczający powód- uniosłem kąciki ust, poprawiając grzywkę, z krótkim śmiechem. Że też akurat dobraliśmy się w taki sposób i z takimi charakterami, toż to jest serio cud.

-Dorosły dzieciak- skomentowałem, na co nie zareagował krzykiem, a odwzajemnieniem uśmiechu-Przestań, bo inaczej zacznę się martwić.

-Skomplementowałeś mnie.

-C, jeśli akurat za to to uznałeś, to najwyraźniej.

-Nie zaprzeczyłeś~ zdobyłem kolejny level u ciebie, co będzie następną misją?~- zbliżył do mnie twarz-Namiętny pocałunek? Pokonanie Cię w piłce? Wybieraj~

-Coś Ci się pomieszało, nie wygrasz ze mną.

-I mówią, że to ja mam jakieś za wysokie mniemanie o sobie, a o tobie nic nie wspomną. Obaj wiemy, że to jednak ty jesteś większym egoistą- nie skomentuję tego-Znów to robisz, nie pokazujesz emocji, dlatego bo myślisz, że nie jest ten temat wart twojej uwagi.

-O czym ty mówisz?

-Rozgryzłem Cię.

-Coś za bardzo wierzysz w wróżki.

-Zwyczajnie Cię znam, te kilka lat dało mi do myślenia~- pociągnął mnie jeszcze bliżej za kark-Sprawię, że będę godzien wszystkich twoich emocji~- prychnąłem

-Na za dużo liczysz.

Pov. Burn

-I kto to mówi? Myślisz, że jesteś ode mnie lepszy, a wcale tak nie jest- prychnąłem, krzyżując ręce na klatce, patrząc gdzieś w bok oburzony. Odczekałem z minutę na jego odpowiedź, która nie nastąpiła-Nawet na odpowiedź nie zasłużyłem?- powróciłem do niego wzrokiem-Heh, czyżbyś jednak miał inne podejście?~- zbliżyłem do niego twarz, łapiąc go za przedramiona, zbliżając do siebie.

-Jesteś...- szybszym ruchem go zbliżyłem, przerywając jego wypowiedź. Poczułem jego płaską klatkę na swojej-Tch, zaczynasz?

-Ktoś tu się zirytował zwykłym zbliżeniem z swoim chłopakiem~ to takie cnotliwe. Nie- spoważniałem-Nie ukrywaj tego, inaczej zmuszę Cię do emocji- patrzymy sobie w oczy z powagą

-Pogieło Cię do reszty, nie umiesz się powstrzymać?

-A jak myślisz? Niby masz takie duże mniemanie o sobie, a nie rozumiesz mojego zachowania.

-Zwierzak z dżungli.

-Król dżungli jak już, po drugie może i masz rację~ jeszcze nie zacząłem. Jeśli chcesz, to dam Ci powód do nazywania mnie tak.

-Ty się teraz ze mnie nabijasz czy co?

-Znowu myślisz, że żartuję?- przewracam oczami-Skoro mnie jakoś nazywasz, to czemu miałbym tym czymś nie być?

-Śmieć.

-Hej! Igrasz ze mną- podniosłem jego głowę za policzki

-To ty się zbyt szybko wkurzasz- nagle drgnął, jakby sobie coś uświadomił-Jak się czujesz?- puszczam go

-Po co Ci to wiedzieć?- poprawiam włosy

-Nie zaczynaj, zwyczajnie odpowiedz.

-Heh, martwisz się po moim krwotoku? Takie coś mnie nie zabije. Dziwne, że jeszcze martwisz się takimi błahostkami- może o to mu chodzi, jeśli tak, to jestem Atena, tylko w lepszej wersji i męskiej.

-Twój wzrok pokazuje mi, jakie masz durne myśli w tej chwili.

-Wcale nie są durne, są prawdziwe. Z resztą, nie zmieniaj tematu i odpowiadaj.

-Skoro to nic takiego, to dziwne, że zwykła krew z nosa Cię powaliła. Chyba trening tutaj Cię osłabił, a nie wzmocnił.

-Nadszarpujesz moje nerwy- syknąłem, zaciskając palce

-To ty mnie niby pokochałeś.

-Czasami się zastanawiam dlaczego- zamilkł z wyrazem twarzy, którego zbytnio nie mogłem zidentyfikować

-Z nami koniec?







**********
Ilość słów: 1443

17.02.2022r.

**********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro