Rozdział 52
*** Minął naprawdę długi czas od ostatniego rozdziału, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie i czekaliście na ciąg dalszy. Oby wam się spodobał, życzę miłego czytania***
Wróciliśmy do domku, gdzie wszystko obgadaliśmy. Nie wiem jaki czar na mnie rzucił Gazelle, ale podziałał. Nie wybuchem ani razu krzykiem i gniewem.
Nie jesteśmy takim typem osób, którzy by nie pomogli nawet wrogowi, dlatego też będziemy szukać informacji, aby dowiedzieć się coś o córce ducha. Nie wiem jakim cudem mnie w to wciągnięto, ale jak już to zrobili, to dam z siebie wszystko przy zadaniu. Już jako tako wiem o co chodzi, dlatego pozostaje nam...no sam nie wiem. Szukanie po mieście jak idioci jakieś starszej kobiety, której nawet wyglądu nie znamy. Nic lepszego nie mogło się nam przytrafić.
Bez zbędnego gadania poszliśmy w parach w różne strony, innym zawodnikom też zleciliśmy to jako niby wyzwanie i część treningu. Musieliśmy coś wymyśleć, nawet jakieś idiotyczne coś. Zaczęliśmy pytać różnych ludzi czy wiedzą coś o jakiś tam śmierciach.
-Idiota.
-Słucham?! W czym masz znowu problem?- spojrzałem na chłopaka nieopodal mnie
-Serio się nie domyślasz? Myślałem, że chociaż po kilku minutach się zorientujesz- przeczesał grzywkę w dalszym rozbawieniu i spojrzeniem politowania
-Weź mnie zostaw, nie mam teraz do tego głowy. Powiedz wprost w czym masz problem.
-Jeśli muszę, nie pytaj o to młodych ludzi, oni na pewno nic nie będą wiedzieć w porównaniu do starszego ludu.
-Nie mogłeś mi od razu tego powiedzieć!?
-Słodko się męczyłeś, nie mogłem Ci tego zrobić.
-Ja Ci zaraz dam! Nagle zachciało Ci się zabawy- krzyżuję ręce na klatce, powoli uspokajając nerwy.
-Czasem mi się zdarzy- minął mnie, kontynuowaliśmy dalszą czynność. Powoli dochodziliśmy do ludzi, którzy kojarzyli tamtych osobników. Ostatni dom, który może coś wiedzieć, pukamy. Otworzyła nam już starsza kobieta z dwoma długimi i siwymi warkoczami. Nie wyglądała na jakąś starszą, dobrze wyglądała.
-W czym mogę pomóc?- zmrużyła oczy, poprawiając okulary na nosie.
-Słuchaj, babuniu, mamy pewne pytania- dostałem z łokcia w brzuch
-Przepraszam za mojego niewychowanego kolegę.
-Kolegę? Ha ha, wyglądaliście mi przez chwilę na uroczą parkę- zamilkliśmy
-Babuniu, masz dobry gust- skomentowałem po chwili z zwycięskim uśmiechem.
-Nie teraz o tym rozmawiamy- oho, mój ukochany jest zażenowany, jak słodko.
-A więc po co przyszliście?
-Czy mieszka tu pani długi czas?
-Tak, jakieś 51 lat już się uzbierało.
-Czy wie coś pani o śmierci mężczyzny i jego córki w domku przy jeziorze, który jest teraz w ruinie?- zaniemówiła, oglądając nas uważnie.
-Czemu o to pytacie? A dokładniej skąd o tym wiecie?
-To... może pani nam nie uwierzyć, to dość skomplikowana sprawa.
-Wejdźcie, wysłucham was- weszliśmy, po czym usiedliśmy w żółtym salonie pełnym różnych szklanych ozdób. Poszła do kuchni, wróciła z herbatą-A więc? Opowiadajcie- zaczęliśmy mówić to co wiemy. Słuchała nas z uwagą, nie widzieliśmy ani grama rozbawienia, ani drwiny z jej strony. Kiedy skończyliśmy, odłożyła już pustą filiżankę na mały ozdobionym niebieskimi falami talerzyk.
-Mówicie o panu Hideki i Mayumi.
-Zna ich pani?
-Tak- spojrzała rozmarzonym wzrokiem na widoki za oknem-Byłam w młodości przyjaciółką Mayumi. To straszne co spotkało jej ojca.
-Z pewnością, wie pani co się teraz dzieje z pańską przyjaciółką?- nagle posmutniała, pomasowała skroń.
-Nie żyje od trzech lat- co?
-To... naprawdę nam przykro, to musi być dla pani ciężkie.
-Takie już jest życie, ludzie się rodzą, aby później odejść. Najwyraźniej przyszedł na nią czas i tak miało być. Kiedyś do niej dołączę- podniosła delikatnie kącik ust. Jakoś dziwnie na sercu słuchając czegoś takiego. Starsi ludzie są bardzo mądrzy.
-Czy...jej grób jest gdzieś niedaleko?
-Tak, na pobliskim cmentarzu przy kościele. Miałam tam właśnie iść, mogę was zaprowadzić.
-Bylibyśmy wdzięczni- wzięła pięknie ułożone w bukiet kwiaty z stołu. Chyba widziałem je przed jej domem, czyli zajmuje się kwiatami...
Napisałem na szybko do Gran, ma wrócić do domku. My spróbujemy skontaktować się z duchem dziewczyny. Poprawiam włosy, jakim cudem ja się na to wszystko zgodziłem? Nigdy wcześniej bym nie pomyślał, że istnieją takie paranormalne rze... jesteśmy kosmitami...wszystko cofam. Powolnym krokiem poszliśmy na wcześniej wspomniane miejsce. Stanęliśmy przy nagrobku, kobieta zaczęła się modlić, poszliśmy w jej ślady i nawet z lekką niechęcią, zrobiliśmy to samo.
-Witaj, Mayumi, jak się trzymasz? Przyniosłam Ci twoje ulubione kwiaty. Pamiętasz jak kiedyś cały dach nimi obsypałaś?- zaczęła rozmawiać, nie przeszkadzaliśmy jej. Czasem dobrze zobaczyć taki czuły uśmiech pełny radości od drugiej osoby. Po chwili usłyszeliśmy cichy śmiech z strony kwiatów, otwieram zdziwiony usta. Czy to mi się tylko zdawało?-Właśnie, przyszłam z pewną parą, mają do ciebie sprawę- ach, znowu ma nas za parę...i słusznie.
-Dzień dobry, mamy bardzo ważną sprawę do pani- zaczął szaro włosy.
-Pani ojciec chciałby się z tobą zobaczyć...- dokończyłem, nastąpiła grobowa cisza, nagle wiatr się zerwał, o mało co nas nie przewracając. Z nagrobka wyłoniła się kobieta. Myślałem, że już nic mnie nie zdziwi, a jednak.
-Mój ojciec? Skąd go znacie?- skrzyżowała ręce na klatce, przeżywając nas poważnym wzrokiem.
-Jesteśmy na wyjeździe i od jakiegoś czasu widzieliśmy podejrzanego mężczyznę. Dużo się wydarzyło i dowiedzieliśmy się o jego córce, którą chce znowu zobaczyć i dowiedzieć się co się z nią teraz dzieje- skróciłem to jak tylko mogłem. Tłumaczenie tego samego wiele razy jest męczące.
-Jakbym miała wam uwierzyć.
-Hej, sam nie jestem zbyt zadowolony i tym bardziej mnie to nie dotyczy, ale łaskawie...- Gazelle zasłonił mi usta, zanim zdążyłem dokończyć.
-Nic pani nie szkodzi pójście z nami, a raczej zyska.
-Gówniarze, nie mam na was czasu- pękła mi żyłka, odsuwam jego chłodną dłoń od twarzy
-A niby co masz innego do roboty?- wyrywam mu się całkowicie-Opalanie czegoś czego nawet się nie posiada?
-Ty mały! Wytresuj swojego psa, a nie. Nawet nie jest na smyczy- skierowała to do kostki lodu
-Jak mnie nazwałaś?! Ja się już starać nie będę! Niech oni się z tym sami męczą- włożyłem ręce do kieszeni i odszedłem.
-Burn, wracaj.
-Sam widzisz, że rozmowa nie idzie. Ty sobie z nią gadaj, poczekam- machnąłem ręką odchodząc gdzieś.
On jest lepszy w rozmowach, a jego cierpliwość jest nie do złamania, w końcu nasza znajomość nie poszła na marne~ nie musi dziękować. Usiadłem na kamieniu dalej coś burcząc pod nosem. Sprawdziłem wiadomości z Gran, czekają przy jakiejś tam bramie z kamienia przy lesie. Dalej nie mogą przejść, czyli jakąś tam blokadę mają, świetnie. Zerkam za siebie, słysząc kroki.
-No i jak?-pytam, dostaję po głowie-Za co?
-Jeszcze się pytasz? Nie każdy ma taki charakter jak ja i nikt o zdrowych zmysłach nie wytrzymałby z tobą. Czy ty siebie słyszałeś? Jak mogłeś obrazić tak zmarłą osobę?- słucham jego skarg uważnie.
-Tak jakoś...nie miałem na to większego wpływu.
-Spróbuj być milszy. Do póki jej nie przeprosisz, nigdzie nie pójdzie- wstałem
-No chyba pogięło! Niby za co?!
-Jeszcze się pytasz? Po prostu to zrób, nie mamy na to całego dnia- wzdycha-Dostaniesz nagrodę jak to zrobisz- teraz to mnie zaciekawił.
-Niby co?
-Co tam będziesz chciał, ale w miarę wykonalnego, dobra?
-Obiecujesz?
-Tak- myślę chwilę
-Umowa stoi- idę tam, układając jakieś tam słowa w zdania. Jakoś mi się to nie uśmiecha, ale jeśli dostanę co tylko chcę od śnieżynki, to nie mam zamiaru marnować takiej szansy. Podszedłem do zjawy, nabrałem powietrza do płuc.
-A więc tak, źle się zachowałem, powinienem mieć do ciebie szacunek, chociaż ty też go do mnie nie miałaś- znowu dostałem po głowie-Żałuję moich słów i naprawdę przepraszam. Zamiast się obrażać, to może po tylu latach spotkasz się z ojcem? To nie ja go zranię, a ty- czuję mordujący wzrok ukochanego. Nigdy nie mówiłem, że jestem w tym dobry, ale przeprosiny, to przeprosiny.
-Chyba już wiem czemu jesteście parą.
-Ha?! Miało mnie to obrazić?!
-Niewychowaniec.
-Ja Ci zaraz...! Ech...tak, tak, wiem, że nie jestem jakoś uprzejmy i tak dalej, ale ja przynajmniej nawet na ślepo bym pobiegł do osoby, którą kocham- patrzymy sobie w oczy.
-Niech będzie, prowadźcie mnie.
-Wo, jaka litościwa, ow. No weź już mnie nie bij!
-Zasłużyłeś.
-Jednak nie będę delikatny, poczujesz na własnej skórze co to prawdziwy seme- jego wyraz mówi sam za siebie, sam nie wiem czemu akurat o tym wspomniałem.
-Bur...nie załamuj mnie- przyglądają nam się z dwuznacznym wzrokiem
-Nie patrzcie tak na nas.
-Robią to z twojej winy.
-Nie ważne co powiem, wyglądamy jak para lub coś innego. Ach, ten mój seksapil- przeczesałem dumny włosy
-Pff, nie rozbawiaj mnie. Gdzie jest Gran i Reize?
-Przy bramie z skał.
-Tak daleko nie mogę pójść- wtrąciła się Mayumi.
-Ty też masz jakieś ograniczenia? No to zobaczycie się w oddali- wzruszyłem ramionami niedbale
-Naprawdę nie myślisz nad tym co mówisz.
-Tak, tak, ale nic nie poradzę na zasady tej planety. Ja ich nie ogarniam, a tym bardziej nie zmienię- stwierdziłem fakt, już nikt się nie odezwał. Doszliśmy do tego miejsca, a dokładniej...z 50 m na wprost od nich. Zauważyli nas. Kobieta stanęła, wygląda jakby przed nią była niewidzialna bariera, czyli tak jak mówiła. To co teraz? Nawet krzyków nie słyszę dokładnie. Wzdycham pod nosem-Znajcie moje dobre serce- wyjąłem telefon i zadzwoniłem do jednego z nich, odebrał-Hej, mamy ją.
-Czemu nie podejdziecie bliżej?
-Jakaś tam blokada, dlatego najwyżej pogadają przez telefon. Podaj telefon temu duchowi obok, ok?
-Spoko- zauważam jak wręczył mu przedmiot, przyłożyłem swój do twarzy kobiety.
Pov. Gran
Przybliżyłem do mężczyzny.
-Pańska córka- szepnąłem, spojrzał na telefon zamglonym wzrokiem.
-Tato? Czy to ty...?- po chwili całą twarz miał zapłakaną
-Tak, perełko, to ja- podniosłem kąciki ust na ten widok, aż serce się kraja. Brawo Burn, dobre rozwiązanie wymyśliłeś.
**********
Ilość słów: 1562
20.07.2021r.
**********
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro