Rozdział 55
W dość dobrym humorze ukończyłem trening, rzekł bym perfekcyjnie i to nie jakiś błahy jeden raz, a trzy razy. Nieważne, że moje ciało już jest kompletnie wycieńczone, nogi lekko się pode mną uginają, a skóra jest zmarszczona, po wielu upadkach do słonej wody. To się nie liczy, liczy się to, że...spojrzałem na dyszącego chłopaka, siedzącego niedaleko mnie na pisaku. Zauważył jak na niego spoglądam z moim klasycznym uśmiechem.
-Wyglądasz jak dziewczyna, która chwilę temu straciła dziewictwo- wziął łyka wody. W mgnieniu oka się pojawiłem obok niego, aby zmiażdżyć bidon, z którego właśnie pił. Woda prysnęła mu na twarz, a ja wybuchem śmiechem na całe miasteczko. Wytarł się, oszczędzając mi komentarza, w stylu" zachowujesz się jak dziecko" lub" niedojrzałe zachowanie, Burn". Ach, a mogłem zobaczyć jego piękne niezadowolenie. Chwi...on się zakrztusił, daleko nic nie powiedział. Zasłonił usta, woda spłynęła między jego palcami. Przymknął jedno oko, nabierając powietrza. Milknę, oglądając go uważnie. Czemu moje serce jakoś dziwnie przyśpieszyło?
-Okej?- pytam niepewnie, wstał zły. W sumie było warto, widzę jego piękne emocje-Jak już jesteś w nie humorze, panie lodówko, to może znajdziesz trochę siły na bieg?- ale chwilę trzeba poczekać, aby uspokoił oddech
-Coś ty znowu wymyślił?
-A taki tam dobry koniec treningu- wystawiam rękę przed siebie-Pobiegnijmy do domku, ten kto będzie pierwszy, ten... wymyśli karę dla drugiego.
-Następny idiotyzm, nie widzisz swojego stanu? Może lepiej odp...- przerwał-Dobra.
-Wiedziałem, że się zgodzisz~
-Inaczej byś mi marudził do końca tego dnia.
-Znasz mnie, to zaczynamy- stanęliśmy w jednej linii. Dałem znak, na który pobiegliśmy. Miałem rację, ma gdzieś ten zakład, ale tak czy siak biegnie~
Skupiłem się na drodze, zanim bym w coś przywalił. W końcu nie dam mu tak łatwo wygrać. Po kilku minutach było widać już domek, a my wciąż biegliśmy krok w krok-Jeszcze nie masz dość?~
-Zadajesz to pytanie, bo już wymiękasz?
-O nie, kochany. Tak dobrze nie będzie- obaj przyśpieszyliśmy na te ostatnie metry i...obaj padliśmy wykończeni na drzwi-Ha...ha, byłem pierwszy.
-Gdzie ty patrzyłeś? Był remis.
-Tylko przegrani się tak tłumaczą- zadrwiłem, na co przewrócił oczami. Wstał krzywo i wszedł do środka-Hej, tak szybko się poddajesz?- wszedłem za nim.
-Nie, idziesz pierwszy pod prysznic czy ja mam iść?
-Obaj chodźmy- zamilkł na chwilę, przeczesał grzywkę.
-Jak wolisz- wziął z krzesła ręcznik-To chodź, nie będę czekać-serio? Zgodził się? W sumie...ukryłem uśmieszek. Mogę trochę posprawdzać jego reakcje. Wziąłem szybko potrzebne rzeczy, przy okazji upewniając się, że tylko my jesteśmy w budynku. Wszedłem do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
-Tym razem bez bokserek?- powoli się rozbiera obojętnie, kusząc mój wzrok i całą resztę, obdarując moje oczy boskimi widokami.
-Możemy.
-Coś za łatwo się zgadzasz, jest w tym jakiś haczyk?
-A chcesz, aby był? Skoro pytasz, to odpowiadam- ale pozytywnie odpowiada... zobaczę go całego, a on mnie. Lekko napiąłem mięśnie, czując jakieś zestresowane w środku-Myjesz się w ciuchach?- skrzyżował ręce, oglądając wciąż moje ubrane ciało.
-Aż tak się niecierpliwisz, kochanie?~- zgrabnie zdjąłem z siebie koszulkę-Nie uzyskam odpowiedzi, ta? Heh, jak wolisz- udając pewność siebie, zdjąłem wszystko, razem z bielizną-No, twoja kolej~- nawet na mnie nie patrząc, zdjął swoją ostatnią część garderoby. Z szacunku do niego, nie spojrzałem tam, gdzie kusiło jak nie wiem. Wszedłem do kabiny-Nie każ mi czekać- burknąłem znudzony-Chodź tu- wszedł, włączył wodę. Nastawił na letnią, stanęliśmy do siebie z odruchu plecami. Nie wiem czemu mam do tego taki sentyment. Myślałem, że będę bardziej otwarty na tak duży krok, a jednak, zestresowałem się.
Minął jakiś czas, w miarę się uspokoiłem, wsłuchując się w jego ruchy i wciąż głębszy oddech chłopaka. Rozluźniłem mięśnie, zerkam za siebie. Od razu moją uwagę przykuł jego kark...chyba specjalnie jeszcze podnosi włosy, abym miał lepszy widok na niego. Spłukał głowę i zajął się myciem pięknego ciała. Przegryzłem dolną wargę, bacznie oglądając jak przejeżdża rękami po swoim ciele, aż sam przestałem się skupiać na mojej czynności mycia.
-Długo jeszcze będziesz mi się przyglądał?- zerknął na mnie chłodno przez bark
-Nie- przyparłem go nagle do lodowatych kafelek. Sapnął zaskoczony, uginając plecy i nogi.
-Nagumo- syknął zły, przeszywając mnie wzrokiem.
-Sam się o to prosiłeś- zbliżyłem do niego twarz.
-Ha? Nie wygaduj bzdur, nie umiesz opanować swoich zwierzęcych zachowań?
-Przecież się powstrzymuję~- pokazuję mu swoje ząbki w uśmiechu
-Nie widać.
-Widać, widać- zbliżyłem do jego ucha-Inaczej już dawno byłbyś mój, Suzuno- przegryzłem płatek jego ucha. Wbił palce w mój bark, odsuwając mnie.
-W tej chwili odpuść sobie te żarty.
-Ech- przeczesałem włosy w równie dużym niezadowoleniu jak on, po chwili jednak znowu podniosłem kąciki ust-Kto powiedział, że żartuję?
-Twoja mina. Nie zabawiaj się w jakiegoś ultra samca.
-Nie zabawiam, próbuję się do ciebie zbliżyć. To takie dziwne?- spuścił wzrok
-Nie podchodź.
-Nawet pocałować Cię już nie mogę, tak?
-Owszem.
-Za co dajesz mi taką karę? Za to, że Cię kocham i podziwiam twoją osobę? A może po prostu nie jesteś gotowy lub nie chcesz ze mną zbliżeń?- szlag, zabrzmiało to tak, jakbym na niego naciskał. Oblał mnie wodą, mijając mnie-Hej, Su...- oberwałem szamponem, łapię za głowę z sykiem-Za co to?!- szybko się wytarł, złapałem go za nadgarstek.
-Puszczaj.
-Nie chcę, aby coś między nami było nie tak.
-W takim razie puść- przegryzłem wargę, puściłem niepewnie. Ubrał na siebie bokserki i wyszedł. Wbiłem wzrok w ścianę obok. Czemu tak ostro zareagował na moje zbliżenie? Czyżby naprawdę ich nie chciał? Może po prostu zły czas? Nie lubi przyciskania do ściany? Mam tak nie dominować? No powiedźcie co źle zrobiłem! Przywaliłem w kafelki już całkowicie podenerwowany. Muszę nam obu dać czas, bo wyjdzie z tego tylko jeszcze większe bagno. Powolnymi ruchami ogarnąłem swoje ciało, jak i podjąłem jakieś próby oczyszczania myśli. Założyłem na siebie bluzę, nawet nie zapinając, niech oglądają moje mięśnie. Wyszedłem, piorunująco zobaczyłem siedzących na kanapie kochanków, oni też na mnie spojrzeli.
-Co zrobiłeś Gazelle?
-Ja? Nic- wzruszyłem ramionami niewzruszony
-No jasne, wcale nie byliście razem zamknięci w łazience.
-No właśnie, nie byliśmy.
-Ech, lepiej, abyście sobie to wyjaśnili. Nie wiem co odwaliłeś, ale lepiej przeproś.
-Prze...co? Nic złego nie zrobiłem!- nawrzeszczałem-Sam nie wiem co się odwaliło.
-Może nie powinniśmy się wtrącać w wasze sprawy, ale...
-To, że wy jesteście idealną parą, nie znaczy, że możecie się wywyższać- wszedłem po schodach, zostawiając ich w cholerę. Czasami ta ich cudowna, idealna miłość potrafi mnie wytrącić z równowagi, jak nic innego, ale...nie powiem, że nie chciałbym, aby ja i Fuusuke też się tak dobrze jak oni dogadywali. Włożyłem dłonie do kieszeni, stanąłem w ciemnościach, oglądając koc, pod którym znajdywał się mój chłopak. Przeklnąłem pod nosem, zdjąłem bluzę, rzucając ją w kąt, chwilę później dokładając do nich dresy. Opadłem plecami na swoje łóżko, dalej patrząc w kierunku szaro włosego. Zagadać? Na pewno nie śpi, ale co miałbym mu powiedzieć? Zamknąłem oczy, dając ręce za głowę. Może lepiej spróbować zasnąć? Inaczej na pewno znowu coś wyprowadzi mnie z równowagi. To najlepsze rozwiązanie jak na razie. Uspokoiłem oddech, jakoś poszło. Z godzinę później zasnąłem.
Poczułem jakieś ciepło po mojej prawej. Uchyliłem jedną powiekę, aby sprawdzić co to. Nagi bark mojego ukochanego, wszędzie go rozpoznam. Przykryłem nas kocem, obejmując go w pasie, zaledwie dwie sekundy później poczułem lekko zimne palce na swojej dłoni, które nie czekając przeplotłem. Przynajmniej on jest rozsądny, w porównaniu do mnie. Po raz drugi odpłynąłem, tym razem z spokojnym duchem.
**********
Ilość słów: 1216
20.01.2022r.
**********
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro